Wiele razy pisałam na blogu, że chorowałam, a może i dalej choruję na depresję i mam ataki paniki.
Wczoraj wybrałam się na spacer. Pierwszy raz po śmierci matki, a minęło już 6 miesięcy.
Wieczór był cudny i mało ludzi na ulicach, a ja po zrobieniu kilku zdjęć czym prędzej chciałam wrócić do domu, do mojej oazy spokoju.
Zmęczyłam się, bo szłam szybkim krokiem, aby jak najszybciej być w domu.
Zrozumiałam, że wciąż mam wątpliwości, czy nadaję się do życia na zewnątrz, skoro dopadają mnie lęki.
Rodzina mi zarzuciła, że w pewnym momencie 4 lata nie odwiedziłam swojej matki, ale rodzina nie zainteresowała się ani na jotę, dlaczego tak się stało?
Stało się więc tak, że mnie matka wydziedziczyła, bo miała tylko jedną córkę!
Nie zauważyła, że potrzebowałam pomocy!
Siedziałam w tamtym okresie w domu, albo leżałam i zastanawiałam się jak mam dalej żyć, skoro wszystkiego się bałam.
Zawsze byłam smutna, bo ojciec alkoholik wyprał ze mnie poczucie wartości i czułam się gorsza od swoich koleżanek, które pytały mnie w szkole średniej dlaczego jestem taka smutna.
Tak byłam smutna, bo czułam się od nich gorsza po prostu – stygmatyzowana alkoholizmem ojca.
Potem w życiu dorosłym wiele rzeczy poszło nie tak i się zwyczajnie załamałam.
Położyłam się do łóżka na wiele miesięcy i nie potrafiłam się pozbierać, by czerpać z życia wszystko, co najlepsze.
Poszłam do lekarza, bo miałam myśli samobójcze, które się dokonały, ale mnie uratowano.
Przepisywane leki były źle dobrane i cierpiałam jeszcze bardziej i czułam się źle wciąż.
Funkcjonowałam jakoś tylko dlatego, że miałam dzieci, ale faszerowałam się psychotropem, który przez 20 lat jakoś trzymał mnie w ryzach, ale organizm się zbuntował i wylądowałam na detoksie!
Przez 7 tygodni przeżywałam horror, ale jako tako z tego wyszłam.
Potem pojechałam na 3 miesięczną psychoterapię i od razu zauważyłam tam, że były tam osoby faktycznie chore na depresję, ale i byli kombinatorzy, którym zależało na papierku potrzebnym do uzyskania renty!
Nikomu na świecie nie życzę depresji, która zbiera coraz większe żniwo, bo nawet dzieci myślą o samobójstwie, gdyż tak bardzo są zagubione we współczesnym świecie.
Z depresji nie można się wyleczyć, a co najwyżej ją zaleczyć, co pozwala w miarę żyć!
Ja to wiem, bo wczorajsze uczucie lęku na spacerze uzmysłowiło mi, że jestem na pograniczu, kiedy w swojej ostoi jestem bezpieczna i nie wolno mi się denerwować, bo serce chce wyskoczyć i informuje, że tylko spokój może mnie uratować!
Przeczytajcie świadectwa ludzi dotkniętych depresją, bo ile bólu jest w tych zwierzeniach i nigdy nie można tym ludziom powiedzieć – weź się w garść, bo to jest krzywdzące!
Piszę o tym tak szczerze, bo pisanie mi pomaga przetrwać!
„Chyba przerosło mnie zwykłe życie”. Historie depresji pokazują, z czym mierzą się ludzie na całym świecie.
- Ludzie z depresją muszą cały czas mierzyć się z tym, że inni nie uznają ich za chorych. Tak jakby wymyślili sobie chorobę, żeby przykryć, że są po prostu smutni i leniwi. A to przecież choroba, która finalnie prowadzi do śmierci. Tyle, że samobójczej – mówi Andrzej, jeden z bohaterów naszej akcji #NOTJUSTAMOOD. Historie naszych czytelników z Polski, Serbii, Węgier, Niemiec i Słowacji pokazują, że depresja ma wiele wcieleń i objawów, a jej bagatelizowanie może mieć tragiczne skutki.
Leczę się z depresji, a jednocześnie bardzo kocham życie – Ewa, 25 lat, Polska
Prawdopodobnie jestem ostatnią osobą, jaką ktokolwiek podejrzewałby o depresję. Jestem towarzyska, pełna energii i pomysłów. Ale czasem tak się zdarza, że osoba, która najwięcej się uśmiecha, kryje w sobie najcięższe tajemnice. Miałam naście lat, gdy mój ojciec zaczął pić. Moja rodzina straciła dom, a ja na zawsze wewnętrzną równowagę. Nawet psa musiałam oddać do schroniska. Przez te wszystkie lata radziłam sobie z traumami dzieciństwa bez leków i terapii, bo miałam chłopaka, który był dla mnie wsparciem. Rok temu odszedł. Straciłam nie tylko miłość, ale przede wszystkim jedyną osobę, przy której czułam się bezpiecznie, której mogłam się wygadać i wypłakać. Gdy go zabrakło, nic już nie chroniło mnie przed „czarną dziurą”. Mimo że mam wielu znajomych, nikomu nie mogłam już powiedzieć, jak podle się czuję. Przestałam jeść i spać, ale do psychiatry poszłam dopiero, gdy zaczęłam mieć fantazje, że rzucam się z mostu. Wiem, że tak naprawdę nie chcę się zabić, że to choroba we mnie podsuwa mi takie myśli. Mam depresję i leczę się na nią, a jednocześnie kocham życie i kocham to, co robię w życiu. Leki stabilizują mnie i dają mi pewność, że jestem bezpieczna sama ze sobą. Będę brać je tak długo, aż zyskam całkowitą pewność, że chęć życia jest silniejsza niż myśli samobójcze.
Pomoc jest potrzebna, trzeba ją przyjąć i zaakceptować siebie na nowo – Carmel Paradise, 21 lat, piosenkarka, Słowacja
Nie miałam pojęcia, że to jest depresja, bo miałam tylko 12 lat. Czułam się źle, miałam ataki paniki. O tym, że jestem w depresji dowiedziałam się, gdy jako 15-latka próbowałam popełnić samobójstwo. Gdy wychodziłam ze szpitala, w raporcie przeczytałam, że mam depresję, zaburzenia lękowe, ataki paniki i zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne. Może to dziwne, ale ucieszyłam się – w końcu zrozumiałam, kim jestem i dlaczego tak się czułam, wiedziałam, jak nad tym pracować. Początkowo byłam przerażona wizją wyzdrowienia, lekarze powiedzieli, że „to minie i będzie lepiej”, ale nie wiedziałam co to znaczy i czy odnajdę się w tej „nowej ja”. Dziś wiem, że pomoc jest potrzebna, trzeba ją przyjąć i zaakceptować siebie na nowo.
Zatapiałam się w nienawiści do siebie – Carlotta Pollmann, 21 lat, blogerka modowa, Niemcy
Historia mojej choroby zaczęła się, gdy miałam 14 lat. Powoli zdałam sobie sprawę z emocji, o których wcześniej nie miałam pojęcia: czułam albo pustkę, albo ból. Zaczęłam więc szukać drogi wyjścia z tych dwóch stanów. Najpierw nożyczki, potem sięgnęłam po nóż, a w końcu żyletki. Oczywiście, nie były to zdrowe sposoby radzenia sobie z moimi uczuciami, ale nie widziałam lepszego rozwiązania. Stałam się zależna od bólu i uczucia ulgi, która się z nim wiązała. Z czasem małe zadrapania stały się głębokimi cięciami, a raz w tygodniu zamieniło się w trzy razy dziennie. Samookaleczenie było dla mnie jedynym sposobem na chwilę spokoju. Cięłam się, gdy wpadałam w pustkę, bo ból i krew sprawiały, że znów czułam, że żyję. Cięłam się, gdy dopadał mnie wewnętrzny ból, bo ten fizyczny łatwiej było znieść niż to, co działo się we mnie. Samookaleczenie jest uzależnieniem i jak każdy nałóg daje ulgę tylko na chwilę, a potem jest tylko gorzej. Żałowałam tych cięć, zatapiałam się w nienawiści do siebie i znów się cięłam. To było błędne koło, z którego bardzo trudno było mi się wyrwać. Udało się dzięki pomocy rodziny, przyjaciół, niezliczonych terapii, ale przede wszystkim mojej własnej woli. Od kilku lat jestem wolna od samookaleczeń i akceptuję swoje depresje. Nauczyłam się o tym rozmawiać i radzić sobie z bólem w zdrowy sposób.
Depresja nie przyszła nagle, bardzo długo na nią pracowałam – Marta, 38 lat, redaktorka Noizz, Polska
W swoje 35. urodziny nie wstałam z łóżka, ale depresja nie przyszła nagle, bardzo długo na nią pracowałam. Tego dnia moje ciało zrozumiało, że nigdy sama niczego nie zmienię i to ono zdecydowało za mnie. Wcześniej zignorowałam wszystkie sygnały – trwającą dwa lata bezsenność, narastające ataki paniki, natrętne myśli samobójcze. Gdy nie mogłam spać – biegałam, gdy myślałam, żeby się zabić – zatapiałam się w pracy, gdy przestałam rozumieć, co czytam – powtarzałam jedno zdanie tyle razy, aż jego treść dotarła. Czułam, że jestem chora, ale robiłam wszystko, żeby nie przyznać, że mam depresję. To oznaczałoby, że nie jestem dość fajna, że nie doceniam tego, co mam, że nie daję rady. Gdy złamiesz nogę – to widać, ale jak wytłumaczyć innym, że łamiesz się w środku? Gdy nie dało się już dalej tego ukrywać, dziewczyna znalazła mi psychiatrę. Dostałam zwolnienie z pracy na miesiąc i leki, po których spałam ponad 12 godzin na dobę i czułam się gorzej, niż przed wizytą u specjalisty. Byłam totalnie „odcięta” od rzeczywistości – nic nie mogło mnie ani zdenerwować, ani ucieszyć. Lekarz sam nie był pewny czy to “zwykła” depresja, czy choroba afektywna dwubiegunowa. Zmieniał leki, a ja brałam kolejne zwolnienia. Miałam szczęście, bo byłam na etacie, a szefowa podeszła do mojej choroby z pełnym zrozumieniem. Co bym zrobiła, gdybym, jak większość moich znajomych, nie miała takiego zabezpieczenia? Po 4 miesiącach wróciłam do pracy, leki odstawiłam po ponad roku. Równolegle z antydepresantami zaczęłam psychoterapię. To bardzo drogi sposób, ale po trzech latach nadal tam chodzę, żeby nie stracić równowagi.
Zdrowia psychicznego nie odzyskuje się z dnia na dzień – Sara, 40 lat, Węgry
Nie byłam pierwszą osobą w rodzinie, która zachorowała na depresję, wśród moich bliskich były nawet próby samobójcze, więc gdy pojawiły się pierwsze objawy od razu poszłam do psychoterapeuty. Na terapii przepracowałam traumy z dzieciństwa – anoreksję, złe relacje, ale przede wszystkim śmierć taty. Myślę, że moja depresja jest silnie związana z jego odejściem. Uciekałam w alkohol, który – mimo że był tylko substytutem – dodawał mi energii i pomagał przezwyciężyć pustkę. Nie chciałam żyć, ale nie myślałam o samobójstwie, bo sama mam dziecko i czułam się za nie odpowiedzialna. Nie mogłam go zawieść. W końcu zdecydowałam się na leki antydepresyjne, ale to też nie było proste rozwiązanie, bo leki dobiera się metodą prób i błędów. Po niektórych byłam agresywna, inne za bardzo mnie usypiały. Minął rok zanim udało nam się z lekarzem dobrać odpowiednie tabletki. To ważne, by chorzy mieli świadomość, że zdrowia psychicznego nie odzyskuje się z dnia na dzień. U mnie pierwsze pozytywne efekty pojawiły się dopiero po kilku miesiącach farmakoterapii. Dziś mogę już spotykać się ze znajomymi, często się śmieję, mniej martwię się o niepotrzebne sprawy i nie towarzyszy mi ciągły niepokój, ale to nie znaczy, że jestem w pełni zdrowa. Nadal obserwuje siebie, żeby mieć pewność, że w przyszłości poradzę sobie bez leków.
Przez lata starałem się być kimś, kim nie byłem – Sebastian Goddemeier, 25 lat, dziennikarz Noizz, Niemcy
Mój pierwszy atak paniki miał miejsce w 2016 roku. Miałem 22 lata. Tego dnia zdiagnozowano u mnie guz w lewym płucu. Obwód: osiem centymetrów.
Wieczorem siedziałem w barze z przyjaciółmi, piłem tylko wodę. W pewnym momencie ściany wydawały się zbliżać, muzyka stała się nieznośnie głośna, nie mogłem oddychać. Wyszedłem na zewnątrz, usiadłem na chodniku i nie mogłem uwierzyć w to, co się ze mną dzieje. Tak wygląda atak paniki.
Wróciłem do domu i tłumaczyłem sobie, że to nic, tylko muzyka była za głośna i zrobiło mi się słabo. Ale gdy zasypiałem, moje serce nagle zaczęło bić jak dzikie, ścisnęło mnie w klatce piersiowej, a w głowie pojawiła się natrętna myśl, że zaraz umrę. Zadzwoniłem po karetkę, w szpitalu podano mi Tavor (Lorazepam – przyp. red.), silny lek przeciwlękowy, po którym czujesz się jak pusta skorupa i śpisz cały dzień.
W międzyczasie pomyślnie przeszedłem operację płuc, guz wycięto, ale panika pozostała. Przez dwa lub trzy lata zmagałem się ze strachem. Ataki paniki pojawiały się coraz częściej – w biurze, w metrze, w trakcie ćwiczeń, w domu, w Boże Narodzenie. W pewnym momencie bałem się już nawet samego strachu. Żeby go nie czuć, odurzałem się alkoholem. Jednocześnie wstydziłem się moich ataków i nie chciałem nikomu wyjaśniać co się ze mną dzieje, zwłaszcza w pracy.
Po operacji płuc zacząłem psychoanalizę. Trzy razy w tygodniu leżałem na kozetce i opowiadałem o swoich stanach. Dzięki terapii zdałem sobie sprawę, że przez lata starałem się być kimś, kim nie byłem. Lęk często pojawiał się, gdy traciłem kontakt ze sobą i odwracałem uwagę od swoich uczuć i nie słuchałem intuicji. By lepiej poznać siebie w 2018 roku przestałem pić alkohol.
Dziś mogę powiedzieć, że jestem bardziej sobą niż kiedykolwiek, ale to nie znaczy, że jestem całkowicie wolny od lęków. Benedict Wells napisał: „Trudne dzieciństwo jest jak niewidzialny wróg: nigdy nie wiadomo, kiedy uderzy”. Tak samo jest z paniką.
Samookaleczenie nie przyniosło oczekiwanej ulgi – Judit, 25 lat, Węgry
Miałam 22 lata, kiedy pojawiły się pierwsze objawy depresji. Wszystko zaczęło się od poczucia samotności, a właściwie wyobcowania. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. Wykonanie codziennych czynności sprawiało mi olbrzymią trudność. Depresja i paniczny lęk doprowadziły mnie do jedynego rozwiązania – zaczęłam sama siebie krzywdzić. Myślałam, że fizyczny ból pozwoli łatwiej znieść to, co czuję w środku. Ale samookaleczenie nie przyniosło oczekiwanej ulgi. Czułam się jeszcze gorzej, bo w ten sposób krzywdziłam nie tylko siebie, ale także całą moją rodzinę. Dotarło do mnie, że potrzebuję pomocy. Psycholog skierował mnie do psychiatry, a ten dał mi leki psychotropowe. Farmakoterapia wzmocniła mnie na tyle, że mogłam odstawić tabletki już po czterech miesiącach, ale na terapię chodziłam ponad rok. Gdy czułam się już w miarę stabilnie, postanowiłam wyjechać na trzy miesiące do Stanów, zmiana otoczenia bardzo mi pomogła, wróciłam do domu silniejsza i spokojniejsza.
Przerosło mnie zwykłe życie – Olja, 17 lat, Serbia
Zaczęło się od bólu w klatce piersiowej i dławienia się, potem doszły lęki, niepokój, bóle mięśni, w końcu myśli samobójcze. Na początku płakałam codziennie, potem już nawet na to nie miałam siły. Dlaczego? Chyba przerosło mnie zwykłe życie – kłótnie z rodzicami, rozstanie z chłopakiem, próba gwałtu, śmierć babci. Do tego styl życia, któremu nie obce były alkohol i narkotyki. Depresja zaczęła się prawie rok temu. Rodzice od razu zauważyli zmianę i zachęcali mnie, żebym poszła do psychologa. Na początku ich nie słuchałam, nie zdawałam sobie sprawy, że mój stan jest tak poważny, ale też nie wierzyłam, że ktoś może mi pomóc. Trafiłam do lekarza, gdy nie mogłam już zrobić niczego koło siebie, nawet wstać z łóżka. Psychiatra od razu dał mi leki. To była dobra decyzja, bo dość szybko poczułam poprawę. Zaczęłam trenować i sport do dziś bardzo mi pomaga. Biegam, mam grono zaufanych osób, z którymi spędzam czas. Nie powiedziałabym, że jestem w pełni zdrowa, ale kontynuuję leczenie i czuję, że jest mi o wiele lepiej.
Depresja poporodowa po prostu mnie “złamała” – Umelkyňa Denisa, Słowacja
Odkąd skończyłam 12 lat, byłam “dziwna”, spięta, zdemotywowana, apatyczna. Dopiero w szkole średniej pomyślałam, że to może być depresja. Myśli, że do niczego się nie nadaję, że nikt mnie nie lubi, że nie mam żadnej wartości stały się tak natarczywe, że paraliżowały mnie. Rodzice widzieli, że mam problemy, ale ignorowali je. Sama je ignorowałam, aż do pojawienia się dziecka. Depresja poporodowa po prostu mnie “złamała”, wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym, gdy moje dziecko miało zaledwie 2,5 miesiąca. Spędziłam tam cztery tygodnie, lekarze zdecydowali, że najlepszą metodą dla mnie będą elektrowstrząsy, bo one przynoszą najszybszą poprawę. Sześć zabiegów postawiło mnie na nogi.
Na terapię poszedłem o 5 lat za późno – Paweł, 25 lat, Polska
Myślę, że pewna melancholia jest niejako „wbudowana” w mój system. W liceum jarałem się tym, że jestem smutny. Pewnie już wtedy zamiast programować w sobie, że smutek jest fajny i twórczy, powinienem się udać na pierwszą konsultację psychologiczną, bo z biegiem lat przestałem kontrolować moje lęki. Kryzysy przychodziły falami, trwały dwa-trzy miesiące, a później jakoś udawało mi się wyjść z dołka. O ile nie miałem problemów z codziennym funkcjonowaniem, coraz trudniej szło mi kontaktowanie się z otoczeniem: ludzie wydawali mi się wrogami, panicznie bałem się zabierać głos na zajęciach, mimo że naprawdę miałem dużo do powiedzenia. Zasypiałem i budziłem się z lękiem.
Cudem skończyłem studia; zacząłem unikać imprez, bo zabawianie ludzi i ciągłe zastanawianie się czy jestem odpowiednio fajny było dla mnie zbyt trudne. Pozwoliłem, by paraliżujący stres zdominował moje życie, z czasem pojawiał się już nawet wtedy, gdy teoretycznie znajdowałem się w bezpiecznych warunkach. Niedawno poszedłem do lekarza, ale znalezienie odpowiedniego terapeuty też zajęło mi bardzo dużo czasu. Możecie się domyślić, że dzwonienie do przychodni i chodzenie po lekarzach to nie jest ulubiona czynność osoby, która jest w depresji. Szczególnie, gdy na terapię zapisujecie się jakieś 5 lat za późno. Teraz chodzę prywatnie na terapię indywidualną, a lekarkę otrzymałem z polecenia od zaufanej osoby. Gdyby nie to polecenie, pewnie nadal byłbym bez terapii.
Mam nerwicę. Terapia mi pomaga, bo uświadamia mi, że nie jestem z moimi lękami sam. Terapeutka poleca mi środki farmakologiczne, myślę, że wkrótce skorzystam z jej rady, bo przeczytałem, że permanentny stres i nerwica powoduje zmiany chemiczne w mózgu.
#NOTJUSTAMOOD – rozmawiajmy o depresji
W Noizz chcemy wyraźnie powiedzieć, że depresja to poważny temat, którego nie można ignorować. Mamy nadzieję, że dzięki akcji #NOTJUSTAMOOD zaczniemy rozmawiać o leczeniu otwarcie: bez tabuizowania i stygmatyzowania chorych, bez porad w stylu “weź się w garść” albo “spróbuj się uśmiechnąć”. Będziemy pokazywać temat zdrowia psychicznego z różnych perspektyw, mówić o tym, że warto sięgać po pomoc specjalistów. Przez następne miesiące będziemy rozmawiać z ekspertami oraz osobami cierpiącymi na depresję. Będziemy publikować wywiady oraz osobiste historie ludzi z Polski, Niemiec, Słowacji, Serbii i Węgier, czyli krajów, w których jesteśmy obecni. Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, opisać swoje doświadczenia ze zmaganiami z depresją lub opisać historię znajomego, napisz na notjustamood@noizz.pl
*
Jeśli czujesz, że jesteś w ciężkiej sytuacji i potrzebujesz porozmawiać z psychologiem, nie czekaj i porozmawiaj ze specjalistą całodobowego Centrum Wsparcia: 800 70 2222. Numer jest bezpłatny. Możesz również wysłać maila lub porozmawiać na chacie. Jeśli jesteś dzieckiem zadzwoń pod (również bezpłatny i anonimowy) numer przeznaczony dla nieletnich: 116 111.
Kiepska sprawa. Leczenie depresji daje efekty wtedy, gdy sam cierpiący chce je podjąć, a często bywa, że nie ma motywacji, bo brak mu nadziei na poprawę i uważa, że i tak mu nikt nie pomoże.
PolubieniePolubienie
Trzeba jednak podejmować próby aż do skutku! Często to jest zawodne i kończy się śmiercią!
PolubieniePolubienie
Szczególnie gdy jest to depresja endogenna, bo ta w niemal 80% przypadków kończy się próbą samobójczą…
PolubieniePolubienie
Sagulo, jest taka książka „Pokonałem nerwicę” Grzegorza Szaffera. Mimo, że o nerwicy lękowej (a to dość blisko depresji), to bardzo pomogła mi wyjść z problemów.
PolubieniePolubienie
Cieszę się Olu 🙂
PolubieniePolubienie
Myślę, że dopóki ktoś tego nie przeszedł, to nie za bardzo zrozumie. Poza tym w leczeniu trzeba bardzo dużo cierpliwości.
PolubieniePolubienie
Najważniejsze kiedy lekarz w końcu dobierze odpowiedni lek!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To prawda. I nie można się zniechęcać, bo na początku leczenia zmiany mogą być bardzo wolne. Sporo osób odstawia też leki natychmiast, gdy lekko się poprawi, a depresja to podstępne paskudztwo.
PolubieniePolubienie
Masz rację Świechno. Ludzie myślą, że po jednej tabletce im się poprawi! Trzeba być cierpliwym i trzeba kontaktować się z lekarzem w razie złego samopoczucia, gdyż leki mają różne działanie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, dlatego to taka ciężka choroba, wymaga ogromnej dyscypliny własnej. Bardzo podziwiam ludzi, którzy pomimo negatywnych podszeptów umysłu (a głowa w tej chorobę ciągle gada głupie rzeczy) są w stanie się przemóc i codziennie o siebie walczyć.
PolubieniePolubienie
Trzeba walczyć o siebie i trzeba zaufać lekarzowi. Jest to współpraca dla własnego dobra! Namawiam wszystkich, by depresji nie odpuszczali!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Życie jest tylko jedno. Podobało mi się, że pomimo lęków, jednak wychodzisz. Trudno jest tak się przełamywać, ale warto nie rezygnować z walki o siebie.
PolubieniePolubienie
Staram się świechno! Dużo kosztuje przełamanie się, ale trzeba też dla samej siebie. dziękuję. Nie mogę skomentować Twego bloga, bo jest po angielsku – sorry!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W porządku 😀 ujęło mnie pare obrazków, więc je wkleiłam. Coś mi się uroiło, że jesteś ze wschodu i przez moment pomyślałam sobie, że powodem do wyjścia mogłaby być kawa z nami, mną i Kraciastym … ale teraz widzę, że jesteś z zupełnie innego kierunku 😀 gapa ze mnie!
PolubieniePolubienie
Dziękuję za zaproszenie i jakże miło mogłoby być. Jestem z Ziem Odzyskanych 🙂
PolubieniePolubienie
Ja podobnie, w Polsce mieszkałam na Dolnym Sląsku 🙂 Ale z miłym jedziemy we wrześniu w okolice Zamościa, Lublina, potem Białegostoku (mam nadzieję).
PolubieniePolubienie
Nie znam tych miast, choć wiem, że Zamość jest cudnym miastem. Nigdy mnie tam nie udało się trafić. Miłej wycieczki i wrażeń.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Choroby psychiczne napewno nie są łatwe do wyleczenia. Najważniejsze jest chyba zdać sobie z tego sprawę, że ma się problem i podjąć leczenie.
PolubieniePolubienie
Akurat w tej chorobie najtrudniejszy jest pierwszy krok… Coś o tym wiem, bo gdybym go miał siłę zrobić to dziś moje życie nie wyglądało by tak gównianie…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ty jesteś jakimś wyjątkiem. Pierwszy krok jest trudny jak się nie wie albo nie akceptuje. Ty jednak wiesz i odmawiasz sobie pomocy. I tu znowu wchodzimy w sferę inności każdego człowieka,
PolubieniePolubienie
A może po prostu nie mam dla kogo a dla siebie nie widzę sensu… Zaprzyjaźniona psycholog, która przyjaźniła się ze mną parę ładnych lat nim przeze mnie nie zwariowała, twierdziła że jestem takim Piotrusiem Panem… A to nie był komplement…
PolubieniePolubienie
Żyć zawsze jest dla kogo. Wiem, wiem mi jest łatwo powiedzieć. Ale nawet kropka może być dobrym powodem żeby spojrzeć na świat pogodniej.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ale ja staram się tak patrzeć, tylko wciąż mi się coś pieprzy a to odbiera siły…
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Wszystkim się coś pieprzy. Trzeba jednak szukać pozytywów.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To też się staram robić…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Może czas Stasiu zadbać o swoje leczenie!
PolubieniePolubienie
Czas to jest od dawna, gorzej ze zrobieniem tego pierwszego kroku…
PolubieniePolubienie
Leczyć depresję można tylko dla samego siebie. Jeśli pojawia się osoba zainteresowana związkiem, plan na leczenie czy to depresji czy nałogu jeszcze bardziej się oddala … przecież logiczne jest, że „jak ktoś mnie chce, to jestem super i nie muszę nic zmieniać.”
PolubieniePolubienie
Leczyć się trzeba na samego siebie, aby nie spieprzyć sobie całego życia!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Byłaś kiedyś na nią chora? Bo stojąc z boku za diabła nie pojmiesz co ludzie maja w głowie… Łatwiej walczyć z nowotworem niż z tym….
PolubieniePolubienie
Nie muszę jej pojmować, muszą ją pojmować psychologowie i psychiatrzy, którzy pomagają choremu z tego wyjść.
PolubieniePolubienie
To fakt,ale i nigdy tego piekła nie zrozumiesz jeśli go nie zasmakujesz…
PolubieniePolubienie
I bardzo dobrze się składa. To ciężka choroba, więc nie chciałabym jej ani innych, ciężkich chorób doświadczać. Dlatego też mam ogromny podziw dla takich osób jak Sagula lub mój Kraciasty, którzy z ciężkich chorób potrafili wyjść, bo nie jest to psychicznie komfortowe – w gruncie rzeczy każdy człowiek musi się z tym mierzyć sam.
PolubieniePolubienie
Depresja a nowotwór to dwie zupełnie inne bajki.
PolubieniePolubienie
Ale można do niego, jak przy każdej chorobie, podejść na dwa sposoby: walczyć lub oskarżać bogów lub innych ludzi i tracić czas pytając „dlaczego ja?” Cieszę się, że Kraciasty natychmiast wybrał opcję nr 1, bo nie spotkalibyśmy się … nie wiedziałabym teraz, jak można kochać.
PolubieniePolubienie
Boga o choroby nie można oskarżać, bo jesteśmy tylko wadliwymi organizmami i zawsze możemy na coś chorować. Równie dobrze mogę Boga oskarżać jak dostanę sraczki po ogórkowej 🙂
PolubieniePolubienie
Można czy nie można to kwestia gustu, niektórzy potrafią, choć to byt nieistniejący. Wiele rzeczy człowiek robi, jak chce uniknąć leczenia. A unikanie przy żadnej poważnej chorobie się nie opłaca. Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Byt nieistniejący bo Ty i Kraciasty tak uważacie? 🙂 🙂 A może masz dowody że nie istnieje? 🙂 Nigdy nie twierdziłem że unikanie leczenia jest rozsądne, bo nie jest,ale czy ludzie zawsze kierują się rozsądkiem? 🙂 Również pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Każdy niech uważa jak mu pasuje, i w kwestii bogów, i unikania, czy nieunikania leczenia. W gruncie rzeczy to nie dyskusje, a jakość życia rozsądza, co ma sens.
PolubieniePolubienie
Po części na pewno tak 🙂
PolubieniePolubienie
😀
PolubieniePolubienie
🙂
PolubieniePolubienie
Leczenie jest konieczne, a wielu się wstydzi iść do lekarza!
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
„Rodzina mi zarzuciła, że w pewnym momencie 4 lata nie odwiedziłam swojej matki”… A czy matka w tym czasie odwiedzała Ciebie? Nie wytrzymałabym, gdyby moje dziecko znikło na dłużej z mojego życia. Starałabym się dotrzeć do niego, wyjaśnić przyczyny. Fragment jednej z przytoczonych przez ciebie wypowiedzi: „Przez te wszystkie lata radziłam sobie z traumami dzieciństwa bez leków i terapii, bo miałam chłopaka, który był dla mnie wsparciem. Rok temu odszedł. Straciłam nie tylko miłość, ale przede wszystkim jedyną osobę, przy której czułam się bezpiecznie, której mogłam się wygadać i wypłakać. Gdy go zabrakło, nic już nie chroniło mnie przed „czarną dziurą”. Mimo że mam wielu znajomych, nikomu nie mogłam już powiedzieć, jak podle się czuję. Przestałam jeść i spać, ale do psychiatry poszłam dopiero, gdy zaczęłam mieć fantazje, że rzucam się z mostu.” Prawdopodobnie chłopak nie wytrzymał ciśnienia, jakim jest przebywanie z osobą w takim stanie. Gdyby na wizytę u psychiatry zdecydowała się wcześniej – chłopak być może by nie odszedł.
PolubieniePolubienie
Raczej borykałam się z tym sama Beato. Nikt nie wiedział przez co przechodzę, prócz męża i dzieci!
PolubieniePolubienie
Oboje się z tym zmagamy,ale wiesz co jest najgorsze? Brak zrozumienia ze strony innych ludzi… Nawet na blogu to odczuwam… Ludzie dają mi takie rady jakbym się z przeziębieniem zmagał 😦 😦 Cóż, musimy się trzymać i nie poddawać!!!
PolubieniePolubienie
Musimy Stasiu. Ludzie tego nie pojmują dopóki ich to nie dotknie! Teraz może każdego dopaść, bo czasy mamy dziwne.
PolubieniePolubienie
To prawda, by zrozumieć to piekło trzeba przez nie przejść…
PolubieniePolubienie
Miałam takie przeżycia, że o mało nie wpadłam w depresję. Uratowała mnie wiara, Różaniec i Msze Św. o uzdrowienie, które już teraz są odprawiane coraz częściej i w wielu kościołach. Trzymaj się! Z depresją można wygrać. Ja się nie dałam 🙂
PolubieniePolubienie
Każda metoda jest dobra. Dziekuję! Trzymam się!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mówić! Krzyczeć! Uświadamiać!
Żyjemy w społeczeństwie, dla którego choroby psychiczne są tabu.
Żyjemy wśród ludzi, którzy tracą empatię. I wśród ludzi, którym ciężko jest się w tym świecie odnaleźć.
Depresja to choroba, nie wymysł. Jest wpisana na światową listę chorób, może wziąć się z powodu bodźców zewnętrznych, można być na nią podatnym genetycznie.
Depresji nie ma się co wstydzić. Miliony ludzi na świecie jest lub było nią dotkniętych.
Wielki uścisk!
PolubieniePolubienie
Dziękuję za ten komentarz. Ludzkość musi wiedzieć o tym! Uściski!
PolubieniePolubienie
Ludzie nie wiedzą, ignorują.
Są przypadki, że potępiają tych ludzi. A jak ci ludzie nie dadzą sobie rady.
Oloboga! Co to się stanęło?!
Póki co jestem za granicą, ale w przyszłości chcę zająć się uświadamianiem ludzi o tym jak działa nasza psychika i że może miewać się bardzo źle.
Niedawno założyłam bloga, pisze w nim między innymi o motywacji, życiu za granicą…
Zapraszam!
https://malawscieklablondyna.home.blog/
PolubieniePolubienie
Dziękuję za zaproszenie i chętnie poczytam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba