Depresja – weź się w garść!

Zdjęcie użytkownika Elżbieta Maria Saga.

Weź się w garść. Zrób coś ze swoim życiem. Jesteś silny/a tylko ci się nie chce.
Wszyscy ludzie cierpią, nie jesteś jedyny/a. Takie słowa są najczęściej kierowane do tego kogoś, kto nagle traci chęć do życia.
Nie wiedzieć kiedy, zapada się w siebie i nic go już nie cieszy.
Nagle pochyla się i garbi, a przedmioty lecą mu z bezradności i braku siły na podłogę.
Wyraz twarzy się zmienia i widać na nim ogromny smutek, bez cienia jakichkolwiek oznak chęci do życia.
Myśli się plączą i nagle chory na depresję zatraca się w swoim smutku i beznadziejności.
Nie umie wytłumaczyć otoczeniu, co mu dolega, a tylko sygnalizuje, że nie ma chęci dalej żyć i wszystko straciło dla niego sens.
Najczęściej ucieka w sen, albo też cierpi na wielkie pokłady bezsenności.
Często pojawia się nadmierne obżarstwo, albo kategoryczne odmawianie posiłków.
Jest wiele odmian depresji i zdiagnozować tę właściwą, to dla lekarza jest wielką sztuką, jeśli w ogóle pacjent zdecyduje się na takie leczenie.
Wciąż w naszym społeczeństwie pokutuje przekonanie, że pojawienie się przed gabinetem psychiatrycznym, to jak wydanie na siebie wyroku – jestem chory psychicznie i za chwilę wszyscy będą o tym gadać.
Będę skreślony/a i nie nigdzie nie dostanę pracy, albo wszyscy się ode mnie odsuną. Zostanę sam/a.
Jak pomóc osobie chorej na chorobę duszy? Jak poprowadzić i wyciągnąć rękę ku drodze uzdrowienia , bo sam/a sobie nie pomoże.
Jakie uruchomić mechanizmy, gdzie skierować, aby zajęli się nim, nią specjaliści i wyciągnąć z tego czarnego dołka.
Najczęściej namawiamy do wizyty u dobrego psychiatry.
W dobie Internetu, wpadamy więc do sieci i szukamy najlepszych lekarzy w naszym rejonie – chcemy pomóc, bo zależy na na nim, niej. Na naszym dziecku, mężu, żonie, czyli na  naszym bliskim.
Jesteśmy zdrowi, silni i robimy wszystko, aby pokierować tak chorym, aby do nas wrócił.
Jeśli uda nam się namówić chorego do wizyty u lekarza, najczęściej po wstępnym wywiadzie, otrzymuje chory receptę na leki, czyli tzw. antydepresanty. 
Jest nadzieja, że leki te od razu sprawią, że chory poczuje się lepiej i złapie pierwszy oddech od wielu miesięcy i zacznie patrzeć optymistyczniej na świat.
Jednak często tak bywa, że lekarz z lekiem nie trafi i chory zamiast czuć się lepiej, wpada jeszcze w większy dół.
Druga i kolejna wizyta, a efektów brak i wówczas lekarz rozkłada ręce i wypisuje skierowanie do szpitala.
Jeśli u chorego pojawiają się myśli samobójcze, tym szybciej należy umieścić chorego w placówce zamkniętej, na obserwacji. I tu zaczyna się dramat.
Widziałam różne szpitale w swoim życiu. Wielkie sale, zastawione kilkoma łóżkami i przy nich malutka szafeczka.
Nikt nie oddziela ludzi bardzo chorych, niewyleczalne, ciężkie przypadki, od ludzi z nadzieją na wyleczenie.
Pierwszy wywiad, zrobiony na szybko i wpisanie leków do karty i tyle.
Nagle słyszy się na korytarzu szpitalnym, wycie, przeklinanie i wiązanie w pasy.
Nagle chory narażony jest na niewyobrażalny stres sytuacyjny. Nie może się odnaleźć, bo nie ma w tym miejscu cichego miejsca, gdzie mógłby się odizolować.
Nie obchodzi to żadną pielęgniarkę i nikt nie uchroni go od tego dodatkowego przeżywania.
Takie leczenie nie ma sensu i chory prosi rodzinę, aby go jak najszybciej zabrano do domu, bo dłużej tego nie wytrzyma.
Widziałam też szpital, gdzie jedyną rozrywką dla chorego jest palarnia i mocna kawa. Gdzie spotykają się ludzie, aby opowiedzieć sobie jak spędzili noc. Czy leki działają, czy też powodują większe rozdrażnienie. Spotykają się w tej palarni, aby pogadać, pomilczeć, popłakać.
Nikt z personelu tam nie zagląda i nikt nie wspomina o tym, że w szpitalu palić nie wolno. Nikt nie jest w stanie zlikwidować palarni w szpitalach psychiatrycznych, gdyż palarnia działa jak pokój psychoterapeutyczny.
Widziałam jeszcze jeden szpital, chyba zbliżony najbardziej do cywilizowanych warunków.
Pokoje ładnie udekorowane. Każdy ma swój kawałek podłogi. Nie ma w nim przypadków skrajnych.
Nikt nie wrzeszczy i nikogo nie zakuwa się w pasy. Chorzy są pod ciągłą opieką lekarza i psychologa.
Ułożony grafik zajęć, sprzyja samodyscyplinie. Powstają grupy wsparcia.
Chorzy uczęszczają na zajęcia z muzyką, tańcem, a także muszą ćwiczyć na sali sportowej.
Psychoterapia w kółku, powoduje większe otwarcie się na problemy innych ludzi, co wywołuje różne emocje, zmuszając chorego do współodczuwania, dyskusji i uwierzenia w siebie.
Długie spacery po parku, rozmowy z zaprzyjaźnioną grupą i taki szpital z takim programem kieruje chorego na drogę ku uzdrowieniu.
Widziałam ludzi po takiej kuracji, że na twarzach chorych pojawiała się chęć do życia.
Dlaczego o tym piszę, ano dlatego, że są w Polsce jeszcze i dobrze się mają, szpitale skostniałe, niczym z filmu CK Dezerterzy, gdzie chorego na depresję podciąga się pod chorobę psychiczną, najcięższego gatunku.
Powinno się to zmieniać i powinno się o tym mówić bardzo głośno!

19 myśli na temat “Depresja – weź się w garść!

  1. Ostatnio o depresji mówi się coraz głośniej. I w końcu ludzie zaczynają rozumieć, że to choroba, a nie lenistwo czy przewrażliwienie. Niedawno w mojej pracy został zatrudniony facet z „przerwą w życiorysie” związaną z leczeniem depresji – myślę, że jeszcze parę lat temu ani on by się do tego nie przyznał ani w pracy nie zostałoby to odebrane „normalnie”, więc pewien progres jest…

    Polubienie

  2. Niestety, szpital (nie tylko psychiatryczny) nie jest najlepszym miejscem do powracania do zdrowia, dlatego dąży się do tego, żeby w miarę możliwości leczyć pacjenta w jego normalnym środowisku. U nas na razie opornie to idzie.

    Polubienie

  3. Od czasu do czasu wpadam w swój Mały Prywatny Rów Mariański, ale czy to jest depresja? Ludzie przeżywają przecież i smutek i żal po stracie kogoś bliskiego i gorycz rozczarowania. Często depresji się nie docenia, ale równie często nazywa tym określeniem uczucia takie jak opisane wyżej. Przecież nie można iść przez życie z nieodłącznym uśmiechem na ustach.

    Polubienie

Dodaj komentarz