Kiedy urodziłam moją pierwszą Córkę, a był to dzień 12.05.1976 roku, to chyba jak każda Matka byłam lekko przerażona, czy dam sobie radę.
Pierwsze miesiące nie były łatwe, bo jako młoda dziewczyna musiałam swoje życie przestawić i podporządkować tej małej istotce, którą powołaliśmy na świat.
Czasy nie były łatwe, bo w kraju coś się zaczęło już burzyć politycznie i coś się szykowało, ale jeszcze sklepy w miarę były zaopatrzone. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że w podziemnej Polsce szykują zmianę ustroju.
Nie wiele do społeczeństwa docierało, bo nie było Internetu i telefonii komórkowej, a cenzura blokowała wszystko i nie każdy miał w domu telefon stacjonarny, a telewizja ukrywała bardzo wiele.
12.12.1979 roku urodziłam drugą Córeczkę, a mąż po wyjściu z wojska, natychmiast zaczął pracę na zmiany i mijaliśmy się. Ja wstawałam każdego ranka o 5 godzinie, aby przygotować dzieci do żłobka i przedszkola. Wstawałam, szykowałam każdej jedzenie, bo dzieci nie szyły na służbę głodne. Potem je budziłam i często musiałam je na śpiocha jeszcze ubrać i po kolei zasuwałam do placówek. Następnie biegiem do pracy, aby się nie spóźnić. Zawsze zrobione włosy i makijaż, co robiłam perfekcyjnie szybko, bo tak sobie ułożyłam swój grafik, że nie było mowy o jego zmianie, czy też folgowaniu moim codziennym, porannym zajęciom.
Wówczas zaczęłam pisać pamiętnik wieczorami, a raczej, to były zapiski z tego, co przeżywam w związku z macierzyństwem.
Pisałam rzecz jasna w zeszycie, bo przecież wówczas nikt nie słyszał, co to jest blog, a więc kiedy dzieci już spały, bardzo krótko wpisywałam do zeszytu swoje myśli i tu dam najdłuższy mój wpis, jaki popełniłam, a potem jakoś przestałam zapisywać swoje emocje – może szkoda!
A więc:
13 grudnia 1981 rok:
Jest wieczór, a ja siedzę na tym zeszytem i płaczę. Generał Jaruzelski ogłosił w Polsce stan wojenny i moje dzieci nie obejrzały ulubionego „Teleranka”. Jestem wystraszona, bo męża mi zmobilizowali, a ja widzę przez okno uzbrojonych żołnierzy w mroźną zimę. Nie wiem kompletnie co dalej? Boję się strasznie, bo wygląda to wszystko przerażająco i nic nie wiem.
Jak żyć, kiedy kraj jest ogarnięty niepokojem, a gdzieś tam jeżdżą czołgi? Nie można nigdzie wyjść bez dowodu tożsamości. Nie nie można do nikogo zadzwonić i nie wiem gdzie jest mój mąż i kiedy wróci do domu.
Wiem, że trzeba żyć dalej. Wiem, że muszę poradzić sobie dla moich dzieci. Wiem, że zrobię dla nich wszystko, bo to są moje dzieci i muszę je chronić!
Nie mogę za bardzo na kimkolwiek polegać, a więc muszę być silna. Kolejki! Jedziemy z mężem na wioskę, bo tam jest świeży chleb i kupujemy dla całej rodziny. W męża i mojej pracy rzucają coś, a więc bierzemy, co dają, a więc jakieś ubranka dla dzieci, jakąś wędlinę, budyń, a nawet kieliszki do wina, choć na diabła nam one.
Teść budzi mnie o piątej rano, bo rzucają masło i ser amerykański na dziecięce książeczki. Stoimy, a zimno jak diabli, ale jaka satysfakcja przy kasie, że mam to!
Jestem zmęczona, wykończona, ale daję radę, bo może doczekam czasów, że moim dzieciom będzie lepiej, lżej. Stoję w kolejkach po buty dla dzieci, ale rzucili tylko dla dorosłych. Buty przynosi mąż, bo rzucili u niego w pracy – za małe!
Horror, ale daję radę i nie mam marzeń, że bym się gdzieś wybrała z koleżankami, aby się zresetować. Nie mam marzeń, abyśmy z mężem gdzieś wyjechali, tylko we dwoje, bo niby jak, skoro w kraju zawierucha.
Jestem szczęśliwa, że kupiłam biszkopty dla dzieci, a one cieszą się, że mają jakąś odmianę. Jestem szczęśliwa, kiedy uda się kupić jakiś owoc i jestem szczęśliwa, że mimo wszystko dzieci chowają się zdrowo.
Jestem szczęśliwa, że mam je i zrobię wszystko, bym była dla nich autorytetem i aby nigdy nie musiały się za mnie wstydzić, bo robię dla nich wszystko, co możliwe w tych parszywych czasach!
****
A teraz Matki piszą blogi i jest ich bardzo wiele w sieci i proszę porównać jak zmieniło się postrzeganie macierzyństwa (wpis poniżej). Nie czepiam się, ale chcę zaznaczyć, że każda kobieta, która decyduje się na macierzyństwo musi! Musi się liczyć z wyrzeczeniami, a więc koniec i kropka. Dzieci nie pchają się na świat i trzeba założyć twardy pancerz, aby dać z siebie wszystko, aby je mądrze wychować!
Żadna z tych narzekających mam, nie chciałaby zamienić pamperów na pieluchy tetrowe, gotowane w zwykłym mydle i je potem wypłukać z tego mydła. Żadna by nie chciała polować na warzywa, aby ugotować domową zupę dla dziecka, bo jest teraz wszystko w słoiczkach – gotowe. Jest gotowe mleko, kaszki, grysiki i Bóg wie, co jeszcze?
Wniosek z tego taki, że każda z tych młodych kobiet, skoro zdecydowała się na macierzyństwo, to powinna wiedzieć, że to jest ten koszt młodości trochę straconej, ale jeśli mądrze przeżyją swoje macierzyństwo, to zostanie Im z nawiązką zwrócone w postaci miłości dzieci.
I jeszcze jedno. Miałam jedyną książkę, która mi podpowiadała jak żywić, jak ubierać dziecko, a teraz w sieci są blogi, fora, Facebook i sama nie wiem co jeszcze. Zauważyłam, że młode kobiety i tak błądzą jak we mgle i to jest strasznie smutne. Dużo stękają! Trzeba swoje macierzyństwo wziąć na klatę i cieszyć tym, że dzieci są zdrowe. Nie jesteście pępkiem świata do diaska i manna z nieba nie spada! Na wszystko trzeba zapracować!
Czytam w sieci wynurzenia zmaltretowanych matek, które mają pretensje do wszystkich i wszystkiego, ale nie do siebie za źle zorganizowany czas, a brak logistyki i Bóg wie do czego jeszcze. Jak świat, światem, to Matka wydaje dziecko na świat i większość wychowania i ogarnięcia na niej spoczywa, bo mężczyzna może, ale nie musi, bo zależy na jakiego faceta się trafi.
Przestańcie walczyć o karmienie dziecka w miejscach publicznych, bo ja sądzę, że jest to tak intymna czynność, że powinna być pod czas niej tylko matka i dziecko, a nie kamery, obserwatorzy, ciekawscy, bo to Wy powinnyście chronić swoją prywatność, a więc przestańcie szaleć w przestrzeni publicznej, bo nie uchodzi!
I tak na ostatek, to psychologowie mącą kobietom w głowach swoimi receptami, poradami i robią tym kobietom sieczkę w głowie i pozbawiają kobiecej intuicji i wyczucia. Politycy zaś mamią dodatkiem 500 zł, na każde drugie dziecko, ale jeśli one wierzą w te obiecanki, zamiast liczyć na siebie, to są okropnie naiwne. Nie ma nic za darmo na tym świecie. Nic!
Oto wynurzenia biednej Matki Polki – współczesnej!
„Dobra matka
A w tym wszystkim pośrodku matka.
Dresy wypchane tak, że wyglądają jakby chodziła na zgiętych kolanach. Tłusta cebula na głowie. Zarośnięte brwi i makijaż składający się z fachowo wtartego kremu bb – tylko albo aż. Plamy od zupy pomidorowej, smarków i kredek na koszulce wyciągniętej ze skotłowanego prania, którego rosnące kupy monumentalnie nie powstydzą się dorównywać piramidom w Egipcie.
Ona wciąż tam stoi. Tam. Pośrodku. I choćby świat się wokół walił, choćby była wykończona, niewyspana, w złym humorze lub po prostu miałaby ochotę chwycić torebkę pod pachę, odwrócić się na pięcie i wyjść… będzie tam stała.
Tak wygląda każdy dzień.
Macierzyństwo jest piękne. Lecz jest cholernie trudne. Męczące. Wykańczające.
Przynależąc do kilku grup o tematyce rodzicielskiej, coraz częściej natykam się na zwierzenia mam napawające smutkiem i poszukiwaniem wsparcia. Mówią o bezsilności, braku czasu dla siebie, braku sił i energii, utracie cierpliwości. Zastanawiają się czy są dobrymi matkami, bo przecież tyle i ciągle krzyczą. Pytają co mogą brać na uspokojenie, bo nie dają rady. Opowiadają o symptomach świadczących o depresji. Często nie mają czasu na wizyty u specjalistów a nazwy leków podpowiadają im inne forumowiczki. Chętne zresztą podzielić się i receptą. Zdołowane, zapłakane w najpiękniejszym ponoć momencie życia. Ironia losu ?
Brak wsparcia ze strony bliskich, którzy albo nie widzą problemu albo równie często nie zdają sobie sprawy z jego rozmiarów, nie pomaga. Zewsząd napływają informacje o spełniających się szczęśliwych piastunkach ogniska domowego, które wzbudzają poczucie wstydu u nieszczęśliwej kobiety i pogłębiają przykre myśli na swój temat – wszystko ogarniają, piękne, wymalowane, wypacykowane, w świetnie dopasowanych i wyprasowanych ciuchach, zawsze uśmiechnięte, matki idealne a przepraszam nie matki, nigdy matki – mamusie.
Niesamowite jest to zjawisko, ponieważ mam wrażenie, że kobiety/matki bardzo się jednak wspierają i są wobec siebie wyrozumiałe jak nikt inny a jednak gdzieś tam powstaje rywalizacja – którą kreuje śmiem stwierdzić społeczeństwo. To jest chore.
Zaprosiłam we wtorek na kawę koleżankę. Była u mnie pierwszy raz a ponieważ dzieci zaprowadziłam do żłobka, mogłam na szybko ogarnąć i siebie i dom. Nawet oko tuszem potraktować. I tak rozmawiamy sobie w najlepsze gdy ona mówi, że na co dzień bez makijażu chodzi bo czasu na nic nie ma ale dziś się pomalowała bo do mnie, bo ja taka zawsze … (idealna?):) Ja zrobiłam identycznie, dokładnie to samo co ona. Makijaż mam od święta, pełny oczywiście. Nie wspominając o stole bez kurzu, nieobecności brudnych naczyń i braku zabawek na każdym możliwym metrze kwadratowym podłogi. Fajnie jak jest czysto, lecz z tym już dawno się pożegnałam.Najważniejsze jest żeby umieć się przyznać do tego, że nie jest się robotem. Trudne ? Że nie ogarniamy połowy zaplanowanych rzeczy choć walczymy o każdą zawzięcie. Że musimy wybierać między sprzątnięciem pokoju a upieczeniem ciasta czy zrobieniem obiadu – ja zawsze wybieram gotowanie. I nauczyć się żyć w nowych warunkach. Odpuścić kiedy mają przyjść znajomi a my walczymy z nawracającym jak perpetuum mobile bałaganem. Goście z dziećmi zrozumieją, bez dzieci – nie wiadomo, aczkolwiek im też się w końcu dzieci urodzą, wtedy zrozumieją. Odpuścić przepraszanie za bałagan, które weszło w krew jak mantra. Bo za co przepraszać ? Za czas poświęcony dzieciom zamiast łazience ?Matki potrzebują pomocy. Potrzebują wsparcia i zrozumienia. Potrzebują wypłakania się i przytulenia. Potrzebują wyjść z domu i odpocząć. Potrzebują pobyć same. Potrzebują chwili ciszy. Potrzebują czterech ścian. Potrzebują pomarzyć. Potrzebują posiedzieć na kiblu. Potrzebują wziąć dłuższy prysznic i mieć chwilę na ogolenie nóg. Potrzebują siebie. Potrzebują pogadać ze swoimi myślami. Potrzebują.Przeraża mnie jak ogromna panuje znieczulica. Kobiety szukają wsparcia w obcych ludziach, w anonimach z internatu. A co z ich gniazdem ? Przecież tworzą rodzinę. Czy nie w rodzinie powinny doszukiwać się pomocy ? Gdzie są mężowie, rodzice ? Gdzie są przyjaciele? Czy nie widać, że przestała odbierać telefony i rzadziej odpisuje na sms ? Nie widać, że ma smutek w oczach i głos jakby się miała za chwilę rozbeczeć ? A może zamyka się w łazience i siedzi na toalecie udając wiadomo co, by ukryć kilka łez bezsilności ? Gdzie jesteście ludzie ? Pracujecie, zarabiacie, macie swoje problemy, swoje życia. Wiem, rozumiem. Aczkolwiek nie daje mi to spokoju. Gdzie jest państwo ? Grupy wsparcia powinny walić drzwiami i oknami. Mąż może poświęcić godzinę dzieciom lub wyciągnąć naczynia ze zmywarki. Przyjaciółka ugotować zupę, bo matka często nie ma czasu nawet dojeść obiadu. Serio ! Nawet kawę pije na raty, zimną zazwyczaj. A może zakupy jej zrobić skoro i tak jedziesz do Tesco ?Kobieta, która jest w domu, która po części zrezygnowała z siebie i ze spełniania przynajmniej na jakiś czas swoich marzeń powinna być wynoszona na piedestały a nazywa się ją kurą domową, której się ani nie szanuje ani nie docenia. A jedyną osobą, która to rozumie jest inna kura domowa. Smutne to, niewdzięczne i upokarzające. Tak bardzo zależy nam na mądrych, silnych, zdrowych i szczęśliwych dzieciach a matki, które mają największy wkład w start swoich pociech pozostawia się same sobie. Radźcie sobie kobiety. Każdy o tym wie, lecz jakimś dziwnym trafem część niechcący zapomniała, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Gdzie w tym logika ? Jak znerwicowana, zestresowana, przytłoczona nadmiarem obowiązków matka ma wychować szczęśliwe dziecko i zapewnić mu jak najlepszy start w dorosłość ? Zrobi to. Ale jakim kosztem ?„Prawdziwa matka umie przyznać, że egzamin z macierzyństwa łatwiej oblać, niż zaliczyć…
Śpij spokojnie prawdziwa matko. Jeśli masz wątpliwości, czy jesteś dobrą mamą, to znaczy, że nią jesteś”. Jodi Picoult