Dzień wcześniej ludzie sobie przypominają o tych, których już nie ma, a więc pędzą z wiadrami, szczotkami, aby przygotować groby na 1 listopada, kiedy przy naszych grobach raz do roku spotykają się kuzynki, kuzyni, ciotki, wujkowie, siostry, bracia, no cała niemal rodzina, zobowiązana tym dniem, aby ubrać się jak najładniej, przywdziać nowy płaszcz, może piękne futro i obowiązkowo nowe buty i nie szkodzi, że nie ma śniegu, najczęściej są to długie, pachnące nowością kozaczki. Panowie w eleganckich kurtkach, nowych spodniach i często w kapeluszu, bo szyk być musi. Przychodzi ten dzień, a może godzina, odprawiania mszy na cmentarzu, bo przecież wszyscy to są wzorowi katolicy i nie wypada nie zebrać się przy grobach, aby wspólnie nie wysłuchać słów księdza przez kiepskie głośniki – stoją na baczność, może troszkę przestępując z nogi na nogę, w milczeniu. Jeden patrzy się na migające znicze, drugi skupia wzrok gdzieś w nicość, smutni, jakby nieobecni, zadumani, jakby trochę obojętni. Nikt na nikogo nie patrzy, nie uśmiecha się, nie próbuje zagadać, choćby jak tam zdrowie, co u ciebie słychać – totalne milczenie jakby nikt nikomu do niczego nie był potrzebny. Zresztą o czym tu gadać, skoro nie widzieli się cały rok i nikt do nikogo nie ma o to pretensji, to niby dlaczego mieli dzisiaj wymieniać jakieś uprzejmości i się nadmiernie wysilać. Skończy się msza, to się przecisną w tłumie i wrócą do domu na wcześniej przygotowany obiad, a potem wypiją gorącą kawę i skosztują kawał ciasta i wszystko wróci do starego porządku.
Ona nie raz widziała takie sceny i kiedy tylko odeszła od grobu, słyszała szepty za plecami.
– Terenia, widzisz jak ona się zmieniła i zobacz, dalej siedzi z tym swoim mężusiem, ciekawe czy dalej ją zdradza?
– A wiesz, że jej córka straciła kolejne dziecko, co do cholery z nimi jest nie tak?
– Ale to nic moja droga, zobacz jak ona przytyła i wygląda jak potwór.
– Wiesz, a ja słyszałam, że ona choruje na cukrzycę i dlatego.
– Poważnie? No patrz, kto by pomyślał, że ją też choroby dopadły…
I tak dalej, i tak dalej i Ona już nie chce uczestniczyć w tym.Ona idzie na swoje groby dzień wcześniej, stawia kwiaty i zapala lampki. Ona nie cierpi szeptanek za plecami, dziwnych aluzji, nie szczerych uśmiechów, bo dla niej najważniejsza jest pamięć o tych, których już nie ma i niech inni sobie szepczą do woli i niech mają z tego satysfakcję, że niby z nimi wszystko w porządku i są wiecznie piękni i młodzi. Ona odcina się od hien cmentarnych. Woli samotnie przejść się alejkami z zaciśniętym gardłem z żalu, kiedy dochodzi do grobu swoich dwóch wnuków, których nie dane jej było zobaczyć, a reszta? Niech ich wszystkich powygina śmiało ciało!