Gdy chore dzieci idą do aniołków w Belgi

Pewnego, pięknego dnia cała rodzina wybrała się samochodem, na występ swojego syna w innym mieście. Mama i Tata i ich dwoje dzieci, córeczka i syn. Rodzice byli bardzo szczęśliwi, że ich syn zagra utwór na koncercie z innymi dziećmi. Był bardzo utalentowany i kochał muzykę. Po koncercie, wracając, córeczka poprosiła, aby się zatrzymać, bo chce jej się siusiu. Ojciec posłusznie zatrzymał samochód na poboczu, ale w tym samym momencie z samochodu wyskoczył niespodziewanie ich syn, czego rodzice nie zauważyli, gdyś działo się to błyskawicznie. Nagle usłyszeli ogromny huk uderzającego auta w ich syna. Kiedy się zorientowali, co się wydarzyło, samochód ze sprawcą wypadku szybko odjechał i zginął we mgle. Nie zdążyli zapamiętać nr rejestracyjnych, nie zdążyli zauważyć marki tamtego samochodu,  bo sprawca zbiegł z wypadku w chwili, kiedy ratowali swojego syna, a On umierał im na drodze.

Rodzice zatopieni w rozpaczy i wielkim bólu musieli przez wiele miesięcy pogodzić się ze stratą dziecka, a ból był tym większy, że sprawca pozostawał wciąż na wolności i nie poniósł kary.

Ich córeczka często dopominała się wyjaśnień, bo przecież była wciąż małym dzieckiem, nie rozumiejącym, gdzie jest teraz jej braciszek.

Pytała rodziców, a oni nie mieli dla niej czasu, gdyż ból po stracie dziecka był tak wielki, że całkowicie ich obezwładnił. Usłyszała pewnego wieczoru od mamy, która przyszła do jej pokoiku powiedzieć jej dobranoc, że jej braciszek jest teraz u aniołków i tak będzie mu bardzo dobrze. Pozna z pewnością tam nowych przyjaciół, będzie się bawił z nimi i biegał po zielonej trawie. Będzie tam bardzo szczęśliwy, otoczony troskliwą opieką. Mama zapewniła swoją córeczkę, że tam u aniołków, będzie braciszkowi bardzo dobrze i i aby się o niego wcale, a wcale nie martwiła, choć już nigdy do niej nie wróci.

To troszkę uspokoiło dziewczynkę  i tylko jeszcze zapytała, czy będzie mogła dla niego jutro zagrać na pianinie i czy braciszek będzie słyszał jej muzykę tam u aniołków. Oczywiście, że będzie słyszał, ze łzami w oczach odpowiedziała jej mama.

Dziewczynka spokojna już, że jej braciszkowi będzie tam dobrze, zasnęła z uśmiechem na buzi, wyciszona i uspokojona,  wyobrażając sobie jak wygląda ten czarowny świat, tam u aniołków.

Za kilka miesięcy, dziewczynka zaczęła uskarżać się, że bolą ją wszystkie jej malutkie kosteczki i trudno jej wytrzymać ten ból. Zaczęła się gonitwa po lekarzach, którzy oznajmili po serii badań, że jest chora na białaczkę. Mijały miesiące, a choroba w zastraszającym tempie postępowała i lekarze nie dawali już żadnej nadziei. Nie pomagały jej już żadne leki uśmierzające ból i dziewczynka nikła w oczach. Zrozpaczeni rodzice robili wszystko i wydali fortunę, aby ratować swoje jedyne dziecko, ale niestety lekarze nie dawali już żadnej nadziei.

Pewnego poranka, ich córeczka oświadczyła, że chce już iść do aniołków, bo ból jest tak straszny, że już chce umrzeć. Chce iść do aniołków i już tam nie chce tak cierpieć. Chce się bawić na zielonej trawie, gdzie wciąż świeci słońce i gdzie pozna nowych, zdrowych przyjaciół. Bo u aniołków jest fajnie, a tu na ziemi jest źle, jest brzydko, bo tu na ziemi dzieje się tyle nieszczęść, a ona chce być u tych aniołków wreszcie zdrowa, tak jak są zdrowe księżniczki z bajek, bo u aniołków jest tak jak w bajce i ona już tak chce.

Dlaczego piszę tę historię, wymyśloną przeze mnie. Dlatego moi czytelnicy, gdyż od wczoraj mam w głowie mętlik i nie mogę sobie z tematem poradzić. W Belgi zatwierdzono ustawę, że chore beznadziejnie cierpiące dzieci  przed 12 rokiem życia, będą miały prawo zarządzać swoim życiem. Będą miały prawo oznajmić, że chcą już umrzeć, bo mają już dość cierpienia i chcą odejść z tego świata, gdyż ból i cierpienie jest nie do zniesienia. Będą miały prawo poprosić o eutanazję, która za zgodą rodziców, lub opiekunów będzie mogła prawnie zostać wykonana.

Jak wytłumaczyć tak małemu dziecku, że tam, po tamtej stronie nic je właściwie już nie czeka. Jak rozmawiać z dzieckiem tak malutkim, które styka się z odchodzeniem, że tam jest już tylko ciemność i panuje mrok i wieczna noc i, że jest to bilet tylko w jedną stronę. Jak trafić do dziecka, które w bajach widzi kolorowy i piękny świat i słyszy od dorosłych, że po tamtej stronie, u aniołków jest jak w bajkach.

Nie mogę sobie ze sobą poradzić. Nie mogę przestać o tym myśleć i pierwszy raz w swoim dość długim życiu, nie znajduję odpowiedzi i za pewnie nie znajdę do czasu, kiedy zostanę powołana do aniołków!

PS. Zaznaczam nieśmiało, że nie wierzę w życie pozagrobowe, a przepraszam tych, którzy wierzą w życie po życiu. Szanuję wybory innych ludzi.

11 myśli na temat “Gdy chore dzieci idą do aniołków w Belgi

  1. Myślę, że NIE TRZEBA wcale być wierzącym, żeby mieć wątpliwości w kwestii tej ustawy w Belgii. Moja córeczka przyszła na świat z poważną wadą serca – na szczęście wszystko skończyło się dobrze, ale wiem, że gdyby zmarła, umarłabym razem z nią. Sama od wczoraj nie mogę się otrząsnąć po wiadomości o śmierci córeczki Bartłomieja Bonka (była w tym samym wieku, co moja córka, a ja mam porażenie mózgowe, jak ona miała). Myślę, że rolą rodziców jest TOWARZYSZYĆ dzieciom we wszystkim, co je spotyka, także, jeśli trzeba, w cierpieniu i śmierci, ale jej nie przyspieszać. Dzieci mają ograniczoną świadomość śmierci, więc można mieć wątpliwości, na ile ich zgoda jest rzeczywiście świadoma. Dzieci można też łatwo skłonić do decyzji, która jest DOROSŁYM na rękę. A jako osoba niepełnosprawna, która wiele w życiu cierpiała, wciąż jestem przekonana, że życie jest mimo wszystko LEPSZE od śmierci. Zwłaszcza, jeśli się, tak jak Ty, nie wierzy, że „potem” coś może być. Przeczytaj książkę „Ślady małych stóp na piasku.” Ja to czytałam, gdy moja malutka leżała w szpitalu z zapaleniem płuc. Przejmujące.

    Polubienie

    1. Dla mnie ten temat jest na nigdy do załatwienia. Nie szkodzi, że teraz wszyscy mądrzy w koło o tym mówią. Nie szkodzi, że przegadają dziesiątki godzin. Temat, tak jak aborcja nie do rozwiązania. Wciąż także jestem w wielkim szoku i miotają mną przeróżne myśli. Byłam raz tylko w hospicjum dla starszych ludzi i widziałam niepojęte cierpienie, ale to było bardzo dawno, kiedy o eutanazji w naszym kraju nie mówiło się wcale. Teraz przyszły takie dziwne czasy, że wszystko jest możliwe i ten nowoczesny świat zaczyna mnie przerażać. Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂 Trzymam kciuki za Twoje zdrowie i córeczki 🙂

      Polubienie

    2. Witaj Albo, dawno nie wymieniałyśmy uwag. Zgadzam się, że życie jest wspaniałe, ale czy na pewno ta fascynacja dotyczy egzystencji przepełnionej jedynie ogromnym cierpieniem? Od tego jest medycyna by łagodzić, ale wierz w pewnym stadium już nic nie można zdziałać, pozostaje tylko niewyobrażalny dla nas(dla mnie także) ból. Trudno to uważać za to lepsze wyjście, moim zdaniem. Pozdrawiam serdecznie Kathi- margo

      Polubienie

  2. Poryczalam sie. I tyle co mam do powiedzenia na ten temat. No, moze wiecej – ilu rodzicow, ktorym bedzie w jakis sposob ciezko, bedzie wywieralo mniej lub bardziej swiadome naciski na wlasne, chore dzieci, zeby te „samodzielnie” podejmowaly decyzje o eutanazji? Wywolywanie poczucia winy… I prawdopodobnie Cie zawiode Elzuniu, ale wydaje mi sie, ze sa ekstremalne przypadki, kiedy uznaje aborcje za dopuszczalna (takie ekstremalne przypadki, to gwalty na dziewczynkach, ktore osiagnely dojrzlosc plciowa, w bardzo wczesnym wieku, np. 10-11 lat, a ktore w wyniku gwaltu, zwlaszcza dokonanego przez czlonka bliskiej rodziny, jak ojciec, czy brat, zachodza w ciaze).
    Dawno temy, redaktor, ktory komentowal dla Polskiej Telewizji wydarzenia po ogloszeniu, ze lodz podwodna „Kursk” jest zablokowana na dnie morza, zanim Norwescy nurkowie rozpoczeli akcje ratunkowa – widzac cale rodziny na nabrzezu stwierdzil, ze „nadzieja umiera ostatnia”… Przypomina mi sie wybudzenie ze spiaczki pewnego (chyba) Belga (reki sobie nie dam obciac za jego narodowosc), ktory nie dawal zadnych oznak zycia, a ktory po „cudzie” powiedzial, ze wszystko do niego docieralo, ze slyszal rozmowy lekarzy, ale nie byl w stanie zareagowac… Lezal w tej spiaczce kilkanascie lat, wspomagany maszynami…
    Roznimy sie w tym od zwierzat (nie wszystkich!!!), ze jestesmy w stanie sie opiekowac slabszymi jednostkami, ze zapewniamy tym, ktorzy sa mniej zdolni, zdrowi, szczesliwi, pomoc… Tutaj, gdzie mieszkamy sa zalozone siatki na okna, zeby golebie na nie nie siadaly. Niedawno jeden z ptakow zaplatal sie w siatke I chwile pozniej meczylam mojego meza, zeby uwolnil ptaka, bo sluszalam I widzialam, ze trzy inne golebie krazyly I probowaly tego zaplatanego uwolnic! Moj maz sapiac I marudzac kazal mi stac I lapac golebia, narzekajac, ze jak golab szamocac sie polamal skrzydlo, albo noge, to bede sie teraz nim zajmowala! Na szczescie nie byl uszkodzony I po wyplataniu odlecial… Znajoma, z ktora rozmawialam po zdarzeniu potwierdzila, ze widziala golebie, ktore zostawaly do konca ze swoimi „przyjaciolmi”, a odlatywaly dopiero, gdy chory, czy zaplatany ptak wydal ostatnie tchnienie…
    Wydaje mi sie, ze eutanazja, to zabijanie… A tutaj doszlo do sytuacji, kiedy lekarz ma podac srodek, ktory zabije dziecko. chaotycznie, za co przepraszam 🙂
    Medycyna wykracza poza pomoc chorym ludziom. Lekarze zaczeli sie bawic „w Boga”. Tworza nowe zycie, zabijaja tych, ktorzy sa nie do wyleczenia. Ni ograniczaja sie do leczenia, czy probie ulzenia cierpieniom.

    Polubienie

    1. Beatko witaj. Ja napisałam, że w mojej głowie temat siedzi od wczoraj. Napisałam też, że nie znam i nie będę znała odpowiedzi. Za malutka jestem do tego, choć dziś w telewizji następna wiadomość mnie zaskoczyła, że w Polsce odbywa się cicha eutanazja wobec dzieci, które nie rokują. Nie wiem jak, nie wiem gdzie i kto, ale podobno jest. Beatko, bywają takie sytuacje, że nie można dłużej patrzeć na cierpienie swojego dziecka i mogą się w tej materii wypowiadać jeno ludzie, którzy się zetknęli z taką sytuacją, kiedy ich dziecko powoli, cierpiąc odchodzi. Jestem przerażona tak samo jak i Ty Beatko i wewnętrznie mi krzyczy – nie można! Ale…

      Polubienie

      1. Wiem, Elzuniu, wiem o co Ci chodzi kochana. Czyli wracamy do starozytnej Sparty, gdzie tylko silne jednostki mialy prawo przetrwac… Mam dwojke zdrowych dzieci, jak sa chore, to cierpie razem z nimi. Nie wiem, czy potrafilabym pozwolic im odejsc… I nie chce wiedziec jakby to bylo. Wiem, ze to przeogromne cierpienie dla rodzicow, ale nie potrafie sie ustosunkowac. Chyba moj rozumek nie bedzie w stanie przetrawic tych informacji, bo moja kobieca natura bedzie mi powtarzala, ze my dajemy zycie, a nie odbieramy. I zgadzam sie z Toba, ze tylko ci, ktorzy przez te gehenne przeszli beda mieli moralne prawo zabierac glos w dyskusji.

        Polubienie

      2. Beatko, to samo dotyczy ludzi starszych, bo sprawa życia i śmierci nie powinna być chyba zatwierdzana przez drugiego człowieka. Nie mamy chyba żadnego moralnego prawa, ale nastały czasy, że prawo się nagina, aby ludziom ulżyć, ale czy na pewno tylko o to chodzi. Nie wiem, nie wiem.
        Napiszę jeszcze, że w przypadku nieuleczalnej choroby, każdy powinien mieć prawo wyboru, jak chce odejść, aby nie być ciężarem dla innych. Mimo tego, nadal nic nie wiem.

        Polubienie

      3. moim zadaniem przeginamy!!! natura powinna mieć najwięcej do powiedzenia…….znam matki które od 20 lat siedzą przy łóżku i karmią sondą, przewijają, myją i czyszczą wejście tracheo swojego dziecka które nie ma kontaktu z otoczeniem………….dla mnie to nie miłość matki do dziecka tylko jakaś chora ambicja – nie pozwolę ci odejść………porażka jakaś!!!! rozumiem gdy ktoś jest śaiadomy, sparaliżowany, oddycha tracheo, ma sondę, odsysany ale umie komunikować się z otoczeniem, nawet może pracować……ale tacy ludzie też często proszą o śmierć – ja też bym o nią prosiła – jak byłam mała i bolały mnie nogi to chciałam umrzeć – leki pomogły – teraz gdy nie pomogą to sama odejdę bo liczy się jakość życia i cele które można realizować a nie wegetacja……………… a po śmierci nikt nie wie czy coś jest

        Polubienie

  3. Witaj Kalinaxa. To jest całkiem normalne, każdy w takim przypadku ma wewnętrzne rozdarcie i wątpliwości. Ja także ponieważ w tym przypadku chodzi o dzieci. Za eutanazją dorosłych jestem 100%. Ja powiem to z innej strony tej, co nieraz patrzy na cierpienie, na ludzi chorych śmiertelne, którzy w ogromnych mękach muszą czekać na śmierć. Nigdy nie chciałabym by jakiekolwiek dziecko musiało takie katusze cierpieć. Myślę, że poprę Belgię(nie mam jeszcze całkiem pewności). Można by to nazwać zabawę w Boga, ale w takich wypadkach o chyba zapomniał o tych cierpiących dzieciach. Pozdrawiam

    Polubienie

    1. Witaj Kathi.Tak jak aborcja, tak i eutanazja nigdy nie będą te tematy rozwiązane na 100% i zawsze będzie za i przeciw, choć warto rozmawiać na te tematy. Inne kraje idą dalej i ustanawiają swoje prawo i nie wiem, czy to nie jest przekroczenie pewnych granic i zawsze jest to słowo, że może i dobrze, ale pozostaje słowo ale… jeśli…może, być może z pytajnikiem na końcu.
      Pozdrawiam serdecznie 🙂

      Polubienie

  4. Kiedyś na studiach dyskusja zeszła na problem eutanazji. Z przerażeniem słuchałam, jak ludzie twardo opowiadają się po jednej lub drugiej stronie. W końcu nie wytrzymałam, przeprosiłam i wyszłam. Uważam, że tak naprawdę poznajemy swoje zdanie w tak trudnej sprawie dopiero wtedy, kiedy stajemy w obliczu rzeczywistego wyboru, inaczej jest to pustosłowie. Obyśmy nigdy nie musieli się przekonać, czy prawdzie.

    Polubienie

Dodaj komentarz