Kiedy byłam młodą mamą, to kiedy ułożyłam Dzieci wieczorem do snu – miałam czas tylko dla siebie.
Wówczas siadałam w PRL – wskim fotelu i robiłam na drutach czapeczki, szaliczki dla Dzieci.
Dziegałam też swetry dla Dzieci i dla siebie także.
Brałam często szydełko i obrabiałam koronką płócienne chusteczki do nosa, albo ozdobne serwetki, dziergane z cieńkiego kordonka.
Naprawdę mi to nieźle wychodziło i lubiłam to robić, bo tym bardziej, kiedy w sklepach nie było żadnego wyboru.
Wzory na serwetki i robienie na drutach czerpałam z czasopism dostępnych wówczas, albo od koleżanek z pracy, które też dziergały i się tym bawiły.
Moim ulubionym zajęciem po godzinach po pracy, była uprawa działki, gdzie produkowałam z Mężem ekologiczną żywność.
Pamiętam jak pewnego, udanego lata wychodowaliśmy pomidory tak cudne i tak dużo, że nie nadążałam z ich przetwarzaniem.
Tak samo udały się pachnące truskawi, marchew i inne jarzyny.
W ten sposób ratowaliśmy swój budżet domowy, a Dzieci jadły świeże warzywa i owoce.
U nas w środku miasta jest jezioro i dostałam nagle olśnienia, że przecież mogę stać się wedkarzem i spędziłam wiele godzin na kładce i wędkowałam. Nauczyłam się obsługi wędek i moim największym trofeum był 4 kilogramowy – lin bodajże.
Kiedy straciłam pracę i w mojej mieścinie nie mogłam jej znaleźć – otworzyłam własną działalność i sprzedawałam używane ciuchy, po które z Mężem jeździliśmy do hurtowni.
Kiedy urosła konkurencja, to się przebranżowiłam i otworzyłam sklepik szkolno – chemiczny i prowadziłam go 3 lata.
Jeździłam też za granicę, a więc do Berlina i do Wiednia i tam się kupowało to, czego u nas na rynku nie było.
Sprzedawałam to jak wielu innych na ulicy i zawsze jakiś grosz się zarobiło.
Czasy się zmieniały i dostałam pracę na naszym Urzędzie Miejskim i tak zleciało mi kolejne 10 lat.
Na rynku można już było kupić prawie wszystko, a więc zaniechałam robienia na drutach i uprawy działki.
Zawsze w swoim życiu coś robiłam i starałam się o dodatkowe pieniądze, ale cieszyłam się kiedy dostałam pracę na pełen etat, Wówczas byłam spokojniejsza i była zabezpieczona finansowo moja Rodzina, bo Mąż też miał stałą pracę.
Przyszła emerytura i teraz na niej piszę bloga, bo nie umiem nic nie robić.
Poznaję tu na blogu interesujących ludzi i im dziękuję za zainteresowanie i komentarze.
Uwielbiam robić zdjęcia i dziś złapałam w obiektyw – zachód słońca.
Emerytura, to jest czas na spełnianie swoich marzeń i jeśli zdrowie jako tako dopisuje, to można być aktywnym w sieci.
Jeśli trafi się na ciekawych ludzi, to jest to czysta przyjemność.
Opiszcie jakie macie zainteresowania i co Was kręci. Napiszcie, co robicie poza pracą i co sprawia Wam radość?