W Polsce prawo zabrania umierania na życzenie. W Polsce musisz ewentualnie umrzeć w szpitalu, w którym na siłę przytrzymują człowieka przy życiu, bo podłączą do respiratora i tak człowiek nieświadomy tylko oddycha, a jego serce wciąż bije. Można też umrzeć w hospicjum, ale musisz się męczyć i skręcać z bólu nawet jeśli morfina już nie pomaga.
Opowiem o umieraniu mimo prawu w naszym kraju. Umieraniu mimo wszystko i na przekór wszelkim przepisom i nie pokuszę się o ocenę, czy to są przepisy humanitarne, czy bezduszne, bo to wszyscy musimy ocenić we własnym sumieniu i zgodnie z naszą wiarą, a więc:
Anna i Jan pobrali się 50 lat temu, a pobrali się z wielkiej miłości, która nigdy w nich nie zgasła. Przechodzili razem koleje swojego życia i raz było gorzej, to znów się dźwigali z różnych życiowych zawirowań, ale zawsze zasypiali w jednym łóżku mocno trzymając się za ręce.
Anna wychowywała dwóch energicznych synów, a Jan był lekarzem, który miał poważanie w ich społeczności i nigdy, nikogo nie zawiódł. Wciąż się kształcił i doszkalał, aby tylko być na bieżąco z nowinkami, czyli był lekarzem ambitnym, któremu ludzie niezmiernie ufali.
Anna nie pracowała, ale była niezmiernie oczytaną kobietą i lubiła zajmować się domem, ogrodem i w wolnych chwilach grała na fortepianie Chopina,
Chłopcy rośli i w końcu wyfrunęli z domu na studia i pozakładali swoje rodziny. Jan i Anna byli bardzo dumni ze swoich synów, którzy często ich odwiedzali, a w pewnym momencie pojawiły się też wnuki.
Święta u Anny i Jana były zawsze magiczne. Anna gotowała na święta najsmaczniejsze potrawy, a Jan zajmował się choinką i prezentami. W domu na Boże Narodzenie panowała niezwykła atmosfera i potrafili przy winie i świecach spędzać pięknie, wspólnie święta.
Bardzo wiernym przyjacielem tej rodziny, od zawsze był kolega Jana, też lekarz, który nigdy się nie ożenił, a więc razem z tą rodziną wyjeżdżał na wszelkie wakacje i spędzał z nimi wszystkie święta jako stały członek rodziny.
Od jakiegoś czasu Jan zaczął chorować. Sam u siebie stwierdził, że oto choruje na stwardnienie rozsiane – boczne. Zaczął utykać na nogę, a potem choroba odebrała mi władzę w rękach. Choroba szybko postępowała, aż Anna karmiła go przez rurkę, bo nie mógł samodzielnie połykać. Wiedział, że to kwestia miesięcy kiedy odbierze mu mowę, a w końcu stanie się rośliną.
Chciał ostatnie święta spędzić z rodziną, ale najpierw uprzedził swoje dzieci i kolegę, że chce potem umrzeć na własne życzenie i Anna mu w tym pomoże.
Synowie byli na to przygotowywani i zgodzili się na śmierć ojca, bo ich uprzedził, że z każdym tygodniem będzie tylko gorzej, a on nie ma siły na to, by wyjechać do innego kraju, gdzie eutanazja jest legalna.
Przyszły święta i wszyscy się zjawili i byli przygotowani na to, że Anna poda mężowi tabletki, które Jan sam sobie wypisał. Te święta, to był dla wszystkich najtrudniejszy czas, choć starali się śmiać i tańczyć mocno się przytulając, ale coś się zdarzyło:
Kiedy Jan zmęczony położył się w sypialni, to jeden z synów zauważył, że Anna całuje się namiętnie i przytula z kolegą swojego męża.
Zapaliła się mu czerwona lampka, że może jego matka zgodziła się na uśmiercenie ich ojca, bo zawsze miała romans z jego kolegą.
Nie mógł spać, bo targały w nim emocje, że może ojciec powinien jeszcze kilka miesięcy pożyć, a matka zbyt szybko zgodziła się na jego śmierć!
Znalazł w salonie list, który miał być otwarty, po śmierci Jana, ale nie wytrzymał i go otworzył. Przeczytał, że:
” Kochani synowie z chwilą mojej śmierci zgadzam się na związek Waszej mamy – Anny z moim kolegą, bardzo dobrym kolegą, aby do końca swoich dni miał się nią kto opiekować. Wybaczacie, ale muszę tak zrobić, bo kocham moją żonę i nie mogę pozwolić na to, aby zastała sama na tym świecie, a więc wybaczcie i zrozumcie – Kocham was i mam nadzieję, że zrozumiecie i wybaczycie”.
Synowie wiedzieli, że zgodnie z umową, zaraz po świętach, po śniadaniu muszą wyjechać do swoich spraw, choć serca im rozrywało. Jednak uszanowali wolę rodziców, którzy ich we łzach pożegnali.
Anna i Jan po wyjeździe dzieci udali się do sypialni i wówczas, Anna rozpuściła proszki w wodzie, tak jak kazał Jan i podała mu przez rurkę, a kiedy zaczął zasypiać mocno go przytuliła i trzymała w ramionach, aż całkiem zgaśnie.
Kiedy przyjechało pogotowie, to powiedziała, że wyszła na spacer, a mąż zażył leki podczas jej nieobecności. Sprawę badała prokuratura, ale nigdy nikt nie dowiedział się jak było naprawdę!