To było jakieś dwa lata temu. Proszę wybaczyć, ale wciąż żyję w matriksie i plączą mi się lata i dni. Nie pamiętam dokładnie, a wydaje mi się, że było to dawno, a czasami, że wczoraj, Dowiedziałam się, że nadal się spotykają i on nadal, śpiąc ze mną, posuwa tą drugą. Co się dziwić, wszak jest 14 lat młodsza ode mnie i 13 lat młodsza od niego, a więc cymesik, tylko brać. Nie jeden raz prosiłam, wybieraj i przysięgał, że więcej się z nią nie spotka i kocha tylko mnie. Uwierzyłam i chciałam, aby nasze małżeństwo trwało nadal, mimo rys w moim sercu. Chciałam uratować nasze małżeństwo i pragnęłam na nowo zaufać, a tu taka powiastka. Gówno warte jest jego słowo. Ponownie wystawił mnie do wiatru, jak jakąś durną i niepełnosprawną. Mnie tu zapewniał, że koniec, że żałuje i zapraszał mnie na małżeński seks i ja się zgodziłam. Kiedy się dowiedziałam, że ona wciąż jest w jego życiu i mami go swoimi wdziękami, coś we mnie pękło. Nie byłam zła na niego, a byłam wściekła na nią, bo kobieta kobiecie nie powinna tego robić. Chłop jak to chłop, bo jak suka nie da, pies nie weźmie. Tak sobie to tłumaczyłam w mojej chwili rozpaczy. Nie usprawiedliwiałam go, o nie, broń Boże, ale w tej konkretnej chwili moja wściekłość skierowała się na to cholerne beztalencie, nieudacznika życiowego, której nic w życiu się nie udało. Jej dzieci nie skończyły szkół, wpadły w narkotykową sieć. Mąż kopnął ją w dupę, a zawodu żadnego to to nie zdobyło. Potrafiło to, to rozstawiać nogi przed każdym chętnym, a chętny był mój mąż, jako ostatnia jej zdobycz. Strasznie mnie to zabolało, bo wychowałam swoje dzieci na cholernie, dobrych ludzi. Mój dom, przypominał dom i wszystkie święta rodzinne w nim się odbywały, a sama zawsze zadbana, byłam do dyspozycji męża, a temu zachciało się innej dziury! Kiedy się dowiedziałam, że się spotykają, załamałam się. Nie chciałam żyć, ale o tym potem, bo wcześniej zawisłam na wpół barierki na balkonie, zrozpaczona, zrezygnowana i wpadłam na pomysł, że ku..ę ubiję. Mąż miał w swoich rupieciach jakiś pistolet i ja nie wiedziałam, czy na ostrą, czy ślepaki. Wzięłam to do torebki i choć nie wiedziałam, gdzie ku… sze mieszka – wybrałam się ciemną nocą. Wiecie co, że nie wiem jak, ale trafiłam na jakiś korytarz, gdzie badzisko w koszulinie się zjawiło, zaspane. Byłam tak zdeterminowana, że zasadziłam jej kopa, potem drugiego, z liścia i potargałam jej kudła. Ja nie wiem, skąd ja wzięłam te siły, ale ku…sze nie miało przy mnie szans. Ktoś wezwał policję, ja nie wiem kto i ci policjanci odwieźli mnie do domu. Nie zostały mi postawione żadne zarzuty, nikt mnie nie wezwał na komisariat na przesłuchanie, bo wszyscy wiedzieli, że urwie się należało! Wciąż się leczę, tak jak leczyłam po tej bitwie siniaki i skaleczenia, ale warto było, bo kobieta kobiecie tego nie powinna robić!
Nie chciałam żyć, a więc połknęłam znowu tabletki, ale mnie odratowano i znowu próbuję zaufać!