
Znalazłam w sieci poniższy felieton o kobietach bitych, maltretowanych przez swoich ojców, mężów, którzy służą Polsce i bronią jej w wojskowych mundurach.
To skłoniło mnie do wspomnień jak to było w mojej rodzinie, kiedy dorastałam.
Ojciec mój wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego w latach 50-tych jeszcze przed moimi narodzinami.
W 1954 roku pobrali się z moją mamą i tak za dwa lata na świecie pojawiłam się ja.
Ojciec naprawdę szybko awansował i był człowiekiem ambitnym, a więc piął się po szczeblach kariery wojskowej.
Wiązało się to z przenoszeniem go po różnych zielonych garnizonach, co było udręką dla mojej matki, która załatwiała to logistycznie, bo ojciec nie miał na to czasu.
Kiedy następna przeprowadzka osadziła nas w Ustce, a ja miałam 5 lat – ojciec został oddelegowany do Warszawy i tam współpracował ze znanym Kiszczakiem, który był szefem kontrwywiadu w Polsce.
Pamiętam jak ojciec przyjeżdżał z Warszawy na przepustki i długo w nocy z mamą rozmawiał i płakali. Miałam siedem lat, ale wówczas nie rozumiałam wszystkiego.
Musieliśmy się znowu przeprowadzać i w 1963 roku zamieszkaliśmy w pipidówce, jaką było moje miasto, w którym mieszkam do dziś.
Ojciec w randze kapitana rozsypał się na drobny mak i utopił się w alkoholu, a to wiązało się z końcem kariery wojskowej.
W domu zaczął się horror, gdyż pod wpływem szalał i bił mnie, siostrę, matkę i cały stres wyładowywał na rodzinie.
Fruwało w domu wszystko, bo meble, szkło w drzwiach, ataki na nas w nocy, kiedy drzwi były podparte krzesłami, a ja spałam na łóżku polowym.
Oberwałam po głowie pałąkiem i czym się dało, a nawet miał zamiar dźgnąć mnie nożem w plecy i tu uratowała mnie matka.
Zamarzył sobie hodowlę kur w domu i w drugim pokoju stworzył kurnik, a ja ze względu na smród nie mogłam do siebie nikogo zaprosić, bo tak się wstydziłam!
Przeszłam piekło i chyba każda z nas przeżyła horror, bo to wszystko nie było normalne.
W końcu matka wzięła rozwód, ale ojciec kompletnie sobie nie radził i w pewnym momencie znalazł się w psychiatryku, bo tak zniszczył go alkohol i samotność,
Postarałam się i ordynator szpitala pomógł mi znaleźć dla niego Dom Pomocy Społecznej i tak uratowałam go na 7 bezpiecznych lat!
Pewnego dnia dostałam telefon, że ojciec skoczył z okna i za parę dni zmarł.
Co mnie to nauczyło?
Nauczyło mnie bardzo wiele, bo chociażby to, że dzieci są świętością i nie wolno ich bić i należy tak postępować, aby nikt nie płakał przeze mnie.
W życiu coś mi się udało, a może coś spieprzyłam, ale wciąż pracuję nad sobą, by po mojej śmierci nikt nie miał żalu, a jeśli, to niech mi wybaczy, bo każdy z nas ma prawo do błędu, ale i każdemu należy dać drugą szansę!
1 Lutego 2019 roku zmarła mama i spoczęła w jednym grobie z ojcem!
Mam nadzieję, że w końcu się pogodzili i zjednali!
Mam Męża, który przeżył w domu rodzinnym prawie to samo, bo jego ojciec także wylewał swoje wojskowe frustracje na rodzinie.
Dlatego tak świetnie się rozumiemy i we dwoje pragniemy, aby nasze dzieci nam wybaczyły małżeńskie błędy, które po latach doprowadziły nas do zgody i miłości, bo lepiej późno, niż wcale!
„Żony mundurowych zdradzają, jak wygląda ich życie. „Z pozoru miły, a w domu piekło”.
Jak wygląda życie z „wojskowym”? Czy faktycznie „za mundurem panny sznurem” i nic więcej się nie liczy? W Internecie można przeczytać wiele historii kobiet, które nie tak wyobrażały sobie życie z mężem mundurowym. Zamiast poczucia bezpieczeństwa czują w domu strach. Zamiast pomocnej dłoni mają pięść przy twarzy. Te, które przeżywają w domu podobne piekło, odważyły się napisać o tym publicznie.
Czy faktycznie prawdą może być to, że mężczyźni, którzy na co dzień są żołnierzami, policjantami, czy strażakami, mogą siłowe rozwiązania przenosić do domu?
O tym przekonały się te kobiety, które nie bały się powiedzieć o swoich historiach:
Z pozoru na zewnątrz bardzo miły, a w domu istne piekło. W większości przypadków z takimi ludźmi życie jest niemożliwe. Są dwa wyjścia, albo udawać, że nic się nie dzieje, albo go zostawić.
Niestety bardzo łatwo znaleźć takie historie, w których z pozoru spokojni mundurowi, którzy w sferze publicznej uchodzą za wzór cnót, na co dzień, za zamkniętymi drzwiami są oprawcami swoich żon.
Ja jestem dopiero 2 lata po ślubie niestety… Tyran, tyran i jeszcze raz tyran! Dzień w dzień alkohol w domu i awantury. Nie mogę mieć żadnych koleżanek, bo boi się, że będę gadała o nim, z żadnym facetem nie mogę rozmawiać, bo jest zazdrosny i robi mi wojnę, że się wtedy k…! Łamie mi hasła na komputerze czy próbuje na maile wchodzić, nie wspomnę już o sprawdzaniu telefonu. On jest najlepszy we wszystkim, o wszystkim wie, najlepiej zarabia, pracuje itp. Wszyscy wokół są głupkami i biedakami. Za kogo ja wyszłam??
Mój mąż odkąd pracuje w mundurówce, zmienił się diametralnie, alkohol i koledzy są zawsze na pierwszym miejscu. Imprezy wielogodzinne, ciągi alkoholowe, godziny nadliczbowe – to moja smutna codzienność. To prawda, że mundur zmienia ludzi, może nie wszystkich, bo nie można generalizować. Wierzę, że są mundurowi, którzy po powrocie do domu są normalnymi mężami. Mój taki nie jest. Praca w mundurówce odsłoniła jego koszmarne oblicze. Mundur uruchomił w mózgu mojego męża jakiś impuls, bo on przychodząc do domu – mentalnie wciąż w tym mundurze jest. Na razie wyprowadziłam się z domu, bo nie wierzę w żadną zmianę. Tyle razy obiecywał.
A propos wojskowych. Byłą żoną nie jestem, ale córką. Dużo jest prawdy w tym co, kobiety, piszecie 🙂 Mój ojciec ma wiele cech o których wspominacie. Jest despotyczny i nie znosi sprzeciwu. Po pracy często się na nas wyżywa (na moich siostrach i mamie). Nie pije, ale zdarzało mu się często bić mnie i moje siostry. Powodów nie było albo były błahe. A kiedy byłyśmy małe w domu musiała panować grobowa cisza. Nie mogłyśmy się bawić, słuchać muzyki itd. Mamy, mam nadzieję, nigdy nie uderzył. Moja przyjaciółka też ma ojca wojskowego. I to już jest pełna patologia. Pije, zdradza, bije itd. No i koleżanka z klasy. Jej ojciec jest „porządny”. Taki, wiecie, wyprasowany, wypachniony, elegancki. W domu błysk, zawsze pyszny obiad. Jego żona nie pracuje, więc robi wszystko w domu. Wszystko by było super, gdyby nie to, że moja przyjaciółka (19 lat) nie może sobie sama nawet ciuchów sama wybrać. Wszystko kontroluje ojciec – pułkownik. Krój, kolor itd. można powiedzieć: wojskowa dyscyplina. A, no i jeszcze sąsiadka ma męża wojskowego. On jest lekarzem wojskowym. Cóż, nie pije, chodzi do kościoła itd. ale robi łaskę, że daje pieniądze na cokolwiek, trzeba mu usługiwać na każdym kroku bo jaśnie pan nie potrafi sobie herbaty sam zalać, wszyscy wokół to hołota nie warta powiedzenia „dzień dobry”. Aha, no i też bije swoje dzieci, ot tak, żeby się za głośno nie śmiały.
„U mnie też nie można w własnym domu być szczęśliwym. Jak słucham muzyki albo bawię się z dzieckiem i głośno się śmiejemy to od razu szuka zaczepki, żeby tylko była kłótnia”.
Wtedy… idę dziecko położyć spać i sama kładę się przy nim i udaję, że śpię, żeby tylko się odczepił. Obiad o 15.30 podany na stół już musi stać jak „pan i władca”, jak chce mi zrobić na złość to nie zje go, bo nie jest głodny, a jak obiadu nie zrobię to jestem leniwą k… Jak wychodzę gdzieś z domu, muszę dokładnie co do minuty określić o której będę z powrotem, sprawdza mi paragony, telefon, łamie hasła. Ostatnio zabronił mi na studia jechać, bo tam nie wiadomo co robię… Jednym słowem żyję terroryzowana.
Oczywiście nie wszyscy tacy są, czego dowodem był ten wpis przepełniony miłością i szacunkiem.
Współczuję wam dziewczyny, ja mam zupełnie inne obserwacje związane z wojskowymi – mój śp. Tata (starszy chorąży sztabowy): cudowny, ciepły i rodzinny człowiek, jeśli przynosił jakieś problemy z pracy do domu, to po prostu rozmawiali z mamą, zero awantur, dyscypliny, alkoholu – oprócz normalnego „używania” podczas np. imprez rodzinnych, Sylwestra itp. Mój brat – major (bardzo stresująca i odpowiedzialna praca, wielu podwładnych pod sobą, odpowiedzialność za życie pilotów): udana rodzina, dwie dorosłe już córki (brat starszy ode mnie o całe pokolenie), podobnie rodzinny i kochający (chociaż mnie wkurza na każdym kroku z powodu odmiennych poglądów na życie), alkohol okazyjnie, wielu przyjaciół.
Mój kolega – lekarz wojskowy – super facet, ma świetną żonę, udane życie, synka, niezwykle uczynny wobec znajomych – kiedy mój tata ciężko zachorował, ten nieba by mu przychylił, choć nie musiał… Musiałyście bardzo pechowo trafić, ja miałam szczęście i cudowne dzieciństwo, ale wiem i widzę, jak wokół mnie (sąsiedzi to niemalże sami wojskowi) wielu z nich, zwłaszcza wojskowych starszej daty strasznie stoczyło się przez alkohol.
Jakie Wy macie doświadczenia?
https://www.popularne.pl/mundurowi-w-domu-sa-tyranami/?utm_source=facebook&utm_medium=Fanpage&utm_campaign=olap&fbclid=IwAR3Q_ChG-QhRKboDAbVEvxnKTyWHHmQJD-mCiwHvvYK2W61mQBbU-4yy4Sc