Samotność matki i jej poświęcenie

Pani Bronisława ciężko pracowała, aby wykarmić i odziać swoją trójkę dzieci. Kiedy jej mąż zginął w kopalni, została z dziećmi całkiem sama. Imała się różnych prac, aby tylko zebrać grosz do grosza i zapewnić swoim dzieciom jako takie warunki. Chciała przede wszystkim, aby ubiorem nie odbiegały od swoich rówieśników, a także by były najedzone i miały ciepło w domu, kiedy zima była ostra, by miały w miarę dobre warunki do nauki.

Najlepiej zarabiała Pani Bronia, kiedy sprzątała domy majętnych ludzi. Byli to lekarze i naukowcy, którzy w referencjach polecali Panią Bronię, ponieważ była niezmiernie dokładna i przykładała się do pracy jak mało kto. To były spore pieniądze, a jeszcze dodatkowo w domu szyła piękne sukienki dla dam, bo dostała od losu talent i potrafiła tak uszyć, że każda klientka była szczęśliwa, bo nie dość, iż Pani Bronia uszyła, to jeszcze doradziła, co do koloru i fasonu, oraz budowy ciała klientki. Miała w sobie niesamowity zmysł w krawiectwie i czasami szyła do późnej nocy, bo tyle miała zamówień.

Dzieci rosły i dobrze się uczyły, a bywało, że Pani Bronia nie mogła iść na wywiadówkę, ale ufała i wierzyła w swoje dzieciaki.

Mijały lata i dzieci się rozjechały po większych miastach, bo były zdolne i robiły swoje kariery i szukały drugiej połówki. Pani Bronia jechała kilka razy do tych miast, aby być na ich ślubach i kolejnych chrzcinach, bo nagle posypały się jej wnuki. Była szczęśliwa strasznie, że mimo, iż jej życie przepełnione było pracą i nie zawsze miała czas dla swoich dzieci, to wyszły na ludzi, a to była dla niej wielka nagroda.

Wracała do domu, samotnego domu, ale jakoś sobie radziła. Wychodziła dużo na spacery i spotykała się z ludźmi i tak czasami spędziła z nimi parę godzin na ławeczce. Musiało jej wystarczyć, że często siedziała samotnie w domu, kiedy od czasu do czasu jakieś dziecko do niej zadzwoniło i pytało jak tam się ma ich mama?

Pewnego dnia Pani Bronisława poczuła się źle i zemdlała z bólu na klatce schodowej. Ktoś wezwał karetkę i Pani Bronisława przeszła serię badań w szpitalu i okazało się, że będzie ją bolało, bo przez lata ciężkiej pracy nabawiła się wielu zwyrodnień kości i nic z tym nie da się już zrobić.

Bywały dni, że nie bolało ją prawie wcale, ale bywały takie dni, że z ledwością zwlekała się z łóżka, mimo środków przeciwbólowych. Nie było przy niej nikogo, bo przecież dzieci muszą pracować, bo mają swoje rodziny. Nie skarżyła się żadnemu dziecku i swoje dolegliwości mocno ukrywała. Nie było jej lekko, kiedy z wielkim trudem, o lasce człapała do kuchni, by zrobić sobie jakiś posiłek, czy zaparzyć herbatę.

Ciągle się nie skarżyła, ale ktoś zauważył, że Pani Bronia nie wychodzi już praktycznie z domu i nagle zabrakło jej na ulubionej ławeczce. Ktoś podszedł i robił jej drobne zakupy i pomógł się umyć. Ktoś od czasu do czasu podszedł, aby chwilkę z nią porozmawiać.

Mijały miesiące i pewnego dnia przyjechały do Pani Broni jej dzieci. Przyjechały z kwiatami i tortem, aby złożyć jej urodzinowe życzenia i aby zrobić jej niespodziankę, bo nie zawsze mieli na to czas. Zastali swoją matkę w łóżku skręconą z bólu i stanęli jak wryci, bo nie wiedzieli, że ich mama jest w takim stanie.

Zaczęli się przy jej łóżku licytować, bo żadne z nich nie mogło w swoim życiu niczego poświęcić, aby się matką swoją opiekować. Kłócili się, że doktorat, że nowy dom, że daleko, że ich dzieci muszą mieć rodziców na co dzień i nie mogą wszystkiego nagle rzucić i zająć się schorowaną matką.

Wówczas, zdrowa na umyśle Pani Bronia zrozumiała, że czegoś ich nie nauczyła. Nie nauczyła ich empatii i poprosiła, aby ją zostawili w spokoju i wracali do swojego życia. Nagle w jej domu pojawiła się opiekunka, którą opłaciły jej dzieci, aby zatuszować w sobie wyrzuty sumienia i wyjechali z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku w stosunku do rodzicielki.

Opiekunka była jak złoto, bo opiekowała się ich mamą wyjątkowo troskliwie. Była z nią dzień i noc. Wiedziała kiedy Pani Bronia cierpi i wiedziała kiedy ma wezwać lekarza, by przepisał następną porcję leków. Towarzyszyła Pani Broni i potrafiła słuchać, aby Pani Bronia nie czuła się tak strasznie samotna. Pokochała tę kobietę, ponieważ dogadywały się w każdym aspekcie i pragnęła zrobić wszystko, aby jej podopieczna nie cierpiała tak z powodu swojej choroby, jak i opuszczenia przez własne dzieci.

Nadeszła jesień i pewnej nocy Pani Bronia już rano nie otworzyła oczu. Zmarła cichutko, a na małej karteczce niezdarnie napisała, że gdy umrze, niechaj nikt nie powiadamia jej dzieci. Obok leżał też jej testament, w którym wskazała, aby opiekunka sprzedała jej mieszkanie i uzyskaną kwotę podzieliła na trzy części i wpłaciła na konta jej dzieci. W testamencie nakazała, aby opiekunka zabrała z jej domu to, co najbardziej jej się podoba, a resztę niechaj odda na cele charytatywne.  Tak też się stało, bo opiekunka uszanowała jej ostatnią wolę i przekazała dość spore kwoty na konta dzieci Pani Bronisławy.

Pani Bronia spoczęła na lokalnym cmentarzu, a opiekunka zadbała o skromny nagrobek i każdego weekendu odwiedza swoją ukochaną podopieczną i zapala jej mały znicz i co trochę zmienia  kwiaty, bo Pani Bronia zawsze kochała też kwiaty.

27 myśli na temat “Samotność matki i jej poświęcenie

  1. Wyjątkowo szczęśliwy koniec. I niesamowita MATKA. Piszę dużymi literami by to podkreślić. Dobra osoba trafiła na dobrą. Mówią, że dobro do dobrego lgnie. Niestety, za mało takich przypadków.
    Pozdrawiam. 🙂

    Polubienie

    1. Tytułem komentarza pozwolę sobie wkleić wypowiedź z mojego bloga:
      Przeczytałam jak to dobrze drzewiej bywało, gdy w jednym mieszkaniu było kilka pokoleń i jak to babcia miała swój maleńki pokoik… i czekała na śmierć, a z nią cała rodzina… Nie zgadzam się z tym!!! W żadnym wypadku!!! Nie chcę mieszkać kątem u młodych!!! Chcę być niezależna!!! A jeśli już nie dam rady sama sobie radzić, z chęcią pójdę do domu opieki. Nie chcę być ciężarem dla swoich dzieci. W polskiej mentalności zakodowany jest obraz babci, która ma siedzieć cicho, z radością opiekować się wnukami i dbać o dom. W zamian ma gdzie mieszkać. To przez całe życie niczego się nie dorobiła?!!! Ile razy jest tak, że te dzieci mieszkają w domu właśnie tej babci!!! Bo jej się nic nie należy…
      Na emeryturze chcę jechać, gdzie jeszcze nie byłam. Zwiedzać, poznawać nowy świat. Oczywiście w miarę możliwości finansowych. Swoje dzieci odchowałam sama z mężem. Nie prosiłam ani swoich rodziców, ani teściów o opiekę nad nimi. I tego samego wymagam od swoich dzieci. A prawda jest taka, że z wizyty wnuków dziadkowie cieszą się podwójnie. Gdy wnuki przychodzą i gdy wracają do swego domu 😉 Nie mam siły, ani nerwów do małych dzieci, szczególnie na dłuższą metę. Potrzebuję ciszy i spokoju. Wyjazdy w głuszę mi w tym pomagają. Mam to co lubię…
      A obecność przy śmierci bliskich… zależy na co i jak umierają. Czy tak po prostu, bo są starzy i organizm już nie wytrzymuje, czy są chorzy…
      Mój ojciec zmarł w 1988 roku. Zaraz po Bożym Narodzeniu – 28 grudnia. W święta byliśmy u niego w szpitalu, jak każdego dnia. 26 grudnia zaczął nam umierać. Pierwszy raz w życiu widziałam, żeby ktoś tak się pocił. Na jego twarzy krople potu rosły w oczach i spływały na poduszkę… Narobiłyśmy rabanu i momentalnie wyrzucili nas za drzwi. Uratowali, ale nie na długo. Ojciec miał raka kręgosłupa z przerzutami na płuca i aortę… Jego matka miała jeszcze gorzej, bo rak narządów kobiecych do tej pory zbiera obfite żniwo. Babcia przeszła kurację naświetlań i ktoś coś pomylił, źle ustawił… spalili jej wnętrzności. Nie odwiedzałam jej w szpitalu, bo byłam za mała, ale z tego co opowiadał dziadek czy ojciec… Babcia była na morfinie i gdy trochę lek przestawał działać, ból był tak potworny, że babcia dosłownie wyła. Jeszcze nie odzyskiwała przytomności, ale już czuła… Czy na pewno asystowanie TAKIEJ śmierci to szczęście i błogosławieństwo? Obraz, który zostaje w oczach na całe życie i powraca w koszmarach? Czy wiesz, ile razy śnił mi się mój ojciec? Nie wytrzymywał bólu i prosił mnie o załatwienie mu cyjanku potasu… Odmówiłam, chociaż na upartego mogłam mu to załatwić. Jego błagalny wzrok prześladował mnie kilka lat…w snach… ale wiem, że gdybym mu załatwiła, byłoby jeszcze gorzej… Zabiłabym własnego ojca. Niepotrzebny byłby wymiar sprawiedliwości. Z resztą, kto by robił sekcję zwłok osobie tak chorej i leżącej w szpitalu? Nikt by nawet nie podejrzewał, że ojciec został otruty. Tylko ja nie umiałabym z tym żyć…
      Pan Kowalewski patrzy z jednej strony na to życie, ale ono nie jest płaskie. Ma też inne wymiary. Czy nie jest tak, że w tym Skolimowie mieszkają ci, którzy w młodości nie myśleli o przyszłości… o starości? Mam przykład sąsiada moich rodziców. Gdy byłam dzieckiem, sama słyszałam, jak śmiał się z nich, że tak mało zarabiają. Jak mówił, za takie pieniądze nie chciałoby mu się ruszać tyłka z domu… Płacił najniższe stawki ZUS, bo pracował jako taryfiarz… i oszukiwał. Gdy przeszedł na emeryturę narzekał, że to są głodowe stawki i jak można mieć tak małą emeryturę. Nawet połowy tego nie miał, co moja mama. Tylko gdzie on był, gdy był młodszy? Czemu więcej nie płacił? Miałby godziwą emeryturę. Czy nie podobnie jest z tymi aktorami? Przecież nie wszyscy mieszkają w tym Skolimowie… Czyli można było?
      A bratowa mojego męża? Mogłaby już przejść na emeryturę tylko… nigdy nie płaciła tu składek emerytalnych. Ktoś jej niby poradził, że nie musi. Pracowała na czarno, chociaż ma legalne pozwolenie na pracę. Czyli musi zasuwać do końca swego życia, bo niczego nie płacąc, niczego nie wypracowała… I co? Też będzie narzekać jaka to ona biedna i nic od państwa nie dostaje…
      No, to sobie pogadałam 😀
      Pozdrawiam serdecznie

      Polubienie

  2. Temat – dla mnie- na czasie. Jutro odbieram Mamę ze szpitala. Wymaga całodobowej opieki, więc wraz z siostrami musimy podzielić się obowiązkami.
    A wszystko stało się tak niewinnie i nagle……….

    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

    1. Antoneto, szczęście w nieszczęściu. Dobrze, że masz możliwość podzielić się obowiązkami z siostrami bo nie ukrywam, że jest bardzo ciężko. Wiem coś o tym kiedy zostałam sama do opieki nad obydwojgiem leżących Rodziców i mężem po operacji, będąc sama już niemłodą osobą.Dlaczego, ponieważ mój brat nie był zainteresowany Rodzicami. Przykre ale w większości przypadków tak się dzieje. Życzę dużo siły i wytrwałości.

      Polubienie

  3. Wczoraj coś mi wcięło komentarz. Dziś napiszę w podobnym duchu. Dobra dusza odnalazła też dobrą. Było przykładnie, poczciwie. Ale ile jest takich, którzy mają sytuacje nie do pozazdroszczenia?
    Pozdrawiam. 🙂

    Polubienie

  4. Piękna opowieść, ale niestety przykre jest to jak dzieci zapominają, że mają Rodziców. Znam taką sytuację, mam z nią do czynienia na co dzień. Opiekuję się wraz z moim Ojcem 92 letnią babcią – Mamą mojej Mamy. Mama moja zmarła w wieku 60 lat i po jej śmierci nie dosyć, że rodzeństwo mojej Mamy nie pomaga w opiece nad Babcią, to jeszcze mam stale pretensje i dopuścili się do tego, że chcieli w sądzie zabrać nam dom. Ja w tym domu mieszkam całe moje życie i moi Rodzice mieszkali 40 lat. Mam nadzieję, że taki sam los kiedyś spotka tych, którzy nie umieli uszanować i pamiętać o swoich Rodzicach.

    Polubienie

  5. Chyba jestem taką mamą – synowie robią kariery (wychowałam ich sama), wprawdzie kontaktują się ze mną telefonicznie (sms-y) ale rzadko się widujemy. Przeszłam ciężką boreliozę, która zniszczyła mi stawy; niedawno spadłam ze schodów i po urazie głowy wylądowałam na 2 tygodnie w szpitalu. Wylizałam się ale chodzenie sprawia mi trudność … na razie jakoś sobie radzę ale wiem, że ze strony moich dzieci mogę liczyć jedynie na opiekunkę (oby takiego anioła jak powyżej), kiedy już nie będę mogła o siebie zadbać. I nie uważam tego za koniec świata bo oni mają SWOJE życie i trudno aby je rzucili pielęgnując matkę, zwłaszcza, że to synowie.
    Ale czasami mam obawy, czy nie stanie mi się coś złego i nikt nawet nie zauważy …

    Polubienie

  6. taak, piękna historia i pouczająca, ale niestety nieprawdziwa, zgodnie z obowiązującymi przepisami, Pani Opiekunka mogła wykonać testament, ale nie mogła tego zrobić bez zawiadomienia dzieci, bo postępowanie spadkowe trzeba przeprowadzić, i jeśli nawet Pani Bronia sporządziła taki testament, to przy otwarciu testamentu MUSZĄ BYĆ OBECNI SPADKOBIERCY USTAWOWI – czyli dzieci, nie ma innej możliwości, tak jak powiedziałam piękna i pouczająca historia, a raczej bajka dająca dużo do myślenia ale z rzeczywistością i przepisami obowiązującymi w Polsce absolutnie niedorzeczna … tak czy inaczej piękna, pozdrawiam….

    Polubienie

    1. przepisy tu nie mają żadnego znaczenia, droga Doroto. jesli dobrze rozumiem zamysł autorki, chodziło o to, że pani Bronia nie chciała mieć ze swoimi dziećmi do czynienia nawet po śmierci. takie symboliczne zamknięcie za sobą pewnych drzwi. dzieci dostały co ich, jak przez całe życie, ale nie uczestniczyły w pochówku i pogrzebie, w czynności, którą winni zmarłej jej bliscy. w ten sposób pani Bronia przekreśliła tę bliskość. i słusznie, moim zdaniem.

      Polubienie

    2. Czesc. Masz racje w sprawie testamentu. Dysponowanie testamentem przez osobe niespowinowacona lub nawet z kregu rodziny z pominieciem procedur prawnych w Polsce jest historyjka wyssana z palca. Glupi przyklad i niepotrzebnie wprowadzajacy innych w blad.
      Historia schorowanej kobiety… to przyklad z codziennej rzeczywistosci ale autorka tej historii na temat testamentu powinna sie lepij przylozyc i nie pieprzyc glupot. Uwazam, ze oczekiwanie od wlasnych dzieci, ktore nie mieszkaja w kraju lub bardzo blisko swoich schorowanych rodzicow aby rzucily wszystko i natychmiast zajely sie opieka osobiscie jest wyrachowaniem i egoizmem. Owszem, kazdy z nas chcialby miec zapewniona opieke i czesty kontakt z dziecmi ale tak sie nie da i nie jet to powszechne zjawisko. Starsi ludzie czesto graja na emocjach i pozniej manipuluja swymi dziecmi aby sie nimi opiekowali. Jak dzieci zorganizuja oplacana opieke to zle, jak beda starac sie pomagac i wspierac tez bedzie zle. Starszym ludziom doskwiera samotnosc ale powinni postarac sie zrozumiec, ze to co wniesli do wychowania swoich dzieci w tym wielki wysilek i nieprzespane noce aby zapewnic godne warunki zycia nie powinno byc elementem nacisku na swoje dorosle dzieci gdyz to juz nic wspolnego z miloscia nie ma.

      Polubienie

  7. Ja swoją MAMUSIĘ pożegnałam rok temu.WIEM jedno, że na kolanach, z miejsca gdzie mieszkam do mojej MAMUSI bym się czołgała, aby usłyszeć JEJ głos, aby pogładziła mnie po policzku, i powiedziała,’ nie martw się..,” aby mi otarła łzę z policzka… „kochana córusia” tak mi mówiła… moja MATEŃKA Jak ja za nią strasznie tęsknię…

    Polubienie

    1. Mówi się, że czas goi rany. To nieprawda, czas tylko uczy nas z tym żyć. U mnie minęło już sześć i trzy lata od śmierci Rodziców i ciągle boli, nie ma dnia abym o nich nie myślała. Pomimo, że sama jestem już w słusznym wieku ciągle mi Ich brakuje. Życzę Ci w jakimś stopniu ukojenia bólu, bo pamiętać będziesz dopóki dni Twoich.

      Polubienie

  8. Dzieci wychowujemy dla świata a nie dla siebie. Mam 3 dorosłych dzieci i każde ma swoje zycie. Nie wiem jak potoczą sie moje losy, ale postapiłabym tak samo. Czasem wynajęcie opiekunki jest nalepszym rozwiązaniem. Moja mama ma bardzo trudny charakter, jest niemiła i zupełnie nie panuje nad tym co mówi.Nie wiem czy jako jedynaczka będę potrafiła opiekować sie nia po latach wysłuchiwania jaka to jestem beznadziejna. Wiem, ze powinnam dac przykład moim dzieciom, ale co wazniejsze własne zdrowie psychiczne i fizyczne czy zadowolenie matki? Na szczęście dopóki zyje mąż to mamy duzy dom, więc w trudnej sytuacji możemy zabrać do siebie tesciów, ale mamę wolałabym odwiedzać niż miec u siebie.Każdy musi sam podejmować trudne decyzje. Znam czlowieka, który 3 lata wyrwał z życia opiekując się chorym ojcem i przez kolejne 5 lat był wrakiem człowieka. Powiedział, ze gdyby wiedział jak wysoką cenę będzie musiał zapłacic to by oddał ojca do domu opieki by ratowac rodzinę. Czy dzieci nie miały empatii? Może, tego nie wiemy bo czasem sytuacja rodziny jest trudna i NIE ma gdzie zabrac tej chorej mamy.

    Polubienie

    1. Czy to nie jest tak, że w życiu dostajemy to na co zasługujemy? Historia jak bajka z morałem! Nigdzie nie napisano, że pani Broni doglądała na starość swoją matkę! Poza tym, tak się dzieje, gdy dzieci rozjeżdżają się po kraju lub świecie! Tak się dzieje, kiedy samotna matka zapomina o sobie, a wszystko co robi, robi dla dzieci! Tak się dzieje, kiedy więzi rodzinne istnieją tylko w wyobraźni samotnej matki… Źle pojęta miłość do dzieci owocuje gorzko! Moja matka również jest antypatyczną i brzydką z charakteru osobą. Zaznałam od niej wiele zła w dzieciństwie i nie wiem jak to będzie później! Nas jest dwie siostry i obie nie wyobrażamy sobie życia z matką pod jednych dachem!

      Polubienie

  9. Kochani, jak ja cenię te Wasze refleksje z życia wzięta, bo tak różnie się to plecie. Mówią, że życie nie jest bajką i mają rację, bo każdy swój wózek życia ciągnie sam.

    Dziękuję na komentarze 🙂

    Polubienie

  10. Dzieci się na świat nie proszą. My matki mamy dzieci, ponieważ chciałyśmy je mieć.. dzieci rosną i odchodzą w świat. I taka jest kolej rzeczy. Mam córkę i wnuka, Żyją swoim życiem a ja swoim. Wiem, kiedyś nadejdzie czas, że życie stanie się trudne, ale nie po to mamy dzieci żeby od nich wymagać… i wiem co piszę: opiekowałam się przez blisko 20 lat kolejnymi pokoleniami naszej rodziny. Jestem wrakiem po tych demencjach, Alzheimerach, tej trudnej i nikomu nie potrzebnej starości… nie chcę, żeby moje dziecko przeszło przez to co mnie w życiu spotkało! Przyjdzie czas, to poproszę o dobry dom opieki i wiem, że dziecko wybierze dla mnie naprawdę dobry dom 🙂

    Polubienie

  11. Mam 31 lat, od dwóch lat opiekuję się moja babcią. Zdecydowałam że zamieszka ze mną żebym mogła jej pomóc. Ta decyzja pociągneła za sobą kolejną wybudowanie domu dwulokalowego. Babcia ma swoje mieszkanie ja swoje, ale co najważniejsze zawsze mam ją blisko mogę z nia pogadac, potowarzyszyc jej. Bywa cieżko bo babcis ma parkinsona, ale podjełam tą decyzję i się jej trzymam.

    Polubienie

  12. a ja z innej beczki: pamiętam, 100 lat temu w liceum miałam napisać opowiadanie tendencyjne, jak bym czytała pracę domową na ten temat…

    trochę takie oczywiste, jakżesz „heroiczne”, niezaskakujące, bez pazura….

    Polubienie

  13. Tak sobie mysle: moja Mama robi sie coraz starsza i slabsza. Tato nie zyje. My (ja, maz i corka) nie mieszkamy w Polsce – i co tu duzo mowic – nie mamy zamiaru wracac: jestesmy tutaj u siebie w domu, oboje mamy prace, maz rozkrecil firme, dziecko ma swoj dwujezyczny swiat i swietnie sie w nim odnajduje. Nie wyobrazam sobie powrotu do PL bo nie ma dokad, wiadomo jak w dzisiejszych czasach z praca, przyjaznie w PL tez sie wykruszyly. I tu nie chodzi o to, ze jestem egoistka bo nie wyobrazam sobie zaopiekowanie sie Mama na starosc, ale o zburzenie calego naszego swiata. Boje sie starosci mojej Mamy. Boje sie tego, ze bedzie wymagac mojej opieki a ja nie bede mogla Jej tego dac. Nie wroce do PL. I nie zmusze do tego mojej rodziny. Eh… zycie jest ciezkie.

    Polubienie

  14. Ja będę brutalna. Dlaczego Pani Bronia obraziła się – tak, nie bójmy się tego słowa – na dzieci? Nie rozumiem. Poświęciła się nie oczekując niby nic w zamian. Bo to jest Poświęcenie właśnie. Przez duże „P”. Nie poinformowała swoich dzieci o chorobie, dzieci przeżyły szok. To nie była nagła utrata zdrowia, postępujący ból nie wziął się nagle. Zwyrodnienie stawów ewoluuje, ból narasta. A ona BYŁA tego świadoma. Była świadoma tego, że w pewnym momencie nie da sobie sama rady. Czy przygotowała na to dzieci? Nie. Bo po co je martwić, prawda? Poczekajmy, aż sytuacja będzie na tyle poważana, że nie da się jej ukryć. Pomijam sytuacje kiedy stan zdrowia pogarsza się nagle. Ale tutaj dało się to – brutalnie mówiąc – rozegrać inaczej. Druga sprawa, skoro przyjęła – w takiej a nie innej formie – pomoc od dzieci, to dlaczego potem nie pozwoliła siebie pożegnać. Bo dostała inną pomoc jakiej oczekiwała? Bo zatrudnienie osoby, która wie co i jak robić, osoby którą trzeba opłacać, to mało? To bezduszne? Wielu z Was pewnie wyda się, że owszem, że dziecko powinno, ba ma moralny nakaz, zająć się rodzicem w takiej sytuacji. A jak nie potrafi? A jak rodzic nie chce się przenieść do dziecka? Jak dziecko nie ma warunków? To też? Dziecko ma Poświęcić się dla rodzica, nauczyć się jak postępować z osobą niedołężną, przeprowadzić się do rodzica i JESZCZE pracować, wychowywać własne dzieci, prowadzić dom? To jest brutalne. Ale życie jest brutalne. Nie piętnujmy dzieci, że zwyczajnie się boją. Bo się boją. Boją się, że nie dadzą rady, boją się, że zawiodą. Boją się, że ucierpią na tym relacje z ich dziećmi. Coś na co pracowali przez lata. Samolubne? Owszem, może trochę, ale jeśli poświęcą wszystko w imię rodzica ucierpi na tym ich rodzina. Ta sama wartość, której matka poświęciła czas i zdrowie.

    Polubienie

  15. ALE PIERDOLY PISZESZ!!!! Jak Ci nie wstyd tak klamac!? Jestem ze Slaska, po mezczyznie, ktory zginal w kopalni przysluguje dzieciom ogromna renta! Glupot nie pisz pod publike jak to musiala grosz do grosza zbierac!

    Polubienie

  16. matki się nie poświęcają , robią to co do nich należy … decydując się na dzieci , decydują się na obowiązki i podjęcie ogromnej odpowiedzialności . Oczekiwanie zapłaty od dzieci za „poświęcanie” się jest jakimś pomyleniem pojęć … dzieci potrzebują mądrej a zarazem silnej matczynej miłości a nie poświęcenia . Więź z matką , uczucia , ciepłe relacje, współodczuwanie itp między matką a jej dziećmi nie biorą się z powietrza… Efekt końcowy wychowania dzieci u bohaterki tej opowieści wskazuje ,że coś tam jednak u niej średnio wyszło , czegoś w tym procesie wychowawczym zabrakło …

    Polubienie

Dodaj komentarz