Archiwa miesięczne: Listopad 2018

Wspólny obiad i wspomnienia!

Obraz może zawierać: dom, chmura, niebo, roślina i na zewnątrz

Zupełnie bez żadnej okazji pojechałam z Mężem do innej miejscowości na obiad.

Miejscowość oddalona od naszej o jakieś 20 kilometrów, a w niej ulubiony, ze smacznym jedzeniem „Big Bar”, w którym jedzą najczęściej kierowcy tirów, ale nie tylko.

Jedzenie jest iście domowe i dlatego lubimy kuchnię tego baru.

Obsługa bardzo miła i do tego nie czeka się na dania zbyt długo, a zamówiliśmy sobie zupę grzybową, a do tego placek cygański z warzywami.

Na stole stała świeczka i Mąż poprosił kelnerkę, aby dla nas ją zapaliła, a obserwowały nas dwie seniorki, które przyjechały na ciasto i kawę i obdarzyły nas przyjaznym uśmiechem, a mnie było strasznie miło.

Tak sobie myślę, że takie wyjazdy, tylko we dwoje są sprawdzianem dla nas, czy potrafimy wciąż ze sobą rozmawiać będąc 43 lata po ślubie.

Inaczej się zachowujemy we wspólnym zamieszkaniu, gdzie jest masę bieżących spraw do obgadania, a inaczej jest, kiedy jesteśmy na neutralnym gruncie i okazało się kolejny raz, że jest dobrze i wciąż mamy wspólne tematy do pogawędek.

Czekając na nasze zamówione dania zaczęliśmy wspominać nasze dzieciństwo i jak one nas ukształtowało?

To były lata 60-te, 70-te, kiedy to dorastaliśmy w Polsce siermiężnej, ponurej, szarej, a nasi rodzice robili wszystko, abyśmy wyszli na ludzi.

Mąż wspominał swoją Mamę, która latem przynosiła mu na plażę kanapki ze smalcem i posolony świeży ogórek oraz zsiadłe mleko.

Ja wspominałam swoje drzewo z innej plaży, pod którym czytałam książki, ale los tak chciał, że spotkaliśmy się, kiedy mój Mąż z rodzicami przeprowadził się do tej samej, blokowej klatki i tak się to wszystko potoczyło, że wciąż jesteśmy razem.

To były czasy, kiedy dzieci były podwórkowe z kluczem na szyi i żaden psycholog nie podpowiadał naszym rodzicom jak mają wychowywać swoje dzieci, a było to tak jak w tekście wklejonym z sieci – poniżej i także jak wyglądała Polska, kiedy my dzieci – wchodziliśmy w dorosłość i mieliśmy już swoje dzieci:

Zdjęcia pobrane z sieci ze strony facebookowej, które zatrzymały w kadrze moje życie w Polsce, kiedy Wałęsa wyrywał kraj spod buta Rosji.

Było smutno, ale byliśmy młodzi i pokonaliśmy transformację, o której ówcześni, młodzi nie mają zielonego pojęcia, ile nas kosztowało, aby przeżyć:

Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka—właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią nasze szalone lata 80.:
  • Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy).
  • Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.
  •  Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.
  • Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem.
  • Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.
  • Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo—jak zwykle.
  • Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą do niej wracać.
  • Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.
  • Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze.
  • Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.
  • Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy  pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami dorosłych.
  • Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.
  • W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać.
  • Pies łaził z nami—bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.
  • Raz uwiązaliśmy psa na „sznurku od presy” i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.
  • Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.
  • Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie osikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył, po tej czynności, rąk.
  • Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy.
  •  Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić.
  • Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.
  • Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo.
  • Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.
  • Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.
  • Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.
  • Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.
  • Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść.
  • Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.
  • Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził.
  • Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.
  • Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.
  • Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie—bez beczenia i wycierania ust rękawem.
  • Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.
  • Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy sobie dawać radę sami.
  • Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.
  • Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców.
Wszyscy przeżyliśmy, nikt  nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani.
My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.
A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!
Obraz może zawierać: 1 osoba, w budynku

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi, jedzenie i w budynku

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, ludzie siedzą i w budynku

Obraz może zawierać: 2 osoby, na zewnątrz

Obraz może zawierać: 3 osoby, na zewnątrz

Obraz może zawierać: 1 osoba, na zewnątrz

Obraz może zawierać: 3 osoby, uśmiechnięci ludzie, ludzie stoją, dziecko i w budynku

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie stoją

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba

Obraz może zawierać: 1 osoba, roślina i na zewnątrz

Obraz może zawierać: 2 osoby, na zewnątrz

Obraz może zawierać: ludzie stoją

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi, śnieg i na zewnątrz

Obraz może zawierać: 1 osoba, kapelusz, dziecko, na zewnątrz i zbliżenie

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi i na zewnątrz

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, samochód i na zewnątrz

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, dziecko i na zewnątrz

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi i na zewnątrz

Obraz może zawierać: 3 osoby, ludzie stoją i na zewnątrz

Obraz może zawierać: 17 osób, tłum i na zewnątrz

Obraz może zawierać: na zewnątrz

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i na zewnątrz

Obraz może zawierać: 6 osób, rower i na zewnątrz

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, ludzie stoją i w budynku

Obraz może zawierać: 3 osoby, w budynku

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi i w budynku

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i na zewnątrz

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i na zewnątrz

Obraz może zawierać: 7 osób, ludzie stoją i w budynku

Obraz może zawierać: 1 osoba, motocykl i na zewnątrz

Reklama

Moje gotowanie nie na ekranie!

 

Obraz może zawierać: jedzenie

My dwoje mieszkający teraz sami, bo bez dzieci, dogadzamy sobie kulinarnie, ale to nie znaczy, że się obżeramy.

Po prostu jest śniadanie, obiad i kolacja i to nam w starszym wieku zupełnie wystarcza.

Oglądałam w tv „Kuchenne Rewolucje” i staram się wprowadzić do naszej kuchni jakieś nowości podpatrzone.

Oboje lubimy rosół, bo rosół jest bardzo rozgrzewającym daniem, a także jest zupą, która leczy!

Magda Gessler pokazała, że do rosołu można dodać coś innego, co podkręci smak rosołu i tak też dzisiaj zrobiłam:

  • do garnka wlałam 4 litry wody i dodałam ziele angielskie, liście laurowe i łyżkę jarzynki, oraz ziarna pieprzu czarnego,
  • umyłam szponder wołowy i dwie szyjki z indyka i to dodałam do zimnej wody,
  • obrane warzywa jak por, seler, korzeń pietruszki i dwie marchewki, oraz kawałek kapusty karbowanej włożyłam też do garnka,
  • opaliłam dużą cebulę nad gazem i też dodałam do garnka,
  • a jako nowość dodałam pęczek kopru zielonego związanego nitką i tadam – dwa pomidory pokrojone na ćwiartki.

Mój rosół gotuje się nawet 7 godzin na malutkim gazie, aby tylko pyrkotał, a nie gotował się.

Wówczas wychodzi klarowny, czysty i z tymi pomidorami i koprem  bardzo smaczny.

Jednak aby nie było tak słodko i ładnie, to martwię się o naszą Ziemię, bo ludzkość ma mało czasu, aby coś zrobić dla Ziemi, aby nasze dzieci i wnuki mogły na niej spokojnie i zdrowo żyć!

To jest ostatni dzwonek, aby ludzkość się ogarnęła, bo życie na Ziemi stanie się koszmarem.

I czytam:

Nasze dzieci i wnuki czeka koszmar w 2050 roku.

Prognozy ekspertów dotyczące jakości życia na ziemi w następnych dziesięcioleciach są iście apokaliptyczne.

Karłowatość, przeludnienie i pandemie to sam czubek góry lodowej. To właśnie 2050 ma być apogeum kataklizmów, będących konsekwencją niepohamowanej eksploatacji przyrody i zmian demograficznych.

W dużej mierze sami sobie będziemy winni tragedii, jakie na nas spadną.

\Przewidywane przez ekspertów przeludnienie przyspieszy rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych. Szczególnie w miastach, gdzie będzie nas około 6,3 mld.

Przy takim zagęszczeniu ludności bakterie będą miały cieplarniane warunki do mnożenia się.

Co więcej, wiele ich szczepów będzie odpornych na antybiotyki, które masowo dodajemy do zwierzęcej paszy i preparatów do opryskiwania upraw.

Ci z nas, którzy przeżyją pandemie, będą wciąż zagrożeni przez stan powietrza.

Z powodu jego zanieczyszczenia, jak wskazują badania OECD, umierać będzie nawet 6 mln ludzi rocznie.

Zwiększona ilość ozonu w powietrzu to wyrok śmierci na astmatyków i chorych na rozedmę płuc.

Dwa wymienione we wstępie czynniki – demografia i eksploatacja ziemi – prowadzić będą również do deficytów w pożywieniu i wodzie.

Do 2050 roku z akwenów zniknąć mogą ryby a samej wody zacznie brakować.

Zatęsknimy za wieloma pokarmami. Przy obecnym trendzie, w którym co roku produkujemy o 2% mniej pożywienia, możemy szykować się na globalny głód.

A w jego konsekwencji – na karłowacenie.

Jeżeli myślicie, że przez następne 33 lata koncerny farmaceutyczne wynajdą panaceum chroniące nas przez częścią epidemii – jesteście w błędzie.

Według raportu International Journal of Climatology, do 2050, na skutek ubożenia flory, zabraknie surowców do produkcji wielu leków.

Więcej informacji: https://pikio.pl/nasze-dzieci-i-wnuki-czeka-koszmar-w-2050-roku/

Polska ośmiornica!

Obraz może zawierać: 1 osoba, tekst
Polacy średnio interesują się tym, co dzieje się w Polsce i średnio obserwują scenę polityczną, ale stało się coś bardzo ważnego w związku z korupcją w KNF i w sondażu wyszło, że 80% Polaków interesuje się tą sprawą.

Dziś w Faktach po Faktach z uwagą słuchałam wypowiedzi Marka Migalskiego, którego cenię za obiektywizm i On powiedział, że jeśli Polacy zauważą, że ich finanse w bankach będą zagrożone, to dopiero Polacy zrozumieją, że żyją w państwie korupcyjnym.

Obraz może zawierać: 6 osób, uśmiechnięci ludzie, tekst

Przez 3 lata Polakom nie za bardzo przeszkadzało łamanie Konstytucji, zmiany w Sądach, Policji, Wojsku, w Trybunale Konstytucyjnym, bo wciąż mieli Polacy dobrobyt w postaci 500+.

Obraz może zawierać: 1 osoba, tekst

Dziś o poranku otwierając media dowiedziałam się, że CBA zawinęło Marka „Ch” i na swojej stronie facebookowej napisałam:

To nie jest kraj dla spokojnych ludzi.
Codziennie nowa afera Polaków budzi!

Kiedy Polacy zauważą, że rząd gmera w ich kontach finansowych, to mogą w końcu się obudzić i zrobią raban!

Jeśli Marek „Ch” zacznie sypać, aby zminimalizować grożący mu wyrok 10 lat więzienia, to będzie koniec rządów PiS i Polacy wyślą ich na Marsa bez opcji powrotu!

Na szczęście są jeszcze w naszym kraju ludzie myślący, którzy dostrzegają te draństwa wyprawiane przez rządzących i jestem dumna z pewnego małżeństwa – już mocno wiekowego, które pokazało klasę, a to znaczy, że nie wszyscy jeszcze zdurnieli w naszym kraju, bo czytamy:

Ps. Postąpiłabym dokładnie tak samo, bo my z Mężem nie mamy prezydenta i nie mamy premiera!

Andrzej Duda chciał odznaczyć małżeństwo z długim stażem. „Odmówiliśmy przyjęcia medalu”

Daniel Śleboda nie chce odznaczenia od prezydenta

Daniel Śleboda z Wałbrzycha obchodził z żoną 50. rocznicę ślubu. Z tej okazji mieli otrzymać pamiątkowe medale od prezydenta Andrzeja Dudy. – Odmówiliśmy. Poczekamy aż dojdzie do zmiany w Pałacu Prezydenckim – mówi Wirtualnej Polsce Daniel Śleboda.

Daniel Śleboda odebrał zawiadomienie z Urzędu stanu Cywilnego w Wałbrzychu, że z okazji 50. rocznicy ślubu małżeństwo może otrzymać pamiątkowe medale od prezydenta Andrzeja Dudy. – Dali nam czas do 14 grudnia na odpowiedź, czy przyjdziemy na uroczystość wręczenia medali. Odpisaliśmy, że nie przyjdziemy – mówi Daniel Śleboda.

Mężczyzna tłumaczy, że nie może przyjąć odznaczenia od polityka, który łamie konstytucję. – Dla mnie to wielki smutek, że obywatele Polski muszą się wstydzić za decyzje prezydenta wybranego w demokratycznych wyborach. Trybunał Konstytucyjny, deforma sądownictwa, zakusy na Sąd Najwyższy – długo bym musiał wymieniać działania prezydenta, które są niezgodne z konstytucją – mówi Śleboda.

Małżeństwo wyjaśniło urzędnikom, że medal mogą odebrać najwcześniej w 2020 r. – Jeśli zmieni się prezydent to bardzo chętnie przyjmiemy to odznaczenie. Na razie wszystko popsuł Andrzej Duda. Jedyna dobra rzecz w tej sytuacji to fakt, że będzie nas to mobilizowało, by razem dotrwać do czasu zmiany w pałacu – mówi Daniel Śleboda. I dodaje: – Rocznicę ślubu mieliśmy jakiś czas temu i już świętowaliśmy. Szkoda, że nie możemy tego zrobić także w urzędzie, ale poczekamy i może za dwa lata się uda.

Medal za Długoletnie Pożycie Małżeńskie to polskie cywilne odznaczenie państwowe przyznawane przez prezydenta osobom, które przeżyły co najmniej 50 lat w jednym związku.

https://wiadomosci.wp.pl/andrzej-duda-chcial-odznaczyc-malzenstwo-z-dlugim-stazem-odmowilismy-przyjecia-medalu-6321454273668737a?fbclid=IwAR3m0qrimdNQbSsa6arw6EDDPsUd1EdCK6qhiaC2OGhY22wPlYssL8E8Fpo

Zawsze trzeba dać drugą szansę!

 

Dzisiaj, tj. 26 listopada 2018 roku Małgorzata i Donald Tusk obchodzą swoją 40 Rocznicę Pożycia Małżeńskiego.

Piszę z dużej litery, bo to w dzisiejszych czasach jest już mało  spotykane, że małżeństwa trwają tak długo.

40 lat wspólnego życia, to wymaga od obojga wielkiej miłości, determinacji, pokonywania życiowych trudności, rozłąki i dlatego podziwiam takie pary, które mimo wszelkich życiowych zawirowań potrafiły być wciąż ze sobą.

Autorką zdjęcia jest Kasia Tusk – córka Tusków, która na Instagramie napisała, że wraz ze swoim mężem przebiją tę rocznicę, a Donald Tusk jej odpisał, że to wcale nie jest takie łatwe!

Oczywiście, że nie jest łatwe życie przy boku polityka, który więcej czasu jej poświęca, a rolą żony jest się z tym pogodzić i dźwigać na swoich, kruchych barkach całą rodzinę, w której pojawiły  się dzieci!

Dlatego oboju życzę wszystkiego najlepszego i jeszcze długich lat w szczęściu i zdrowiu.

Gdzieś czytałam, że w Ich małżeństwie pojawiła się rysa, krzywa, zakręt, ale napiszcie mi, w którym małżeństwie się nie pojawiają kryzysy?

Najważniejsze jest to, aby przetrwać, pokonać i być wciąż razem!

Być może, że ta właśnie para niedługo stanie się Parą Prezydencką, która godniej nas będzie reprezentować, aniżeli ta z nazwiskiem Duda.

W takich sytuacjach, kiedy czyta się o szczęściu w małżeństwie, to automatycznie włączają mi się moje wspomnienia.

Obliczyłam ile lat jesteśmy razem i wyszło, że 24 stycznia 2019 roku będziemy obchodzili 43 rocznicę naszego małżeństwa.

Biję się w piersi i pamiętam nasze kryzysy, a było ich sporo i nasze małżeństwo było na krawędzi i obiło się o sprawę rozwodową.

Rodzina radziła rozwód, rozwód, rozwód, ale nie miała pomysłu na moje życie z dziećmi – samej!

Gdzie bym miała po rozwodzie zamieszkać? Z czego bym miała żyć, choć pracowałam – na to już nie mieli pomysłu i musiałam walczyć i musiałam dać kolejną i kolejną szansę, choć mnie to kosztowało prawie utratę zmysłów!

Wiecie ile jest durnych kobiet, z którymi mężczyźni zdradzają swoje żony, które myślą, że ten facet zostawi żonę i rodzinę i zamieszka z nią?

Jest tych naiwnych cała rzesza, które myślą, że są najlepsze, bo on z żoną nie śpi i wcale nie są ze sobą!

Niestety, ale jakże często się zawodzą i święta spędzają same, bo kochanek spędza je z mądrą żoną i udanymi dziećmi!

Poznaliśmy się w 1973 roku i chodziliśmy ze sobą parę lat.

Pobraliśmy się w 1976 roku i tak zostanie już do naszego końca, bo oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że los nas połączył na zawsze i dopiero teraz zdajemy sobie sprawę z tego, że popełnione błędy tylko  umocniły nasz związek.

Wszystko, co wypracowałam w moim małżeństwie jest moją zasługą, bo na rodzinę nigdy nie mogłam liczyć i jestem z tego dumna!

 

Obraz może zawierać: 2 osoby, ludzie stoją i w budynku

 

Obraz może zawierać: 2 osoby

Ponad wszystko polska kuchnia!

 

Znalezione obrazy dla zapytania bitki wołowe

Oglądam w TV program kulinarny Master Chef i naprawdę podziwiam tych młodych, utalentowanych kucharzy.

Dziś gotowali w Singapurze potrawy azjatyckie i naprawdę dla mnie, to jest czarna magia.

Od zawsze nie lubiłam krewetek, homarów, małży, mule i  całe życie to obchodziłam szerokim łukiem.

Młodzi ludzie uczyli się dziś gotować po azjatycku i podziwiam ich odwagę, znajomość produktów, przypraw dla mnie obcych i świetnie sobie poradzili w łączeniu smaków, a ich dania wyszły popisowo.

Jestem tradycjonalistką więc i uwielbiam naszą, polską kuchnię i uważam ją za najlepszą na świecie, bo jest urozmaicona i używamy w niej naszych, polskich warzyw i po polsku je doprawiamy.

Jestem niezła w gotowaniu polskich zup i ostatnio wyszła mi pyszna pomidorowa ze świeżych pomidorów z ryżem, warzywami i śmietaną na rosole – nawet Teściowa chwaliła.

Nastały czasy, że kupujemy bardzo niezdrowe produkty i dlatego w dzisiejszych czasach tak wielu ludzi choruje na raka.

Dziś oglądałam dokument Ewy Ewart mówiący o tym, jak wiele zwierząt do uboju karmionych jest chemią i naprawdę musimy kupować produkty ze sprawdzonego źródła, a te pakowane w pojemniki plastikowe odrzucać kategorycznie.

Coraz trudniejszy jest dostęp do produktów zdrowych, bo prawie we wszystkim jest chemia i dlatego chorujemy.

Chemia jest w warzywach, owocach, ziarnach zbóż, produktach mlecznych, w rybach i nie zdajemy sobie sprawy gdzie jeszcze!

Kiedy zobaczyłam ten filmik nie kupuję kurczaków w markecie, bo mnie obrzydzają!

W sieci jest masę takich filmików, jak traktuje się mięso, aby tylko wcisnąć je klientowi i to jest zmora naszych czasów.

Ale coś jeść musimy i Mąż mi kupił cudowny kawałek wołowiny, która jest dość droga, ale najbardziej zdrowa dla człowieka!

Postanowiłam z niej zrobić bitki wołowe, takie jak kiedyś robiła moja Mama.

Przepraszam, że nie zrobiłam swojego zdjęcia mojej potrawy, a pobrałam zdjęcie ze strony „Doradca smaku”.

A zrobiłam tak, trochę po swojemu:

  • umyłam mięso i pokroiłam na cienkie plastry i tłuczkiem je rozbiłam,
  • zrobiłam marynatę z oleju, czosnku, ziołowych przypraw, odrobiną soli i pieprzu i w tym obtoczyłam mięso zostawiając je w marynacie na całą noc w lodówce,
  • na drugi dzień mięso było cudownie skruszałe i obsmażyłam je z obu stron na rozgrzanym oleju, obtoczone w mące.

Do garnka dodałam ziele angielskie, liście laurowe, łyżkę jarzynki i usmażoną na złoto cebulę i przełożyłam usmażone płaty.

Podlałam gorącą wodą i tak mi się to pichciło dość długo, bo wołowina długo się pitrasi, ale ten proces można skrócić – dodając łyżkę cukru, albo odrobinę alkoholu.

Gotujemy tak długo – do zredukowania sosu, który możemy zagęścić mąką, ale ja tego nie robię.

Do takich bitek pasuje wszystko, bo ziemniaki ubite na puree, albo kasza, lub kluski śląskie, a do tego dowolnej produkcji surówka, a buraczki zasmażane to jest coś!

Niebo w gębie dla nas i dlatego kocham polską kuchnię!

Wspomnę jeszcze o czymś!

Otóż Magda Gessler gotowała rosół w ostatnich „Kuchennych rewolucjach” i tam zauważyłam, że do rosołu dodała wiecheć kopru zielonego i dwa pomidory pokrojone na ósemki i to zamierzam wypróbować.

Na koniec proponuję obejrzenie świetnej, do łez świątecznej reklamy, jakby to był wstęp do zbliżających się świąt, w których króluje nasza, wybitnie, polska kuchnia! 🙂

„Żyj z całych sił I uśmiechaj się do ludzi” – Panie Tusk!

 

Oglądałam dość uważnie rozprawę sądową, którą wytoczył Lechowi Wałęsie – Jarosław Kaczyński w Gdańsku i nagle zobaczyłam dość odważnego Wałęsę i wielce przestraszonego Kaczyńskiego.

Z tej rozprawy najbardziej zapamiętam ten wstrętny, obrzydzający łupież na marynarce Kaczyńskiego, a wystarczy kupić świetny szampon „Nizoral” i dwa razy nim umyć łeb!

Nagle Kaczyński musiał opuścić swój bunkier na Żoliborzu i siedzibę na Nowogrodzkiej, a znalazł się w zupełnie, obcym mu świecie – wśród innych ludzi, w innym otoczeniu i zobaczyłam w jego oczach ogromny strach.

Wyjątkowo nie był otoczony ochroniarzami i poczuł wokół siebie zagrożenie i o ile zaśmiał się na widok koszulki Wałęsy z napisem „Konstytucja”, to zbuntował się, kiedy dziennikarz zwrócił się do niego – panie Jarku i wołał Policję, aby zareagowała na ten atak na niego, bo:

Ludzie krzyczą Jarosław, Jarosław, a on Jarosławem był 40 lat temu!
Teraz on jest carem!

On i Lech Kaczyński wychowywani byli w specyficzny sposób przez matkę, która im wmawiała, że są lepszymi dziećmi od zgrai dzieciaków na Żoliborzu. Dlatego nie potrafili oni zawierać żadnych relacji i tak im zostało na zawsze, że nie znosili innych obok siebie i nawet w czasach „Solidarności” – knuli razem i razem chcieli zbić kapitał polityczny, ale Wałęsa im to zepsuł.

Oboje niczym szczególnym nie zapiszą się na kartach historii, bo Lech – marny, bojący się wszystkiego prezydent, a ten drugi – gorszy, zapisze się jako zwykły poseł, który przez trzy lata rządów rozbroił naszą kochaną Polskę i pociągnął ją w stronę średniowiecza.

Ojciec Rajmund dwóch bliźniaków ostrzegał, aby jego synowie nigdy nie dorwali się do władzy i miał cholerną rację.

A tymczasem chyba wróci do polskiej polityki Donald Tusk – mąż stanu, który nie boi się ludzi i swobodnie, bez ochrony porusza się po ulicach Europy, bo był wychowany inaczej i wierzy w ludzi!

Ten moralny karzeł nazwał Polaków złodziejami, komunistami, gorszym sortem i zdradzieckimi mordami, a Tusk nie obraził mnie ani razu i dlatego stawiam na Tuska i życzę mu wszystkiego dobrego, bo na to zasługuje, gdyż jest prawym człowiekiem!

Obraz może zawierać: tekst

TUSK „PRZYŁAPANY” NA ULICY W BRUKSELI. BRYTYJSKI KORESPONDENT NIE MOŻE WYJŚĆ Z PODZIWU.

Z polskiej perspektywy to może być tym bardziej szokujące. Wielu polityków na znacznie mniej eksponowanych stanowiskach nie rusza się nigdzie bez ochrony. Tymczasem Donald Tusk po raz kolejny udowodnił, że żyje… po prostu zwyczajnie.

Pamiętacie, jaką furorę zrobiła fotka, jaką z szefem Rady Europejskiej strzelili sobie muzycy grupy disco-polo Dbomb?

Znalezione obrazy dla zapytania tusk z zesołem

 

Polacy przyjechali na koncerty dla Polonii mieszkającej w Brukseli i ot tak, przypadkiem, spotkali na ulicy Donalda Tuska. Bez żadnej ochrony, z siatką z zakupami i zgrzewką wody mineralnej. Zaczepili go i poprosili o wspólne zdjęcie, a były premier nie odmówił.

Tym razem Donaldowi Tuskowi na ulicy w Brukseli zdjęcie pstryknięto z ukrycia. Fotkę na Twitterze zamieścił korespondent Sky News Europe Mark Stone. Jak poinformował, zdjęcie szefowi Rady Europejskiej zrobił jego kolega. Tuska widać, jak stoi w lokalnym supermarkecie z siatką w kolejce po jajka.

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba i ludzie stoją

Jak podkreśla dziennikarz, jeszcze dziś Donald Tusk ma się spotkać z brytyjską premier Theresą May w przeddzień podpisania umowy w sprawie Brexitu.

A teraz spróbujcie sobie wyobrazić głównego politycznego oponenta, Jarosława Kaczyńskiego, w podobnej sytuacji. Prezesa PiS ostatni raz na zakupach widziano, gdy w 2011 r. odwiedził jeden ze sklepów w Warszawie, by udowodnić, że w kraju pod rządami Donalda Tuska szaleje drożyzna.

Pytany, dlaczego nie wybrał tańszego sklepu, Kaczyński odpowiedział: „Oczywiście moglibyśmy pójść do Biedronki, ale to jest jednak sklep dla tych najbiedniejszych. My poszliśmy do sklepu, który jest na osiedlu i jest wygodny”.

 

Refleksyjnie!

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia i powiem Wam, że coraz bardziej nie lubię tych świąt, które oparte są na wielkich pieniądzach, co mnie wnerwia strasznie!

Dogasają znicze na cmentarzach, a tu zaraz w telewizjach pojawiają się reklamy świąteczne, próbujące mi wmówić tę fantastyczną magię świąt, której z każdym rokiem nie widzę, ale za to widzę mamonę wymuszoną od ludzi.

Reklamy krzyczą – kup, kup, kup, bo to okazja, a mnie mierzi to nagabywanie, bo chyba w tych świętach powinno chodzić o coś zupełnie innego – o bliskość, o pojednanie, o zgodę i celebrowanie rodzinnych świąt.

Reklamy nagabują, aby brać kredyty, bo dzięki kredytowi będziemy w stanie postawić na stole dwanaście potraw i to kredyt sprawi, że święta będą udane i wielu się nabiera.

Uwielbiam święta, ale nie zgadzam się na zastaw się, a postaw się, bo święta powinny być przede wszystkim momentem wyciszenia, refleksji nad życiem, a nie wielkim żarciem.

Uwielbiam moje miasto ustrojone świątecznie, bo jest wówczas ta magia i cisza w mieście refleksyjna.

 

Obraz może zawierać: noc i w budynku

Obraz może zawierać: noc i na zewnątrz

Dzieje się teraz tak, że w wielu krajach organizowany jest Black Friday – czyli wyprzedaż asortymentu i towarów!

Ludzie jak bydło wpada do sklepów i ładuje zakupy do wózków na siłę – ubija, aby tylko potem pochwalić się, że się udało!

Kupują wszystko, czy trzeba, czy nie trzeba, ale taka jest tradycja i nie zauważają nawet, że dane buty stały na półce po 100 złotych i nie miały wzięcia, ale jest wyprzedaż i nikt nie zauważa, że po „obniżce” te buty kosztują o 50 złotych więcej!

Ludzie się na to nabierają, gdyż są szalenie bezmyślnymi maszynami do kupowania za wszelką cenę.

Ludzie jak szarańcza rzucają się na towary produkowane często w Tajlandii, albo w Chinach przez małe dzieci, które za miskę ryżu pracują po dwanaście godzin na dobę.

Oglądałam kiedyś dokument, w którym pokazano przez ile rąk musi przejść laska wanilii, aby nasze ciasta na święta pięknie pachniały, albo szafran!

Wszyscy pijemy poranną kawę i zapominamy o tym ilu ludzi gdzieś tam w świecie dla nas ją zbierali, suszyli, pakowali!

Zapominamy swoją historię i historię innych krajów, bo dziś mamy Światowy Dzień Głodu i tylko nieliczni mogą już opowiedzieć o tym jak możni tego świata doprowadzali do wyniszczenia ludności Ukrainy.

Jeśli nie będziemy edukować współczesnych dzieci, o tym jakie piekło przeszli ich dziadowie, to na świecie będzie totalna znieczulica.

I po co nam te wszystkie dobra ponad miarę, kiedy nasi dziadowie umierali z głodu?

Kiedy umarł Stalin, to płakała cała Polska, bo ludzie nie wiedzieli, że zabił głodem 5 milionów Ukraińców i tego historia nie powinna pomijać!

Obraz może zawierać: 1 osoba, uśmiecha się, siedzi i w budynku

Witold Szabłowski – Author

7 godz.

„Jadło się, cokolwiek się udało znaleźć. Pleśń. Korę drzew. Mięso zdechłych zwierząt. Miałam wtedy sześć lat i pamiętam, że cały czas, absolutnie cały czas, byłam głodna.
Po wsiach chodziły wtedy, w 1933, specjalne komisje, sprawdzać, czy ktoś nie ukrywa jedzenia. Co znaleźli – rekwirowali. Nasz sąsiad był w takiej komisji, zabierali każdą roślinę, którą można było zjeść. Szczaw. Korę brzozy. Nawet świece zabierali, bo ludzie w desperacji próbowali robić na ich bazie zupę. Stalin im kazał Ukrainę zagłodzić i oni w tym pomagali; nikt nie patrzył, sąsiad czy nie.
Chwilę przed Wielkim Głodem mój ojciec poszedł pracować do kołchozu. Ktoś tam zrobił błąd, dali źrebakowi za dużo jedzenia, i zdechł. Oskarżyli ojca, że to przez niego i posadzili go na kilka miesięcy do więzienia. Za sabotaż.
Jak miał już wyjść, mama nie chciała, żeby wracał taki kawał drogi na bosaka. Sprzedała jedyną krowę i posłała mu pieniądze, żeby kupił sobie buty.
Tata buty kupił i ruszył na piechotę do domu. I tak się stało, że jak już prawie był w wiosce, napadli go w lasku Boreckim, tu, niedaleko mojej wsi Rostówka, i zabili. Wszystko przez te buty. Chcieli mu je ukraść. Ci złodzieje to zresztą też byli nasi sąsiedzi.
I na ten najtrudniejszy rok, 1933, i na tą najtrudniejszą zimę, kiedy tyle ludzi umarło z głodu, mama została sama z szóstką dzieci, za to bez krowy.
W całej wiosce wtedy ludziom dzieci umierały. A jakoś tak się stało, że naszej mamie nie umarło ani jedno. Wszystkim nam się udało przeżyć. Nie wiem, czy była we wsi druga taka rodzina.
Ja miałam szczęście, bo chodziłam do przedszkola i tam zawsze raz w ciągu dnia dawali do jedzenia taką cienką zupę. Ale mimo tej zupy byłam tak spuchnięta, że nie mogłam chodzić. Wszystkie dzieci były spuchnięte. Cieniutkie nóżki, cieniutkie rączki, i do tego wielkie brzuchy. Mówiło się wtedy na nas „rachityczne dzieci”. Że takie zabiedzone.
Co chwilę ktoś z dzieci, które znałam i z którymi się bawiłam, znikał. Nie przychodził już do przedszkola. Nikt nie pytał, co się stało. Nie było sensu pytać. To było jasne”.

Jutro Dzień Pamięci Ofiar Wielkiego Głodu na Ukrainie. Okrągła, 85. W 1933 roku Stalin zagłodził pięć milionów ludzi, może więcej. Co siedem sekund na ukraińskiej wsi ktoś umierał z głodu.
Roman Kabachiy, wspaniały ukraiński historyk, zabrał mnie do Rostówki Wielkiej, wioski, skąd pochodzą jego mama i dziadkowie. Rozmawialiśmy tam z ostatnimi żyjącymi świadkami – cytowane słowa to opowieść 91-letniej Hanny Basaraby (na zdjęciu). Oprócz niej spotkaliśmy jeszcze dwie panie, które pamiętają ten trudny, 1933 rok. Będę jeszcze o nich pisać.
Chciałem tam pojechać, bo to jeden z najważniejszych tematów XX wieku, a jednocześnie bodaj najmniej znane i zbadane ludobójstwo. Tymczasem bez Wielkiego Głodu nie da się zrozumieć ani współczesnej Ukrainy, ani stosunków polsko-ukraińskich. Powinniśmy o nim jak najwięcej wiedzieć. I pamiętać.

Senior i technologia!

 

Obraz może zawierać: telefon

Przez dwa dni otrzymywałam niechciane sms-y, z których się dowiedziałam jakim, złym człowiekiem jestem.

Nie miałam możliwości na starym telefonie zablokować tego numeru, z którego w sms-ach popłynęło na mnie szambo.

Jest taka piosenka, że, „Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest,
Lecz kiedy jej nima  – samotnyś jak pies.”

U mnie się to nie sprawdza! Nie jestem samotna, bo mam Męża i mam swoje Dzieci!

Mąż się zdenerwował i kupił mi nówkę telefon, na którym mogę zablokować każdego, kto mnie nęka.

Jestem w dość dobrej sytuacji, że umiem obsługiwać komputer i dlatego chyba z łatwością poradzę sobie z telefonem, który ma tyle opcji, że uczę się go już drugi dzień.

Powolutku konfigurują go do swoich potrzeb i jestem z siebie dumna, że jako Seniorka daję sobie sama radę.

W zasadzie telefon mi był potrzebny tylko do dzwonienia i odbierania telefonów, ale taka zabawka mi się przyda i jest to sprawdzian dla Seniorki, że ogarniam temat!

Wielu Seniorów boi się komputerów, laptopów i nowoczesnej technologii i nie zdają sobie sprawy z tego, że nie ma czego się bać, a technologia nowoczesna jest takim okienkiem na świat i gimnastykuje mózg, a ta gimnastyka w starszym wieku jest bardzo potrzebna.

W starszym wieku, aby gimnastykować mózg trzeba rozwiązywać choćby krzyżówki, aby oddalić straszną  chorobę jaką jest – Alzheimer.

Chcę napisać także, że w moim mieście odbyła się I Sesja Rady Miasta po wyborach samorządowych i na Facebooku, na moim fan-page życzę im owocnej pracy i dobrych decyzji dla mojego miasta, choć lekko nie będzie!

 

A po wyborach – czas do pracy!
Żeby się żyło, żeby się wiodło, żeby się chciało i żeby się mogło! 

Mój Burmistrz Miasta ubrał się stosownie do sytuacji i nie miał łupieżu na marynarce  – odwrotnie do człowieka, który pojawił się dziś w Sądzie na sprawie wytoczonej Lechowi Wałęsie i garnitur Kaczyńskiego wygląda tak, jak obecnie wygląda Polska pod jego rządami – zasyfiona!

Obraz może zawierać: 2 osoby, w budynku

Obraz może zawierać: 1 osoba

 

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba

Magiczne słowo – „KOCHAM”

 

Taka jest kolej rzeczy, że my Matki rodzimy dzieci i chcemy wychować je tak, by były dobrymi i wartościowymi ludźmi, abyśmy były z nich dumne.

I ja urodziłam dwoje dzieci i jestem z nich szalenie dumna, choć wiem, że żyją one już własnym życiem, do którego nie mam prawa się wtrącać.

Kiedy ja już jestem na emeryturze, a dzieci mają swoje życie, swoje domy, swoich współmałżonków i w końcu swoje dzieci, to staram się o nich pamiętać i kibicuję, aby wszystko im się układało.

Odeszły z domu, zamknęły drzwi po tamtej stronie i pozostała pustka, z którą borykałam się 3 lata, aż w końcu zaakceptowałam fakt, że tak to wygląda, że dzieci odlatują z gniazda.

Z pewnością oboje z Mężem popełniliśmy jakieś błędy, które nasze Dzieci pamiętają, ale kto ich nie popełnia?

Kochamy nasze Dzieci, choć czasami się z nimi spieramy z powodu różnicy pokoleń, ale staramy się uczyć na swoich, popełnionych błędach.

Nie raz przepraszałam nasze Dzieci za te niedociągnięcia, bo któż ich nie ma na sumieniu i z tego powodu często się gryzę i robię rachunek sumienia.

Agnieszka Chylińska – rockowa piosenkarka, bardzo kolorowa i kontrowersyjna udzieliła obszernego wywiadu na temat relacji ze swoimi rodzicami i jak one wpłynęły na jej dalsze życie.

Wywiad jest szczery i uświadomił mi jak wpływa relacja każdego dziecka z rodzicami na dalsze życie i ile czasami nasze dzieci mają w sobie pretensji zapisanych w sercu i w duszy.

Wiem jedno, że należy naszym dzieciom mówić często jak są dla nas ważne i to, że je kochamy bez względu na orientację, dokonania życiowe i kontrowersyjne życie.

Agnieszka Chylińska jako piosenkarka nie jest z mojej bajki, ale szanuję ją jako dorosłą kobietę, która w swoim, burzliwym życiu przeszła przez wiele zakrętów po drodze.

Jednak kiedy powiedziała, że każdego dnia walczy o siebie (podobnie jak ja), to stała mi się bliska i zdałam sobie sprawę z tego, jak ważna jest relacja dzieci i rodziców i to, co wynosimy z domu rodzinnego.

Zdałam sobie sprawę z tego, że ja jako matka nie jestem wylewna i może trochę zimna i zbyt mało mówię moim Dzieciom, że je kocham do utraty tchu.

Moje Dzieci są największym osiągnięciem w moim, już długim życiu i postaram się okazywać swoje uczucia częściej.

Tak mało bywamy ze sobą, bo najczęściej podczas uroczystości rodzinnych, ale mamy dostęp do sieci i tam się spotykam ze swoimi Dziećmi, a więc tym sposobem postaram się okazywać Im tych uczuć więcej.

Może piszę banały, ale Agnieszka Chylińska otworzyła mnie na relacje ze swoimi Dziećmi i uświadomiła, aby nie zamykać się w swoich chorobach, czasami samotności, a być z Nimi i mówić, pisać jak są dla mnie ważne.

To moje Dzieci i moja duma!

„Warto mnie kochać, mamo”. Chylińska w szczerym wywiadzie opisała, co czują setki kobiet.

Odkąd został opublikowany, media rozkładają go na czynniki pierwsze. Boleśnie szczery wywiad, który pojawił się na oficjalnym kanale YouTube Agnieszki Chylińskiej to wyjątkowa publikacja. Nie dlatego, że piosenkarka przeklina, mówiąc o swej relacji z Jezusem, czy z powodu wyznania, że chciała popełnić samobójstwo, co wyłapały portale plotkarskie. Chylińska mówi o czymś, co dotyczy każdego z nas i towarzyszy nam do końca życia. O relacji z rodzicami.

Agnieszka Chylińska starszemu pokoleniu znana jest z wizerunku buntowniczki, mocnej muzyki z emocjonalnymi tekstami i ciętego języka. Młodszemu – z kolorowych fryzur, radiowej muzyki i programu „Mam talent”. W rozmowie, którą nazywa „wywiadem życia” wyjaśnia, co działo się za kurtyną metamorfoz.

Wilczy bilet
Przez 25 minut Chylińska porusza masę wątków. Z jej ust padają wyznania, że modli się, by przetrwać dzień, opisuje, jak trudny był początek jej kariery, dowiadujemy się, że jeden z mężczyzn zrobił z jej serca tatar. Jednak w tej historii pojawia się wątek, który łączy pozostałe w spójną całość.

To szczere i bezpardonowe opisy relacji z rodzicami. To ona zdaje się rzutować na to, co tu i teraz czuje Chylińska. W jej słowach odnaleźć można krajobraz uczuć dorosłej kobiety, za którą ciągnie się widmo udowadniania, że zasłużyła na miłość.

„Dostałam od rodziców wilczy bilet na odchodne. Wedle matki byłam artystką ze spalonego teatru, a wedle ojca wielkim rozczarowaniem” – mówi w wywiadzie Agnieszka. Ten zawód i brak wsparcia ze strony rodziców zdaje się ubytkiem, który nie znika nigdy.

Na pytanie Edwarda Miszczaka, kiedy poczuła, że rodzice jednak są z niej dumni, Chylińska odpowiada: „Wiesz, jak to jest w sercu dzieciaka? No i co z tego? (…) Nie jest miarą ten moment, w którym już osiągnąłeś sukces. Nawet jeśli to jest twój ojciec i twoja matka. (…) Nie mogłam tego pojąć, że obcy ludzie dają mi wsparcie, a oni nie (…) Potrzebowałam telefonu od matki i słów: córeczko, dasz radę. A nie milczenia”.

Te słowa Agnieszki to bolesny dowód, że niektórych błędów rodzicielskich nie da się odkręcić. Że nie jest sztuką doceniać własne dziecko, gdy jest ładne, mądre i podejmuje rozsądne decyzje. Sztuką jest widzieć w nim wartość i wspierać je, kiedy robi rzeczy niezrozumiałe, a jego osiągnięciami nie można pochwalić się przed znajomymi.

Te słowa Agnieszki to bolesny dowód, że niektórych błędów rodzicielskich nie da się odkręcić. Że nie jest sztuką doceniać własne dziecko, gdy jest ładne, mądre i podejmuje rozsądne decyzje. Sztuką jest widzieć w nim wartość i wspierać je, kiedy robi rzeczy niezrozumiałe, a jego osiągnięciami nie można pochwalić się przed znajomymi.

Platyny spadają
„Wszystkie trofea i płyty, które dostaję, przynoszę mojej mamie. (…) Cały czas udowadniam: warto mnie kochać, mamo. Warto mi zaufać, mamo. Ale jak tylko coś pójdzie nie tak, jest to samo: a widzisz, można było tę maturę zrobić. Wszystkie platyny ze ścian spadają, bo ta znowu ma wątpliwość” – mówi Chylińska w wywiadzie.

Platyny w opowieści Agnieszki są metaforą życiowych osiągnięć, które ma każdy z nas i które wiele z nas, tak jak Chylińska, przynosi na tacy rodzicom, by tylko poczuć, że są z nas dumni. Że w końcu są zadowoleni. Chylińska kilka razy powtórzyła w rozmowie, że nie potrafi niczego robić dla siebie. Że zawsze wydawało jej się, że jak uszczęśliwi innych, to inni uszczęśliwią ją. Na ten schemat „łapie się” wiele kobiet…

„Pani mówi o sobie? Mam wrażenie, że o mnie”
Gros internautów zareagowało na wywiad bardzo emocjonalnie. Zresztą na mnie (a nie jestem fanką Chylińskiej) i na moich koleżankach po fachu, jej słowa zrobiły wielkie wrażenie. I to nie dlatego, że wywiad jest znakomicie zmontowany, wyciszone są wszystkie wybuchy śmiechu, a słowa dobrane jak w dobrej literaturze. Artystka swoim wyznaniem trafia w sedno – ten błąd popełnia wielu rodziców, dlatego tak wiele z nas czuje się dziś tak samo.

„Demony, które krążą wokół mojej głowy, są okrutne. Są skazujące i osądzające. Są prokuratorami, a ja nie mam w swojej głowie adwokata” – mówi Chylińska. Ten stan zna masa kobiet – kiedy czujemy się niedostatecznie dobre i zamiast się pocieszyć, automatycznie wymierzamy sobie karę.

Internautki piszą: „pani mówi o sobie? Myślałam, że o mnie”, „widzę, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne”, „pełna identyfikacja”. Niektóre dziękują, bo są mamami córek i ten wywiad okazał się dla nich przestrogą i inspiracją.

Poza tym Chylińska mówi o zwykłych bolączkach wielu mam. „Bardzo chciałam być normalna, bardzo chciałam być w domu. A jeszcze najbardziej smutne jest to, że ja chciałam być w tym domu szczęśliwa (…) Nie jestem doskonałą mamą. Mam po ojcu to, że on był fantastyczny, ale było go bardzo mało w domu. Ja też jestem fantastyczna przez te chwile, kiedy jestem z dziećmi. Natomiast głównie mnie nie ma”.

Głośne przyznanie, że życie rodzinne może rozczarowywać, przynosi ulgę. Bycie mamą może być trudne, czasem nieznośne, a jednocześnie bywa dla kobiet najważniejszą rolą. Słowa Chylińskiej trafiają w samo sedno: „Musisz pomieścić: i dziwkę, i kobietę. I mamę, i dziewczynę, która jeździ Fordem Mustangiem. I jak to pomieścić, jak to poukładać?”

Agnieszko, tego wywiadu matki długo ci nie zapomną. Dzięki!