Uwięziona w swoim malutkim mieszkanku, resztkami sił wychuchanym. Zawsze lubiła mieszkać schludnie i okna myła raz w tygodniu, a mieszkanie odkurzała, co drugi dzień, Zawsze wszystko wyprane, poprasowane na kant i ułożone równo, na półach.
Nigdy nie wyszła za mąż, bo jakoś miała pecha do mężczyzn, którzy ją na starcie oszukiwali, a więc zdecydowała spędzić swoje życie w pojedynkę,
Jeśli nie wyszła za mąż, to logicznym było, że nigdy nie urodziła dziecka, ale rekompensowała swoje tęsknoty za dziećmi w swojej z nimi pracy.
Była przedszkolanką i kochała te wszystkie urwisy,a miała do nich niesamowite podejście. Rodzice ją wychwalali i wystawiali osobiste referencje, że jest niesamowitym pracownikiem, który potrafi mieć podejście do tych małych istotek. Dzieci ją kochały, a ona po pracy przychodziła do swojego, cichego domu, spełniona i odpoczywała czytając swoje ukochane książki i malowała w zaciszu obrazy.
Wystawiała te obrazy w miejskiej galerii i zbierała masę nagród oraz pochwał. To było jej spełnione życie i niczego więcej nie pragnęła.
Ludzie mówili o niej stara panna, ale ona zbywała ich wszystkich uśmiechem i pokazywała swoją działalnością i pracą, że jest kobietą szczęśliwą.
Była pełna życia, bo miała jeszcze jedną pasję. Sama szyła sobie ubrania. Były to ubrania kolorowe i dla niektórych dziwne, ale ona czuła się w swojej wersji jak kolorowy ptak.
Nosiła piękne kapelusze i kolorowe garsonki i zawsze była szykowna i inna. Niektóre kobiety ją krytykowały za odwagę, ale ona miała duszę artystki i nic sobie z tego nie robiła. Była inna i odważna.
Często zapraszała swoje koleżanki z pracy i z galerii malarskiej na obiady do siebie do domu. To była uczta kulinarna i nikt od niej głody nie wyszedł. Uwielbiała jeść i uwielbiała uszczęśliwiać ludzi jedzeniem.
Była szczęśliwą kobietą, ale w pewnym momencie przyszedł kryzys, bo wysłano ją na zasłużoną emeryturę. Przepracowała nienagannie tyle lat, aż tu nagle wszystko zaczęło się kończyć.
Zdawała sobie sprawę z tego, że kiedy odejdzie z pracy, to jej kontakty z ludźmi zaczną się kurczyć, ale wciąż miała nadzieję na to, że w galerii będzie między ludźmi.
Lubiła spacerować ulicami miasta. Zaglądała ludziom do ogrodów przy domach. Napawała się pięknem przyrody i wsłuchiwała w świergot ptaków w parku. Robiła zdjęcia, polowała na rude wiewiórki i cieszyła się życiem.
Jakże często przysiadywała w parku z kimś zupełnie obcym i prowadziła długie, życiowe rozmowy. Ludzie się jej zwierzali bo bił od niej niesamowity blask.
Pewnego dnia wracała z parku i nie zauważyła, że zbliża się z dużą szybkością bryka, w której szalała muzyka disco polo. Nie zauważyła i obudziła się na sali szpitalnej unieruchomiona gipsem.
Leżała w szpitalu pół roku, a kiedy lekarze orzekli, że już nigdy nie stanie na nogi i nawet ćwiczenia nie pomogą, to się załamała.
Wózek w domu, który nie mieścił się w drzwiach z pokoju do łazienki i dom kompletnie nie przystosowany dla kaleki.
Nie wiedziała jak ma dalej żyć w ukochanym, swoim domu, który stał się nagle dla niej więzieniem.
Wszyscy się odsunęli i nikt nie dzwonił i nie pukał do drzwi. Tylko opiekunka robiła dla niej zakupy, by miała co jeść i sprzątała, oraz ją myła, ale robiła to bez serca.
Czuła, że to wszystko nie ma sensu i zapragnęła umrzeć. Wykonała telefon do swojego lekarza i poprosiła o eutanazję.
Lekarz oczywiście odmówił, bo w polskim prawie nie ma o tym mowy. Zaproponował jej ośrodek dla Seniora, gdzie by miała opiekę, ale ona się nie widziała w takim ośrodku zdana na opiekę obcych ludzi. Nie wyobrażała sobie, że będą ją podcierać i zmieniać pampersy i chęć odejścia z tego świata ją nie odpuszczała w ciągu dnia i nocy.
Wyobrażała sobie swoją śmierć, a nawet układała scenariusz, ale nie mogła się powiesić, bo wózek, a także nie miała żadnych tabletek, a więc jej chęć odebrania sobie życia stanęła w miejscu, bo przecież nie odkręci gazu, by wysadzić w powietrze cały blok.
Kiedy pewnego poranka przyszła opiekunka spełnić swoje rutynowe zadania przy chorej. Otworzywszy drzwi do jej pokoju zastała ją z workiem nylonowym na twarzy, szczelnie zamotanym na szyi i to był koniec naszej, kolorowej, wesołej, roześmianej, pełnej życia bohaterki tego opowiadania.