Archiwum dnia: 6 lutego, 2015

Burza w szklance wody, a ja oj naiwna, naiwna, naiwna

Kiedy usłyszałam, że będą w Sejmie debatowali nad ratyfikacją konwencji w sprawie przemocy wobec kobiet, to się ucieszyłam, że wreszcie dojdzie w naszym państwie do sytuacji, że kobiety bite przez swoich mężów, partnerów, konkubentów będą miały odpowiednią ochronę i będą miały się do kogo zwrócić ze swoją traumą i nie będą nie chronione. Jakże się pomyliłam, że ten jakże prosty przekaz, który powinien iść do realizacji w trybie natychmiastowym wywołał taką awanturę w naszym Sejmie, że ciarki miałam na ciele i sobie pomyślałam, że jestem mimo mojego wieku wciąż naiwna, naiwna, naiwna.

Dzisiaj w Sejmie padało wiele przyzwoleń ze strony prawicowej, że bicie kobiet wcale nie jest złe, a konwencja uderza w chrześcijaństwo i tradycyjne rodziny katolickiej i nie tylko. Wpleciono w to ideologię gender ( tego nie pojmuję kompletnie), a i kościół utrzymuje, że babę należy lać, kiedy przesoli zupę, albo zostawi zmarszczkę na koszuli męża, który ma ją prawo walnąć za źle wykonaną robotę.

Bicie jest złe, bo bicie to jest ludzka słabość i nie radzenie sobie z emocjami, ale obrona tego prawa dla oprawcy to jest koniec ludzkiego gatunku. Biją osoby słabe. Biją i kobiety swoich partnerów i bite są dzieci i to wszystko jest złe i karygodne, ale bronienie oprawców, bo tak zrozumiałam z dzisiejszego posiedzenia Sejmu, to jest podłość nad podłościami. Nikt nie może nikogo bić posłanko Kempa, Wróbel i inne panie i tu paradoks, że to kobiety bronią oprawców, ale widocznie nigdy w mordę nie dostały, bo gdyby dostały raz i drugi, to by inaczej śpiewały, a kościół?

Kościół chce mieć poddańcze społeczeństwo, słabo wykształcone i nie myślące, a owieczki będą pokornie rzucały na tacę i tu kościół boi się wyzwolonych kobiet, inteligentnych kobiet, które znają swoje prawa i dlatego tak Biskupi się rzucają, jak wesz na grzebieniu.

Chcę wierzyć, a nawet pragnę, aby powstały nowe infolinie dla katowanych kobiet, a także nowe ośrodki i wszelka pomoc dla pokrzywdzonych kobiet bitych latami w swoich czterech ścianach. Kobiet nie mających do kogo się zwrócić, ponieważ przemoc domową jest bardzo trudno udowodnić i dlatego policja tak wiele spraw umarza. Pragnę, aby kobiety były świadome, że mają ochronę prawną i państwa i nie bały się zgłaszać przemoc, a także nauczyły się dokumentować przejawy agresji  i dlatego piszę to, aby ta cała konwencja nie była tylko burzą w szklance wody świadczącej o tym, która partia postawiła na swoim i tak powinno być jak w przedstawionym, clipie, gdzie dyspozytor domyślił się, że kobieta zamawiająca pizzę prosi o interwencję i pomoc. 

Ale nie zbadane są wyroki boskie i dzisiaj Papież Franciszek ogłosił światu i wszystkim katolickim rodzinom, że dziecko czasami potrzebuje skarcenia, ale nie wolno bić dziecka w twarz, gdyż to odbiera mu poczucie bycia człowiekiem, czy jakoś tak. Rodzic według Papieża ma prawo maznąć dziecku po tyłku, aby postawić je do pionu i tu mam pytanie do katolików? Dopuszczacie walenie kobiety w twarz i zrobienie jej śliwki po okiem, a dzieci według słów Papieża możecie bezkarnie sprać tyłek, bo się smarkacz nie słucha dorosłych.

Pamiętam bardzo dobrze, że sama byłam nie bita, a katowana przez swojego ojca i w zasadzie za nic, gdyż szanowałam swoją matkę i ojca i nie sprawiałam żadnych wychowawczych kłopotów, a dostawałam za to, że wstawiałam się za bitą matką. Nie były to niewinne klapsy, a walenie po moim młodym łbie tym, co popadnie. Naprawdę byłam grzecznym dzieciakiem i potem nastolatką, ale miałam mieć przyjemność ojca psychopatę i tego Papież nie wziął pod uwagę i to jest smutne. Dał katolikom przyzwolenie na bicie swoich dzieciaków po dupie pasem, ręką, sznurem od żelazka?

Z ręką na sercu przyznaję, że sama dokonałam przemocy w postaci klapsa wobec swoich dzieci i kurcze. Może One tego nie pamiętają już, ale pamiętam ja! Matka, która nie zapanowała nad swoimi emocjami i zamiast tłumaczyć posunęłam się do klapsa i do dzisiaj pluję sobie w brodę. Nie wolno bić dzieci, trzeba im tłumaczyć, a jeśli nie zrozumieją znów tłumaczyć, bo klaps świadczy o nas dorosłych! Dzieci pamiętają, a kiedy dorosną nie mają ochoty pielęgnować swoich starych i niedołężnych rodziców, którzy kiedyś ich skrzywdzili i tak odbija się pałeczka dla naszych zachowań. karma wraca!

Ciekawa jestem co powie polski kościół na to, że Papież sam strzelił sobie w stopę.

Zabieram Was na mini wycieczkę po Paryżu

Niestety, ale nie urodziłam się typem podróżnika, bo zawsze byłam i jestem zwolenniczką moich, przepięknych stron, gdzie nie brakuje jezior i lasów i wolałam spędzić czas nad naszym jeziorem niż brylować po zachodnich landach.

Jednak parę razy zdarzyło mi się zwiedzić inne miejsca, a więc byłam w Austrii, ale krótko. Byłam w Berlinie wschodnim i zachodnim, ale jakby przelotem, ale najbardziej i od pierwszego wejrzenia zakochałam się w Paryżu.

Moja córka pracowała w Paryżu dwa lata, gdzie nauczyła się języka, a mnie z drugą córką ściągnęła na parę dni do tego cudownego miejsca. Był to rok bodajże 2002, a więc sporo czasu już minęło, a ja bardzo często wspominam ten czas zwiedzania, prawie biegiem, bo czasu było mało, ale udało się posmakować i powąchać Paryż.

Poeci i pisarze, tekściarze mają tam wielkie pole do popisu, aby tworzyć, bo to miasto ma swój specyficzny klimat, gdzie sztuka i wyjątkowy  nastrój skłania do tworzenia.

Zdawało mi się, że tam życie płynie innym rytmem, jakby wolniej, jakby spokojniej. Widziałam od rana zapełnione kafejki i bary uliczne ludźmi, którzy przyszli z samego rana napić się kawy i przeczytać gazetę nigdzie się nie spiesząc, a kontemplowali często i gęsto nad książką, czy tomikiem wierszy.

Nad Sekwaną od rana grała muzyka w rytm, której ludzie sobie tańczyli salsę, albo wsiadali na prom i z promu podziwiali miasto. Na skwerkach malutkie kioski, gdzie można było nabyć starą rycinę, czy też pocztówkę na pamiątkę, bądź wydania czasopism z minionych lat.

Ależ oczywiście, że byłam z córkami na wieży Eiffla, a jakże, ale było już ciemno i zdjęcie żadne mi nie wyszło, ale mam w oczach jak na dłoni miasto widziane z takiej wysokości. Jest cudnie oświetlone, a uliczki idą w kierunku jakby rozgwiazdy, uporządkowane i widać, że Paryż budowany był bardzo przemyślanie i tu chwała dawnym budowniczym i projektantom.

Paryż kryje w sobie masę tajemnic, jak podziemne tunele ciągnące się kulometrami, ale niestety nie udało się wszystkiego zwiedzić i wszędzie zajrzeć.

Chętnie bym jeszcze raz pojechała i na spokojnie bym wszystko oglądała i chłonęła, bo do dzisiaj mam piękne wspomnienie. Z rozrzewnieniem wspominam te kilka dni danych mi w Paryżu, w którym się autentycznie zakochałam.

Ciekawa jestem, czy macie takie swoje miejsce, do którego byście wracali bez końca?