Archiwa miesięczne: Maj 2017

Jeszcze Polska nie zginęła

 

Codziennie coś złego się dzieje! Codziennie są takie emocje dla śledzących politykę, że wielu ma nerwy w strzępach.

Prawda jest taka, że jeśli rządzący i sam Prezydent łamią Konstytucję i nie przestrzegają podstawowych praw, to w ludziach „lepszego sortu” budzą się skłonności do zabijania. Mają na to zgodę od polityków z „wyższej półki”.

Dziś Sąd Najwyższy się zebrał i ogłosił, że Prezydent Polski złamał prawo, ułaskawiając swojego człowieka, a na imię mu Kamiński – Minister – członek Rady Ministrów, Koordynator służb specjalnych.

Włączyłam rano tv i zobaczyłam scenę w Sądzie Najwyższym mrożącą krew w żyłach.

Zebrało się sporo osób, które krzyczały, że precz z komunistycznymi Sędziami – rodem z PRL.

Została wezwana Policja w celu usunięcia tych ludzi i nagle jeden z nich strącił Policjantowi służbową czapkę, a potem chciał pozbawić  broni Policjanta. Gdyby Policjant nie zachował się z refleksem z amerykańskiego kina, to mogło by dojść do tragedii.

Nie ma się czemu dziwić, bo lud „lepszego sportu” dostał przepustkę do łamania prawa i takich ekstremalnych zachowań.

Skoro Prezydent łamie prawo i politycy z „wyższej półki”, to lud głupieje i myśli, że też tak może!

Mimo tego incydentu, to ja mam świetny humor, bo wyrok Sądu Najwyższego wrócił mi wiarę w to, że nie wszystko stracone, ale boję się, że Ziobro wezwany wiadomo do kogo, zmiecie Sąd Najwyższy i wywali w kosmos dając uprawnienia Trybunałowi Konstytucyjnemu, który jest już ich. To będzie koniec demokracji, a zaczątek rządów jak Czeczeni.

Sąd Najwyższy przykrył Smoleńsk i tylko Ewy Kopacz mi żal!

 

ry

 

Brzydka pogoda i ładna pogoda nie trwają wiecznie!

Poszłam dzisiaj w miasto – trochę przymusowo

i tak idąc wolnym krokiem – obserwowałam.

Rozczuliła mnie pani sprzedające polskie truskawki.

Jakie były pyszne, bo pełne słońca.

I pani starsza w parku na ławce też mnie rozczuliła.

Mijałam wielu staruszków chodzących o kulach

i to mnie nie rozczuliło.

Sznur samochodów pędzących gdzieś tam

w taki prawie letni dzień.

Zdjęć kilka zrobiłam na pamiątkę

z prawie ostatniego dnia maja.

W telewizji powiedzieli, że idą potężne burze – na zachodzie.

Pomyślałam sobie, że tak tylko straszą,

bo moją mieścinę żywioły omijają.

Aż tu biegiem z Mężem na balkon

ratować skrzynki z kwiatami,

bo się zakołowało, zapadało, rozszalało.

Już jest cisza! I wieczór!

 

Zofia Borkowska-Uzdowska

Idzie burza

Idzie burza…
Zaciągnięta kurtyna pęka.
Posypała paciorkami deszczu
zapachem lata.

z tomu „Spełnia się miłość”

 

 

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=eILgsNMn40Y&feature=youtu.be

Obyś cudze dzieci uczył!

Chyba jeszcze nigdy nie pisałam o tym, że wychowywanie cudzych dzieci, to jest katorżnicza praca.

Nigdy nie miałam w sobie takich zapędów, żeby wychowywać i uczyć dzieci.

Kiedy jestem na imprezach w przedszkolach moich Wnucząt z okazji Dnia Babci i Dziadka, to podziwiam wielką cierpliwość Pań, które przygotowują Dzieci do występów.

Dzieci są różne, bo odważne i bardziej wstydliwe i często z tremą przed występem, a jednak te Panie muszą delikatnością wykrzesać z Dzieci odwagę.

Moja mowa więc będzie krótka i tu biję pokłony dla cierpliwości i profesjonalizmu Pań, które wykonują naprawdę ciężką robotę.

Dla mnie i mojego Męża występy Dzieci w przedszkolach naszych Wnucząt, dostarczają mnóstwo wrażeń emocjonalnych i za to dziękujemy.

Robicie naprawdę coś wielkiego!

Na poniższym filmiku jest dzieło Pań z Dziećmi – z okazji Dnia Mamy i Taty w 2017 roku! 🙂

 

Oni biją swoje żony w Imię Boże!

Pan Sławomir Dajcz, jak przystało na PiS-owca i Radnego piotrkowskiej Rady Miasta
– jest bardzo wrażliwy i bogobojny, żeby nie powiedzieć świątojebliwy.
Ze łzami w oczach wspomina swoje pielgrzymki na Jasną Górę, do najjaśniejszej Panienki, których nie opuszcza broń Boże i na których co roku wędruje, śpiewa i jest szczęśliwy!

Pan żarliwy działacz na rzecz swej partii PiS, jako człek wierzący i praktykujący przykładnie znęca się psychicznie i fizycznie nad swoja ślubną małżonką, aż do jej złamania nerwowego i próby samobójczej. Postanowił więc miłościwie ulżyć cierpieniom swej małżonki z którą przykładnie żyje 42 lat i umieścić ją w Wariatkowie na Oddziale Zamkniętym!W Sądzie Rejonowym w Piotrkowie Trybunalskim w III Wydziale Rodzinnym i Nieletnich złożył więc wniosek: „Proszę o ubezwłasnowolnienie i skierowanie mojej żony Anny Dajcz (…) na przymusowe leczenie psychiatryczne, gdyż stanowi ona zagrożenie dla osób najbliższych i osób z najbliższego otoczenia, tj. dla mnie, dzieci i wnuków sąsiadów, znajomych oraz osób obcych.”

W upublicznionym nagraniu dźwiękowym z 10 października 2016 r. – Pan Pis-owiec zwraca się do swej ślubnej:
„Bezwstydna szujo… ty świnio do roboty spierdalaj…do roboty masz zapierdalać , ty łachudro ..ty… dawaj piniondze dziwko, ..”

Anna Dajcz 19 marca 2017 roku złożyła w Komendzie Miejskiej Policji w Piotrkowie Trybunalskim, na ręce dzielnicowego Marka Kubiaka, zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Sławomira Dajcza, polegające na znęcaniu się psychicznym i znieważaniu. Znajduje się tam taki fragment:
Mąż z racji tego, że jest radnym Rady Miasta Piotrkowa Trybunalskiego uważa, że wszystko mu wolno, czuje się bezkarny. Nie jest właścicielem mojego życia i zdrowia, a ja nie jestem niewolnicą, nad którą można się znęcać.
Pomimo upływu dwóch miesięcy funkcjonariusz Kubiak – olał sprawę, bo co w tym w końcu dziwnego że Pan Radny Rady Miasta Piotrkowa Trybunalskiego znęca się nad żoną..
Nie on w PiS-ie pierwszy i nie on ostatni!
ŹRÓDŁO
Następny gorliwy PiSkatolik i pielgrzym do Najjaśniejszej Panienki.

Co to za zaraza, że PiSowcy ostrze swojej nienawiści do ludzi, swojego obłędu i obsesji kierują często w stronę własnych rodzin .

Autor:”D” 

Inny radny PiS – niejaki Rafał Piasecki z Bydgoszczy, został nagrany przez żonę, którą bił w Imię Boże. Inwektywy nie mieszczą się w mojej głowie!

Nagranie od 3 minuty jest wstrząsające!

https://www.youtube.com/watch?v=mVegeZVPf-4

„- Jesteś dla mnie zerem nic niewartym. Nienawidzę cię, rozumiesz? Od ciebie nauczyłem się tego słowa. Szmato je… Za to będę cię teraz bił. (…) W 2017 roku nikt mnie nie będzie szmacił kur… mać. Spier… stąd. Teraz to ja będę cię kur… gnoił. Już nigdy więcej nie będę cię o nic pytał kur… Po pierwsze. Po drugie, kur…, zawsze będziesz miała ochotę, jak będę chciał. Po trzecie, już kur… nie będziesz musiała nic robić, bo będę sobie z inną jeździł, która będzie miała ochotę zawsze i na wszystko i mało tego, sama będzie miała inicjatywy. Jesteś tak pustym dzwonem, tępym i męczącym, i chu.. i frajerem, i wszystko kur… naraz, i słów mi braknie, jak bardzo cię, kur…, nienawidzę” – to tylko fragment z ponad godzinnego nagrania.

Bił, bo wołał o miłość w imię sakramentu małżeńskiego, a wszystko to zgodnie z dekalogiem ponoć!

Mam nadzieję, że obie kobiety wyzwolą się od swoich oprawców!

Wszystkich nas nie zamkną!

Dziś KOD wybierał nowe władze – nowego przewodnika i dobrze, bo skompromitowany Kijowski poczuł w końcu, że jest w Ruchu Persona non Grata i zrezygnował.

Nowym wodzem KOD-u został Krzysztof  Łoziński. Człowiek, który siedział w więzieniu za polityczną działalność. Człowiek, który wie, że walka o powrót demokracji będzie ciężka! Mimo wieku podjął się i może w końcu coś się ruszy w kraju.

Jeśli nie, to będzie tak jak napisał mój znajomy na Facebooku. Pozwolił tekst udostępniać, a więc porwałam go i na mojego bloga:

Cytuję: 😀 😀 😀
Andrzej Rodan
Tak pisałem równo rok temu w maju.
CIEMNOŚCI KRYJĄ ZIEMIĘ
ANDRZEJ RODAN człek gorszego sortu tako rzecze: jeszcze raz przypominam ci mój malutki kochaniutki konusie szwoleżerze mazowiecki na białym kucyku (albo kocie), ty Gomułko naszych czasów – zanim 500 + się opamięta, – zanim rozliczą was z obietnic wyborczych, – zanim urządzicie następne seanse nienawiści, – zanim wyskrobiecie kolejną złą ustawę, – zanim twój Gang Krasnala doprowadzi Polskę do ruiny, – zanim doprowadzisz swoich gamoni-dupowłazów do upodlenia, zeszmacenia się i zrobisz z nich donosicieli, głosicieli żałosnej propagandy, a do końca, drogi Krasnalu, zhańbisz marionetkową Broszkę i tragikomicznego Maliniaka, który sam o sobie mówi: niezłomny (ha, ha, ha), – zanim wyprowadzisz Polskę z Unii Europejskiej w ramach Dobrej Zmiany, – zanim wygonisz wszystkich o odmiennym kolorze skóry, – zanim zmienisz ordynację wyborczą na taką, która zapewni gangowi rządy do końca świata i jeden dzień dłużej, zanim zamienisz Polskę w państwo wyznaniowe, zanim w porozumieniu z Kościolem urządzisz Piekło Kobiet, – zanim zaczniesz dodruk pieniędzy i zaciągniesz kolejne miliardowe pożyczki, – zanim zaczniesz aresztowania inaczej myślących od ciebie, – zanim zniszczysz praworządność, sądownictwo, demokrację, konstytucję i zawłaszczysz państwo, SPIESZ SIĘ! Powiadam ci: Balbina, spiesz się!
Bo ciemny lud gorszego sortu wyjdzie na ulicę i poszuka groteskowego “Naczelnika Państwa”. Ty się Balbina, kurwa, nie opierdalaj tylko wprowadź STAN WOJENNY i będzie w kraju spokój! Czołgi na ulice! Watahy “narodowców” (naziole-łysole) do boju! Obrono Terytorialna lance do boju, szable w dłoń, Polaków gorszego sortu goń, goń, goń…
Na zdjęciu Papież i ja życzymy wam zdrowia, bo niebawem dużo zdrowia będzie wam potrzebne, wy moje żałosne, tandetne, prześmieszne, kłamliwe, kieszonkowe bohatery z Domu Wariatów im. Krasnala Balbiny!
UDOSTĘPNIJCIE zanim będzie za późno, bo ciemności kryją ziemię!
Zdjęcie użytkownika Andrzej Rodan.
 

 

Zostałam dziś porwana!

 Moje Dziecko porwało mnie dziś – wywiozło.

Rano wiadomość – mamo bądź gotowa dziś do drogi.

Jechałyśmy wśród cudownej przyrody, która buchnęła majem.

Rzepaki takie piękne, jak rzepakowy miód. 

Drzewa zielone i fantazyjne chmury na niebie.

Kawiarenki śpiewała Jarocka z ciekawym menu.

Wiosna – ach to Ty i Ty moje drogie Dziecko.

Gadu, gadu i tak zleciały dwie godziny.

Kawa aromatyczna na koniec i czas pędzący,

 a w  nim My – nienagadane.

Jeszcze nie wszystko stracone, bo może jeszcze pożyję

i doczekam kolejnego Dnia Mamy.

Dziękuję Ci moja pierworodna i Tobie druga Córko,

której z powodu kilometrów nie mogłam przytulić.

LOVE!

Dzień Matki jutro – dla mnie smutny dzień!

 

Moje serce krzyczy, 

wykreślcie Dzień Matki z kalendarza,

bo ja nie mam na nie siły tego roku.

Ja chcę, aby płynęły dni bez tego święta,

bo na słowo święto – łzy zalewają mi twarz.

Tak trudno znieść Twoje cierpienie Mamo,

kiedy tak skruszałaś,

kiedy tak się zminimalizowałaś,

kiedy tak podobna jesteś do bezbronnego kotka,

którego trzeba głaskać i karmić, by poczuł siłę.

Mamo!

Jesteś w cierpieniu taka dzielna,

że swoim uporem mogłabyś obdzielić

wszystkich chorych świata.

Skąd czerpiesz taką siłę i do diaska jak to robisz,

że nie masz ani jednego siwego włosa,

choć życie łatwym nie było?

Mamo!

Nawet nie wiesz jaka jestem bezradna,

że nie znajduję słów, aby to wyrazić.

Mamo!

Założyłam na twarz niewidzialną maskę,

aby nie dać po sobie poznać,

że mi przykro. Uśmiecham się do Ciebie.

Mamo!

Moje serce wali jak młot, kiedy

nie odbierasz telefonu!

Tak się zdarzyło dwa razy, kiedy

lotem błyskawicy pędziłam,

na złamanie karku, by się dowiedzieć,

że żyjesz!

Siadałam wtedy w fotelu

i łapałam powietrze jak ryba – szczęśliwa.

Wykreślcie to święto z kalendarza,

bo ja nie wiem i nikt nie wie

ile jeszcze….

Płaczę i Ci dziękuję. Mamo!

  

Nie, nie żałuję

 

Że nie dałaś mi mamo zielonookich snów.
Nie, nie żałuję.
Że nie znałam klejnotów ni koronkowych słów.
Nie żałuję.
Że nie mówiłaś mi, jak szczęście kraść spod lady
i nie uczyłaś mnie życiowej maskarady.
Pieszczoty szarej tych umęczonych dni, nie żal mi,
nie żal mi.

Nie, nie żałuję.
Przeciwnie, bardzo ci dziękuję, kochana,
żeś mi odejść pozwoliła, po to, bym żyła tak jak żyłam.
Że nie dałeś mi szczęścia, pierścionka ani psa.
Nie żałuję.
Że nie dzwonisz po nocach: kochanie, tak to ja.
Nie żałuję.
Że nie załatwisz mi posady sekretarki,
i że nie noszę twojej szarej marynarki.
Że patrzysz na mnie jak teatralny widz,
to nic, to nic.

Nie, nie żałuję.
Przeciwnie, bardzo ci dziękuję, kochanie,
za to, że jesteś królem karo,
że jesteś zbrodnią mą i karą.

Że w tym kraju przeżyłam tych parę trudnych lat.
Nie żałuję.
Że na koniec się dowiem: ot, tak się toczy świat.
Nie żałuję.
Że nie załatwią mi urlopu od pogardy,
i że nie zwrócą mi uśmiechu jak kokardy.
Pieszczoty szarej tych udręczonych dni,
nie żal mi, nie żal mi.

Nie, nie żałuję.
Przeciwnie, bardzo ci dziękuję, mój kraju,
za jakiś czwartek, jakiś piątek, jakiś wtorek,
i za nadziei cały worek.
Nie, nie żałuję.
Przeciwnie, bardzo ci dziękuję,
za to, że jesteś moim krajem,
że jesteś piekłem mym i rajem.

 

Tekst: Agnieszka Osiecka.

https://www.youtube.com/watch?v=jrE_tQzzY1g

 

https://www.youtube.com/watch?v=wJ-WM94YP1s

 

https://www.youtube.com/watch?v=DevJ_DlYHOE

 

https://www.youtube.com/watch?v=O95dhrYbOgk

 

https://www.youtube.com/watch?v=Svdt9RVCuOM

 

 

https://www.youtube.com/watch?v=uVlvFNaPWmI

My dzieci – z kluczem na szyi!

W jakimś, swoim wpisie na blogu pytałam o to, gdzie podziały się dzieci?

Umartwiałam się, że nie widać ich na podwórkach, mimo, że mamy wiosnę i trawa się zazieleniła.

I oto wczoraj moje serce się uradowało, bo zobaczyłam z balkonu fajnie bawiące się dzieciaki w wieku tak do 8 lat.

Grały w piłkę tam, gdzie jakieś 50 lat temu i ja z gromadą grałam.

Natychmiast w głowie pojawiły się wspomnienia z moich dziecięcych lat i zabawach odbywających się na tym samym podwórku.

Tworzyłam zgraną paczkę z Jolą, Markiem, Bogdanem i z wielu innymi dziećmi, które zostały tylko już w mojej pamięci, bo się rozjechaliśmy po skończeniu szkoły podstawowej.

https://www.youtube.com/watch?v=yHtw46oKNFA&feature=youtu.be

Dzieci, które uwieczniłam na krótkim filmiku nie mają może jeszcze tabletów i komórek i dlatego bawią się na podwórku i niech zostanie im w pamięci takie dzieciństwo, bo:

 

DAJCIE DZIECIOM SŁOŃCE

Kiedy dziecko śpiewa –
śpiewa cały świat.
Cały świat piosenką jest,
śpiewa kot i śpiewa pies,
ptak na niebie, wiatr na drzewie,
świerszcz na łące…
Nawet kiedy pada deszcz,
to ten deszczyk śpiewa też,
że po deszczu, że po deszczu
będzie słońce.

Kiedy dziecko tańczy – tańczy cały świat.
Z rudym kundlem czarny kot,
drzewa z niebem, z ziemią płot,
ptak z obłokiem, wiatr z motylem,
świerszcz na łące…
Cały świat ma tyle lat,
ile dzieci mają lat,
te dzieciaki, co do tańca 
wzięły słońce.

Kiedy dziecko płacze –
płacze cały świat. 
Kot ma oczy pełne łez,
na podwórku płacze pies,
wiatr w kominie, mysz pod miotłą,
świerszcz na łące.
O, jak słono od tych łez,
nawet cukier słony jest,
o, jak ciemno, o jak zimno –
gdzie jest słońce?

Dajcie dzieciom słońce, żeby łez nie było,
Dajcie dzieciom słońce, dajcie dzieciom miłość.
Dajcie dzieciom słońce, całe słońce z nieba,
Żeby mogły tańczyć, mogły śpiewać.

Wanda Chotomska

 

My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.

Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominamy z nostalgią lata 60-70- 80. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy). Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.

Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce skutkował bezwzględnie karami.

 

 

Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo — jak zwykle. Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą już do niej wracać. Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.

Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a Milicja zajmowała się sprawami dorosłych.

Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka. W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami — bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka. Za to potem robił nam bańki mydlane z dymem fajki w środku. Fajnie się dym później rozchodził po podłodze jak bańka pękła.

Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo. Do szkoły chodziliśmy półtora kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie (za 3 błędy nie zdawało się matury z polaka). Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot. Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.

Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb z masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.

Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie i poręcze w bloku. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.

Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.

W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jak się poskarżyłeś mamie na nauczyciela to jeszcze w łeb dostałeś. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością. Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie, koledzy ze starszej klasy, pani na świetlicy albo woźna jak już świetlica była zamknięta. Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego — codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.

 

 

Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.

A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!

Jaszczurka

http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9813

 

Pierwsza ilustracja pochodzi z serialu dla młodych Urwisy z Doliny Młynów

Świat nie wierzy łzom, szkoda naszych łez!

Wstałam rano i włączywszy telewizor, na żółtym pasku przeczytałam, że ponownie doszło do zamachu terrorystycznego.

Popłakałam się, a jeszcze bardziej, kiedy usłyszałam, że zamachowiec tym razem uderzył w dzieci i młodzież będące na koncercie.

Zginęło 20 osób od bomby i było wielu rannych. Zamachowiec samobójca sam wymierzył sobie karę i się wysadził.

Tak trudno jest oddzielić ziarno od plew , bo będą zamachy i będą ofiary, gdyż Europa jest praktycznie bezradna.

Nie możemy się już czuć w Europie bezpieczni, bo nie wiadomo gdzie i kto zaatakuje i tak znowu demoniczna „religia pokoju” przesłała tym razem Anglii pozdrowienia!

I zabijajcie ich, gdziekolwiek ich spotkacie, i wypędzajcie ich, skąd oni was wypędzili – Prześladowanie jest gorsze niż zabicie. – I nie zwalczajcie ich przy świętym Meczecie, dopóki oni nie będą was tam zwalczać. Gdziekolwiek oni będą walczyć przeciw wam, zabijajcie ich! – Taka jest odpłata niewiernym! 
– Koran 2:191

Twierdzę,  że ISLAM powinien być zdelegalizowany i zakazany w cywilizowanych krajach, a niech się oni między sobą mordują! 😦

I będą zabijać się tam u siebie, bo wielkie mocarstwa pompują na tamte tereny swoje uzbrojenie i to mocarstwa są odpowiedzialne za wojny tam toczone. Europa jest jak pochyłe drzewo, na które każda koza teraz skoczy.

Ich religia jest zła, bo nawołuje do zabijania i zabijają w Europie niewinnych ludzi, którzy boją się już własnego cienia.

W tym temacie jestem rozdarta, bo Polska uparcie nie przyjmuje uchodźców, a ja sobie tak myślę, że trzeba pomagać, bo matka z dzieckiem z Syrii maczetą nie będzie nam obcinała głów!

Jesteśmy chrześcijańskim narodem wszak i nasza religia nakazuje pomoc biednym i zalęknionym, uciekającym od wojny, a Polska zamknęła się na wszelką pomoc.

Moje serce nie jest w stanie dokonać właściwej oceny, a oni płyną, toną w morzu i płynąć będą, choć Europa nie jest z gumy, a do tego w Polsce mamy swoich terrorystów, którzy w kiblu wrocławskiej policji zakatowali człowieka.

Moje skromne hobby!

Trzy lata temu wpadłam na pomysł, aby założyć swojego fan-page o moim mieście.

Mąż kupił mi dość dobry aparat fotograficzny i od tego czasu wstawiłam na swoją stronę pt. „Choszczno i okolice w obiektywie” około 5 tysięcy swoich zdjęć.

Zawsze biorę swój aparat jeśli tylko szykuje się jakieś wyjście z domu, czy wyjazd.

W ten sposób mam sfotografowane chyba całe miasto i jego ciekawe miejsca, a także okolice.

Lubię też obserwować zjawiska pogodowe w moim mieście, co uwieczniam na filmikach kręconych osobiście.

Często patrzę w niebo i obserwuję niebo. Uwielbiam zmieniające się niebo.

Coraz częściej na moim fan-page pojawiają się ludzie, którzy dzielą się ze mną swoimi zdjęciami, co mnie strasznie cieszy i tak poznałam zdjęcia Pani Ani i Pana Wojciecha.

Mój fan-page jest kompletnie apolityczny, a tylko estetyczny. Nie chcę na stronie żadnych politycznych wywodów i sporów i tak jest dobrze.

Dlaczego to robię? Dlatego, że lubię robić zdjęcia i uwieczniać w obiektywie ciekawe kadry przez cztery pory roku.

Bywa też tak, że ktoś prosi o zgodę na wykorzystanie moich zdjęć do projektu zawodowego, czy prezentacji. Oczywiście, że wyrażam zgodę!

Sama na swojej stronie umieszczam chętnie prośby o pomoc dla chorych, a także ciekawe wydarzenia w mieście i tak to mi się kręci, co stwierdzam z nieukrywaną satysfakcją, że moja strona jest do czegoś przydatna.

https://www.youtube.com/watch?v=9nU6DXOjl4Y&feature=youtu.be

https://www.youtube.com/watch?v=s8D5oTwiSWs&t=0s

 „Moje niebo”

Zdjęcie Agnieszki.

 Zdjęcie Pana Wojciecha.

 Zdjęcia Pani Ani.

 Zdjęcia Pani Ani.