Nie smuć się kochany, że wszystko już za nami,
bo tak nie jest.
Nie smuć się miły, że dobre dni się skończyły,
bo tak nie jest.
Ja pomaluję Ci ten świat, bo dużo siły jeszcze mam,
bo silna jestem.
Jestem Twoim aniołem, co reaguje w porę,
abyś nie robił błędów.
Zaprowadzę Cię w najpiękniejsze miejsca,
bo wiem, gdzie one są.
Ukołyszę Cię do snu kolorowego
i proszę nie pytaj – dlaczego?
Archiwum dnia: 24 listopada, 2013
Moje niedzielne kino – Iris
Uhonorowana Oscarem biograficzna opowieść o życiu i śmierci jednej z najwybitniejszych pisarek i myślicielek XX wieku – Iris Murdoch, dotkniętej na starość chorobą Alzhaimera. Trafiłam na ten film po raz drugi i nie mogłam sobie go odmówić w celu przypomnienia, bo jest to film piękny. Opowiada o życiu pisarki, oraz jej wielkiej miłości, a taka miłość zdarza się niesłychanie rzadko. Mąż Iris, kiedy zachorowała, nie opuścił jej do ostatniej chwili. Ostrzegam, że film jest strasznie smutnym obrazem i uświadamia, że każdy z nas może zapaść na tak destrukcyjną chorobę. W filmie pokazano jak ta miłość się budziła i jak z upływem czasu, robiła się piękniejsza i mocniejsza. Cóż więcej tu pisać, oprócz tego, że to jest bardzo dobry film i świetnie zrealizowany. Gra aktorów, a zwłaszcza rola głównej bohaterki, zagrana po mistrzowsku. Polecam, choć uprzedzam. Nie ma mocnych, aby nie przeżyć tego filmu bardzo głęboko.
Przy spokojnej niedzieli – o wielkiej polityce, jednak
Minęła 50 rocznica zamordowania amerykańskiego, najmłodszego Prezydenta Johna Kennedy’ego. Miał zaledwie 33 lata, kiedy dostąpił najwyższego stanowiska na świecie. Amerykanie go uwielbiali, wręcz stawiali i stawiają na piedestale nieskazitelności i jego pełnego oddaniu się dla narodu amerykańskiego. Do dnia dzisiejszego nie wiemy kto stał za zamachem i dlaczego ktoś poczęstował ich Prezydenta trzema strzałami podczas przejazdu po ulicach Dallas. Co takiego zrobił dla swoich obywateli, że do dzisiaj żyją ludzie, którzy nie mogą się otrząsnąć po tej zbrodni. Powstało tak wiele filmów analizujących ten zamach i do dzisiaj nic nie wiadomo – na pewno. Dlaczego ja o tym piszę? Przecież żyję w Polsce i co mnie tam powinien obchodzić Prezydent Stanów Zjednoczonych? Piszę dlatego, że wg. Mnie, prostej kobiety z Polski, bardziej od dokonań politycznych amerykańskiego Prezydenta, zainteresowało jego życie prywatne. Nasz historyk, Pan Wołoszański w ostrych słowach podsumował prezydenturę Johna Kennedy. Otóż z jego publikacji, która jest pod linkiem:
http://historia.focus.pl/swiat/przystojny-moze-wiecej-457
wynika, że był to Prezydent, który czegokolwiek się dotknął, to po prostu to spaprał. Nic właściwie mu nie wyszło i okazuje się, że był lubiany przez swoich obywateli, ale najbardziej za to, że był przystojnym facetem, a takich ludzi się zwyczajnie lubi. Miał w sobie ten osobisty urok, który powalał na kolana.
Mnie jako kobiecie, w wieku o wiele młodszym ten typ mężczyzny się wcale, a wcale nie podobał. Nie wiem, co też te wszystkie jego kochanki w nim widziały, bo zdradzał swoją, piękną żonę Jackie na lewo i prawo, w różnych miejscach i z różnymi kobietami, które Prezydentowi odmówić nie śmiały. Zdradzał swoją żonę nawet pod ich wspólnym dachem. Podobno tendencje do zdrady odziedziczył po swoim Ojcu, który też miał słabość do młodych aktoreczek. Tak się zastanawiam, czy czasami nie z powodu swojej rozwiązłości, z tych właśnie powodów, ta kula go dosięgła, a nie z jakiś tam powodów politycznych. Był zwykłym bawidamkiem, który swoje stresy leczył w łóżkach wielu kobiet i kto wie, czy jego romans z MM, najpiękniejszą kobietą świata, nie przyczynił się do jej śmierci też.
A gdyby nasz obecny Prezydent – Bronisław Komorowski miał takie babiarskie skłonności ? Czy służby specjalne, byłyby w stanie zachować w tajemnicy jego wyskoki na boki, a Anna Komorowska żyłaby pogodzona w cieniu i czy w katolickim kraju by się to zwyczajnie nie udało? Tak sobie dywaguję 😀