Będąc dojrzałą psycholożką o specjalności „gaszenia zapędów przedświątecznych” umiejącą zapanować nad paniką, co to mi się od niedawna udaje, bo od roku , weszła raz do mojego gabinetu pacjętka z miną gradową i nad głową z chmurami stratus.
PACJENTKA – Dzień dobry, pani psycholog!
DOJRZAŁA PSYCHOLOG – Dziędobry, co pani dolega?
P – Dolegają mię Pani psycholog swędzące ręce i jak by mnie ktoś w tyłek kopał i szeptał od wczoraj – weź się do roboty kobieto – święta za pasem. Szepcze i gada, nie daje się skupić nad blogiem, ani na niczym, O!
DP – Rozumiem tę dolegliwość, bo my kobity tak mamy, czego nie odczuwają wcale chłopy. Im nawet do głowy nie przyjdzie, że dla nas przychodzi gorący, niczym gejzer okres. Oni tylko nie lubią mieć wulkana w domu, co to zaczyna dymić. Połóż się kochaneczko na mojej mnięciutkiej kozetce, będę Cię wyciszać, abyś poczuła lekkość na duszy i nabrała wiary w siebie, że roboty nie przerobisz, a i wyrzutów sumienia się pozbędziesz. Podejdziesz po mojej hipnozie do sprawy, nie jak kobieta, która musi się zatyrać na pysk i staniesz się wróżką, której jak co roku wszystko się uda i odzyskasz spokój duszy. A więc zaczynam czary mary – jest Pani gotowa na przyjęcie moich fluidów spokojności?
P – Pani Psycholożko, poddaję się bez sprzeciwa, że odejmniesz mnie jakieś, chociaż 10 lat, co by ja mogła na stołek wskoczyć, niczym młoda koza. Z nadzieją, że niczym błyskawica pościeram, pomyję, ułożę i zrobię rozsądną listę zakupów i przy tym wszystkim będę uśmiechnięta i zadowolona, a mężuś będzie miał ze mnie pożytek w łóżku od ranka do wieczorka – da się?
DP – Aha. Wszystko jest dla mnie jasne jak słońce na firmamencie . Czuję, że jest Pani dobrym materiałem do hipnozy, z jasno sprecyzowanymi oczekiwaniami, a więc proszę zamknąć oczęta i proszę się maksymalnie skupić, gdyż rozedrgane nerwy, rozbiegany wzrok i ręce rwące się do roboty musimy maksymalnie uspokoić.
Proszę mi zaufać i najważniejsze będzie, aby wyrównać przyspieszony oddech i z paniką bijące serce. Gwarantuję Pani to wszystko, a najważniejsze, że w łóżku będzie Pani zgrabna i powabna bez zbędnego stresa i chęcią na fiki miki. Zaczynam działać – czary mary, hokus pokus, jest Pani wolna, młoda, wyciszona i pełna swobody.
P – Ależ Pani psycholog, proszę pozwolić mi pobyć jeszcze troszeczkę w tej hipnozie, bo tak mi bosko jest i tak bezpiecznie i bajecznie.
PD – Zgadzam się, niech Pani czerpie jak najwięcej spokoju, na mojej mnięciukiej kozetce – zaraz wrócę i na pstyk będę musiała z gabineta Panią pożegnać, bo dziś mam w kolejce jeszcze dziesięć takich spanikowanych.
Otwarłam ukradkowo szufladę, zerkłam do ęceklopedii pod hasło chmur stratos, zidętyfikowałam, że to są najcięższe chmury, dopadające kobiety w syndromie przedświątecznym, które trzeba zamienić na chmury – tylko spokój nas uratuje i w przerwie między jedną pacjętką, a drugą, sama się glebnę na mnięciutką kozetkę, ponieważ dopada mnie też syndrom niespokojnych rąk – ratunku!