Archiwum dnia: 14 listopada, 2013

„Kinsey” – moje dzisiejsze kino

 

Wykorzystując ciszę w eterze postanowiłam swój wolny czas poświęcić na dobre kino i obejrzałam na VOD film pt. Kinsey” a jest to nominowana do Oscara biograficzna opowieść o Alfredzie Kinseyu, amerykańskim naukowcu, którego badania na temat seksualnych zachowań mężczyzn prasa w USA porównywała do skutków uderzenia bomby atomowej. 

Cóż mogę napisać od siebie, aby nie zanudzić czytelnika. Napiszę, że o seksie nie z każdym można rozmawiać, gdyż zazwyczaj ludzie się wstydzą opowiadać o swojej seksualności i zachowaniach w niej. Bywają one na tyle wstydliwe, że większość z nas woli zachować je tylko dla siebie. Kinsey wybrał się w trasę po Ameryce i przeprowadził tysiące wywiadów z ludźmi  i nakłonił ich do intymnych zwierzeń. Wszystko zawarł w statystycznych opracowaniach, a także w swoich książkach, uczących często purytańskie środowiska, zdrowego podejścia do swojej seksualności. Otworzył społeczeństwo i uświadomił, że masturbacja i onanizm ze prowadzą do ślepoty. Warto obejrzeć ten film, który otwiera oglądającego i każe się zastanowić jak to z Tobą i Tobą jest? 🙂

Będąc dojrzałą psycholożką o specjalności „gaszenia zapędów przedświątecznych”

Będąc dojrzałą psycholożką o specjalności „gaszenia zapędów przedświątecznych” umiejącą zapanować nad paniką, co to mi się od niedawna udaje, bo od roku , weszła raz do mojego gabinetu  pacjętka z miną gradową i nad głową z chmurami stratus.

PACJENTKA – Dzień dobry, pani psycholog!

DOJRZAŁA PSYCHOLOG – Dziędobry, co pani dolega?

P – Dolegają mię Pani psycholog swędzące ręce i jak by mnie ktoś w tyłek kopał i szeptał od wczoraj – weź się do roboty kobieto – święta za pasem. Szepcze i gada, nie daje się skupić nad blogiem, ani na niczym, O!
DP – Rozumiem tę dolegliwość, bo my kobity tak mamy, czego nie odczuwają wcale chłopy. Im nawet do głowy nie przyjdzie, że dla nas przychodzi gorący, niczym gejzer okres. Oni tylko nie lubią mieć wulkana w domu, co to zaczyna dymić. Połóż się kochaneczko na mojej mnięciutkiej kozetce, będę Cię wyciszać, abyś poczuła lekkość na duszy i nabrała wiary w siebie, że roboty nie przerobisz, a i wyrzutów sumienia się pozbędziesz. Podejdziesz po mojej hipnozie do sprawy, nie jak kobieta, która musi się zatyrać na pysk i staniesz się wróżką, której jak co roku wszystko się uda i odzyskasz spokój duszy. A więc zaczynam czary mary – jest Pani gotowa na przyjęcie moich fluidów spokojności?

P – Pani Psycholożko, poddaję się bez sprzeciwa, że odejmniesz mnie jakieś, chociaż  10 lat, co by ja mogła na stołek wskoczyć, niczym młoda koza. Z nadzieją, że niczym błyskawica pościeram, pomyję, ułożę i zrobię rozsądną listę zakupów i przy tym wszystkim będę uśmiechnięta i zadowolona, a mężuś będzie miał ze mnie pożytek w łóżku od ranka do wieczorka – da się?

DP – Aha. Wszystko jest dla mnie jasne jak słońce na firmamencie . Czuję, że jest Pani dobrym materiałem do hipnozy, z jasno sprecyzowanymi oczekiwaniami, a więc proszę zamknąć oczęta i proszę się maksymalnie skupić, gdyż rozedrgane nerwy, rozbiegany wzrok i ręce rwące się do roboty musimy maksymalnie uspokoić.

Proszę mi zaufać i najważniejsze będzie, aby wyrównać przyspieszony oddech i z paniką bijące serce. Gwarantuję Pani to wszystko, a najważniejsze, że w łóżku będzie Pani zgrabna i powabna bez zbędnego stresa i chęcią na fiki miki. Zaczynam działać – czary mary, hokus pokus, jest Pani wolna, młoda, wyciszona i pełna swobody.

P – Ależ Pani psycholog, proszę pozwolić mi pobyć jeszcze troszeczkę w tej hipnozie, bo tak mi bosko jest i tak bezpiecznie i bajecznie.

PD – Zgadzam się, niech Pani czerpie jak najwięcej spokoju, na mojej mnięciukiej kozetce – zaraz wrócę i na pstyk będę musiała z gabineta Panią pożegnać, bo dziś mam w kolejce jeszcze dziesięć takich spanikowanych.

Otwarłam ukradkowo szufladę, zerkłam do ęceklopedii pod hasło chmur stratos, zidętyfikowałam, że to są najcięższe chmury, dopadające kobiety w syndromie przedświątecznym, które trzeba zamienić na chmury – tylko spokój nas uratuje i w przerwie między jedną pacjętką, a drugą, sama się glebnę na mnięciutką kozetkę, ponieważ dopada mnie też syndrom niespokojnych rąk – ratunku!