Archiwa miesięczne: Czerwiec 2015

Bankowe rozterki Seniorki

No tak, przyznaję się, że elektronika o mały włos nie przyprawiła mnie o zawał i twierdzę, że gdyby na całym świecie nastąpiła jakaś apokalipsa w tej dziedzinie, to nie żyjemy! Komputery, giełdy, banki, bo teraz wszystko to wielka elektronika.

Wyobraźcie sobie, że nagle nie ma prądu i oto z tej przyczyny nie ma Internetu i przestają działać usługi bankowe, bo ja sobie to wyobraziłam, stojąc przed bankomatem, gdyż były mi pieniądze w tym momencie bardzo potrzebne i chciałam je wypłacić z piekielnej maszyny. 🙂

Na głównej ulicy mojego miasteczka są dwa bankomaty i podeszłam do tego najbliżej.

Włożyłam kartę i bankomat mi ją połknął. Kazał mi wybrać język do realizacji. No jak to, oczywiście, że Polski.

Nie było reakcji żadnej, że powinnam wbić tajemniczy PIN. Zero reakcji, połknął kartę, a ja czekam, a tu nic.

Cisnę klawisz na tej Polsce, a tu nagle otrzymuję komendę, czy chcę realizować. operację, ale jaką – sobie myślę?

Cisnę przez prawie minutę, że nie chcę kontynuować i o matko i córko wypluł mi kartę, a ja już miałam wizję, że bank, pisma, monity, bo mi bankomat zrobił psikusa. Leje się ze mnie pot, gdyż się nieźle wnerwiłam, a seniorki nie powinny się denerwować przecież.

Poszłam trochę w bok, do innego bankomatu i w końcu dokonałam wypłaty, ale to nie koniec mojej przygody z bankiem.

Przyszłam do domu i włączyłam komputer, aby sprawdzić stan konta, a tu po lekkiej naprawie mojego sprzętu, komputer zgubił mój numer klienta. Sama sobie w brodę plułam, że miałam tyle razy ten numer zapisać, ale Seniorka mądra po szkodzie,

O  znów galopem do banku, by odzyskać wejście na konto. Czekam w banku, a jest tylko jedna pani, choć stanowisk jest pięć.

Małżeństwo przede mną załatwiało sobie kredyt, a więc musiałam odczekać godzinę na swoją kolej, a zajęłam pani 5 minut.

Mam dość kontaktu z piekielnymi maszynami i od dziś wszystko zapisałam, bo licho nie śpi.

Porada: Zapisujcie kochani swoje PINY i inne dane w sekretnym miejscu, abyście w razie co – mieli pod ręką i tu taka myśl mnie naszła, że kiedyś listonosz przynosił pieniądze do domu i to było fajne, a teraz samemu trzeba się fatygować na pocztę po odbiór kasiory. Sama nie wiem, co lepsze w tych komputerowych czasach?

Reklama

Co Senior może zrobić jeszcze dla świata?

Dzisiaj zastanowię się nad tym, co dzieje się z seniorem odchodzącym na emeryturę, albo na rentę zdrowotną z jakiś tam przyczyn. Emerytura, to wiadomo, że kończy się pewien etap w życiu i czas przejść na nią  -wyczekiwaną bardziej, lub mniej.

Piszę o seniorach, bo jest to blog bardziej dla seniorów,chociaż i młodzi zaglądają. Obiecujemy sobie, że na wytęsknionej emeryturze nadrobimy wszystkie swoje marzenia i oddamy się im bez reszty. Inaczej jest z seniorami odchodzącymi z powodu renty, bo choroba nie wybiera i w związku z nią są pewne ograniczenia zdrowotne. Wszystkim, którzy już nic nie muszą, marzy się spełnienie tego na co nie było czasu. Oto jesteśmy wolni i nie musimy już każdego poranka wstawać i pędzić do pracy, mniej lub bardziej lubianej.

Obiecujemy sobie, że zapełnimy  swój czas i jedni chcą wreszcie pisać wiersze, a jeszcze inni chcą napisać powieść, albo oddać się ulubionemu malarstwu. Inni kochają swoje ogrody i od wiosny znikają na nich, a więc sadzą i pielą oraz uprawiają kwiaty i warzywa.

Długo by tu wymieniać i mimo tego, że w pracy miało się znajomych, którzy obiecywali, że nigdy nie zapomną i będą chociaż dzwonić, to po pewnym czasie te telefony milkną i zostajemy sami. Próbujemy odświeżać znajomości, ale z czasem i my się poddajemy. W końcu zadajemy sobie pytanie – co ja mogę jeszcze z siebie dać dla siebie i dla świata, by o mnie pamiętali.

Jedni idą w wolontariat, inni w podróże, jeśli oczywiście finanse pozwalają i zdrowie. Jeszcze inni zapisują się do różnych kółek zainteresowań, oczywiście jeśli takie w ich miejscowościach funkcjonują, ale duża grupa siedzi w Internecie.

Piszą na forach i wiem to na pewno, że całe dnie siedzą w sieci i tak mija im każdy niemal dzień.

Co robić, aby nie dać zabić się samotności i co robić, by mieć chociaż w sieci z kim porozmawiać i nie czuć się wykluczonym i ja nie ukrywam, że kocham siedzieć w sieci.

Jestem z pokroju samotniczek i jeśli te telefony umilkły i nikt już nie pyta, o to jak ja się czuję i czy żyję, to musiałam zbudować sobie swój świat.

Mąż się śmieje, że zawsze zabieram ze sobą aparat fotograficzny, ale On nie zdaje sobie z tego sprawy, że robienie zdjęć moich okolic sprawia mi radość. Dopiero niedawno zrozumiał, że lubię robić zdjęcia i dlatego często zabiera mnie w plener, bym sobie cyknęła kilka ujęć. Chociaż w ten sposób pozostawię po sobie oprócz bloga – migawki tego, jak widzę ten nasz piękny świat w czterech porach roku. Niby nie wiele, a jednak mam dość dobrze hulającą swoją stronę na Facebooku i tak sobie myślę, że skoro sprawia mi to przyjemność i uśmiecham się, to jest już coś.

Tak jest – niby nie wiele, ale zawsze coś! Jak to z Wami jest na tej emeryturze? Podzielcie się swoimi przemyśleniami.

Miłość ci wszystko wybaczy, zdradę i kłamstwo i grzech!

Poznali się w parku. Darek szedł przez park z pracy, a przed nim kroczyła piękność o zgrabnych kształtach i prowadziła na smyczy pieska. Widać było, że bywa w tym parku często, bo to był w okolicy jedyny park, gdzie ludzie wyprowadzali swoje pupile.

Udał, że się zagapił i delikatnie ją zahaczył ramieniem. Przeprosił, a ona się do niego uśmiechnęła i na chwilę się zatrzymała spoglądając mu głęboko w oczy.

Od razu się sobie spodobali, a Katarzyna zgodziła się na pierwszą randkę, których już potem było więcej. Mieli ze sobą wiele, wspólnych tematów i dobrze im było razem na kawie, w kinie i na koncertach.

Po półrocznej znajomości Katarzyna oświadczyła Darkowi, że jest w ciąży, a więc co? Postanowili się czym prędzej pobrać, ale to nie wszystko, bo Darek wziął kredyt i dołożył do oszczędności, aby od razu zbudować dla nich dom i dla przyszłych dzieci.

Budowa się trochę ślimaczyła, ale przecież oni mieli czas na wspólne życie, a tymczasem mieszkali w wynajętej kawalerce.

W końcu po trzech latach budowy wprowadzili się szczęśliwi, a do ich jedynka zaraz miało dołączyć drugie dziecko, bo lekarz oznajmił Katarzynie, że jest w  ciąży i po dziewięciu miesiącach mieli drugiego syna.

Darek dużo pracował na rodzinę, ale Kasi nie pozwolił iść do żadnej pracy. Wolał, aby zajmowała się domem i dziećmi i tak było przez wiele lat. Kasia nie narzekała na swój los, ponieważ lubiła zajmować się domem i dzieciakami. Była świetną gospodynią, która spełniała się w kuchni, bo kucharka była z niej przednia. Miała w sobie ten talent i dogadzała rodzinie smakołykami.

Nie brakowało im niczego, bo samochód, duży dom, a dzieci nie sprawiały żadnych kłopotów. Kochali się wciąż szalenie i okazywali sobie na każdym kroku czułości. Dzieci widząc tak szczęśliwych rodziców czuły się bezpieczne.

Mijały lata i kiedy chłopcy dobiegali do pełnoletności stało się!

Darek miał niebezpieczny wypadek, bo kiedy wracał samochodem z pracy, inny w niego uderzył i okazało się, że był pod wpływem alkoholu. Darek wyszedł z życiem z tego groźnego wypadku, ale lekarze mu oznajmili, że do końca życia będzie miał problemy z biodrem i jeśli rehabilitacja nie przyniesie poprawy, to będzie kulał do końca życia.

Darek się nie poddał i mimo kalectwa nie ubiegał się o rentę, ale już nie był w stanie zarabiać dodatkowych pieniędzy.  Postanowili, że Kasia teraz pójdzie do pracy, bo taka jest potrzeba.

Zgodnie z wykształceniem, trochę po znajomości dostała pracę w urzędzie i została księgową. Odpowiadała jej taka zmiana i nie przeraziła. Odnalazła się całkiem dobrze w tej nowej, życiowej sytuacji.

Darek był szczęśliwy i jeszcze bardziej pokochał żonę, że mu pomaga i jest taka dzielna.

Martwiło go tylko, że żona coraz częściej zostaje po godzinach, ale skoro musi, to musi, tak sobie to tłumaczył.

Nagle na Darka spadło nie lada wyzwanie, bo jego matka zachorowała na demencję starczą i całe popołudnia u niej spędzał. Matka nie chciała słyszeć o mieszkaniu u niego. Krzyczała, że chce umrzeć w domu, a więc siedział z nią, sprzątał i  gotował, a kiedy usnęła, po długich bojach, przychodził do domu wykończony.

Nie uprawiali seksu, gdyż oboje byli śmiertelnie zmęczeni i marzyli tylko, aby czym prędzej zasnąć i złapać siły na kolejny, ciężki dzień.

Pewnego dnia, kiedy Kasia była wcześniej w domu, on siedział na fotelu, a jej torebka była o ten fotel oparta. Sam nie wiedział dlaczego, ale zwrócił uwagę na opakowanie po leku w jej torebce. Były to globulki antykoncepcyjne, a zamiast 12, było ich tylko 10.

Przecież od pół roku się nie kochali, a więc po co jej te globulki? Zrozumiał, że żona go zdradza, a nie to, że pracuje dłużej. Załamał się, ale nie zrobił jej tego dnia awantury.

Nie spał całą noc, a będąc w pracy nie potrafił się na niczym skupić i szef wysłał go do domu.

Kiedy przyszedł do domu, oznajmił jej, że wszystko wie i Katarzyna się wysypała. Powiedziała, że zdradza go z kolegą z pracy, który jest żonaty i ma też dwoje dzieci.

Płakała strasznie i przepraszała, ale Darek kazał się jej spakować i wynosić z domu, a jeszcze zaznaczył, że opowie wszystko chłopcom.

Zaczęła się pakować cała we łzach i kiedy tak z tymi torbami stanęła w rozkroku i zrezygnowana, poprosiła tylko o kluczyki od samochodu, to zrobiło mu się jej żal i miał ochotę ją przytulić.

Powiedział, że niech po nią przyjedzie ten lowelas, ale ona wpadła w szloch i pozwolił jej zostać w domu, bo może kiedyś jej przebaczy. Wiedział, że tamten facet, żonaty ją wykorzystał i jeszcze zrobił taki ruch, że kiedy nie widziała, to z jej komórki napisał:

– Nie wiem co mam zrobić. Darek wszystko wie i kazał mi się wynieść z domu. Zrób coś – błagam!

Minęło kilka dni, a kochanek się nie odezwał, a Oni?

Darek próbuje wybaczyć żonie. Dużo ze sobą rozmawiają. Chodzą na spacery. Wyjaśniają sobie swoje błędy i postawili na jedyne wyjście w tej sytuacji, że TO MUSI SIĘ UDAĆ!

Niedługo będą obchodzili swoją 20 rocznicę małżeństwa, ale nie zapraszają gości i nie będzie tortu, ani świeczek. Muszą się uporać z traumą, w ciszy, bez osób, które nic nie wiedzą, a udawać nie chcą.

Popołudniowy miszmasz

Niestety, ale znów u mnie pada i za oknem jest nieprzyjemnie i szaro buro. Nie jest to powód, aby nie zająć swoją głowę pewnymi przemyśleniami i tak:

Sejm zaakceptował, po ciężkich bojach i wieloletnich – metodę in vitro i z pewnością tysiące niepłodnych par zobaczyło światełko w tunelu. Oto wygrała nauka ze średniowieczem. Oczywiście, że nic nie jest w Polsce teraz pewne, gdyż po jesiennych wyborach, kiedy to PiS dojdzie do władzy, owa ustawa może być podarta na miliony kawałków i jeszcze spalona na stosie, aby nie został po niej żaden ślad!

Nie będę się wypowiadała publicznie, na żadnym Facebooku, czy też Twitterze, czy ta metoda zapłonienia pozaustrojowego jest etyczna i zgodna z sumieniem ludzkim. Nie mam dostatecznej wiedzy na ten temat i seniorce już nie wypada zajmować się czymś, co jej już nie dotyczy. Koniec i kropka, bo ja pragnę mieć w swojej głowie myśli uporządkowane, a bawienie się w huzia na Józia mnie nie bawi.

Wiem, jaka to jest szansa dla tych, którzy dzieci nie mogą mieć, ale ja już swoje urodziłam i wychowałam, a moje dzieci teraz wychowują swoje, a więc pozostawiam temat mądrzejszym ode mnie, którzy twierdzą, że zamrożone zarodki, to nie jest człowiek.

Druga sprawa, to fakt, że w Stanach Zjednoczonych zaakceptowano i dopuszczono śluby osób tej samej płci. Super i hiper – Ameryka się cieszy i część naszego społeczeństwa też się cieszy, dając temu wyraz swoim zdjęciem profilowym, które można „zatęczyć”, poprzez specjalną aplikację na Facebooku.

https://www.facebook.com/celebratepride?_rdr=p&pnref=story

Jak świat światem ludzie mieli swoje preferencje seksualne i jedni się ukrywali i wciąż ukrywają, a drudzy wyszli z szafy, a dzięki Internetowi wyrażają swoją aprobatę dla legalizacji w Stanach Zjednoczonych, a ja?:

Ja się nie „zatęczuję”,bo mnie seniorkę już mało powinno obchodzić, co kto robi pod kołdrą i z kim. Dlatego moje zdjęcie profilowe nie będzie przysłonięte tęczą. Wiem jedno, że w Polsce takim ludziom wciąż źle się żyje i jakże często cierpią z powodu swojej inności.Mnie to już nic nie powinno obchodzić z tego tematu i nie będę nigdzie wykrzykiwała, że „precz” i takie tam. Dopiszę tylko, że jestem pełna tolerancji dla inności, choć przyznam szczerze, że nie na 100 %.

Homoseksualiści byli zawsze i lesbijki także i tu jest miejsce na  Agnieszkę Holland, która nakręciła film pt. „Całkowite zaćmienie”, a opowiedziała w nim właśnie miłość homoseksualną .

Film opowiada historię przyjaźni dwu słynnych poetów francuskich, bo oto mamy rok 1871, kiedy to siedemnastoletni Arthur Rimbaud przybywa do Paryża i odwiedza poetę Paula Verlaine’a. Rodzi się między nimi przyjaźń, która szybko nabiera dwuznacznych podtekstów.

Zdziwiłam się, że polska reżyserka porwała się na taki temat i umieściła w filmie wiele scen erotycznych, ale może chciała właśnie tym filmem pokazać, że temat homoseksualny od wieków istniał i nie ma co się w tym temacie krygować.

Film obejrzałam i stwierdziłam kolejny raz, że Leonardo  DiCaprio jest aktorem wręcz rewelacyjnym i w tym filmie chyba najbardziej to widać i aż dziw bierze, że do tej pory nie dorobił się żadnego Oscara.

Film polecam z czystym sumieniem, bo temat jak temat, ale rola Leonardo w tym filmie warta jest zauważenia. i zapamiętania.

 

reżyseria:
scenariusz:
gatunek:
produkcja:
premiera: 28 marca 1996 (Polska) 3 listopada 1995 (świat)
nagrody: 1 nominacja

 

Lato, lato już daj o sobie znać – mój spacer

Dobry wieczór. 🙂
Dzisiaj mowa moja będzie krótka i zapraszam Was do mojego ogródka – żartuję. 🙂 Hurra – w zachodniej Polsce przestało padać, a padało równy tydzień i choć deszcz jest potrzebny, to miałam szczerze dość, bo u nas od razu zrobiło się zimno i ponuro.
Pojechałam z mężem szukać słońca i choć na niebie dzisiaj jeszcze dużo chmur, to powietrze wyraźnie się ociepliło. Pojechaliśmy na pola i łąki i tam zrobiłam kilka zdjęć, a więc zobaczcie, że żniwa już za chwilkę, bo zboża dojrzewają. Najbardziej ubawiły mnie wesołe ptaszki buszujące w zbożu, które były wyraźnie zadowolone, że padać przestało. Cudnie jest i pięknie jest, a więc jestem w dobrym nastoju, gdyż kontakt z przyrodą każdego chyba człowieka wprawia w nastrój błogości.
Dobrego wieczoru i ciekawa jestem, czy i u Was lato dało o sobie wyraźne znaki. 🙂
Tadeusz Kubiak
Lato 
Bure chmury w dal płyną
nad doliną, niziną…
Odpłynęły, spójrz w górę,
już jest niebo bez chmurek.
Wiatr mknie falą przez żyta,
koniczyna zakwita.
W cieniu lasu znikł zająć,
tam kukułki kukają.W dali rzeka połyska
niby blacha srebrzysta,
motyl leci ku kwiatom.
Czy już lato?
Tak, lato.
Jakże grzeje dziś słonko,
ile ciepła śle w darze!
W twoim cieniu, jabłonka,
odpoczniemy po skwarze.

 

Stanowcze Nie islamistom w Polsce!

Bo to jest tak, że budzimy się rano i nie mamy pojęcia, co nam dzień przyniesie. Robimy sobie poranną kawę i spokojnie wykonujemy codzienne czynności, które są niezbędne, by przeżyć kolejny dzień. Gotujemy obiad dla rodziny, wstawiamy pranie, sprzątamy, a kto musi jeszcze idzie do pracy.

Ja już nie pracuję, a więc mój rytm codzienny jest nieśpieszny i jeśli czegoś nie zrobię dziś, to machnę ręką, bo przecież mogę zrobić to spokojnie sobie jutro.

Włączam telewizor i obserwuję, co na świecie się dzieje i co dzieje się w moim kraju. Bywa, że się na coś porządnie wkurzę i bywa, że coś mnie rozśmieszy, choć staram się przyjmować wszelkie wiadomości bez specjalnych emocji i tak też staram się, by polityka nie wpędziła mnie w fanatyczne nań spojrzenie.

Ale dziś nie daję rady. Dziś cały dzień emitowane są wiadomości, że Islamiści zabijają niewinnych ludzi na świecie. Paryż, Kuwejt i Tunezja i tam trup ściele się gęsto i ręce mi opadają. Fanatycy wybierają miejsca do swoich celów i bez mrugnięcia okiem pokazują światu, że życie ludzkie jest dla nich nie warte funta kłaków.

Nie interesowałam się tamtą religię, bo i mało się w mediach o niej mówi, albo ja nie słucham odpowiednich mediów, ale kiedy zobaczyłam obrazy, że ci fanatycy kilofami rozbijają kulturę świata i wiertarkami niszczą wielowiekowe dobra narodowe, to już wiedziałam z kim mam do czynienia i się nie pomyliłam. Boję się takich ludzi i nie toleruję i już wiedziałam, że są zdolni do wszystkich zbrodni. 

Dziś strzelali na plaży w Tunezji do ludzi, jak do dzikich kaczek, a w Paryżu ucięli głowę niewinnemu człowiekowi jak indorowi. W Kuwejcie zabili i ranili masę ludzi i świat wobec tych bestialstw jest bezradny. Zapowiadają i wiem, że spełnią i takich ataków będzie coraz więcej, a Europa chce ich do siebie przyjmować, bo Europa pochyla się nad uciekinierami z terenów wojny.

Niech się Europa zastanowi kogo chce wpuścić pod swoje niebo, aby Europa nie miała wielkiego kłopotu, bo nie każdy gość przybywa do nas jak przyjaciel. W każdym stadzie znajdzie się czarna owca i Polska powinna o tym pamiętać.

Wobec tych tragedii na moim blogu piszę, że nie chcę mieć Islamistów w Polsce i nie boję się tego napisać!

 

„Bóg nie może być wszędzie, dlatego stworzył matkę”

Monika i Karol  poznali się w pracy. Ona lekarz pediatra, a Karol był kardiologiem. Byli młodymi lekarzami, rzuconymi w tym samym czasie do niewielkiej miejscowości. Od razu wpadli sobie w oko i wszyscy im kibicowali, bo pasowali do siebie.

Spotykali się w szpitalu na wspólnych dyżurach i tak zaczęła się ich miłość. Widywano ich na spacerach, kiedy przemierzali alejki w parku trzymając się za ręce, albo wybierali  na długie wycieczki rowerowe. To była bardzo ładna para, którą można by było określić, że taka fajna miłość nie często się zdarza.

Ona rasowa brunetka o nogach do nieba, a on przystojny mężczyzna, do którego nie jedna kobieta wzdychała, ale wybrał Monikę. Często kupował jej kwiaty i pędził do niej niczym wiatr, tak bardzo zakochany.

Monika zaszła w ciążę i Karol po tej wiadomości wziął sprawy w swoje ręce. Kupił śliczne mieszkanie w starej kamienicy i zajął się remontem, aby tylko niczego nie brakowało Monice i jego przyszłemu dziecku.

Trzeba było też zająć się organizacją ślubu, który koniecznie miał odbyć się w kościele, bo Karol był bardzo wierzącym człowiekiem. Zajął się więc organizacją wesela i wziął na swoje barki wszystkie te sprawy, aby odciążyć Monikę, bo ona musiała o siebie dbać.

Kiedy brzuch Moniki rósł, to Karol jakże często go całował, bo całował swojego syna, bo lekarz im oznajmił, że mają się spodziewać syna. Był zachwycony i często puszczał muzykę, aby malucha uczulić jeszcze w łonie na piękne dźwięki. Monika była zachwycona tym jakim był troskliwym mężem.

Ciąża wymagała od Moniki odpoczynku i wielkiej dbałości o siebie, bo tak zalecił lekarz, a więc przebywała na zwolnieniu i dużo odpoczywała w oczekiwaniu na dziecko.

Karol brał coraz więcej dyżurów, bo musiał pracować więcej, by starczyło na rachunki i na wyprawkę dla dziecka, a więc wracał do domu wykończony. Monika doskonale to rozumiała, bo robił to dla niej i ich dziecka.

Jednego wieczora Karol się upił z kumplami i szybko położył się spać. Była zła na niego, bo nie często mu się to zdarzało, ale ją to zdziwiło. Kiedy smacznie spał na jego telefon przyszedł sms.

Wzięła jego telefon i poszła do drugiego pokoju. Zapaliła małą, nocną lampkę i zaczęła szperać w mężowskim telefonie. Ręce jej drżały, bo czuła, że nie powinna, ale ciekawość była silniejsza.

Przeczytała: – Byłeś świetny i musimy to powtórzyć.

Następna wiadomość: – Jak cudownie było, chcę więcej.

Takich wiadomości było więcej i więcej, a Monice włos jeżył się na głowie, bo o dziwo pomyślała, że jakim głupcem, pewnym siebie trzeba być, aby nie kasować tych miłosnych smsów!

Już wszystko wiedziała, że jego dyżury, to nie były takie zwykłe dyżury, bo urozmaicał sobie je seksem z pielęgniarkami.

Miała urodzić za miesiąc, ale mimo przepłakanej i bezsennej nocy, postanowiła, że to koniec jej małżeństwa i napisała tylko krótki list do męża i położyła go na nocnym stoliku. Napisała, że ma przejrzeć swój telefon i nad ranem się spakowała.

Pojechała do swojej matki i choć Karol przyjeżdżał i przepraszał, to ona należała do tych twardych kobiet, które kłamstwa i zdrady nigdy nie przebaczą.

Urodziła silnego synka i dała mu na imię Bartosz. Od samego początku zakochała się w swoim dziecku. Obiecała sobie, że już nigdy się nie zakocha i syna wychowa sama.

Wróciła do pracy i ciężko pracowała na nowe mieszkanie i na to, aby synkowi niczego nie brakowało. W nowym miejscu szybko zyskała poważanie, bo była  świetnym pediatrą i ludzie, a zwłaszcza matki jej ufały. Rosła jej sława w środowisku, jako bardzo kompetentnego lekarza i miała wiele domowych wezwań do chorych dzieci.

Bartek rósł jak na drożdżach i kiedy przyszedł czas na wybór studiów, to nie chciała, aby wyjechał do innego miasta. Strasznie syna kochała, a on kochał ją. Poświęciła mu całe swoje życie i nawiązała się między nimi więź niespotykana, bo bardzo byli za sobą. Ona chciała, aby syn był szczęśliwy, a Bartek robił wszystko, co matka mu każe i nie potrafił się jej przeciwstawić. Kochał ją, bo była jego matką.

Bartek zaczął się zakochiwać i pierwszy raz przyprowadził Mariolę do domu, ale na wstępie się przeraził, bo matce dziewczyna się nie spodobała. Zaczęła wypytywać dziewczynę o rodzinę i o to kim byli jej rodzice.

Spłoszyła dziewczynę syna, która pochodziła ze zwykłej rodziny i ta więcej się z Bartkiem nie umówiła.

Były następne i każda była skrytykowana i wyśmiana. Barek doszedł do wniosku, że jego matka nienawidzi kobiet młodych i jedynym wyjściem było odcięcie pępowiny.

Wyprowadził się do Beaty, bo chciał z nią się związać i ją poślubić, ale matka wciąż do niego dzwoniła i nachodziła. To było piekło dla Bartka, bo obrzydzała mu każdą dziewczynę, które śledziła i zbierała na nie haki. Ośmieszała każdą, ale na Beatę nie miała nic.

Jednak kiedy w nocy ktoś zadzwonił do Bartka, że jego matka chciała się powiesić w piwnicy i przypadkiem ją odratowano, to ten zrozumiał, że musi swoje życie poświęcić matce, która swoje całe życie poświęciła tylko jemu.

Dwa lata temu Monika odeszła z powodu przegranej z rakiem piersi, a on jeszcze nie stary facet, siwiejący, nawet nie ma siły już na to, by związać się z kobietą, bo ma wrażenie, że na wszystko jest już za późno.

Jak dobrze mieć bratnią duszę :)

Witaj moja kochana, po latach odnaleziona na Facebooku

Nie mam się komu zwierzyć, a pamiętasz jak byłyśmy najlepszymi koleżankami w szkole średniej? Wszędzie razem, bo i w jednej ławce i w jednym pokoju w internacie. Pamiętasz, kiedy razem się uczyłyśmy do klasówek i razem pisałyśmy referaty na szkolne akademie? Pamiętam, że po wakacjach nie mogłyśmy się sobą nacieszyć, bo tak bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Opowiadałyśmy sobie o pierwszych zauroczeniach i potem każda z nas przyprowadziła swojego chłopaka na Studniówkę, bo przecież nasza klasa to same baby, a więc to było wielkie wydarzenie, kiedy każda chwaliła się swoją sympatią. To były super dla nas czasy, bo nie tylko nauka, ale i wspólne wyjazdy do teatru, czy też kina. Pamiętasz jak obie płakałyśmy na filmach i to samo nas wzruszało?

Byłaś dla mnie jak siostra, ale los chciał, że po maturze się rozstałyśmy i każda z nas rozpoczęła dorosłe życie. Pędziłam przez życie i może dlatego o tobie zapomniałam na jakiś czas, ale postanowiłam to zmienić i pragnę opowiedzieć ci o moim planie. Przepraszam, że po latach zajmuję ci tym głowę, ale oczekuję na twoją radę, bo nie potrafię kompletnie nikomu zaufać.

Widzę na twojej osi, że masz dwójkę, udanych dzieci – śliczne dzieciaki, a ja wyszłam za mąż za tego Bogdana z balu maturalnego i pamiętasz go chyba. Nie mogliśmy mieć dzieci, choć staraliśmy się kilka lat. Ubolewałam nad tym bardzo i nawet chciałam adoptować choć jedno, ale bałam się, że nie zdołam pokochać jak swoje, ale chyba dobrze się stało, że nigdy nie doszło do tej adopcji, bo moje życie wywróciło się do góry nogami właśnie.

Los tak chciał, że dowiedziałam się, że Bogdan mnie zdradza. Przypadek chciał, że odkryłam wiadomości email na jego telefonie, a tam były jej zdjęcia i on swoje jej przesyłał. Ona jest dużo od niego młodsza. Nie wiem czy się spotykali, ale po wiadomościach jednoznacznie wynika, że coś się między nimi wydarzyło, bo sms-y wyraźnie o tym mówią.  Już wcześniej  zaczęłam coś podejrzewać, bo zaczął przesadnie o siebie dbać, zmienił garderobę i takie tam codzienne kąpiele i dużo nowych kosmetyków oraz siłownia.  Ale to nieważne. Postanowiłam, że nic mu nie powiem o swoich podejrzeniach, a będę skrupulatnie zbierała dowody zdrady, bo planuję być wobec niego zimna i wyrachowana i mu tej zdrady nie popuszczę.
Moja obecna sytuacja  wygląda tak, że dom w którym mieszkamy,Bogdan odziedziczył po zmarłym ojcu zanim się pobraliśmy. Znaczy on odziedziczył 1/2 według testamentu po ojcu i jego matka również, która mieszka w innym mieście. Wiem, że gdybym się teraz rozwiodła, to nie mam żadnych praw do tego domu, bo Bogdan był właścicielem tej części zanim się pobraliśmy.
Mam więc od czasu wykrycia zdrady Bogdana plan, by zbierać dowody jego zdrady i nie daję po sobie poznać, że coś wiem. Wiem też jego telefonu, że on nie zamierza się ze mną rozwodzić, ale to ja się z nim rozwiodę. Namówiłam Bogdana, by namówił matkę (której o to też pytałam),  by ona przepisała swoją część na Bogdana. Unikniemy w ten sposób podatku od darowizny. Następnie namówię Bogdana, by ten przepisał na mnie połowę domu znów przez notariusza – wszak już mamy wszystkie papiery. W ten sposób po rozwodzie wyniosę te 50% wartości domu, a nie nic, gdybym zrobiła to w tej chwili. Dlaczego 2 razy? Bo teściowa przepisując te 50% na mnie spowodowałby abym musiała płacić wysoki podatek od wzbogacenia. Bogdan jest zwolniony z podatku. Ale z kolei przepisanie Bogdana na mnie powoduje, że tym razem nie płacę tego podatku. Jedynie 2 razy trzeba będzie opłacić notariusza.
A jeśli mąż nie będzie chciał przepisać na mnie tych 50% (wątpię, bo jestem przekonująca smile), to i tak wyniosę te 25% po teściowej, bo Bogdan je nabędzie już po naszym ślubie.
Zebraliśmy już prawie wszystkie potrzebne papiery, które niezbędne są notariuszowi.

Napisz mi kochana, co sądzisz o moim chytrym planie, bo pragnę skurczybyka puścić w skarpetkach, bo ja przez tyle lat wiele wniosłam do naszego domu. Bardzo dobrze zarabiam i w zasadzie nie musiałabym, ale zemsta jest słodka. Czekam na odpowiedź.

Odpowiedź:

Bardzo się cieszę, że się do mnie po latach odezwałaś i jest mi przykro z powodu tego, co cię spotkało, ale ja napiszę, że jestem już wdową, bo mój Rysiek zmarł niedawno na zawał i ja się wciąż podnoszę, bo bardzo się kochaliśmy.

A teraz czytaj, co ja myślę o twojej zemście. Zostaw to w diabły i nie baw się w tego typu zemsty, gdyż jesteś na to za mądra, bo zawsze byłaś mądra i dobra. Mam dla ciebie świetną propozycję i jak się uda, to będzie zemsta najlepsza pod słońcem.

Pokazałam twoje zdjęcie mojemu kuzynowi, który nie dość, że jest cholernie przystojny, to jeszcze bogaty. Wciąż szuka kobiety na życie, uczciwej kobiety, która nie leci na jego kasę. Chce się z tobą spotkać i jeśli sobie przypasujecie, to będziesz najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.

Zdecyduj, kiedy do mnie przyjedziesz, a ja was umówię. Czekam na odpowiedź.

Po dwóch latach od rozwodu naszej zdradzonej bohaterki, odbył się huczny ślub z pompą, a nasza bohaterka została pokochana i jest szczęśliwą żoną w nowym mieszkaniu i nowym miejscu. Jej mąż, wielce zdziwiony został w tym wielkim domu, ale sam, bo jego kochanka nagle stwierdziła, że jest dla niej za stary.

W naszym kraju wciąż coś zgrzyta!

Dzień dobry. 🙂

Zimno i niech to, bo chce się już zaśpiewać – żegnaj lato na rok, bo lata nie ma w tym roku – póki co. Marznę jak nie wiem co, a grzejniki zimne jak nieboszczyk. O nieboszczyku chcę właśnie napisać i o umieraniu, bo i w tej kwestii państwo nie zdało egzaminu. Nasze państwo nie działa drodzy moi mili.

Jest taki program na TVN Style „Miasto kobiet”. Lubię ten program, w którym Dorota Wellman i Paulina Młynarska dotykają ważnych tematów, tak bardzo omijanych przez elity polityczne, bo co tam polityków obchodzi jakieś tam umieranie!

Politycy kręcą się jak kot z pęcherzem wokół powoływania życia, czyli wciąż nie rozwiązanego tematu in vitro i kłócą się na wizji w nieskończoność, a także się ośmieszają, jak wczoraj Beata Kempa u Moniki Olejnik, która zamiast in vitro proponuje z całą stanowczością, że to naprotechnologia jest najwłaściwszym kierunkiem, by zostać rodzicem i czytamy, że Beata Kempa klepie, ale nie ma pojęcia o czym:

„Beata Kempa wyszła z alternatywą naprotechnologii. – Czytałam opracowania – mówiła, jednocześnie przekonując, że warto wspierać medycynę w tym zakresie.

Wtedy jej wywód przerwała Monika Olejnik, która chciała wyjaśnić telewidzom, czym jest naprotechnologia. – Co to jest, na czym polega ten rodzaj leczenia niepłodności – zapytała posłankę Kempę.

– Nie jestem lekarzem, więc nie powiem pani – odpowiedziała krótko polityk, twierdząc tylko, że to „kompleksowe leczenie niepłodności”. Z wyjaśnieniem lepiej szło już Joannie Musze, która nakreśliła ogólną teorię naprotechnologii. No cóż, jeśli ktoś jest zwolennikiem (lub przeciwnikiem) konkretnej metody, przynajmniej warto potrafić ją wyjaśnić. 😀

Wszystkich, których interesuje ten rodzaj leczenia niepłodności zapraszamy tutaj, gdzie dokładnie wyjaśniliśmy ten termin.”

Kempa nie ma pojęcia o czym mówi!

Ale wracam do tematu, który zaczęłam i chwyciłam się za głowę, bo nie miałam pojęcia, że jeśli mi się zemrze w domu, to moja rodzina może przechodzić drogę przez mękę chcąc mnie pochować, walcząc z systemem zamiast oddać się żałobie po mnie.

Do programu zostały zaproszone dwie panie, które przeszły piekło z pochówkiem swojego rodzica, który odszedł właśnie w domu. Obie najpierw powiadomiły Pogotowie Ratunkowe, które absolutnie nie przyjedzie by stwierdzić zgon, a także nie jest powołane do tego, by wystawić akt zgonu, bo nie jest do tego powołane. Pogotowie Ratunkowe jest powołane do ratowania życia i tak się tłumaczy.

Nie przyjedzie też lekarz pierwszego kontaktu, a dlaczego? – Dlaczego? Bo nie pracują w weekendy, a w dni powszednie tylko o określonych godzinach. Sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, kiedy zmarły człowiek nie miał lekarza rodzinnego lub pochodzi z innego miasta.

Obie panie czekały kilka godzin na wystawienie odpowiedniego dokumentu, niezbędnego do procesu pochówku i zamiast oddać się żałobie, siedziały po kilka godzin na telefonie i niczego ze służbą zdrowia nie załatwiły. Miały to szczęście, że miały znajomych lekarzy, którzy po znajomości właśnie pofatygowali się, by pomóc i wystawić stosowny dokument.

Dlaczego jest taki bajzel w kraju i tu zaproszona lekarz wyjaśniła, że od lat zabiega o powołanie koronera, który będzie upoważniony, jako jedyna osoba do oględzin, stwierdzenia zgonu i wystawienia aktu zgonu, bez którego żaden zakład pogrzebowy nie oklepie nam pupy.

Powołanie takiego koronera jest w gestii  Starostów, czy też Prezydentów miast, ale to się wiąże z pewnymi kosztami, a więc nikt nie będzie się na takie koszty narażał, a więc jeśli umierać, to tylko nie domu, gdyż rodzina nie będzie miała nawet czasu po naszym odejściu – uronić łzę!

Za Wikipedią:

W Polsce koroner oznacza lekarza medycyny sądowej (potocznie nazywanego medykiem sądowym), którego praca polega na stwierdzaniu lege artis zgonów pacjentów[8]. Jako odrębny zawód istnieje od 2002 roku[9], jego wprowadzenie miało na celu odciążenie lekarzy domowych i lekarzy pogotowia ratunkowego, a także zapobieganie pogrzebowejkorupcji[10] i handlowi zwłokami[11]. Koronera obowiązuje tajemnica służbowa[9].

Dzień Ojca, ale dlaczego mnie gwałcisz!

Agata otrzymała telefon i usłyszała, że jej ukochana kuzynka się powiesiła w wieku 19 lat. Ta wiadomość ją zmroziła, bo niby jak to tak się powiesiła – dlaczego?

Wzięła wolne na studiach i czym prędzej wsiadła do pociągu, aby być z innymi, którzy opłakują Karolinę. Jechała jakby była na jakiś proszkach, bo nie widziała ludzi w pociągu i nawet nie wiedziała jak kupiła bilet w kasie. Czym prędzej chciała znaleźć się na miejscu, bo ta wiadomość kompletnie do niej nie docierała, choć w pociągu tłukła się jej po głowie myśl, że to nie może być prawda!

Agata i Karolina były nierozłączne w dzieciństwie i bardzo się ze sobą przyjaźniły. Nie jedne wakacje spędziły razem na wspólnych obozach, biwakach i chodziły do tej samej szkoły. Ich przyjaźń była wyjątkowa i wszystko o sobie wiedziały. Wiedziały o tym, że obie piszą pamiętniki, choć jedna i druga dbały w tej kwestii o swoją prywatność. Pisały w tych zeszytach o swoich uczuciach i pierwszych niewinnych miłościach i obiecały sobie, że kiedy będą już dorosłe, to wspólnie przeczytają swoje zapiski i się pośmieją z tego jak przeżywały pierwsze dziecinne uniesienia.

Nikt nie był w stanie ich rozłączyć, a kiedy chciały porozmawiać na osobności, o swoich tajemnicach, to wybierały się na plażę i wiele ze sobą rozmawiały, trzymając się za ręce i Agacie się wydawało, że wie wszystko o Karolinie i dlatego nie mogła uwierzyć, że stało się takie wielkie nieszczęście.

Kiedy weszła do domu z żałobnikami, którzy nie radzili sobie i wszyscy płakali, a najwięcej matka Karoliny, spytała, czy jej kuzynka zostawiła jakiś pożegnalny list, bo nie wierzyła, że mogła odejść z tego świata tak bez jednego słowa wyjaśnienia.

Nikt nie znalazł listu i policja nie znalazła, a więc nie mogła się pogodzić z tym, że jej kuzynka opuściła ją tak bez słowa.

Po pogrzebie nie wróciła od razu na studia, bo coś jej tu nie grało. Musiała się dowiedzieć czegoś więcej, a więc chodziła po ich wspólnych znajomych i wypytywała jak Karolina zachowywała się przez ostatnie dni przed śmiercią. Nikt niczego nie zauważył w zachowaniu Karoliny, bo zawsze była roześmiana i koleżeńska i dlatego wszyscy przecierali oczy ze zdumienia.

Rozstały się na dłużej, ponieważ Agata pojechała na studia, gdyż była między nimi był rok różnicy w wieku, a Karolina miała przed sobą egzamin maturalny. Obiecały sobie, że kiedy ta zda maturę, to do niej przyjedzie i będą razem kończyły studia, a potem się zakochają, wyjdą za mąż i znów będą nierozłączne.

Niestety, ale decyzja Karoliny zerwała ich więź i Agata nie mogła się pogodzić z jej desperacką decyzją. Zaczęła sobie przypominać ich dziecięce lata i uświadomiła sobie, że miały swoją wspólną skrytkę w dziupli jednego drzewa, gdzie chowały swoje tajemne liściki do chłopców pisane skrycie. Chowały tam znalezione muszle i kamienie zebrane na plaży i nikt nie wiedział o tych schowku.

Agata pobiegła do tego drzewa i drżącą ręką wyciągnęła z dziupli  dużą kopertę zaadresowaną do niej. Rozerwała ją czym prędzej, a w kopercie był list i dyktafon, a więc czym prędzej pobiegła do domu i zorientowała się, że jest sama i zaczęła czytać:

” Agato, wiedziałam, że znajdziesz ten list i muszę ci wyjaśnić powód mojego odejścia. Nie mogłam już tak dłużej żyć, kiedy każdej nocy od 14 roku życia przychodził do mnie ojciec i mnie notorycznie gwałcił. Nie mogłam ci tego nigdy powiedzieć, bo może moja matka o tym nigdy nie wiedziała, a ja nie chciałam, aby gwałcił moją młodszą siostrę. Nie chciałam, aby ich małżeństwo się rozleciało, bo matka nie widzi nic poza ojcem, bo tak go kocha. Poświęcam swoje życie, ale proszę abyś wysłuchała taśmę na dyktafonie, a będziesz wiedziała, że ja nie kłamię. Wybacz mi i pamiętaj o mnie. Ja już nie mam po co żyć.”

Agacie z oczu płynęły łzy, bo Karolina nigdy jej nie wyjawiła tego horroru. Nie miała pojęcia przez, co ona przechodziła, gdyż zataiła to tak bardzo, że Agata nie miała prawa się nawet domyślać.

Drżącą ręką włączyła dyktafon i usłyszała:

” – Tato znowu, proszę nie!

– Cicho bądź córeczko, kocham cię – sapanie!

– Tato, proszę cię, nie rób mi tego więcej!

– zamknij się, bo zrobię to z twoją siostrą – sapnie…”

Agata wzięła list, aby czym prędzej pokazać go matce Karoliny. Biegła tak szybko, że się przewróciła i skaleczyła kolano, ale nic nie czuła.

Matka Karoliny akurat gotowała obiad, a kiedy Agata dała jej do przeczytania list, ta zaczęła łkać i zabrakło jej powietrza, ale w pewnym momencie Agata się domyśliła, że to jest jej wielka gra, a kiedy ta podarła list już było pewne, że matka Karoliny tak zakochana w swoim mężu, pozwalała mu gwałcić własną córkę.

Agata już wszystko wiedziała, ale na szczęście miała dyktafon i nagrany ostatni gwałt na ukochanej kuzynce i czym prędzej  przedstawiła to nagranie policji.