I znowu czegoś nowego się dowiedziałam z filmu biograficznego pt. „Georgia O’Keeffe”.
Zacznę od tego, że film jest nakręcony po mistrzowsku i ze wspaniałą, aktorską grą. W rolę genialnego fotografa i znawcy malarstwa – Alfreda Stiegliza wcielił się mój ukochany aktor – Jeremy Irons.
Film opowiada o drodze do sławy amerykańskiej malarki, która z początku niezauważona, zostaje wypromowana przez Alfreda właśnie.
Alfred rzuca dla Gorgii żonę i zakochany bez pamięci wspomaga ją w zrobieniu wielkiej, światowej kariery. O ile jego żona zostaje zauważona, a jej obrazy zaczęły się świetnie sprzedawać, o tyle ich związek był bardzo toksyczny i burzliwy.
Ona chciała mieć dziecko z 20 lat starszym mężem, ale on napierał, by ona więcej i więcej malowała, co przytłoczyło ją i po kolejnej jego zdradzie – załamała się i zapłaciła depresją.
Oboje się zdradzali i odchodzili od siebie, ale nie potrafili bez siebie żyć.
Ona była do końca przy mężu, aż do momentu jego śmierci. Sama zmarła w 1989 roku jako całkowicie samotna kobieta, oddająca się do samego końca pracy.
Zachęcam do obejrzenia tego filmu, bo wnosi on nową wiedzę o kobiecie zatraconej w miłość i pracę, która zapisała się na kartach artystycznego świata.