My starsze pokolenie nie szalejemy na Walentynki, ale skoro się w Polsce przyjęły parę lat temu, to i różyczkę czerwoną od Męża dostałam.
Ja dla Niego zrobiłam prezent praktyczny i z tego się ucieszył, bo nigdy nie miał na to czasu, a może Mu nie przeszkadzało.
Zrobiłam mu porządek na półkach z ubraniami, bo mężczyźni nie dbają o to zupełnie, a może niektórzy dbają!
Na jutro -jeśli będzie słoneczna pogoda zaplanowaliśmy wyjazd na zdjęcia naszego jeziora w zimowej aurze i to będzie takie walentynkowe zwieńczenie pobycia we dwoje.
Mam tylko Męża i każdy miły gest dla siebie robiony jest naszą wartością, gdyż mamy tylko siebie na co dzień!
Jednak spotkało nas dziś coś bardzo miłego!
Zadzwonił do Męża nasz sąsiad, mieszkający w tej samej klatce i poprosił, by Mąż do niego zajrzał.
Okazało się, że przygotował dla nas kolację walentynkową i wprawił nas w osłupienie!
Sąsiad jest młodym człowiekiem i jak to młodzi przywiązują do Walentynek dużą uwagę i je celebrują!
Ponadto młodzi lubią eksperymentować w kuchni i ich potrawy są już zupełnie inne, aniżeli gotuje nasze, starsze pokolenie.
Sąsiad wręczył Mężowi talerz z potrawą, jakiej ja bym nie wymyśliła, ale za to mogę się jej nauczyć!
Na talerzu znalazły się malutkie pierożki z dość pikantnym farszem, a także krewetki!
Na boku talerza ułożył sałatkę z rukoli, czarnymi oliwkami, pomidorkami koktajlowymi, serem feta, a wszystko zostało polane sosem słodko – kwaśnym – pycha!
Wielu z nas nie uznaje tego święta, a ja sądzę, że skoro się przyjęło, to miło jest, kiedy jedno o drugim pamięta.