Ktoś na Facebooku napisał, że oglądał stare, solidne kino pt. „Edukacja Rity”.
Szybko sobie ten film zapisałam w ulubionych i czekał na mnie do dzisiaj.
Kiedyś to kręcili filmy! Kiedyś to było kino ambitne, pouczające ze świetnym, aktorskim warsztatem.
Film ten to miodzio dla mojego gustu i jestem szczerze zauroczona tym filmem, a zostanie ze mną na zawsze.
Co my tam w tym filmie mamy?
Młodziutka fryzjerka wychodzi za mąż za bardzo prostego, choć wesołego mężczyznę.
Jest fryzjerką i kurą domową, ale tam gdzieś w niej drzemie zew i pęd do nauki.
Nie decyduje się na dziecko, gdyż w kształceniu się, pragnie odnaleźć siebie.
Natrafia na mentora, profesora i uczęszcza do niego raz w tygodniu szlifować nauki z literatury i poezji.
Z początku nieokrzesana i głupiutka – taki nieoszlifowany diament wdaje się z profesorem w rozmowy o niej, o życiu i o tym czego ona pragnie.
Błyskotliwe dialogi bawią i zastanawiają, a z czasem uczennica staje się mądrzejsza od mentora, a w tle budzi się uczucie.
Obejrzycie sobie ten film, bo jest tego wart. Może na święta?