
Minęły święta i między świętami, a zbliżającym się Nowym Rokiem mam czas na rozmyślania i poukładania sobie tego, co w święta się wydarzyło.
To jest taki czas, kiedy z roku na rok jestem coraz starsza i myślę sobie – ile tych Wigilii mi pozostało i chyba każdy z nas po przekroczeniu magicznej 50-tki ma takie myśli o przemijaniu.
Mam taki ulubiony cytat, z którym całkowicie się zgadzam, a brzmi on tak:
„Ktokolwiek mówi, że się śmierci nie lęka, kłamie!
autor: Ignacy Krasicki”
Tak, boję się śmierci i okropnie boję się bólu, na który absolutnie nie jestem odporna i tak sobie myślę, że kiedy choroba mnie znokautuje i każe cierpieć niewyobrażalnie, to chciałabym mieć wybór między życiem, a świadomą tęsknotą odejścia z tego świata przy pomocy medycyny.
Kiedy bym się stała roślinką, warzywkiem, to nie chciałabym nikogo obarczać swoją chorobą. Nie chciałabym, by mnie ktoś mył, zmieniał pampersy i karmił, bo to jest takie upokarzające i obciążające dla bliskich.
Chciałabym, aby ktoś mi delikatnie pomógł odejść z godnością, choć w tym kraju jest to niemożliwe.
Może będą mnie trzymać pod respiratorem i karmić przez rurki, kiedy będę miała tego życia dość!
Przeczytajcie poniższy artykuł i wyraźcie swoje zdanie w komentarzach, choć wiem, że temat jest okrutnie ciężki.
Pomógł umrzeć schorowanej żonie. „Zrobiłem to z miłości”
Czy człowiek powinien mieć zagwarantowane prawo do śmierci? I do pomocy w jak najłagodniejszym odejściu z tego świata? Te pytania wciąż wywołują kontrowersje i burzliwe debaty. Jak trudna jest to kwestia, wie tylko ten, kto sam musiał się z nią zmierzyć. Jedną z takich osób jest 88-letni Francuz Jean Mercier. Pięć lat temu jego schorowana żona poprosiła, by pomógł jej umrzeć. Mężczyzna, nie mogąc patrzeć na cierpienie ukochanej, podał jej śmiertelną dawkę leków. – Zrobiłem to z miłości – tłumaczy.
Jean Mercier i Josanne przez 55 lat byli kochającym się małżeństwem. Ich uczuć nie zmieniła nawet depresja, na którą kobieta zachorowała 25 lat po ślubie. Punkt krytyczny w życiu małżonków nastąpił w 2008 roku. Wówczas Josanne zapadła na chorobę zwyrodnieniową stawów – schorzenie, któremu towarzyszył chroniczny ból. Fizyczne i psychiczne cierpienia spowodowały, że Josanne w ostatnich latach życia wielokrotnie podejmowała próby samobójcze, zawsze nieudane. W końcu nadszedł dzień, gdy o pomoc poprosiła męża.
Dramatyczna prośba
10 listopada 2011 roku 83-letnia kobieta znalazła się u kresu sił. Tego dnia obudził ją potworny ból ręki. Okazało się, że ma złamany nadgarstek. To była kropla, która przepełniła czarę goryczy. Josanne zwróciła się do męża z dramatyczną prośbą. – Tego dnia powiedziała najspokojniej na świecie: „Przynieś mi moje lekarstwa.” Zrozumiałem. Tym bardziej, że powiedziała to zupełnie bez emocji – opowiada Jean Mercier.
Wcześniej mężczyzna chował przed żoną tabletki w obawie, że w przypływie gniewu lub rozpaczy może targnąć się na swoje życie, lecz tego dnia spełnił jej prośbę. – To nie był moment szaleństwa. Powiedziała zupełnie spokojnie: „Jestem zmęczona, jestem u kresu wytrzymałości” – dodaje Jean.
Mężczyzna, widząc bezgraniczne cierpienie ukochanej żony, poszedł po tabletki i morfinę. Następnie otworzył kapsułki i podał ich zwartość Josanne. Kobieta bez wahania połknęła śmiertelną dawkę leków. – Długo rozmawialiśmy, jak nigdy wcześniej. Była świadoma jeszcze przez 20 minut. Później straciła przytomność. Odeszła bardzo spokojnie – wyznaje mężczyzna drżącym głosem. – Kiedy jej puls stał się niewyczuwalny, zadzwoniłem po lekarza – dodaje.
88-latek twierdzi, że spełnił obietnicę, którą wiele lat temu złożył żonie. – To był akt miłości, solidarności i honoru. Kiedyś złożyliśmy sobie obietnicę, że jeśli zajdzie taka konieczność, to wzajemnie pomożemy sobie godnie umrzeć. Gdybym tego nie zrobił, wstydziłbym się za siebie – mówi Jean.
Eutanazja we Francji?
Sprawa Jeana Mercier na nowo wywołała wśród Francuzów debatę na temat eutanazji, która we Francji wciąż jest zakazana. 17 marca 2015 roku Zgromadzenie Narodowe przyjęło większością głosów ustawę, zgodnie z którą francuscy lekarze mogą wprowadzać śmiertelnie chorych pacjentów w „głęboki sen”, trwający aż do ich naturalnej śmierci. Francuski rząd nie zgodził się jednak na bardziej radykalne rozwiązania i nie wprowadził prawa do pełnej eutanazji, czy wspomaganego samobójstwa, choć domagała się tego opinia publiczna.
W tej sytuacji francuski wymiar sprawiedliwości nie zamierzał być pobłażliwy dla Jeana Mercier. W październiku 2015 r., cierpiący na raka prostaty i chorobę Parkinsona 88-latek, stanął przed sądem w Saint-Etienne, gdzie usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy osobie znajdującej się w niebezpieczeństwie. Jak oskarżony tłumaczył się przed sądem? – Nie żałuję. Żałowałbym, gdybym tego nie zrobił – wyznał mężczyzna podczas pierwszej rozprawy. – Ważne jest dla mnie, aby prawo się zmieniło, ponieważ śmierć wciąż jest tematem tabu, do którego nie potrafimy podchodzić bez emocji – podkreślał.
Z kolei oskarżyciel przekonywał, że śmierć nie była jedynym możliwym rozwiązaniem w przypadku 83-letniej Josanne. – Nie była u kresu życia, nie cierpiała na nieuleczalną chorobę, a jedynie na zwyrodnienie stawów i lęki. To nie są śmiertelne choroby – tłumaczył na sali rozpraw mecenas Fabienne Goget.
Francuski wymiar sprawiedliwości wziął pod uwagę argumenty oskarżyciela i skazał Jeana Mercier na rok więzienia w zawieszeniu. Jego obrońca złożył apelację. 10 listopada br. Sąd Apelacyjny w Lyonie ostatecznie rozstrzygnął o losie 88-letniego Francuza. Po pięciu latach walki mężczyzna został uniewinniony. – Na wyrok czekałem ze spokojem. Jestem bardziej niż szczęśliwy – mówił Jean Mercier po ogłoszeniu wyroku.
Eutanazja w Europie
W Europie tylko Belgia, Holandia i Luksemburg zalegalizowały eutanazję. Formy biernej eutanazji, czy też zezwalania pacjentowi na przerwanie leczenia, by „pozwolić mu umrzeć” są dopuszczalne w krajach skandynawskich, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Hiszpanii, Portugalii i Szwajcarii. Ten ostatni kraj wręcz zasłynął z tzw. „turystyki samobójczej”. Szwajcarskie prawo zezwala na wspomagane samobójstwo, kiedy pacjent jest nieuleczalnie chory. To sprawia, że „po śmierć” do Szwajcarii ściągają ludzie z całego świata.
Jedną z najsłynniejszych organizacji, która przeprowadza wspomagane samobójstwa w Szwajcarii jest założone w 1998 roku stowarzyszenie Dignitas. Każdy kto chce skorzystać z pomocy organizacji musi mieć jednoznaczne orzeczenie swojego lekarza o stanie zdrowia, natomiast chory musi podpisać oświadczenie, że dzieje się to za jego zgodą.
Asystowanie przy samobójstwie jest wyłącznie bierne, wspomagające psychicznie, zaś samobójca musi sam, o własnych siłach wypić środek usypiający. Może go też ewentualnie wprowadzić sobie sondą wprost do żołądka, albo wcisnąć tłok wbitej przez pielęgniarza strzykawki. Jaki jest koszt pomocy w samobójstwie? Według prezesa organizacji, około 4 tys. euro za przygotowania i asystę.
Przez lata wokół organizacji Dignitas narosło wiele kontrowersji. Słynna na cały świat stała się m.in. sprawa 69-letniej Niemki, która zgłosiła się do organizacji w 2005 roku. Kobieta okazała kartę zdrowia z rozpoznaniem marskości wątroby, na podstawie której udzielono jej pomocy w samobójstwie. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok okazało się, że 69-latka była fizycznie zupełnie zdrowa. Cierpiała jedynie na depresję. Jej karta zdrowia, w której zapisano diagnozę o marskości wątroby, została sfałszowana. Lekarz, który pomagał w samobójstwie, gdy dowiedział się o zdarzeniu, odebrał sobie życie.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych elementów działalności szwajcarskiej organizacji jest pomoc w samobójstwie osób znajdujących się w depresji oraz psychicznie chorych. Założyciel Dignitas, Ludwig Minelli, uważa, że nawet chorzy psychicznie mają prawo do samobójstwa.