Archiwum dnia: 30 czerwca, 2014

Ryję ze śmiechu, ponieważ niektórzy politykę wzięli na klatę

Tak się prześcigają seniorzy na forum, w udowadnianiu sobie, która opcja polityczna jest najlepsza i najbardziej etyczna, taka bliżej ludzi. Prześcigają się w obnażaniu mankamentów przeciwników politycznych. Szperają w sieci, wklejają linki, obrzucają się na forach błotem, że Prezes, tfu, Premier Kaczyński to mąż stanu, który poprowadzi lud ze swoją partią do obłędnego dobrobytu. Udowadniają Tuskowi niekompetencję, choć rządzi ponad 7 lat, a Prezes, tfu Premier Kaczyński niesłusznie przegrał bodajże 8 razy kolejne wybory i to wyborcy głupcami „som”.

Skręcam się ze śmiechu, że oblatana w polityce pani starsza z forum seniora, każe innym dyskutantom zbierać z podłogi protezy i pampersy, bo są głupie, że nie popierają Prezesa, tfu, Premiera Kaczyńskiego i tak się zastanawiam dlaczego nie zabierze się za poważną politykę, aby wesprzeć Prezesa, tfu Premiera Kaczyńskiego i nie zacznie wreszcie mu doradzać realnie, a nie wirtualnie.

Zamiast zgłosić się do wyczyszczenia butów Prezesa, tfu Premiera i podać mu szampon przeciw łupieżowy, który zaśmieca ławkę sejmową, to klika od rana do wieczora ścigając się na argumenty, jakby miało jej to zwiększyć licznik emerytury, czy też miał spaść deszcz, bo akurat jest susza, a kiedy leje, niech wyjdzie słońce, bo nóżeczki nieco marzną.

Lile i inne myślą, że od tego pisania Prezes, tfu Premier Polski zrobi się młodszy i zacznie myśleć przyszłościowo, aby wyzwolić nasz kraj od korupcji i machlojek. Zdzierają sobie paniusie lakier karminowy z paznokci, tłukąc w klawisze,  a poranny makijaż spływa im po liczku, bo się wnerwiają, szukają, szperają, szukają linków i niech mi żadna nie pisze, że je to bawi. Akurat – bawi! Jeśli mnie coś bawi to nie nie piszę, że seniorki są bezzębne i piszą bzdety, a wdaję się z nimi w polemikę, że z protezą da się żyć i rżymy z tego do rozpuku!

Seniorze, bagnet na broń i w drogę – zmieniaj politykę, zamiast iść do lasu na jagody i fijołeczki smykać i sobie pomykać – jakież durnoty „som w gronie seniorów” Golgota, to Pikuś. 😀

Mówi się, że nie ma ludzi nie zastąpionych, ale kłamstwo

 Na TV Kultura natknęłam się na film o Marku Grechucie i się okropnie powzruszałam, aż sama na siebie jestem zła, ale ja tak mam, że wzruszam się bardzo często, bo taka ze mnie płaczka jest. Marek wciąż żyje w swoich piosenkach, clipach, występach zapisanych i całe szczęście, że żyjemy w takich czasach, że wszystko można utrwalić. Ja bardzo często sięgam po jego twórczość, ponieważ ta ulotna i delikatna niczym piórko twórczość, zawsze mnie pochłaniała i wzruszała. Kiedy powstawały mocne kapele, mnie to nie interesowało i nie kodowałam  nawet ich nazw, a zwłaszcza tych zagranicznych, gdyż wolałam słuchać o pomarańczach i mandarynkach i o dniach, których jeszcze nie znamy. Zakochałam się w Marku, jako młoda dziewczyna, która na ekranie telewizora czarno białego zobaczyła delikatnej urody wykonawcę.

mg

 Kto ma ochotę na obejrzenie wycinka z tego programu wspomnieniowego to służę. Może i Ty i Ty powspominasz tego artystę, którego nie zdołał nikt jak do tej pory zastąpić. Może tylko ja tak mam, że wracam wspomnieniami do tamtych piosenek – nie wiem, ale wydaje mi się, że nie sposób nie wielbić Marka Grechuty, który żył z głową w chmurach i zatapiał się w rymach i dźwiękach. Lubię sobie czasami zrobić taki relaks, który przywraca mi wiarę w dobrych ludzi.

 

 I ostatnia Marka piosenka 😦

Wsi spokojna, wsi wesoła

Stanisław Dygat

„Po­gar­da jest właści­wa ludziom słabym i nik­czem­nym, którzy usiłują od­wrócić uwagę od drob­nych świństw, przy których po­mocy przedzierają się przez życie. „

Zaczynam swój dzisiejszy wpis od cytatu –  dlaczego? Ponieważ toksyczna seniorka napisała, że ja żyję w jakiejś kiszce liczącej 30 metrów kwadratowych i się mądrzę. A ja się pytam – NO… i?!

Wiem, że ludzie pogardzają tymi, którzy mieszkają w blokach, a nie w wypasionych domkach jednorodzinnych na wsiach, czy też obrzeżach miasta. My mieszkańcy bloków jesteśmy dla nich grupą w najniższej hierarchii, biedni i zakompleksieni. Dla nich jesteśmy niczym zaraza skupiona obok siebie i żyjąca w symbiozie, jakiej oni nie znoszą. Jesteśmy dla nich barachłem, biednym elementem, które do niczego w swoim życiu nie doszło! Jesteśmy dla nich leniami, którym nie chciało się pracować, aby do czegoś dojść w życiu,  zamiast pławić się w luksusach o powierzchni przynajmniej 200 metrów kwadratowych i poruszać się po wielkim i wypasionym ogrodzie wypełnionym licznymi roślinami z tarasem i najlepiej z basenem. 

Tak sobie myślę, że osoba kpiąca z moich metrów kwadratowych, pewnie tak mieszka i dlatego jest taka złośliwa, bo nie wie, co zrobić z tym swoim szczęściem posiadania. 😀 Pewnie siedzi pod baldachimem z filiżanką kawy w chińskim, porcelanowym kubku i miesza swoją kawkę srebrną łyżeczką, a wynajęta służąca wachluje jej powabne ciało, aby czacha się jej nie przegrzała za bardzo. 😀

Swoje mieszkanie wykupiliśmy z mężem, a liczy sobie blisko 50 metrów kwadratowych. Mamy dwa pokoje, spory przedpokój, kuchnię wystarczającą i oczywiście wyśmiewany mój balkon. Po naszej śmierci moje dzieci zadysponują naszym mieszkaniem i dostaną za nie niezłą sumkę, ale póki co, kocham swoje mieszkanie, w którym mieszkam ponad 35 lat i nie zamierzam go zmieniać. To w tym mieszkaniu wychowały się moje dzieci i wyszły na porządnych ludzi, z których dumna jestem. To w tym mieszkaniu wydarzyło się całe nasze życie i może przyjdzie mi w nim umrzeć, a bardzo bym chciała.

Obok mojego bloku są inne bloki, w których mieszkają lekarze, nauczyciele i ważni ludzie w moim mieście, bo nie wszyscy chcą, podkreślam chcą się budować, czy też kupować domek jednorodzinny. Nie wszyscy pragną mieszkać na wsi i dojeżdżać codziennie do pracy, skoro mają wszystko pod nosem i szybko wszędzie. 

Młodzi ludzie nie garną się do wsi, a starzy często sprzedają domki i wracają do bloków, aby resztę życia spędzić sobie w wygodnych warunkach z ciepłą wodą w kranie i ogrzewaniem c.o. Sama znam takich, którzy po latach mieszkania w domku jednorodzinnym, nagle na stare lata, kiedy brakuje sił na utrzymanie domku i ogrodu, wprowadzają się do niewielkich mieszkań w bloku i najlepiej do pierwszego piętra, aby mieć siłę wejść po schodach.

Spytałam swoich starszych znajomych swego czasu, czy chcieli by zamieszkać gdzieś z dala od zgiełku miasta, a Oni mi na to, że nigdy w życiu. bo domek na wsi, to owszem, ale wyłącznie na wakacje. Nie lubimy małych miejscowości gdzie każdy o każdym wszystko wie i robactwa latającego w koło, szczekających w nocy psów, ciemności, nieodśnieżonych dróg, grzebania się w ziemi w ogrodzie, naprawiania wszystkiego samemu, odległości od wszelkich sklepów i rozrywek jakie daje miasto, a także słabej komunikacji i możliwości, że nie dojedzie karetka pogotowia – tak mniej więcej mi odpowiedzieli.

Każdy swoje metry w bloku urządza po swojemu i z reguły są to przemyślane i coraz ładniejsze wnętrza. Bloki są odnawiane i ocieplane, a samorządy blokowe dbają o czystość w koło i zieleń, aby każdemu miło się żyło w tej blokowej społeczności. U mnie są ławeczki i trawniki, a klatka pilnowana domofonem, czysta i spokojna. Sąsiedzi dbają, by był porządek i starają się, by innym nie zakłócać  spokoju. Naprawdę żyje się się w bloku całkiem miło, ale to wszystko zależy od świadomości społecznej. 

Dla niektórych wieś jest szczytem marzeń i domek jednorodzinny, a inni wybierają życie w społeczności i to jest indywidualny wybór, a więc nie potępiajmy innych za te wybory, a wieś i owszem, ale najpiękniej dla mnie już teraz  -wygląda w wierszach, ponieważ była i jest natchnieniem poetów.

Ludmiła Marjańska

Lato na wsi

Marii i Wiesławowi Feduniewiczom

Susza. Spękana ziemia. Nawet kret
chowa się głębiej w korytarze chłodu.
Wody brakuje w studniach. Strumień
wysechł i mostek śmiesznie zawisł w próżni.
Upał wysysa sok z czarnych porzeczek,
maliny jak suszone korale na krzaku.
Bielinek niestrudzenie lata nad grządkami
młodej kapusty, lekki jak powietrze,
wolny od trosk o jutro.
Pełnia lata. Siano w brogach schnie.
Konie rżą.
Na pagórach wiszą mgły poranne,
zanim słońce z nich zrzuci przejrzyste koszule
i zalśni – bezlitosne jak wspaniały władca
złotą kolczugą okryty
i tak spragniony, że gotów jest wypić
nie tylko Wiar , Turnicę, San,
lecz Jezioro Solińskie.
Wtedy na mieliźnie
osiądą wodne rowery, łodzie i stateczki,
a jachty zwiną skrzydła jak bielinki
pod koniec upalnego dnia. Z wieczorem
przyjdzie uspokojenie.
Siądziemy pod gruszą
pijąc schłodzone wino i będziemy mówić
o Pogórzu Przemyskim, Bieszczadach, o życiu
w mieście i na wsi,
o tym jak się rodzą wiersze
i legendy.