Archiwa miesięczne: Wrzesień 2014

A kiedy prawo zabrania takich związków!

 

Stasiu i Ola byli nierozłączni, a ich mamy były siostrami. Staś i Ola jako małe dzieci przebywali ze sobą całe dnie na podwórku. Kiedy Ola się spóźniała, to Staś stał pod jej oknem i wrzeszczał w niebo głosy, aby się pospieszyła, bo on nie umie się bawić sam, a tylko ze swoją siostrą przyrodnią pragnie wymyślać nową zabawę.

Wszędzie razem, a więc razem wdrapywali się na drzewa w parku i razem pokonywali wszelkie przeszkody takie jak płoty, by skubnąć z ogródka niedojrzałe jeszcze jabłko, czy śliwkę, a potem uciec by nie zostać złapanymi. Śmiechu było co nie miara, a ich zabawy i wiszenie na trzepaku codziennie rozśmieszało innych, podwórkowych rówieśników. Byli nierozłączni i lubiani na podwórku, a do tego byli bardzo do siebie podobni.

Kiedy Ola się przewróciła, to Staś ją pocieszał i dawał wsparcie, a kiedy Staś się pokłócił z kolegą o piłkę, to Ola łagodziła spór i odciągała go od zwady, tłumacząc, że nie powinien się bić z kolegą i zaraz wymyślała inną, ciekawszą zabawę.

Byli ze sobą potem w szkole podstawowej i siedzieli w jednej ławce, a po lekcjach razem odrabiali zadane do domu lekcje i nikogo to nie dziwiło, że tak bardzo dobrze się rozumieją, a wręcz przeciwnie, bo wszyscy byli zadowoleni, że te dwa szkraby tak fajnie się z sobą dogadują i uzupełniają.

Potem razem dostali się do tego samego liceum. Staś był świetnym sportowcem i Ola mu bardzo kibicowała, kiedy jej przyrodni brat grał tak świetnie w koszykówkę, a on podziwiał ją za zmysł artystyczny, bo Ola grała na gitarze i była duszą towarzystwa na obozach i szkolnych wypadach za miasto.

Pewnego lata wyjechali z rówieśnikami na obóz w Bieszczady i tam przy blasku księżyca, z niebem błyszczących gwiazd – Stasiu pod wpływem chwili pierwszy raz w swoim życiu pocałował się z dziewczyną, a tą dziewczyną była właśnie Ola.

Wystraszyli się oboje i jak oparzeni odskoczyli od siebie i w wielkim zawstydzeniu nie wracali do tego tematu. Nie chcieli i nie umieli roztrząsać tej zakazanej miłości i temat został zamknięty na wiele lat. Jednak kiedy przychodził czas świąt, które ich mamy zawsze wspólnie urządzały, trudno było im się błyszczącym wzrokiem nie spotkać przy stole. Nikt niczego nie zauważył, że coś jest nie tak, a dalej wszyscy uważali, że łączy ich niebywała siostrzana i braterska nić i tych dwoje świetnie się ze sobą dogaduje.

Przyszedł czas, że pierwszy raz musieli się rozstać, gdyż po skończeniu liceum, Ola postanowiła studiować medycynę, a Staś wolał być inżynierem i pragnął budować wielkie statki. Nauka i dorosłe życie rozdzieliło ich na wiele, długich lat.

Ola na studiach poznała chłopca i szybko się zdecydowali na ślub, a Stasiu związał się z kobietą i po zakończeniu studiów i otrzymaniu pierwszej pracy też postanowił zalegalizować swój związek. Potem u Oli pojawiły się dzieci i Stanisławowi urodził się syn.

Życie się toczyło u obojga i zaganiani w codzienności od czasu do czasu do siebie dzwonili i opowiadali, co wydarzyło się w ich małżeństwach. Opowiadali o pierwszych ząbkach, pierwszych krokach ich dzieci. Opowiadali, że kupili samochód, albo planują wyjazd, czy też remont. Byli ze sobą bardzo szczerzy i nie ukrywali przed sobą niczego. Czasami miało się wrażenie, że więcej sobie mówią, niż własnym towarzyszom życia.

Mijały lata i dzieci ich rosły, a Stanisław bardzo przepracowany dostał skierowanie do sanatorium w mieście, gdzie mieszkała Ola. Spotkali się po latach na kawie i nie mogli się ze sobą nagadać. Potem wybrali się razem do kina, a potem Staś zaprosił ją do swojego pokoju w sanatorium, aby zobaczyła jak mu się odpoczywa. Nie wiedzieli kiedy, ale znaleźli się w łóżku i kochali się namiętnie wiele godzin. Oboje zrozumieli, że nie widzą dalszego życia bez siebie, gdyż byli jak dwie połówki jabłka, których życie nie powinno było rozdzielać. Nie mogli się rozstać i płakali obydwoje, zdając sobie sprawę z tego, jaki wielki grzech właśnie popełnili. Jednak, mimo zakazów etycznych i moralnych i wbrew prawu spotykali się dalej na miłość, aż Stanisław musiał już wyjeżdżać z sanatorium.

Nikt o niczym się nie dowiedział, ale oboje przechodzili męki z tych najcięższych, jakimi była tęsknota za sobą i wielkie cierpienie, że nie mogą światu wykrzyczeć swojej miłości. Wiedzieli, że nie mogą zdradzić nikomu swoich uczuć i dać się potępić przez rodzinę i bliskich. Znowu zostały im tylko telefony, aby w ukryciu wyszeptać sobie – tęsknię i kocham!

Najpierw Ola się rozwiodła z mężem, ponieważ zrozumiała, że jej życie przy nim stało się nudne i rutynowe. Przestała go kochać już wiele lat temu, ale ze względu na dzieci, trwała w tym związku. Kiedy dzieci poszły na swoje, postanowiła swój związek zakończyć i pragnęła żyć sama i nie oszukiwać się więcej.

Stanisław pewnego dnia do niej zadzwonił i oznajmił, że u jego żony wykryto raka i w zasadzie nie ma już dla niej ratunku, choć czeka ją chemia, lekarze rozkładają ręce. Syn Stanisława był razem z nim i oboje trwali przy żonie i matce do końca!

Minęły dwa lata i Ola przyprowadziła się do mieszkania Stanisława, aby zamieszkać z nim razem pod jednym dachem. Oboje mieli po pięćdziesiąt lat i wszystkim tłumaczyli, że mieszkanie razem, to mniejsze koszty utrzymania i wszyscy to kupili bezapelacyjnie. Nikomu nie przyszło nawet do głowy, że Ola i Staś żyją ze sobą jak stare, dobre małżeństwo. 

Jednak ubolewają nad tym, że nadal muszą swoją miłość ukrywać przed światem i on nie może jej prowadzić za rękę podczas spaceru w parku i nie może się nią nigdzie pochwalić, aby nie wzbudzić niepotrzebnej im sensacji, a więc żyją razem i ukrywają swoją miłość przed wszystkimi, ale są za to wreszcie  niesłychanie szczęśliwi.

 

Reklama

Co mnie się dzisiaj wydarzyło?

https://www.youtube.com/watch?v=d7EV-urT-gQ

Proszę obejrzeć powyższy clip z reklamą o sklepie „Zalando” i proszę na końcu klipu zwrócić uwagę na to słynne „o”, kiedy dostawca jest bardzo zdziwiony i zawiedziony,a do czego dążę?

Wpis ten będzie krótki, ale musiałam o tym napisać i już opowiadam.

Podeszłam do drzwi dzisiaj, aby przywitać mojego męża i naszego psa, którzy  byli za miastem, samochodem, aby pies się wybiegał i załatwił, gdyż nasz pies nie załatwia się na miejskich trawnikach i z tego tytułu nie muszę zbierać z trawników jego kupki. Tak jest od 11 lat, że nasz pies jest wywożony za miasto i tam mąż rzuca mu patyka, aby zgubił trochę kalorii i tu chylę czoła w kierunku mojego męża za cierpliwość i konsekwencję, a do tego żaden sąsiad nam nie zarzuci, że nasz pies sra na przydomowe trawniki i nie za nami takie numery Bruner!

Ale wracając do tych otwartych drzwi. Otworzyłam w nadziei, że już idą, a na klatce siedziała grupka dziewczynek w wieku około 12 lat i tak się wystraszyłam, że to nie mój mąż z psem, a niewinne dziewczynki i zareagowałam nerwowo tylko to słynne z „Zalando” – „O” i szybko zamknęłam drzwi dość wystraszona i spłoszona i wiecie co? Jak sobie uświadomiłam, że ja starsza pani tak dziwacznie zareagowałam, usiadłam w przedpokoju i myślałam, że uduszę się z śmiechu z samej siebie, ale ciekawe, co pomyślały o starszej pani te dziewczynki, że chyba jej odbiło i do teraz się śmieję, że jestem wciąż płochliwa, kiedy miałam też te 12 lat. 😀

Może pamiętacie takie dziwne swoje  zachowania, które Was po czasie zdziwiło i przyprawiło o zażenowanie, albo ogólny śmiech w towarzystwie, że do dziś sami się sobie dziwicie i nie umiecie wytłumaczyć – dlaczego?  😀

Niektóre kobiety nigdy nie zmądrzeją!

Zauważyliście, że  Internet opanował jakiś dziwny trend pod kryptonimem „taka sytuacja”? Z początku kiedy czytałam notki na FB, czy TT z tym stwierdzeniem, pod którym pojawia się  zdjęcie z wakacji, czy też obojętnie czego sytuacja dotyczyła, myślałam, że to jest jednostkowe i autor wpisu nie chcąc się rozpisywać, opatrzył swój wpis „taką sytuacją”

Niestety, ale jest to chyba nowa moda i wiele osób podaje coś od siebie i zawiera w wiadomości  te dwa słowa, co nie za bardzo mi się to podoba, ale i postanowiłam pierwszy i ostatni raz opisać taką sytuację 😀

Jest głęboka noc i śpimy z mężem sobie w najlepsze, a sen po północy podobno jest najlepszy i najwartościowszy, a tu ni z tego, ni z owego ktoś dzwoni na telefon mojego męża.

Po drugiej stronie telefonu  odzywa się bełkoczący, kobiecy głos, zachęcający mojego męża do nocnych pogawędek. Oczywiście mąż szybko pozbył się tej rozmowy i jasno i wyraźnie oświadczył, że to nie jest najlepsza chyba pora na nocnych Polaków rozmowy.

Dzwoniła z Irlandii dawna nasza znajoma, która wyjechała z Polski, a z którą zerwaliśmy kontakty ładne parę lat temu z powodu jej alkoholizmu, z którego jak widać nie wyszła i pije nadal. Ja wiem, że może czuć się nieszczęśliwa, bo mąż jej zginął jakieś 15 lat temu w wypadku, a syn powiesił się w więzieniu. Ja czuję, że ona jest nieszczęśliwa i topi swoje smutki w alkoholu i nie wyciągnęła dotąd żadnych wniosków, że jako, zawsze pijana matka i żona nie zdołała uratować swojego życia i pogrążała się w nałogu i pogrąża. Ja czuję, że tęskni za krajem i jestem w stanie ją zrozumieć, ale nie zrozumiem tego, że skoro wyjechała z kraju po lepsze życie i pieniądze – pije nadal.

Po tym telefonie na nowo przyłożyliśmy się do snu i zasnęliśmy, zapominając o tej sytuacji, tłumacząc sobie, że po pijaku człowiek jest zdolny do różnych zachowań.

Ale dzisiaj rano, parę minut po 8, kiedy jeszcze smacznie spaliśmy, odezwał się telefon z tego samego numeru, a więc akcja nawiązania pogawędki nie została odpuszczona mojemu mężowi, bo skoro nie chciał rozmawiać w nocy, to może skusi się rozmawiać o świeżym poranku?

Mąż odebrał, a tam o tak wczesnej porze znów odzywa się bełkoczący i w amoku głos – no kurza twarz – sobie pomyślałam. Co to znaczy, że po prawie dziesięciu latach nieutrzymywania kontaktu, ta kobieta sobie coś ubzdurała, a więc trzeba wkroczyć i ją wyprostować, bo mąż sobie tego nie życzy, a nie wie jak postąpić, by się delikatnie mówiąc – odchrzaniła, gdyż nie widzi sensu, aby ona traciła pieniądze dzwoniąc z zagranicy pod wpływem alkoholowego impulsu.

Dzwonię ja, aby uzmysłowić pijanej kobiecie, że sobie nie życzę, aby nagabywała mojego męża telefonami, a rozmowa wyglądała tak: 😀

– Czy to pani xxxx? – Tak – słyszę bełkot i przedstawiam się.

– Dlaczego wydzwaniasz po nocach do mojego męża – pytam stanowczo.

– Ja! – pada odpowiedź. – Chyba się coś ci pomyliło – zaprzecza stanowczo.

– No to jak myślisz, skąd mam twój numer? – zapytałam.

– No nie wiem! – konsternacja i jest zdziwiona.

– Słuchaj, ja jeszcze żyję i nie wysilaj się, ponieważ powtarzam, że sobie nie życzę, abyś budziła nas w nocy!

– Ale XXXXX jest moim przyjacielem – mięknie i przyznaje się, że jednak dzwoniła.

Słyszę, że ma dobrze w czubie o ósmej rano!

– I ty też jesteś moją przyjaciółką – zaczyna mi po latach wyznawać.

– Nie jestem twoją przyjaciółką i zaprzestań, bo powtarzam, że nie życzymy sobie twoich nocnych telefonów – cześć i zakończyłam rozmowę, ale za chwilę pijana kobieta ponownie dzwoni, ale już do mnie.

Nie odebrałam, uważając rozmowę z pijaną kobietą za zakończoną, choć głowy nie dam sobie obciąć, że telefonów już nie będzie i tylko szkoda mi, że po traumatycznych przejściach w swoim życiu, ta kobieta niczego w nim nie zrozumiała, a wciąż brnie po równi pochyłej, ku upadkowi, bo tak to się skończy!

Taka sytuacja!

Przemoc w szkole – nie lekceważ żadnych sygnałów!

12 letnia Ania była bardzo dobrą uczennicą. Należała do kategorii uczennic cichych i spokojnych, a do tego bardzo dobrze ułożonych. Nie sprawiała żadnych wychowawczych problemów, ani rodzicom, ani tym bardziej nauczycielom. Uczyła się pilnie, bo uczyć się lubiła, a często sama sięgała po materiały, które nie należały do podstawowego programu. Wypożyczała w bibliotece książki poszerzające jej wiedzę i to procentowało, gdyż zapytana na lekcji, odpowiadała na szóstkę, wtrącając do odpowiedzi dodatkowe wiadomości z geografii, historii, czy innego przedmiotu. Rodzice byli z niej bardzo dumni, ale nie koleżanki z klasy!

Koleżanki z klasy nie lubiły tej kujonki, co to pozjadała wszystkie rozumy i postanowiły ją odpowiednio sprowadzić na ziemię. Ania była dla nich solą w oku, bo niby taka mądra jest i zadziera nosa – ten mol książkowy nie będzie im podnosiła poprzeczki i zbierała wszystkie pochwały od nauczycieli.

Na przerwach Ania nie miała życia, bo kiedy przechodziła korytarzem, była specjalnie potrącana przez koleżanki z klasy, a z czasem dołączyli się do szykan też chłopcy. Szczypali i szturchali ją i nie szczędzili niewybrednych epitetów.

Potem dobrali się do jej strony na Facebooku i tam, pod zdjęciami wstawianymi przez Anię szydzili z jej wyglądu i obśmiewali jej jeszcze dość płaski biust. W końcu Ania musiała zamknąć swój profil, gdyż było jej bardzo przykro z powodu spadającej fali nienawiści ze strony rówieśników.

Kiedy Ania przebierała się w szatni, nagrano to i wrzucono do sieci, aby ją upokorzyć i kiedy się o tym dowiedziała, nie miała siły rano iść do szkoły, bo paraliżował ją ogromny lęk, wymieszany ze wstydem, ale to nie koniec, bo…

kiedy korzystała ze szkolnej toalety, też ją nagrano jak siusia, a potem papierem toaletowym się podciera. Filmik został też wrzucony o sieci i tego już dla Ani było za dużo.

Powiedziała o tym swojej mamie, że jest w szkole zaszczuta i chyba będzie musiała zmienić szkołę, gdyż dłużej tego nie wytrzyma. Po interwencji matki Ani w szkole odbyła się pogadanka, że tak nie można się zachowywać i nakazano usunięcie filmików z sieci i na tym się skończyło i Anię przeproszono.

Interwencja podziałała na kilka dni, a potem rozpętało się piekło, kiedy chłopcy na stołówce szkolnej, coś Ani wrzucili do kompotu i kiedy Ania poczuła się źle w drodze do domu, tracąc zupełnie świadomość – zaciągnęli ją do parku i zgwałcili, a po fakcie zostawili taką leżąca w krzakach.

Kiedy się ocknęła i ogarnęła, na trzęsących się nogach, zrozpaczona i zbrukana, poszła na tory i rzuciła się pod jadący z wielką prędkością pociąg!

Podobne piekło w szkole przeżywał 13 letni Pawełek. Pawełek był trochę grubszy od swoich kolegów i dlatego był kopany przez rówieśników z klasy, którzy wyzywali go od grubych i śmierdzących świń. Najbardziej śmiali się z niego na lekcjach Wuefu, kiedy Pawełek z trudnością wykonywał polecenia nauczyciela od gimnastyki. Pokonanie kozła, czy też bieg dystansowy, albo skok w dal, wywoływały u innych uczniów salwę śmiechu i był wytykany palcami, że taki tłuścioch i nieudacznik jest z tego Pawełka.

Szturchano go na przerwach i podszczypywano, nie dając mu spokoju i z tej przyczyny Pawełek każdą przerwę spędzał zamknięty w toalecie, aby się usunąć z pola widzenia i mieć święty spokój. 

Kiedy przychodził o domu, zamykał się w pokoju i płakał, uważając, aby nie zauważyła tego mama, która samotnie go wychowywała. Był dobrym i wrażliwym chłopcem, który kochał swoją mamę i nie chciał sprawiać jej dodatkowych kłopotów. Milczał i nikomu się nie skarżył.

Kiedy wracał ze szkoły, trzech potężnych drabów, którzy byli braćmi jego kolegów z klasy, zmasakrowali Pawełka w ciemnej bramie, tak, że z ledwością się pozbierał. 

Nie wytrzymał i po powrocie do domu połknął wszystkie tabletki jakie były w apteczce jego mamy. Kiedy mama jego przyszła do domu, było już za późno. Wezwany lekarz stwierdził zgon, a za śmierć Pawełka nikt nie poniósł kary!

Piszę o tym dlatego, że nie udawajmy, iż przemocy w szkole nie ma, a gdzieś w sieci przeczytałam, że szkoły wiedzą, że jest przemoc w ich placówkach, ale zamiatają ją pod dywan, bagatelizując, aby się tylko nie wydało i nie skrzywiło tak cennej opinii dyrekcji i nauczycieli, ale może ktoś napisał nieprawdę?

Sobótkowe radości jednej z wielu Babć :)

Zaglądam do wielu blogów i czytam, co też ludzie piszą na nich. Zaglądam do blogów osób starszych, a także zupełnie młodych mam, które dopiero uczą się macierzyństwa, albo są już mamami  sporych dzieciaczków.

Lubię czytać, kiedy mamy opisują, co tam w domu piszczy w związku z wychowywaniem swoich pociech, a są to nieraz bardzo komiczne sytuacje, które warto zapisywać na klawiaturze, ponieważ kiedyś ich dzieci będą miały jak na dłoni jakimi to dziećmi byli, a do tego wpisy opatrzone są ich zdjęciami, a to pamiątka na całe życie  – spisana spod serca ich mamy.

Ja nie miałam takiej możliwości, bo nie było jeszcze tej diabelskiej maszyny, ale za to nadrabiam jako babcia moich wnucząt i każdą ich wizytę u nas – dokumentuję i staram się zapisać ten czas spędzony z wnuczętami i zatrzymać w kadrze. 

Jestem babcią i co babcie na całym świecie najbardziej cieszy? Oczywiście, że to, iż ich wnuki rosną i się rozwijają. Oczywiście cieszy to, że z niedawno jeszcze malutkich dzieci, zmieniają się z roku na rok w coraz poważniejsze istoty. Moja najstarsza wnusia zamarzyła sobie naukę gry na skrzypcach, a więc rodzice poświęcają jej  swój napięty czas i prowadzą  na zajęcia, aby spróbowała i, a nóż jej się spodoba i będzie pilnie ćwiczyła, a przy okazji jej babcia pierwszy raz w swoim życiu miała skrzypce tak blisko i sobie smyczkiem też smyrnęła, ale wyszło strasznie płaczliwie ha ha.

Wnusio chodzi na basen i też mu się ta zabawa podoba i chwała dla ich rodziców, że po przedszkolu posyłają swoje dzieci na dodatkowe zajęcia. Babcia się cieszy ogromnie, że może kiedyś doczeka się specjalnego koncertu zagranego przez rodzoną wnuczkę.

U nas dzisiaj był dzień poświęcony przeciwdziałania kłusownictwu i miasto odżyło, tym bardziej, że pogoda dopisała, a więc mój sobótkowy dzień nabrał rumieńców z czego bardzo się cieszę.

Czas na odpoczynek 🙂

Dlaczego Maria Czubaszek to sobie robi?

 Ten wpis leżał trochę w szkicach i bałam się  zahaczyć o ten temat, aby nie być posądzoną o jakieś tam animozje do osoby publicznej, bo Maria Czubaszek jest osobą publiczną w medialnej przestrzeni. Mimo dość już sędziwego wieku, bo urodziła się w 1939 r., wciąż jest aktywna i ma się bardzo dobrze. Pisarka, blogerka, felietonistka, autorka tekstów do piosenek i tak dalej, że nie wymienię, ale to można przeczytać w Wikipedii. 

Ludzie lubią ją ze jej szczególne poczucie humoru i należy do osób, którą jedni uwielbiają, a inni nienawidzą, za jej głośne wypowiedzi na temat swoich aborcji, czego w kraju katolickim bodajże nie powinno się głośno mówić. 

Osobiście nic nie mam do Marii Czubaszek i podczytuję jej bloga i oglądam czasami „Szkło Kontaktowe” w niedzielny wieczór, kiedy rozmówczynią jest Pani Maria, choć przyznam, że bardziej mnie bawi Wojciech Zimiński i Tomasz Sianecki, ale jak jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Mnie humor Pani Mari w szkle nie podchodzi i czasami zupełnie nie bawi, bo mnie bardziej bawi jednak grono męskiego humoru i tu zahaczam o seksizm?

Raczej nie, ponieważ okropnie mnie razi druga twarz Pani Marii – ta z papierosem na każdym niemalże zdjęciu w sieci. Nie mam nic do kobiet palących, bo każdy jest dorosły i pali za swoje i to jest jego zdrowie. Sama czasem lubię sobie dymka puścić, kiedy na przykład myślę o następnej notce na bloga, ale za żadne skarby nie zrobiłabym sobie zdjęcia z papierosem w ustach, a nawet w dłoni. Nienawidzę takich zdjęć, a epatowanie Pani Marii swoim nałogiem jest tak nachalne i niesmaczne, że chciałoby się głośno krzyknąć – po co sobie to Pani Mario robisz? I dodam, że jest to tym bardziej niesmaczne, że kobiecie, seniorce tym bardziej nie wypada.

No ale może ja się czepiam!

 

Niepokój w moim sercu i trwoga!

Poranny telefon, kiedy jeszcze dobrze spałam. Nie słyszałam pierwszego telefonu, ale już drugi postawił mnie na równego nogi, bo niezwyczajnym jest, że ktoś dzwoni do mnie dwa razy o tak wczesnej porze. 

Odbieram i słyszę, że z moją Mamą jest źle. Zadzwoniła córka, a ja słucham uważnie, co ma mi do powiedzenia cała zdrętwiała.

Jak to źle, skoro była u mnie przedwczoraj i wszystko było dobrze – jestem zdziwiona. 

– Mamo nie zauważasz wszystkiego, bo z nią nie mieszkasz, a jak babcia przyjdzie do ciebie, to udaje, że wszystko jest dobrze i nic ją nie boli i ma się świetnie, aby ciebie nie denerwować, ale babcia ma coraz mniej siły i zaczyna sobie nie radzić! – Proszę miej na uwadze fakt, że trzeba ją mieć teraz bardziej na oku, bo gaśnie w oczach!

– Wiem, ale chyba larum jest zbyt wczesne – pomyślałam podczas rozmowy, ale dlaczego ja niczego nie zauważyłam niepokojącego? Owszem, zrobiła się taka malutka i krucha, ale przecież ma już słuszny wiek i z roku na rok będzie tylko gorzej. Rozmawiałam ze swoją mamą o codzienności i o politykę zahaczyłyśmy i stwierdziłam, że moja mama jest doskonałym partnerem do rozmów, bo pamięć ma doskonałą, a więc może mnie ta rozmowa zmyliła i czegoś nie zauważyłam, chcąc widzieć ją zawsze taką przebojową i mądrą życiowo? Może nie zauważyłam, że traci ten dawny błysk oka? Może bardziej skupiłam się na jej psychice, zamiast zauważyć, że fizycznie jest coraz gorzej. Taka jestem zła córka, że nie zauważyłam? 

Może dlatego, że wciąż ją widzę, spacerującą po naszym mieście, albo siedzącą na ławeczce z innymi paniami w jej wieku. Może tak mi jest po prostu wygodniej i boję się zwyczajnie nieuchronnego, co zbliża się stumilowymi krokami? Może nie chcę wiedzieć, że coś może nagle się skończyć i boję się – zwyczajnie się boję i tu włącza mi się dodatkowe myślenie, które się dziś szczególnie zagnieździło i sądzę, że mnie już nie opuści, bo co mogę zrobić jeszcze dla niej? Czym mogę przedłużyć jej życie i jak urozmaicić, aby była jeszcze szczęśliwa.? Jak mam postępować i jak po prostu pomóc?

Pytanie walą mi się dziś jedno za drugim, a odpowiedzi żadnej. W końcu ze starością jeszcze nikt nie wygrał i nie wygra, a ja tak bardzo bym chciała wygrać ze starością mojej Mamy. 

Nic nie może wiecznie trwać, takie są słowa piosenki, ale może jeszcze trochę potrwa i tego muszę się trzymać, bo inaczej można z trwogi oszaleć i tu mam pytanie kochani do Was! Podpowiedzcie mi, co jeszcze, oprócz tego, że jestem z siostrą blisko Niej?

Siv Andersson

Matka

Matka jest od początku
Jak źródło twojego życia.
Pełnym miłości wzrokiem
Podąża za tobą z ukrycia.

I pierwszy twój posiłek,
Który ci przygotowuje,
Podaje z czułą opieką
I nic w zamian nie oczekuje.

Tak łatwo wszystkim się dzieli,
Co łagodzi wszelkie przykrości.
A rzadko słyszy dziękuję
I widać, kim jest w rzeczywistości.

W całym swoim życiu
Wciąż jest taka sama…
Twoja absolutnie jedyna,
Najukochańsza Mama.

z tomu „Diktkort”, 2005

tłum. ze szwedzkiego Ryszard Mierzejewski

https://www.youtube.com/watch?v=vxWK4450G1Y

 

 Moja kochana Mama dzisiaj. Zapatrzona i chłonąca z balkonu kolory jesieni, a ja z Nią dziś rozmawiałam długo i stwierdzam i potwierdzam, że głowa mojej Mamy pracuje doskonale. 

Mama jeszcze jest z nami, a mnie się włącza czerwona lampka – jaką ja też córką dla niej byłam i jestem i sama osobiście się rozliczam, ale może o tym innym razem. Nie mam dziś już do tego głowy! 

Długo wahałam się, czy wrzucić ten jakże osobisty wpis, ale przecież jestem u siebie i mogę w moim domu mówić o najskrytszych sprawach, które wciąż mnie dotyczą.

Jeden wyskok jej męża, a życie jej się wali!

Zofię ta zdrada bolała jak diabli i miała na nią niezbite dowody. Nie wiedziała, co z tą wiedzą zrobić, bo tak bardzo bała się jego reakcji. Może ją zostawi, a może będzie błagał o przebaczenie i danie mu drugiej szansy. Bała się cholernie rozmowy z nim, że wszystko wie, choć dowiedziała się ostatnia w mieście. Jakie to typowe, że żony dowiadują się na szarym końcu, że ich mężowie cichaczem spotykają się ze swoimi kochankami. Nie ona pierwsza i nie ostatnia, ale ją to szczególnie ubodło – tak myślała.

Po kątach płakała i myślała, że może się zabić i po prostu uwolnić się od tego upokorzenia. Przecież wszyscy wiedzieli i szeptali za jej plecami, a więc bała się spojrzeń ludzkich i ukradkiem przemykała się po mieście, aby dojść do pracy i zrobić szybko zakupy.

Zauważył, że jest z nią coś jest nie tak, bo nagle w domu zrobił się bałagan i brakowało gorących obiadów. Nagle jego żona była leżąca i odwrócona plecami do całego świata, za zamkniętymi drzwiami i to milczenie, które do niej było niepodobne. Zawsze była taka radosna i od progu opowiadała, co się jej w ciągu dnia wydarzyło, a tu taka zmiana!

Domyślał się, że chyba Zofia już wszystko wie, ale też się bał rozmawiać na ten temat. Nie tłumaczył się i czekał.

Pewnego dnia kupił jej kwiaty, choć wciąż się bał do niej podejść i otworzyć te zamknięte drzwi, za którymi się skryła na kilka, zbyt długich dni.

Nie wytrzymała i rzuciła mu tymi kwiatami w twarz i kazała się wynosić.

– Pakuj się natychmiast i nie chcę cię tu dłużej widzieć. – Wynoś się do tej swojej kochanki i nie okłamuj mnie więcej, bo ja ci tego nigdy nie wybaczę i wiesz co? Cieszę się, że nie mamy dzieci, bo tak mi jest łatwiej i sobie sama poradzę bez ciebie.

Wywaliła jego ubrania z szafy i pakowała je do walizki jak leci. Buty jego wrzuciła do worka i wszystkie jego kosmetyki wylądowały na przedpokoju.

Patrzył na nią przerażony i nie wiedział jak się zachować, kiedy jego rzeczy wylądowały na klatce, a ona pokazała mu całą sobą, gdzie są drzwi.

Wyszedł i pozbierawszy to, co leżało na klatce, nie wiedział, co dalej ma począć, bo przecież nie pójdzie do kochanki, skoro ona ma trójkę dzieci. Nie chciał im robić za ojca, a więc poszedł do kumpla, aby go przetrzymał parę dni, aż sobie czegoś nie znajdzie.

Kumplowi opowiedział, że to był jednorazowy wybryk, przy alkoholu i tamta go omotała i tak znalazł się u niej w łóżku, ale nic do niej nie czuł i nie czuje i się siebie brzydzi, że zdradził Zofię z kobietą polującą na facetów, bo taką miała naturę. Zwierzył się, że nawet dokładnie nie pamięta jak mu było z nią w łóżku i wszystko stało się tak szybko, że kiedy rano się u niej obudził i zauważył, że  zmyła makijaż, a jej twarz i dekolt były pełne siarczystych piegów i poczuł od razu do niej niechęć, bo zupełnie nie była w jego guście i nie mógł sam siebie zrozumieć, co mu się w niej podobało.

Znalazł kawalerkę i tak żył samotnie przez parę miesięcy. Nie kontaktował się z Zofią. Nie śmiał jej prosić o przebaczenie, gdyż zbyt ją kochał, aby dokładać jej i ją nachodzić. Cierpiał i tęsknił ogromnie, lecz nie miał śmiałości, bo koledzy mu mówili, że Zofia się jako tako podniosła, ale nikomu się nie zwierzała. Ukryła się w swoim świecie. Zapisała się na basen i tam spędzała z innymi kobietami swój wolny czas. Pokazywała światu, że wszystko sobie już poukładała, choć wieczorami bardzo za nim tęskniła, wtulając się w jego poduszkę, która nim jeszcze pachniała.

Pewnej, samotnej niedzieli, tuż po porannej kawie Zofia usłyszała, że ktoś puka do drzwi. Kiedy otworzyła, zobaczyła na progu kolegę swojego męża. Powiedział, że chce kilka chwil z nią porozmawiać.

– Nie mogę patrzeć jak marnujecie swoje życie – rzekł i opowiedział całą historię zdrady jej męża. Powiedział, że powinni się zejść, bo się wciąż kochają, a tamta kobieta, to była jedna, wielka pomyłka i ona nie powinna rozdzielać dwoje ludzi, którzy nie widzą poza sobą świata. Zostawił adres do męża Zofii, napisany już wcześniej na kartce i wyszedł.

Dała jej ta rozmowa wiele do myślenia, ale nie miała odwagi zapukać do drzwi swojego, wciąż męża. Sprawa była dość świeża i wciąż się nie zabliźniła w jej sercu. Postanowiła dać sobie jeszcze czas, aby to wszystko poukładać w jedną całość i nie stać było ją jeszcze na wybaczenie.

Pewnego dnia znów ktoś zapukał i Zofia zdziwiona otworzyła drzwi, a była zdziwiona, bo w zasadzie nikt jej w domu nie odwiedzał, gdyż zerwała wszelkie towarzyskie kontakty. Chciała mieć w swoim domu spokój.

Otworzyła od nie chcenia drzwi i zobaczyła tą piegowatą kobietę, która pod warstwą pudru ukrywała swoje piegi. Była umalowana dość dziwacznie i usta miała podkreślone niezdarnie konturówką. Była taka komiczna i tak strasznie prosta z przepalonym głosem i przepitym.

– Przyszłam, by pani powiedzieć, że jestem w ciąży z pani mężem! Nie wiem, gdzie on się teraz podziewa, ale informuję panią, że podam go o alimenty, bo skoro zrobił mi dziecko, to ja będę musiała je wychować, a nie usunę, gdyż jestem katoliczką i moja wiara zabrania mi takich czynów.

Zofia stała jak wryta i odjęło jej mowę. Słuchała oto kobiety, która określa się jako katoliczka, która zaprasza żonatych do łóżka, ale jedno, co nagle przyszło jej do głowy, to jej zatrzasnąć przed nosem drzwi i kazać się wynosić i tylko wykrzyknęła, że kurwa nie ma prawa nachodzić ją, w jej domu i niech zrobi badania DNA, bo nie wierzy, że jej mąż jest ojcem jej dziecka i zatrzasnęła z impetem przed nosem tamtej drzwi.

Sięgnęła po adres, jaki zostawił jej kolega męża i poszła do niego z podniesioną głową i już była pewna, że chce się z nim zestarzeć, a badania DNA zaprzeczyły ojcostwa tamtego dziecka!

Oddałam się – muzyce!

Muzyce się oddałam, a dlaczego mnie dziś na to wzięło? Sąsiadka na dole się remontuje i huk młotków niesie, że ze zgrzytem w zębach to znoszę, ale słuchawki w uszy i oddałam się muzyce, którą chcę się z Wami podzielić, choć to tylko malutki procent, tego, do czego często wracam. 

Ktoś musi słuchać muzyki, aby ktoś mógł się remontować ha ha, ale na dobre mi to wyszło, gdyż się wzruszyłam i oczy łzą oczyściłam. Myślę, że każdy z nas wzrusza się i porusza przy swoich ulubionych melodiach i piosenkach, które gdzieś tam kiedyś z nami były i tworzyły ten wspaniały klimat, czy to na prywatkach, przy ognisku, czy w ramionach pierwszego chłopca. 

Tak sobie dywaguję, ale ja osobiście uwielbiam muzykę i mam taki gust muzyczny, jaki mam i ktoś może mnie posądzi, że uwielbiam starocie, ale muszę się przyznać, że we współczesnej muzyce perełek brak i tego mi bardzo brakuje. Jeśli nie ma teraz perełek, albo one do mnie nie trafiają, bo jestem za stara, to odkurzam stare przeboje.

Zapraszam na koncert w towarzystwie stukotu młotka u sąsiadki, bo chyba zmienia pierunica kafelki ha ha 😀

Przeważnie są to przeboje zagraniczne, a kiedyś zrobię koncert ze staroci rodzimych – cierpliwości 🙂

 

ttps://www.youtube.com/watch?v=izOdvBmTDh0