Archiwa miesięczne: Luty 2014

Kochaczka gorsza niż sraczka – moje kino

Czy spotkaliście się kiedyś z taką sytuacją? Samotna kobieta z dzieckiem, albo dziećmi, która jest albo rozwódką, albo porzuconą kobietą zostawioną sama sobie, która musi sobie ze wszystkim radzić sama. Musi utrzymać dom i mieć z czego ubrać i nakarmić swoje dziecko, albo dzieci. Pozostawiona ze swoimi zgryzotami, która ma szczerze dość swojego życia i samotności. Nie godzi się na taki los i zaczyna szukać sobie nowego partnera, aby pomógł jej związać koniec z końcem. Jest takich kobiet bardzo wiele – samotnych, nie przytulanych, pragnących odrobiny uczucia i wsparcia. Teraz są takie czasy, że mamy Internet i to w nim trwają poszukiwania tego księcia z bajki i choć jest to bardzo ryzykowne, to jest najszybszym medium prowadzącym do tej pierwszej randki, a czasem kilka randek, aż się trafi na tego jedynego. Zakochują się na zabój i kiedy snują plany na wspólną przyszłość, nagle zaczynają im przeszkadzać dzieci, bo on się na nie nie zgadza i owszem będzie z nią, ale bez jej dzieci. I tu następuje dramat, bo wiele kobiet zgadza się na taki układ, podrzucając dzieci rodzinie, pozostawiając je na pastwę losu, a same są w stanie jechać na koniec świata za swoim panem, który gdzieś tam uwije dla nich gniazdko i tylko będą we dwoje, bez zbędnego balastu.

Chcę nawiązać do obejrzanego filmu pt. ” Lilja 4 – eber”.  Jest to film o porzuconej 16 letniej dziewczynie, przez własną matkę, która z Rosji pojechała za ukochanym do Stanów Zjednoczonych. Podrzuciła córkę, schorowanej ciotce, która jak się okazało niczego dobrego do dziewczyny nie czuła. Pozostawiła ją także na pastwę losu w biednej, pozbawionej perspektyw, rosyjskiej i odrapanej mieścinie, zupełnie się nią nie interesując. Film jest duński, ale bardzo sugestywnie oddał beznadziejność rosyjskiej rzeczywistości, a jakie były dalsze losy Liljany, to film trzeba obejrzeć, bo jest to bardzo wartościowe kino, które uświadamia, że rodzina powinna trzymać się razem, a jeśli matka zostawia swoje dziecko w imię chorej miłości, zasługuje na potępienie.

 

Reklama

Moje kino – musiałam się z tym przespać

Wczoraj poświęciłam ponad dwie godziny na film pt. „Cyrulik syberyjski” . Tak się złożyło, że tam w Rosji teraz tak wiele się dzieje, bo i w Ukrainie dążącej do lepszego życia, bez korupcji i oligarchów, jak i na Krymie, gdzie jedni chcą przynależeć pod rządy drapieżnej Rosji, a drudzy chcą autonomii. No więc, zdecydowałam się na ten film, licząc na przednie uniesienia, bo kino opowiadające o carskiej Rosji musi być przecież fascynujące, szeroko opowiadające o rosyjskiej duszy, tym samym, że „Cyrulik syberyjski” wchodził na ekrany kin promowany hasłem „najdroższy film w historii rosyjskiej kinematografii” – kosztował 35 milionów dolarów. Do jego produkcji zaangażowano około 250 aktorów, kilka tysięcy statystów, kilka samolotów i helikopterów oraz 40 karet, a ekipę filmową obsługiwało codziennie 80 samochodów. Dla potrzeb scenariusza udało się nawet po raz pierwszy w historii zgasić czerwoną gwiazdę na Kremlu – podobno wystarczył jeden telefon Michałkowa do Borysa Jelcyna. Obok rosyjskich aktorów, w „Cyruliku syberyjskim” wystąpiły angielskie gwiazdy – Julia Ormond i nieżyjący już Richard Harris. Ogromne koszty pochłonęły też dekoracje: wszystkie użyte na planie filmu naczynia zostały zrobione na specjalne zamówienie przez czeskich dmuchaczy szkła. Filmowcom nie dopisała pogoda, co pociągnęło za sobą kolejne budżetowe nakłady. Film wymagał bowiem śnieżnej scenerii, a ówczesna zima była wyjątkowo łagodna. Tony śniegu zapewniły więc ostatecznie armatki. Niestety, w połowie lutego temperatura wzrosła do +12 stopni Celsjusza i lód na jeziorze, na którym zbudowano dekoracje do jarmarku, zaczął pękać, co spowodowało nieplanowaną ewakuację.

czytaj wiecej: http://www.alekinoplus.pl/program/film/cyrulik-syberyjski_29194#ixzz2uc74lEtG

I kochani, wczoraj po moim seansie byłam trochę zdezorientowana i odrobinę zawiedziona. Film zrobiony z ogromnym rozmachem, gra aktorów fenomenalna, stroje, wystroje, obraz Rosji carskiej, to wszystko było pokazane perfekcyjnie, a jednak czegoś mi w tym filmie zabrakło i musiałam się z tym przespać, aby pomyśleć głębiej – czego to też Elu zabrakło ci w tym filmie? Otóż dopiero dzisiaj doszłam do wniosku, że dialogi były za mało sugestywne, ponieważ olśniło mnie, że aktorzy posługują się w tym filmie językiem na sposób bardziej amerykański, skrótowy, bez tej jak to się określa rosyjskiej, głębokiej  duszy. Uwielbiam rosyjskie kino, a  tu jednak zapachniało mi Hollywood  i tylko tyle mi zabrakło, bo reszta jest bez zastrzeżeń, a więc polecam ten film, aby oderwać się od ukraińskiego konfliktu i zajrzeć do carskiej Rosji i stwierdzić, że nie zmieniło się nic!

Przemęczać się, czy też lepiej nie!

Kiedy odchodzi się na zawsze z pracy, to tylko chwilę potem dzwonią telefony od koleżanek, z którymi się razem pracowało przez wiele lat. Przychodzi jednak taki moment, że telefon milknie na zawsze i idziemy zwyczajnie w zapomnienie. Tak było i ze mną i czasami się zastanawiam, czy to czasem nie jest i moja wina. Nie szukam na siłę znajomości w swoim otoczeniu. Nie bywam na wspólnych babskich zlotach i nie chodzę do nikogo na kawkę i pogaduszki, bo jest mi to już do niczego nie potrzebne. Mam swoje dzieci, troskliwego męża i to mi wystarcza. Nigdy nie byłam kobietą, która lubiła babskie spotkania i te ploteczki na nich zupełnie mnie nie interesowały, a więc jest jak jest, a jest dobrze i nie cierpię z tego powodu.

Mam w swoim otoczeniu takie kobiety, które nie przepracowały w swoim życiu ani jednego dnia, a jednak są otoczone wianuszkiem koleżanek i spotykają się na takich babskich sabatach. Nie pracowały, bo chyba nie chciały, albo mężowie nie mieli nic przeciwko temu, uważając, że kobieta i tak ma dużo pracy w domu i przy wychowywaniu dzieci, a więc jeśli tylko finansowo starczało, nie widzieli powodu, aby ich kobieta musiała iść do pracy.

Znam taką Panią Helenę, która wychowywała dwóch synów, a jej mąż piął się po szczeblach kariery wojskowej. Pani Helena, to taka artystyczna dusza i siedząc w domu, między zajęciami domowymi, wyszywała, robiła na drutach, a także malowała obrazy. To jej mąż zadecydował, że do pracy iść nie musi, bo woli, aby była w domu. Pani Helena ma obecnie ok 70 – tki, a więc jest już starszą Panią.

Obserwuję też stosunkowo młodą kobietę, widząc ją ze swojego okna, która na balkonie, co 20  minut, pali papierosa. Widzę, że nie pracuje nigdzie, choć podobno kiedyś pracowała, ale owa praca nie była dla niej źródłem satysfakcji, a więc z niej zrezygnowała. Jej mąż (chyba), wyjeżdża na długie trasy, gdyż pracuje jako kierowca tira i jest w domu co dwa tygodnie. Mają jedno, odchowane dziecko, a więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby iść do pracy, ale w zasadzie po co, skoro chłopa ma się od tego, aby zarabiał.

Następnie inna młoda kobieta, która ma dwoje dzieci, a jej mąż też nie pracuje. Handlują czymś i z tego żyją, choć mieszkanie jest nie opłacone i komornik zabrał już sporo rzeczy na rzecz długów. Ona rozpoczęła kurs przystosowujący do pracy, ale go nie skończyła i dalej sobie siedzi w domu, bo po co się mają oboje przemęczać.

Inna, także nie skalała się w życiu pracą, bo też jest zdania, że to chłop ma do domu przynosić pieniądze, a więc też wygoniła go na tiry i ma święty spokój i czas dla koleżanek, bo dom jest ich pełen. Są pieniądze na kosmetyki i dobrą kawę i papieroski i jakoś tam leci.

Dlaczego o tym piszę, ano dlatego, że kobiety można podzielić na pracowite, lojalne wobec domowego budżetu i takie, które nie po to za mąż wychodziły, aby tyrać. Od tego mają chłopów, których zasranym obowiązkiem jest zarobić na dom, a jak nie to fora ze dwora i na jego miejsce będzie inny, lepszy, zaradniejszy, bogatszy. Potrafią także od łoża odsunąć do momentu, kiedy widzą na koncie lepsze pieniądze, którymi mogą dowolnie dysponować i tu nasuwa się pytanie, które w życiu mają lepiej?

Jest gdzieś taka kraina i wiem gdzie!

 W sieci spotykają się różni ludzie. Piszą do siebie mejle, wymieniają pozdrowienia na czatach, a także w pewnym momencie zaczynają się sobie zwierzać, bo polubili się wirtualnie. Pamiętają o swoich urodzinach, imieninach, a także coraz głębiej wchodzą w swoją prywatność. Następuje coś takiego, że jeśli jedna ze stron nie odezwie się w ciągu dnia, to ta druga tarabani w umówione miejsce, bo przecież się bardzo martwi. Ludzie są skłonni do zawierania takich przyjaźni i z czasem przywiązują się do siebie, martwią, a także spotykają się w końcu w realu, choć wcale nie koniecznie. Następują wirtualne zwierzenia o najbardziej bolesnych sprawach, o kłopotach w życiu prywatnym. Rozmawiają o troskach, chorobach, dzieciach, czyli generalnie rozmawiają ze sobą, jakby znali się jak łyse konie. Rośnie więc korespondencja, której z reguły się nie pozbywamy, nie kasujemy, bo jest to bardzo ważna dla nas znajomość i ta korespondencja stanowi dla nas pamiątkę od drogiej nam, wirtualnej znajomej. Kiedyś takie liściki przewiązywało się kolorową kokardką i trzymało w sekretnym miejscu, a dzisiaj wszystko wisi w sieci. Wiem, że mniej elegancko, ale takie mamy czasy.

Ta druga strona oczywiście też nie likwiduje intymnych zwierzeń i ma je na kilka klików pod ręką. Może zrobić z tym co chce, ale czując bratnią duszę, wszystko ma zapisane w mejlach, na portalach społecznościowych, w prywatnych wiadomościach, albo zapisane w komputerowym notatniku. Metod na zatrzymanie korespondencji w komputerze jest wiele, a więc owe liściki stanowią o naszej lojalności wobec zapoznanej, bratniej duszy, bo zaistniała między dwoma osobami jakby chemia, bo z różnych względów dwie osoby do siebie pasują i łączą je podobne poglądy, czy też zdarzenia losowe i życiowe. Po prostu fajnie się pisze i miło mieć kogoś takiego w sieci, co daje poczucie, że nie jesteśmy w sieci sami, że ktoś nas rozumie i popiera, a także doradza i wspiera i dodaje otuchy.

Ale co się dzieje, kiedy nagle  tych dwoje ludzi zaczyna coś różnić? Najczęściej do jednej z osoby dochodzą plotki, że druga strona, gdzieś tam, z kimś innym zdradza zdobyte wiadomości i wyśmiewa, albo drwi na podstawie owych zwierzeń w prywatnych liścikach. Oczywiście zrywamy taką znajomość, ale nie możemy cofnąć już napisanych intymnych zwierzeń. Zastanawiamy się, jak mogliśmy być tak głupi, opisując swoje życie obcej właściwie osobie i to pokażę na podstawie pewnego forum, na którym rządzi znana w sieci Laura, administratorka forum w krainie elfów. Piękna nazwa prawda? Wciąga, bo każdy rejestrujący się użytkownik ma wrażenie, że trafił w idealne i spokojne miejsce, w którym będzie mógł poznać innych, dobrych elfów i będzie pod opieką sprawiedliwej, prawej, bez skazy administratorki, która nie pozwoli, aby komuś z głowy spadł choć jeden włos i będzie sielsko i anielsko, ale nie jest.

Pewna użytkowniczka zwierzyła się owej Laurze, zwanej już potocznie gadziną i mamy to co mamy. Cały Internet może teraz się dowiedzieć, że Alicja głupio ulokowała swoje uczucia, a kiedy się popsuło, jej priv fruwa po forum. Prawda, że miałam rację wyżej?

Jaki z tego wniosek? Bądźmy ostrożni i ja jako osoba, kiedyś bardzo ufna, także dałam się chyba ze trzy razy nabrać na wirtualną przyjaźń, ale dostałam takiego kopa, że teraz wypada mi już tylko ostrzegać przed nadmierną wylewnością w sieci, bo kochani, aby kogoś dobrze poznać, podobno trzeba z nim zjeść beczkę soli, a i to często jest za mało!

 Temat postu: Alicja
PostWysłany: Śro 26. Lut 2014, 12:10
Awatar użytkownika
Administrator
Administrator

Dołączenie: Nie 12. Cze 2011, 11:48
Posty: 21252

Alicja to kobieta ktora bardzo dlugo na forum udawala moja przyjaciolke forumowa, dostawala ode mnie paczki na urodziny i imieniny i nigdy nic zlego jej nie zrobilam, nawet sie nie poklocilysmy kiedy wyrzucilam z huckiem brata z forum i od razu polazla za nim, jemu slodzic i wspierac go w tym jaka to ja niby jestem okropna.Kiedys gdy otrzymywala ode mnie paczki nazywala mnie kochana Laurka, a potem u brata zaczela mnie nazywac gadem. Powtarzam ; ja tej kobiecie nigdy niczego zlego nie zrobilam !A oto jak mi slodzila gdy dostawala cos ode mnie;

Temat wiadomości: Re: ….
Od: Alicja
Wysłane o: 04 Sie 2010 18:40
Do: Laura
Laurko przecież to wielki wydatek.Samo kupno tych słodyczy bardzo dużo kosztuje + jeszcze wysyłka.Coś Ty nie kłopocz się kochanie.Nie żebym nie chciała,ale mnie wstyd przyjmować takie drogie prezenty.Bo ja nie będe mogła się odwdzięczyć Tobie.Dostałam od Ciebie biżuterię i za nią jestem już bardzo wdzięczna i bardzo się cieszę.

Temat wiadomości: Re: ….
Od: Alicja
Wysłane o: 04 Sie 2010 18:55
Do: Laura
Lauro bardzo Tobie dziękuję.Czekoladki i tym podobne bardzo lubię,a mój Adaś to wszystkie słodycze uwielbia.Ja się bardzo cieszę i bardzo Ci dziękuję.Już na sama myśl mi ślinka pociekła.Rozpieszczasz mnie a ja nie będę mogła się zrewanżować.

Temat wiadomości: Re: ….
Od: Alicja
Wysłane o: 04 Sie 2010 19:13
Do: Laura
Ja tez lubię czekoladki.I jeszcze raz Tobie dziękuję.Naprawdę sprawiłaś mi wielką radość.Wzruszyłam się i aż się popłakałam.
Jesteś kochana. :11:)
Jak tylko paczka dojdzie dam Ci znać.

Temat wiadomości: Re: ….
Od: Alicja
Wysłane o: 05 Sie 2010 16:15
Do: Laura
Laurko bardzo dobrze się czuję.Przez Twój piękny gest jestem cała w skowronkach.Wczoraj byłam bardzo wzruszona i popłakiwałam sobie.

Temat wiadomości: PODZIĘKOWANIE.
Od: Alicja
Wysłane o: 09 Sie 2010 12:33
Do: Laura
Laurko,dostałam dzisiaj paczkę od Ciebie.Nie wyobrażałam sobie,że aż tyle tego jest.Słodycze,kawy,korale,myszka i kotek,kubek,świeczka , kartka z życzeniami i piękny bukiecik różyczek.Perfumy są piękne,przecież to majątek kosztowało.Chciałabym Ci się jakoś zrewanżować.
Szczerze ci powiem,że popłakałam się.Nigdy nie dostałam takiego bogatego prezentu jaki dostałam od Ciebie.Bardzo Tobie dziękuję.
Już zajadam czekoladki.

 

Aby dobitnie jeszcze pokazać, iż nie należy na elfy się rejestrować, pokażę dwa sceny, iż owa Laura, mieszkająca w Niemczech, choć w Polsce urodzona, emerytowana niemiecka seniorka strasznie nienawidzi Polaków i pod kryptonimem Paula napisała:

I jeszcze:

Już teraz jest jasne, jak wygląda owa kraina elfów i jej szanowna, emerytowana seniorka, która uważa nas Polaków za śmiecie, brudasów i pijaków i dodam, że mój znajomy Brat, założył specjalnie bloga, http://rozmowy-w-krainie-elfow.blogspot.com/

aby obnażyć jej draństwa, ale ja sądzę, że to za mało, bo sprawa ujawniania prywatnej korespondencji i inne draństwa powinny trafić do prokuratury. Uważam, że sieć jest do nauki i żartu, a nie powinna służyć do poniżania innych ludzi.

Moje dzisiejsze kino

Znali się od 40 lat i stanowili wspaniałą paczkę przyjaciół. Dwa małżeństwa i jeden, zagorzały kawaler, który bał się małżeństwa jak ognia, choć kobiet nie bał się wcale, a wręcz odwrotnie – kochał kobiety. Wszyscy byli na emeryturze i wiedli w swoich domach spokojne, może trochę leniwe życie. Pewnego razu jedno z nich nagle uległo wypadkowi i padła propozycja, aby wszyscy zamieszkali razem. Na samym początku, propozycja ta przeszła jakby bez echa, ale kiedy zaraz drugi ich przyjaciel dostał ataku serca, to długo nie czekając, spakowali swoje najpotrzebniejsze rzeczy i przenieśli się do domu, dużego domu jednego z małżeństw i odtąd wiedli wspólne życie, tak jak jedna wielka rodzina, troszcząc się o siebie nawzajem.

Takie rozwiązanie było im na rękę, gdyż wszyscy byli już po 70 – tce i zdawali sobie sprawę z tego, że nikt w razie śmierci jednego z nich, nimi się nie zajmie. Mieli dzieci, ale żadne z nich nie miało na tyle woli, a i czasu, aby zająć się schorowanym i owdowiałym rodzicem. Jeden z synów zaproponował ojcu, dobry dom opieki, z którego wyrwali go przyjaciele. Jedna z córek także nie mogła się zająć rodzicem z braku czasu, a więc pomysł na wspólne zamieszkanie był bardzo, każdemu na rękę, gdyż każdy wiedział, iż może liczyć na opiekę i towarzystwo pozostałych, a, że rozumieli się bez słów, to tym bardziej wszyscy cieszyli na wspólną starość.

Opowiadam o filmie, jaki dziś obejrzałam pt. „Zamieszkajmy razem” i nie wiedzieć czemu, wpadają mi ostatnio filmy o nieuchronnej starości, ale to dobrze, bo lepiej rozumiem ten proces, który sprawiedliwie wszystkich dotyka i nawet Jane Fonda, która zagrała bardzo dobrą rolę w tym filmie, Najciekawszym wątkiem filmu było  to, że wydało się po 40 latach, iż ten zadeklarowany kawaler, miał ognisty romans z żonami swoich przyjaciół, co zostało mu wybaczone przez pozostałych przyjaciół, gdyż to z nimi owe kobiety się zestarzały.

Polecam ten film, pełen zabawnych momentów, bo starość bywa też  zabawna, bo starzy ludzie są jak dzieci 🙂

Mój mały sukces w sieci

Wklejam rozmowę z Redaktorem Naczelnym portalu „Na Temat” – ale mnie kopnął od rana zaszczyt 🙂

http://natemat.pl/93325,nazywam-sie-wojtek-szpil-i-jestem-wielkim-fanem-sportu

Początek konwersacji na czacie
21 minut(y) temu
Dzień dobry, mam jedną sprawę do Pani jako komentatora naTemat. Proszę o kontakt. Tomasz Machała/red.naczelny
 Tylko nie wiem, o co chodzi?
Robimy dla sponsora polskich olimpijczyków akcję w której chcemy pokazać komentarze internautów gratulujących zwycięstw.
Trochę na łapu capu, bo sportowcy wracają z Rosji, naród wdzięczny
Złapaliśmy twój komentarz:
Dzisiaj Stoch, przegonił na krótko polski foch
I chcielibyśmy go pokazać całej Polsce w akcji banerów w internecie.
Czy zgodziłbyś się na to?
Proszę wykorzystać. Nie mam obaw.
Czy podpisać imieniem czy pełnym nickiem na Facebooku?
Nie wstydzę się swoich słów, a więc może być pełnymi danymi, jak mi radzisz ?
pełnymi. ten komentarz jest świetny
To niech będzie. Cieszę się, że się spodobało. A gdzie będzie to publikowane?
wszędzie w internecie
w kampanii banerowej
To będzie tak: Będzie twój komentarz podpisany imieniem (albo też nazwiskiem – jak chcesz). Poniżej będzie napisane: Internauci i Totalizator Sportowy dziękują polskim Olimpijczykom. Totalizator jest sponsorem generalnym polskich olimpijczyków w Soczi
super, dziekuję za uznanie. To taki mój mały sukces będzie w sieci
dzięki i zapraszam do naTemat
Oczywiście, jestem i lubię Na Temat, dziękuję.

Tylko egoiści nie martwią się, co dalej!

Pięknie jest u mnie, na zachodniej stronie Polski. Wiosna puka do okien tak, że wzięłam się aż za umycie chociaż jednego. Pomyślałam sobie, że niechaj więcej tego słoneczka będzie w moim domu i faktycznie – przejrzało.
Codziennie zadaję sobie pytanie, o czym tu dziś napisać, bo przecież skoro jest blog, to musi być wypełniony jakąś treścią i raz jest to treść głupsza, a raz całkiem mądra. Puk, puk i mam!

Tak sobie pomyślałam, że jestem teraz w bardzo dobrym okresie swojego życia. Nie muszę się przecież nigdzie spieszyć, bo nie muszę i chyba sobie na to zasłużyłam latami pracy. Moje dzieci są zdrowe i świetnie sobie w życiu radzą, więc jestem z nich nieustannie dumna. Nie muszę się wstydzić za moje córki, bo zachowują się jak kobiety z klasą, czyli mają swoje rodziny, dobrych mężów i udane dzieci i pracują. Nie muszę martwić się o moje wnuki, bo wiem, że otoczone są strasznie, troskliwą opieką i są, co najważniejsze zdrowe. Nie muszę martwić się o męża, bo nadal się kochamy, mimo zawirowań, jakie nas nie ominęły, ale to teraz rozumiemy się najbardziej. Mąż pracuje i robi to co lubi, a jest pracoholikiem i tej pracy nie mogę mu zabronić. Nie muszę martwić się o finanse, gdyż nie brakuje nam na razie na nic. Jest dobrze, ale to z powodu ciężkiej pracy mojego męża, który nie żałuje swoich pieniędzy i nie jest materialistą. Kiedy trzeba jest w stanie pomóc finansowo naszym dzieciom i choć nie są to wielkie kwoty, ale zawsze coś. Nie muszę się martwić, że nie ma w naszym domu na opłaty i na leki – starcza. A więc wymieniwszy to nie muszę się martwić, to jednak od czasu do czasu przychodzą mi do głowy czarne myśli, bo boję się;

– Boję się, że nie będę w stanie sama koło siebie zrobić z powodu jakieś ciężkiej choroby.- Boję się, że nie będą miała sił sama posprzątać swojego mieszkania i choć obiegowo się mówi, że tylko kobiety nudne, mają perfekcyjne domy, to ja jednak, choć chyba nudna nie jestem, codziennie staram się ogarnąć, aby nie utonąć w kurzu i nieładzie. – Boję się, że kiedyś mogę nie mieć sił, aby ugotować coś dobrego dla odwiedzających mnie dzieci, a także, że nie będę miała sił, by przygotować dla nich święta. – Boję się, że zabraknie mi sił, abym od czasu do czasu przypilnowała wnuczkę, albo wnuka i będę musiała kategorycznie odmówić. – Boję się, że zachoruję na jakąś chorobę, która może pomieszać mi zmysły i przestanę kontaktować i cokolwiek rozumieć, co ode mnie się chce i co dzieje się w około. – Boję się, że może być tak, iż odejmie mi siły i wzrok, że nie będę mogła zajrzeć do komputera by dowiedzieć się, co dzieje się na świecie i wymienić kilku pozdrowień ze swoimi znajomymi. – Boję się i tego chyba najbardziej, że coś złego może stać się mojemu mężowi i mogę nagle zostać sama (choć może być odwrotnie) – któż to wie. – Boję się w związku z tym, ewentualnej samotności, bo moja samotność teraz jest całkiem miła, kiedy wiem, że w każdej chwili, mój mąż wróci do domu.

A więc boję się bardzo wielu rzeczy i zdarzeń, ale czy to warto wybiegać tak w przyszłość? Nie warto, ale nie da się całkowicie o tym nie myśleć, bo takich myśli nie mają tylko egoiści, którzy sądzą, że ich nic złego dopaść nie może, a gdy dopadnie, są wielce zaskoczeni, że….

Życie, to jeden wielki splot wydarzeń i wielka niewiadoma, a więc żyć należy tak, aby po naszym odejściu ludzie stwierdzili, że po nas została pustka nie do wypełnienia, bo gdy ja odejdę, mojego bloga nikt za pewnie kontynuował nie będzie i niestety – jednak pustka zostanie.

Ale na smędziłam – dobrego popołudnia.:)

Zakręcony weekend

Wczoraj byliśmy na Urodzinach mojej Wnusi. Troszkę opóźnione, gdyż trzeba było poczekać, aż każdy będzie miał czas, aby się spotkać rodzinnie. Nie liczyłam, ale było nas dużo, czyli od najstarszej mojej Mamy, Mamy mojego zięcia i jego Taty. Prezenty, prezenty i każdy się starał, aby były przede wszystkim edukacyjne, ale jeden prezent przerósł wszystkie pozostałe, a był nim domek z kartonu, który należy pomalować po swojemu, gdyż ścianki są za drukowane i trzeba kolorami wypełnić wszystkie rysunki. Zabawa była przednia i taką oto fotkę zrobiłam na pamiątkę, bo mój blog jest po części takim miejscem, gdzie zatrzymuję ważne momenty z życia mojej rodziny, ale najbardziej lubię zatrzymać w kadrze moje wnuki.

Jeszcze wczoraj na Urodzinkach, mój mąż umówił się z zięciem, że jeśli tylko będzie pogoda, to wybierzemy się na mini piknik za miasto z ogniskiem i kiełbaskami pieczonymi na patyku. Niestety, ale moja młodsza Córka musiała z wnukami wracać do Szczecina, a ja nie byłam za bardzo wtajemniczona w te ich plany. Nagle Córka dzwoni, czy jadę z nimi na to ognisko. Byłam zaskoczona i troszkę marudziłam, że chyba nie pojadę, gdyż zawsze mam kłopoty, aby opuszczać swoją samotnię. Jednak była nie przekupna i nakazała mi się szykować i nie było zmiłuj się. Pojechaliśmy na nasze stare miejsce, na którym parę lat temu spędzaliśmy wiele rodzinnych chwil i kiedy poczułam słoneczko na twarzy i zobaczyłam palące się ognisko, wróciły dawne wspomnienia i obiecałam sobie, że już nigdy nie będę marudziła, że mi się nie chce, że to czy tamto. Było tak strasznie fajnie, bo Wnusia pierwszy raz widziała tak duże, rozpalone ognisko, a pies się wybiegał za wszystkie czasy. Panowie znosili drwa, a pogoda była iście wiosenna. To był cudny dzień i oczywiście w kadrze nie mogło zabraknąć uchwyconych chwil. Cieszę się i dziękuję Ci Córko, że nie odpuściłaś mi tego wyjazdu.

Dziękuję, że żyję w wolnym kraju

To był rok 1963, kiedy moi rodzice przybyli do miasta, w którym stało się potem wszystko. To tu już toczyło się moje życie i mojej rodziny. To tu wyszłam za mąż i urodziłam dwoje dzieci. To tu poleciały wszystkim lata, jak jeden dzień, bo dokładnie pamiętam ten mroźny, bardzo dzień, choć  słoneczny, a przecież miałam dopiero 7 lat, a moja siostra zaledwie 4. 

Pamiętam, że dostaliśmy mieszkanie, tuż przy jednostce wojskowej. Było to małe, wojskowe osiedle, bardzo hermetyczne i położone z dala od centrum miasteczka. Kiedy moja Mama pierwszy raz wybrała do miasta, to pamiętam jak dziś, że spytała Ojca, gdzie On ją przywiózł i się popłakała,  bo po drodze nie było właściwie nic, a jedynie zarośnięte pole z wydeptaną ścieżką. Pamiętam zburzony kościół i w koło jakieś resztki zabudowań, dotknięte mocno zawieruchą wojenną. Nie było porządnych chodników, a główna ulica świeciła pustkami, gdyż dopiero zaczynało się wielkie budowanie bloków mieszkalnych. Smutno było i bardzo szaro.

Zachowały się stare fotografie mojego miasta i była to przepiękna miejscowość. Wiele starych kamieniczek okalających plac przy kościele zostało zburzonych i i został tylko po nich pył. Ulica główna była szczelnie zabudowana z ogromną ilością zieleni, ale niestety, nie zostało prawie nic. Trzeba było wszystko zaczynać od nowa, aby przewrócić świetność tej mojej miejscowości.

Udało się, chociaż w części uzyskać efekt dawnych klimatów i  istnieje do dzisiaj, kilka ciekawych kamieniczek, które jakby panienki przystrojone, przypominają o dawnych czasach.

23 lutego, moje miasto zostało wyzwolone i w tym dniu, aby przypomnieć młodemu pokoleniu, jak wyganialiśmy z wojskami Armii Czerwonej – Niemca, następuje bardzo wiarygodna inscenizacja i słychać w mieście wiele wybuchów i strzałów, aby pokazać jak się odbywało odbijanie miasta.

Nie byłam osobiście, gdyż dzisiaj miałam gości, ale za Panem Lucjanem Piotrowiczem z facebooka, wklejam jedno zdjęcie, z tego, co się dzisiaj u mnie działo, a ja cieszę się, że żyję w wolnym mieście i wolnej Polsce i oby nigdy więcej…

Nie wysyłajcie ludzi w kosmos!

Dziś wyjątkowo nie słucham telewizora. Zawzięłam się i powiedziałam mediom – dość! O niczym nie mówi się, tylko o Ukrainie i choć szczerze współczuję temu Narodowi, to mam wielkie pretensje do dziennikarzy, że nie informują mnie, co dzieje się do cholery w moim kraju. Nagle nie było u nas żadnego wypadku. Nagle nikt nikogo w Polsce nie skrzywdził. Żadne dziecko nie zostało pobite przez brutalnych rodziców, a Trynkiewicz też poszedł w odstawkę i nie wiadomo, czy będzie odosobniony, czy też będzie sobie spokojnie żył gdzieś tam. Jak do tej pory, to wszystko było ważne, aby w mediach wałkować całe dni o jednym, a od kilku dni mamy tylko Ukrainę i strzelaninę na Majdanie. Wszyscy teraz tam jadą, aby na ich domowej wojnie wywindować się politycznie i dziennikarsko. Nawet Beata Tadla założyła wojskowy hełm i robi za dzielną dziennikarkę. Jeden dziennikarz nie dbając o swoje życie, wszedł w tłum strzelających ludzi, bez tarczy i nadawał bezpośrednio z pola walki – bohater się znalazł za dychę. Gdyby mu się coś stało, to oczywiście byłby pochowany jako wielki orędownik, który zginął za wolność, tylko nie swojego narodu! 

Mam dość i tak sobie myślę, że ta akcja z wylotem na Marsa pod kryptonimem – Mars One- bilet w jedną stronę, to strasznie głupi pomysł jest. A dlaczego? Dlatego, że ludzie jeśli za 30 lat będą mogli na weekend jechać w kosmos, a potem zasiedlą jakąś planetę, spełniającą warunki do życia, to zrobią za kilka tysiącleci taki sam bajzel, jaki zrobili tu – na Ziemi. Zaczną masowo się wybijać za wszystko. Za kawałek ziemi, za złoża naturalne, a w końcu w imię wrednej polityki i wiary. Lepiej będzie, aby już zostali na tej naszej biednej, choć wciąż pięknej planecie i niech do końca ją zniszczą i wybiją się nawzajem. Niech tutaj do siebie strzelają, bo nie potrafią się jak ludzie, no jak ludzie – dogadać. Ukraina mi to uzmysłowiła, że w człowieku mieszka tak wiele zła i zawiści, a to wszystko dlatego, że tylko kasa się liczy. Kasa, kasa i wysokie stołki i kogo z tych rządzących obchodzą płaczące matki, żony, córki i dzieci? Zawsze tak było, że gdy wybuchały wojny, najsłabsi najbardziej cierpieli i byli najbardziej pominięci w tej całej walce o wielkie pieniądze.

Teraz na Ukrainie strzelają do siebie, a jak ludzkość poleci na Marsa, aby skolonizować planetę, to może będzie inaczej, niż na Ziemi? A guzik prawda, bo na Marsie także będzie chodziło o wielkie pieniądze i znowu Ukrainiec nie zgodzi się z Rosjaninem, a Amerykanin pogoni kota Anglikowi. Dlatego, jeśli się już zabijają i zwalczają, to niech robią to dalej, ale na Ziemi, a Kosmos niechaj zostawią nieskalany ludzką głupotą i zawziętością.

Fanatycy życia w przestworzach, udowadniają, że to obcy postawili nam piramidy w Egipcie i pokazali na początek, jak możemy korzystać z tego co kryje nasza kochana Ziemia. Podobno byli u nas przed milionami lat i wskrzesili na Ziemi życie. Czort wie, ile jest w tym prawdy, ale jeśli byli, a teraz się nie pokazują, to znaczy, że są od nas inteligentniejsi i może tylko dziwią się, jakie burdello bum, bum, człowiek zrobił na Ziemi i kręcą tylko ze zdziwienia głowami ufoludkowymi.

Jestem zła na ludzkość, że nie potrafi się zjednoczyć i nie potrafi rozwiązywać konfliktów drogą negocjacji, choć w przeciwności do zwierząt potrafimy posługiwać się zrozumiałymi językami. Potrafimy ustanawiać konstytucję i różnorakie dekrety i ustawy, a mimo to pieniądze ludziom pomieszały w mózgach.

Na koniec chcę polecić dwa filmy. Jeden bardzo mocny, bardzo obrazowy pt.  „Bez litości”, opowiadający o zgwałconej dziewczynie i jej zemście. Drugi, to „Przygoda w pociągu”, film francuski, w którym pokazano, że istnieje miłość od pierwszego wejrzenia.

I to by było na tyle i chciałoby się zakrzyknąć do mediów – hello, czy istnieje jeszcze Polska na mapie?