Archiwa tagu: aktor

Każdy dzień jest niespodzianką!

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, niebo, na zewnątrz i przyroda

Z okna kuchennego mam widok na dwa drzewa i to bardziej jesienne nie potrafię nazwać, choć szukałam w sieci.

Ma ono na jesień czerwone owoce, które uwielbiają podjadać ptaki!

Drugie drzewo, to piękny, zdrowy platan i on najpóźniej ze wszystkich drzew liściastych zrzuca liście!

Myślę sobie, że wielu ludzi starszych, uwięzionych w domach przez pandemię gapi się na świat – na jesień  z okien właśnie!

Przypomniało mi się, że czas zadzwonić do mojej lekarz rodzinnej, bo leki zaczęły mi się kończyć, a więc trzeba do rozmowy się odpowiednio przygotować, bo długopis i kartkę, aby zapisać numer recepty.

Zawsze jest to dla mnie wielki stres nie wiedzieć czemu, ale przeżywam to bardzo!

Udało się załatwić sprawę szybko i sprawnie, a telefonicznie usłyszałam, że mam wychodzić na spacery z dala od ludzi! Acha! 🙂

Zalecenie drugie, to mam się kłuć trzy razy dziennie – dwie godziny po posiłkach, aby monitorować poziom cukru! Nie lubię się kłuć, ale muszę!

Niby normalny poniedziałek, a jednak smutny!

Odszedł od nas wielki aktor – Wojciech Pszoniak w stosunkowo młodym wieku!

Miał tylko 78 lat, ale choroba nie wybiera!

Zmarł o 6 godzinie  z minutami nad ranem w szpitalu, w którym jego żona była z nim do końca!

Na stacji TVN-u żegnały go nasze gwiazdy sztuki, filmu, teatru jak Janusz Gajos, Andrzej Seweryn, Agnieszka Holland, Tomasz Raczek i wielu, wielu innych!

Pomału odchodzą od nas najlepsi i kończy się pewna epoka.

Ja jako młoda dziewczyna byłam w kinie na filmie „Ziemia obiecana” i pamiętam, że film był wybitny! Muszą sobie go powtórzyć!

Mówię do siebie – sprawdzam i weszłam dzisiaj parę razy na telewizję reżimową, a tam jak makiem zasiał o wielkim aktorze!

Nic, zero, null, a tylko grzeją temat Romana Giertycha!

Te reżimówki są wybitnie dla kretynów, których się ogłupia Zenkiem Martyniukiem – ojcem i mężem patologicznej rodziny, która co rusz gości na „Pudelku”

Oglądając wolne media ludzie by wiedzieli, kto to był Wojciech Pszoniak i byli by bogatsi w wiedzę, a tak ich telewizja wypiera skutecznie ludzi, którzy dali tak wiele Polsce!

Ich telewizja promuje miernoty, kabotynów, beztalencia, patologię!

Za ONET przytaczam, pokrótce osiągnięcia najlepszego aktora od 50 lat!

„Drogę do międzynarodowej kariery otworzyła mu znakomita rola Moryca Welta w „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy. Wystąpił w takich filmach jak „Wesele”, „Danton” i „Korczak” Andrzeja Wajdy, „Austeria” Jerzego Kawalerowicza.

Od 1978 grał w teatrach francuskich m.in. w Nanterre, Montparnasse i Chaillot, a także na scenach londyńskich. W latach 80. wyjechał do Francji i zamieszkał w Paryżu. W 2008 r. otrzymał francuski Order Zasługi za „wkład w rozwój stosunków polsko-francuskich w dziedzinie kultury”.

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi, niebo, chmura i na zewnątrz

Wojciech Pszoniak i Jan Nowicki w ‚Biesach’, reżyseria – Andrzej Wajda, Stary Teatr, 1971

Brak dostępnego opisu zdjęcia.

Tym filmem Wajda zbulwersował Amerykę. Dlaczego "Ziemia obiecana" nie dostała Oscara? - Super Express - wiadomości, polityka, sport

Reklama

Dzień dobrych wieści i złych!

Oglądam serial pt. „The Affarir” i jestem już w sezonie 4, a serial składa się z 5 sezonów i każdy ma po 12 odcinków i chyba miesiąc mi zejdzie!

Serial opowiada o losie dwóch małżeństw – bardzo burzliwych i strasznie wciąga – jak narkotyk!

Kiedy skończyłam sezon 3, zajrzałam na swojego Facebooka i tam czekała na mnie bardzo zaskakująca  wiadomość od przemiłej Pani z mojego miasta!

Jest ona działaczką w naszym mieście i bardzo dużo robi także dla mieszkańców i jej tożsamości nie zdradzę!

Dostałam wiadomość o treści:

„dzień dobry Pani Elu przypadkiem trafiłam na Pani bloga. Bardzo mi się spodobał i myślę nad tym by również pisać bloga. Kiedyś dawno temu zaczęłam ale jakoś nie wyszło, może uda mi się teraz. Pozdrawiam”

Oczywiście podziękowałam i dałam kilka wskazówek jak i gdzie najlepiej bloga pisać!

Na blogu ostatnio sporo piszę o depresji, która ludzkość dopada coraz częściej i już lekarze potrafią ją diagnozować, ale nie zawsze wyleczyć, gdyż depresja – depresji jest nierówna.

Jedni z niej wychodzą, a inni nie i dlatego jest ona zmorą dzisiejszych czasów, bo kiedyś to chyba się nazywało melancholią!

Depresja dopada znienacka i może się pojawić zaraz po obudzeniu, albo w trakcie prowadzenia normalnego życia.

On spada i poraża niczym piorun!

Dopada i zwala z nóg, kiedy na przykład odchodzi z tego świata ktoś nam umiłowany, bliski, kochany, niezastąpiony!

Przyznam się szczerze, że taką osobą dla mnie jest mój Mąż, bez którego nie potrafię żyć, bo tak bardzo go kocham!

Gdyby odszedł przede mną, to było by po mnie, gdyż wiem, że bez niego nie chciałabym dalej żyć!

W moim serialu, który oglądam kobieta o imieniu Alison straciła dziecko, a za chwilę wpadła w głęboką depresję i pół roku spędziła w szpitalu!

Tak się dzieje w wielu przypadkach ze stratą w tle, że ludzie sobie z tą stratą nie radzą!

Dziś przeczytałam wywiad, który niżej wklejam w całości z aktorem filmowym i teatralnym, a także z Senatorem – Jerzym Fedorowiczem!

Wywiad z nim przeprowadzili dziennikarze z TVN24 i jest on szczery do bólu i każde zdanie w tym wywiadzie jest strasznie ważne!

Płakałam czytając, bo depresję przeżyłam i wiem jaki to jest ból duszy, że aż serce wyrywa z klatki piersiowej, a w głowie powstaje jakaś dziwna pustka i czuje się wówczas, że nie chce się dalej żyć i walczyć!

W depresji się nie śpi! Nie chce się jeść, myć, robić zakupy, odwiedzać bliskich, bo wszystko staje się bezsensem i brakuje energii na cokolwiek!

Jest to wegetacja!

Czasami się zastanawiam dlaczego niektórzy popadają w depresję, a inni się z niej śmieją!

Dochodzę do wniosku, że depresja nie dopada ludzi silnych psychiczne, bezwzględnych, materialistów i ludzi dążących do bezwzględnej władzy!

Proszę przeczytajcie ten wywiad, bo warto przeczytać o człowieku, który swoją żonę – moją imienniczkę traktował jak największego przyjaciela w życiu i na całe życie.

Życzę Panu Fedorowiczowi powrotu do sensu życia, choć wiem jakie to jest kurwa trudne!

„- Jak Pan się czuje? – Źle. – Fizycznie? – (cisza) Mnie się nie chce żyć, w ogóle. – Tęskni pan za żoną? – Tęsknię za nią niemiłosiernie.

Gdybyśmy spotkali dziś Jerzego Fedorowicza na ulicy, prawdopodobnie byśmy go nie poznali. Sportowa sylwetka znanego polityka, aktora i reżysera gdzieś zniknęła. Pogodne oczy zapadły się głęboko w oczodołach i tylko szelmowski uśmiech, który w trakcie tej rozmowy pojawił się na twarzy dwa razy, przypomina człowieka sprzed lat. Sprzed śmierci żony – znanej scenografki, Elżbiety Krywszy-Fedorowicz, i tego, co przyszło po niej – choroby. Depresji.

Uprzedzamy Czytelników, że w tej rozmowie raz na jakiś czas padają przekleństwa. Nie „wykropkowaliśmy” ich przy edycji wywiadu, bo to wtrącenia bardzo „fedorowiczowe”. Oddają jego osobowość i w jego ustach brzmią jak przecinki, a nie jak wulgaryzmy. Taka aktorska poetyka.

Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński (dziennikarze „Faktów” TVN): Piękne zdjęcia. (na ścianie niewielkiej sypialni wiszą zdjęcia zmarłej dwa lata temu Elżbiety Krywszy-Fedorowicz)

Jerzy Fedorowicz: Dzieci mi taki ołtarzyk zrobiły. Ale nie wiem, czy to dobrze.

Bo?

Bo cały czas patrzę na te zdjęcia i nie mogę przestać myśleć.

Ależ pan się zmienił.

Co ja mam wam powiedzieć. Znacie mnie. Jak radość, to na maksa, jak ból… to depresja. Tak, mam depresję – po raz drugi w życiu. Pierwsza dopadła mnie, jak Elunia zachorowała. Miała raka piersi. A moja żona miała najpiękniejsze piersi na świecie. Chorowała sześć długich lat.

Jak pan wtedy z tej depresji wyszedł?

Był moment, że jej się poprawiło, przyszły dobre wyniki, pojechaliśmy na wakacje, to i ja z tego wyszedłem. Byłem szczęśliwy. Najgorsze jest to, że ja wiem, jak się leczyć, a się nie leczę.

Czyli jak? 

Pierwsze, co mówią, to żeby nie myśleć o tym… o niej. Tyle, że te myśli przychodzą nawet w snach.

I co robicie w tych snach?

Jesteśmy razem. Rozmawiamy. Kochamy się. Elunia była wspaniałą kochanką.

Uśmiecha się pan…

Bo cieszę się, że mogę wam o niej opowiedzieć. Zobaczcie tamto zdjęcie. Zrobiłem je już, jak była chora. (zdjęcie wisi na ścianie w salonie. Pani Elżbieta ma na nim przeciwsłoneczne okulary.)

Piękna.

Najpiękniejsza.

Był pan przy żonie do końca?

Tak, byłem przy niej do śmierci. Spałem w tamtych dniach w szpitalu. Pamiętam ten moment jej ostatniego uśmiechu. Uśmiechnęła się do mnie i zgasła. To trwało dwa dni i po prostu zgasła. Na pewno nie cierpiała. I potem wnuczka Tosia zabrała mnie do siebie. Wyjechałem i odpoczywałem. Schodziło ze mnie całe te sześć lat: tych wizyt, tych lekarzy, tego załatwiania. W tamtym czasie koncentrowałem się na wspominaniu i upamiętnianiu Eli.

Często pan chodzi na cmentarz?

Ostatnio właśnie nie. (cisza) Nie mam na to siły, ale wiem, że tam jest wszystko zadbane.

Płacze pan czasem?

Wcale.

Duma nie pozwala?

Nie, nie potrafię. Nie mam siły. Naprawdę nie mam siły, żeby płakać.

Jaka była pana żona?

Silna, bardzo silna. Elunia była bardzo znanym scenografem. Są momenty, gdy scenograf rządzi sceną, krawcowymi, stolarzami… I ona robiła to świetnie. Ale była też trudna. U niej było: raz tak, raz tak. Zawsze stawiała na swoim. Każda kłótnia musiała wyjść na jej. No i ja ustępowałem. Jezu, jak my się kochaliśmy kłócić. (po raz drugi pojawia się uśmiech)

Pan ją poznał, jak miał 18 lat.

Tak, a ona 21. Opowiem wam jedno moje wspomnienie, które wam pokaże, jak bardzo się kochaliśmy i jak bardzo byliśmy dla siebie stworzeni. Podsłuchałem kiedyś rozmowę w towarzystwie, w którym bawiliśmy się na imprezie. Ona rozmawiała z koleżanką i pyta: jak Ty to robisz, żeby się nie kochać ze Staszkiem, jak nie masz ochoty? A tamta mówi: „no normalnie, idę do łazienki i czekam tam tak długo, aż Staszek zaśnie”. A Elka mówi: „to nie na Fedora, bo ten skurwysyn, jak wrócę z łazienki, to się obudzi i jeszcze gorzej będzie” (śmiech). Taka była. Znała mnie i kochała takiego, jakim jestem. A nie byłem święty…

Aktor-amant?

Wiele kobiet się mną interesowało – nie kryję. Elka potrafiła mnie opieprzyć, były awantury, ale potem wybaczała. Sama lubiła imprezować. Tańczyć, bawić się, była królową życia. Fenomenalną kobietą. Wszyscy mi mówili, że ja sobie nie zasłużyłem na taką wspaniałą kobietę.

Jak się w ogóle poznaliście?

Na balu pierwszoroczniaków. Tańczyła, była sama. Ja miałem dziewczynę, ale to już nie miało znaczenia. Pokochałem ją od razu. Mówię wam poważnie, od razu. No ale dupa, bo ona na początku mnie nie chciała. Że jestem gówniarz i smarkacz. Ale miałem charakter i mój upór jej chyba zaimponował.

I się udało.

Pojechaliśmy na wakacje, kupiłem wino i zaczęliśmy się kochać… Była ode mnie trzy lata starsza. I wyobraźcie sobie: jest szaleństwo, jest teatr, są imprezy, podróże, jest wszystko. I nagle poznaję kogoś takiego i idę z nią w całe życie. Do wszystkiego dochodziliśmy razem. Sami.

Był czas, kiedy wyjechaliście z Krakowa.

Bo ona dostała etat w Szczecinie. Dla niej zostawiłem Kraków i teatr. Ona wiedziała, że ma we mnie absolutną gwarancję bezpieczeństwa. Że choćby nie wiem co się działo, to zawsze jestem obok. Zawsze zdążę.

Ciężko się zostawia Kraków dla Szczecina?

Nawet mi, kurwa, nie mówcie. Ja zostawiałem Teatr Stary. Trela, Stuhr… To miało być całe moje życie. A rzuciłem to w sekundę dla Eli i ani przez minutę tej decyzji nie żałowałem.

Ależ pan ją kochał.

Ta nasza miłość była czymś takim, co trudno innym będzie ogarnąć umysłem. Taki to był rodzaj miłości. Był szacunek, namiętność, pasja, coś jak z kosmosu. Ja zawsze miałem dziewczyny, w końcu grałem Romea w „Romeo i Julii”. (śmiech)

(śmiech)

No a kto miał je mieć? Ten który grał, kurwa, aptekarza? Zawsze się mówiło: Fedor to dobre ciacho. I nagle zobaczyłem ją i koniec. Oszalałem. (cisza) Przepraszam, ale jak ja na takie zdjęcie popatrzę, to ja pierniczę…

Na to na ścianie?

Tak. Tu fotografowali nas jako najpiękniejszą parę w Krakowie. I tacy byliśmy. Pragnęliśmy tego samego. Były podróże. Było życie, była młodość i każdy wieczór był taki jak teraz, rozmowy, muzyka, tyle, że była wódka nasza własna i zakąski zrobione przez Elkę. I teraz pomyślcie… przychodzi moment choroby i ja… Ja, kurwa, choć wiem, że nie wolno mi, winię siebie.

Dlaczego siebie?

Że nie nakłoniłem jej wcześniej, żeby poszła na badania. Tym bardziej, że od początku byłem zaangażowany w akcje tak zwanej „różowej wstążki”. Chodziłem tu po rynku z dziewczynami i namawiałem, żeby robić mammografię, żeby się badać. I ja nagle nie dopatrzyłem tego u własnej żony. I teraz jestem w tym domu zupełnie sam.

Kiedy się wie, że się ma depresję?

Macie jeszcze czasem tremę przed wejściem na antenę?

Czasem tak.

No właśnie. Tylko trema w pewnym momencie „puszcza”, a mnie nie puszcza. Ja już za drugim razem wiedziałem, że ten ból tak przechodzi tu, po klatce piersiowej. I wiedziałem, że nie będzie snu.

I nie było?

Nic. Ja nie śpię. Dopiero jak wezmę pastylkę, tylko wtedy zasypiam. Ja mam świadomość, że gdyby nie koronawirus, to mógłbym z tego być może już wyjść. Zamknęliby mnie w szpitalu, zmusili do snu i tabletkami z tego wyprowadzili. A tak, jestem w domu, mam te pigułki, o to te (na stole leżą opakowania z lekarstwami)… które wiem, że mnie niszczą.

W jakim sensie niszczą?

No uzależniają. Bo to jest jak narkotyk. Z tą depresją jest tak, że ja ją czuję fizycznie nawet teraz, w tym momencie. Choć teraz trochę mniej, bo przyjechaliście, możemy sobie pogadać, za co wam dziękuję. Wiecie… Są ludzie, którzy dobrze znoszą samotność, a są też tacy, jak ja.

A kiedy to największe „walnięcie” choroby przyszło?

Niecałe dwa lata po śmierci. Elunia zmarła w maju 2018 roku.

I wtedy był ten moment, kiedy pan się schował?

Jak zaczęła się pandemia, to byłem jeszcze w Warszawie. I były takie obrady Senatu, w których zrobiliśmy 250 poprawek, trwało to do 2.00 w nocy, a ja rano miałem pogrzeb kuzyna. U nas w rodzinie dbamy o takie rzeczy. I jak wracałem stamtąd, to już czułem, że ten ból mnie dopada. Znałem go. A potem doszła bezsenność.

A wcześniej, tuż po śmierci?

Na początku było tak, że nastąpiła ulga, po sześciu latach cierpienia… Dom, szpital, dom, szpital i jak widzisz kogoś, kogo tak bardzo kochasz i nie możesz mu pomóc, i to trwa i trwa, i to zbiera się w tobie, magazynujesz te wszystkie emocje, bóle i takie codzienne wkurwienie…

Jest strach?

Wtedy nie skupiasz się na strachu. Walczysz, działasz. Pamiętajcie, że ja musiałem zbierać też pieniądze na leczenie. I zbierałem, gdzie mogłem. Do tego był Senat, a Ela była ze mnie bardzo dumna, że wcześniej byłem posłem, potem senatorem. No więc ja cały czas byłem w biegu. Wtedy się nie zastanawiasz nad niczym, tylko działasz.

A jak Pan dawał radę godzić pracę w Warszawie, z życiem w Krakowie?

Generalnie udawało się. Musiało się udać. Ja musiałem pracować, bo potrzebowaliśmy pieniędzy na leczenie. Ale jeszcze przed śmiercią raz było tak, że czwartą noc urzędowaliśmy w Senacie – były głosowania, a moja Ela była tutaj na górze, u nas w sypialni. I ona chciała mnie w domu. No i ja uciekłem z jakiegoś głosowania… I jak się rzucił na mnie za tę nieobecność Borsuk (Bogdan Borusewicz – red.), o mój Boże. Mówię mu: chłopie, jak ty do mnie, kurwa, mówisz? Jak ty możesz tak do mnie tak mówić? Czy ty się człowieku możesz opanować. Wejdź w moje życie, człowieku, to zobaczysz, jak wygląda świat. Ja wracałem do żony, która tu umierała!

Ostro.

Kiedyś jeden senator, po śmierci Eluni wyciągnął do mnie rękę z kondolencjami, a ja mówię: odpierdol się. Kondolencje przyjmuję, ale ręki nie podaję.

Dlaczego?

Bo w momencie, kiedy najbardziej potrzebowałem pieniędzy dla Eli, to on głosował za obniżeniem nam pensji o 20 proc., choć błagałem, by tego nie robił. Ale tak chciał Kaczyński. Nikt się nikim w ławie obok nie przejmował. Bywałem więc i taki okropny, wiem o tym. Ale ja czułem się już coraz bardziej zmęczony, a jak już przyszło to…

…depresja?

Tak. To ja już myślę tylko o jednym. Że ja już chcę być z nią. Tam. Po prostu. Jutro pewnie będę o tym rozmawiał z moją psycholożką.

Aktywność polityczna nie pomaga oderwać się od bólu?

Senat?

Tak. 

Gdzie tam. Zresztą ja już nie powinienem startować.

Dlaczego?

To już nie jest czas dla polityków średniego rzędu i starych jak ja.

Proszę nie żartować, pan ma 73 lata, a Donald Trump 74.

Tam polityka wygląda kompletnie inaczej. Oczywiście, moją wiedzę i doświadczenie można by wykorzystać. Ale tu nikt tego nie potrzebuje. Politycy tacy jak ja są już niepotrzebni.

Czuje się pan niepotrzebny?

Tak się czuję, ale też w tym moim upadku została odpowiedzialność. Nas jest 50 i ważny jest każdy głos. Poza tym musicie mi uwierzyć, że wyrosłem w takim domu i w takim otoczeniu, w którym bycie senatorem jest powodem do autentycznej dumy. I to zaufanie ludzi jakoś mnie tam trzyma.

Dawno pana na Wiejskiej nie było.

Przez pandemię. Pracuję zdalnie. Dziś były głosowania, miałem krótkie wystąpienie, dostałem brawa. Ale powiem wam absolutnie szczerze – ja jestem kurwa zmęczony, ja jestem już zmęczony życiem. (cisza)

Myślał pan, żeby zrezygnować z mandatu?

Na mnie głosowali ludzie, wielu z nich znam, tak się nie robi.

Jak dziś wygląda pański dzień?

Chcecie wiedzieć? Na przykład jutro: najpierw muszę znaleźć w sobie siłę, żeby wstać z łóżka. Jak już wstanę to powinienem zjeść śniadanie, ale nie wiem, czy dam radę, rzadko jem. O 12.00 mam spotkanie z psycholożką – świetna, mądra kobieta – która mi pewnie powie, żebym zażywał nie sześć, tylko cztery tabletki. Że muszę zmniejszyć dawkę. No to ja jej powiem, że na razie się nie uda, bo one mnie podtrzymują. Potem mam wolne. I to jest straszne.

Czas wolny?

Nienawidzę być takim staruszkiem, starszym panem… I to jest w ogóle niepedagogiczne, co powiem, ale nie mam ochoty na życie, nie mam ochoty na tę salę senacką, na te korytarze, na te pokoiki.

Kiedyś pan tym żył.

A dziś widzę tę bylejakość polityki. Ten brak szacunku. Tę bezkarność na każdym kroku. A jestem za słaby, żeby coś zmieniać, więc się wkurwiam.

Dla kogo pan dziś żyje, panie senatorze?

Mam wspaniałą, czułą rodzinę. Kochających mnie synów. Wnuki. Jestem z nich bardzo dumny.

Odwiedzają pana?

Oczywiście.

To skąd to uczucie samotności?

Z tego, że ja chcę być z nią. Tak bardzo, że to jest nie do wyrażenia. I nie do zniesienia. Mnie nie cieszy już nic. Wakacje? Te najwspanialsze z Elką mam już za sobą. Teatr? Zagrałem już to, o czym marzyłem. A ja, jak nie idę ogniem do przodu, to cierpię. Zrozumcie… Ja w życiu zrobiłem już tak dużo, żyłem tak intensywnie, ciągle się gdzieś spieszyłem. Dom, teatr, sport, stypendia w Austrii, w Niemczech, Wielkiej Brytanii, USA, grałem w teatrze na Węgrzech. Potem były wybory, jedne, drugie… Był tenis, w którym się spełniałem. Jak ja o tym myślę i próbuję to ogarnąć, to się zaczynam dusić. Bo to wszystko było dzięki Elżuni i dla Elżuni.

Przeraża to pańskie „nie mam siły”.

Bo to ona była jej źródłem.

A myśli pan czasem: Fedor, weź się w garść?

Żeby wróciła siła, to ja musiałbym mieć jakiś cel. Wtedy celem było to, żeby poprawiło się mojej żonie. A dziś? Do celu, do którego zmierzam, muszę mieć siłę fizyczną, której nie mam. I kółko tej beznadziei się zamyka.

A jaki jest ten cel na dziś?

Szczerze? Chcę zapanować nad bólem, który dziś puszcza dopiero po tabletkach. Jeśli opanuję ten ból, będę potrafił zmusić siebie do choćby pięciu godzin snu. Jeśli wstanę z łóżka, zrobię sobie śniadanie. Dziś, jeśli mi ktoś tego nie zrobi, to nie zjem, bo nie mam siły. Zakupy? Dla mnie to jest katastrofa. To jest nie do przejścia. Więc jeśli uda mi się zrobić te drobne rzeczy, to może wtedy przyjdzie czas na ten większy cel.

Możemy teraz my szczerze? To niezwykłe, że potrafi pan tak mówić o swoich trudnościach. To ważne dla wielu osób, które to przeczytają, które same zmagają się z depresją.

Chyba powinienem powiedzieć na koniec coś optymistycznego. Bo pewnie się będziecie niedługo zbierać.

Jeśli tylko pan chce.

Teatr Ludowy w Krakowie chce, żebym zagrał Nixona w nowym spektaklu „Cały Nixon” Russella Leesa. Podaj proszę tę niebieską teczkę.

Tę?

Tak.

Fedorowicz otwiera scenariusz, w którym ma pozakreślane swoje kwestie. Odchrząkuje i zaczyna recytować. Głosem, który pierwszy raz w czasie naszej rozmowy przypomina głos Fedorowicza znany każdemu, kto choć raz go słyszał, choćby w telewizji.

Jerzy Fedorowicz: Mogę?

Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński: Jasne.

„Lipiec. 58 rok. Delegacja. Taka zwykła, służbowa – Caracas. Cholera, ty siedzisz koło mnie, wjeżdżamy, a tu antyamerykańska demonstracja. Kijami, pałami, jakimiś krzakami walą po samochodzie, po wszystkim. Drą się itd. No i co ja wtedy robię, i co ja wtedy robię…? Ty byś, kurwa, siedział i byś próbował negocjować, a ja otwieram drzwi samochodu, wysiadam i całuję te mordy plugawe. Te śmierdzące ryje maczo po prostu.” (śmiech) 

Dobre.

No jasne, że dobre. Plus to jest dobra sztuka.

W niej gra dwóch aktorów: jeden jako Nixon, drugi jako Kissinger. Kto będzie tym drugim?

Miał być mój przyjaciel Jerzy Trela, ale tam się coś pozmieniało. Ale bardzo się rozwinął Piotrek Pilitowski – aktor ode mnie z teatru. On bardzo dobrze gra i spróbujemy to przeczytać.

I pan uważa to za swój test?

Nic nie uważam. Boję się uważać cokolwiek. Zaprosili mnie na próbę czytaną i zobaczymy, czy mi to wyjdzie. Spróbuję się z tym zmierzyć. Jeśli to przetrzymam, to może…

…może znajdzie Pan cel w życiu?

Może zacznę się podnosić.

Przyjedziemy na premierę. 

(uśmiech) Jeśli zagram, zaproszę was.

Autor: Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński; współpraca: Klaudia Musiał

Źródło: tvn24.pl

Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym: 116 123 (codziennie 14-22, połączenie bezpłatne)

Jerzy Fedorowicz o śmierci żony i o depresji. Wywiad Arlety Zalewskiej i Krzysztofa Skórzyńskiego - TVN24

Napisz proszę chociaż krótki list!

Dokończyłam dziś oglądanie serialu pt. „Dynastia Tudorów” z rewelacyjną grą irlandzkiego aktora Jonathan Rhys Meyers.

Moja uwaga skupiła się właśnie na nim, bo ma niebanalną urodę i naprawdę cudownie wcielił się w rolę Henryka VIII.

Aktor jak prasa pisze ma ogromne problemy z alkoholem i mam nadzieję, że sobie poradzi, bo aktor z niego jest wielki i szkoda życia na alkohol.

To tylko taka uwaga i kto ma trochę czasu niech obejrzy ten, jakże pięknie zrealizowany serial z przywiązaniem do szczegółów z tamtej epoki.

Stroje Króla i suknie dam, a także mundury wojskowe, to musiała być tytaniczna praca, aby tamte czasy nam przybliżyć i nie ma czego się czepiać, gdyż są bitwy, konie, plenery, dwory i oczywiście cała historia Króla i jego rodzinnych spraw bardzo burzliwych.

Ten serial, to uczta dla oczu i uszu i słuchając dialogów stwierdziłam, że jakże inaczej ze sobą porozumiewali się ludzie i jak kompletnie inaczej ze sobą rozmawiali, aniżeli teraz my!

Nawet największy wróg  na dworze Henryka był szanowany w słowach, a ludzie porozumiewali się okrągłymi zdaniami pełnymi szacunku!

Zapamiętałam takie zdanie, że Król obwieścił swojej kolejnej żonie, iż dziś wieczorem przyjdzie do jej alkowy i z nią legnie!

Pomyślałam sobie, że my współcześni już nie potrafimy ze sobą się tak porozumiewać.

Nasze kontakty są szybkie i skrótowe, a więc są to mejle, sms -y i już nie budujemy zdań z serca płynących, co potrafiono dawniej, bo tak wymagała etykieta.

Ludzie pisali do siebie listy, często zalakowane, przesznurowane i słane przez posłańca.

Jaka była radość, kiedy ktoś ten list dostał nie tak szybko jak my to teraz mamy, a także odpisywał przy sekretarzyku, a list był pisany gęsim piórem maczanym w atramencie na specjalnym papierze.

Na stronie „Bryk” znalazłam taki list pisany współcześnie wzorowany na piśmie starodawnym i uważam, że wyszło nie źle.

Pod spodem wkleiłam list Napoleona do Józefiny i też można przeczytać ile serca kiedyś ludzie wkładali w korespondencję do ukochanej osoby.

My już tak nie umiemy pisać – niestety!

Najdroższy moy Konradzie, mego serca Panie i istoto najszliczniejsza!”. Napisz list miłosny do ukochanego, stylizując swoje wyznanie na język staropolski i może ktoś się pokusi?

„Ukochany!

Powzięłam decyzję o wystosowaniu tegoż listu do Twej przecudnej osoby, bo takeś w mą pamięć wszedł, iże zapomnieć Twego widoku nie podobna. Królewiczu moy najdroższy, serce moje boleści przenikają, jak tylko umył mój nawiedzi myśl o innej jakiejś damie ze śniadym licem, co mogłaby serce Twoye w swe sidła pochwycić. Raju moy upragniony, jeśli znajdziesz dla mej osoby choć kącik najmniejszy w swoim sercu, powiadomże mię o tym, gdyż tą niepewność zdrowiem kiedy przypłacę. Już przypadłości mych nie zliczę, jakiem przeszła od momentu poznania Ciebie. Nic żem sobie z nich jednak nie robiła, gdyż w majakach gorączki jedynie Ciebie – me szczęście, widziałam, a dusza ma aż rymy układała z miłości do Ciebie.

Może być, iżem nazbyt śmiała w swych wyznaniach, lecz zawładnąłeś mym umysłem, duszą i ciałem mym w zupełności. O niczym innym rozmyślać niezdolnam, jak tylko o Twym szlicznym obliczu. Ileż to już nocy nawiedziło mnie bezsennych z Twojej przyczyny. Lecz świadoma jestem, że tylko przy Tobie Najdroższy uspokojenia zaznać mogę. Jeślim tym pismem zuchwałem, niechęć jakąś w Tobie wzbudziła, o wybaczenie usilnie proszę, lecz musisz wiedzieć, iż nic mnie od napisania jego już odwieść nie mogło. Prawie jużem szalona z tej miłości do Ciebie moy Kochany. Nie miejże mi tego za złe, bo me wnętrze ostrze zimne przeszyje. Dajże mi jaką nadzieję na wypełnienie się mych pragnień. Nie pozostań obojętny, bo tym sposobem największą boleść mi zadasz. Dla Ciebie gotowam oddać wszystko, bez Ciebie i tak nic nie może być dla mnie uciechą. Tyś mym Najdroższym Klejnotem i z Tobą pragnę wieść swój żywot.

O gdybyś tylko zajrzeć mógł w me serce, ujrzał byś bezgraniczne i najszczersze uczucie żywione tylko do Twej osoby. Bez Twego widoku słońce zaprzestaje nawet dla mnie świecić na nieboskłonie, a czarne myśli chwytają w swe macki każdą iskrę nadziei na szczęście. Nie dręczże już dłużej mego i tak już umęczonego serca, które Cię kocha jak nikogo wcześniej.

Czekam Twej odpowiedzi w niepokoju i gorąco proszę o jakikolwiek znak Twój, po którem odgadnę czy serce Twe jest memu przychylne.

Twoya aż po grób

Anna”

Napoleon do Józefiny:

Ich związek do dziś budzi emocje wśród historyków. Według legendy Napoleon na łożu śmierci szeptał... imię Józefiny. Groźny i bezwzględny na polu bitwy, wobec żony był czuły i delikatny. Przedstawiamy fragment książki "Listy Napoleona i Józefiny", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.

Ich związek do dziś budzi emocje wśród historyków. Według legendy Napoleon na łożu śmierci szeptał… imię Józefiny. Groźny i bezwzględny na polu bitwy, wobec żony był czuły i delikatny. Przedstawiamy fragment książki „Listy Napoleona i Józefiny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego

List III

do Józefiny, w Mediolanie

(17 lipca 1796)

„W tej chwili odbieram twój list, droga przyjaciółko; napełnił on moje serce radością. Dziękuję ci, żeś sobie zadała trud napisania do mnie; dziś musisz się już mieć lepiej; pewny nawet jestem, żeś zupełnie zdrowa. Proszę cię, urządzaj sobie konne przejażdżki, to ci zrobi wiele dobrego.

Od chwili naszego rozłączenia się zawsze jestem smutny. Nie ma dla mnie szczęścia bez ciebie. Ciągle mi stoją na myśli twoje pieszczoty, twoje łzy, twoja luba zazdrość; a wdzięki nieporównanej Józefiny wzniecają nieustannie w mym sercu i w mej duszy żywy i ognisty płomień. Rychłoż czas ten nastąpi, gdy zupełnie spokojny i wolny od wszelkich zajęć, tobie jedynie wszystkie moje chwile poświęcę; gdy cały zajęty miłością myśleć tylko będę o rozkoszy powtarzania ci i dowodzenia, jak mi jesteś drogą. Przyślę ci twego konia; mam jednak nadzieję, iż niezadługo sama do mnie przybędziesz. Przed kilku dniami zdawało mi się, że cię już bardzo kocham; lecz od ostatniego naszego widzenia się czuję, iż przywiązanie moje tysiąc razy stało się gwałtowniejsze. Odkąd cię poznałem, co dzień więcej cię ubóstwiam; otóż dowód mylności zdania La Bruyère’a, iż miłość jest dziełem jednej chwili. Wszystko w naturze ma bieg właściwy i rozmaite stopnie wzrostu. Ach! zaklinam cię, zrób tak, ażebym w tobie odkrył jakiekolwiek błędy; bądź mniej piękną, mniej przyjemną, mniej czułą, mniej dobrą, a nade wszytko nie bądź zazdrosna i nie płacz nigdy; łzy twoje odbierają mi rozum, krew w ogień zamieniają. Wierz mi, że nie mam już władzy myśleć o czym innym jak o tobie; ty panujesz nad moją duszą.

Wypocznij sobie. Bądź prędko zdrowa. Przybywaj do mnie, ażebyśmy przed zgonem powiedzieć mogli: „Tyle dni spędziliśmy szczęśliwych!!”

Całuję cię po milion razy, a nawet i Fortunka[1], na przekorę złości jego.

Bonaparte”

https://kultura.onet.pl/fragmenty-ksiazek/fragment-listy-napoleona-i-jozefiny/gs2pgmw

Za młodzi na sen – za starzy na grzech! Piosenka Rynkowskiego!

 

Karol Strasburger szczerze o porodzie 35-letniej żony: "TO NIE JEST ATRAKCYJNY WIDOK"

Między mną, a Mężem jest zaledwie rok różnicy i pobrawszy się w młodym wieku swoje dzieci wychowaliśmy do momentu tzw. „pustego gniazda”.

Dzieci poszły w świat, a my już parę lat mieszkamy tylko we dwoje, a dzieci wiodą już swoje, dorosłe życie.

Odeszły w wieku dość późnym i rodziły swoje dzieci dość późno i zdaje się, że my rodzice nie doczekamy ślubów i wesel swoich Wnuków, bo kto wie, co będzie z nami za 15 lat!

Przeczytałam gdzieś, że mój ulubiony, polski aktor – Karol Strasburger pamiętny z filmu „Noce i dni” w scenie z nenufarami został ojcem w wieku 72 lat.

Aktor rozwiódł się z pierwszą żoną, a drugą stracił w 2013 roku, a następnie za jakiś czas ożenił się z kobietą młodszą od niego o 37 lat!

Jest taka piosenka, że każdemu wolno kochać i tylko przyklasnąć, że senior Karol ma wciąż wzięcie, ale mnie zastanawia fakt, że parę dni temu urodziła mu się córeczka o imieniu Laura.

Tylko się cieszyć, że aktor wciąż jest w świetnej formie i może nadal ten – tego, ale życie bywa różne i nigdy w starszym wieku nie wiemy, kiedy nagle zdrowie się zepsuje i poczęte w tym wieku dziecko może nie poczuć miłości ojcowskiej.

Miejmy tylko nadzieję, że Karol Strasburger ma dobre geny i swoje dziecko będzie w stanie wychować.

Inna sprawa, która mnie zastanawia, to jak taka młoda kobieta jest w stanie kochać się z mężczyzną już nie pierwszej świeżości, ale widocznie są i takie kobiety, które lubią ten wiek u mężczyzn, bo inaczej można by domniemywać, że chodzi o kasę i sławę!

Jest jeszcze takie coś, iż naukowcy głoszą, że kiedy ojciec dziecka jest dojrzałym mężczyzną, to jego potomstwo ma wysokie iloraz inteligencji – gdzieś o tym czytałam.

Co myślicie, bo czy to jest odpowiedzialna postawa?

Znalezione obrazy dla zapytania druga zona strasburgera

Droselklapę tandetnie zablindowano!

Znalezione obrazy dla zapytania kobuszewski

Młodzi ludzie z pewnością nie wiedzą kim był Jan Kobuszewski, który dzisiaj od nas odszedł.

My ludzie starsi pamiętamy jego aktorskie poczynania, bo w tym, jakże smutnym PRL-u nas bawił do łez!

My ludzie PRL-u nie mieliśmy za wiele rozrywek i dlatego gapiliśmy się w czarno – białe telewizory i zdarzyło się, że władze ówczesne pozwalały na emisję kabaretu, teatru, czy też filmu, gdzie grał Pan Jan z innymi, naszymi, wspaniałymi aktorami, którzy zaczynają nas opuszczać.

Nagle gaśnie jakaś epoka złożona z wybitnych osobowości!

Pan Jan był nie tylko świetnym aktorem, ale także cudownie, ciepłym i przyzwoitym człowiekiem.

Postawił w swoim życiu na sztukę, a nie na komercję, żyjąc skromnie ze swoją żoną 50 lat.

Nie pchał się na afisz, a robił wszystko to, co umiał najlepiej i za to był szanowany, a starsi ludzie pamiętają jego twórczość i często ja wracam na YT, by sobie powtórzyć tamte role kabaretowe.

Nie będę wklejała dorobku Pana Jana, bo to można sobie samemu w Google sprawdzić, a wkleiłam jeno jego zaangażowanie w skeczu napisanym przez Juliana Tuwima pt. „Ślusarz” z bezbłędną interpretacją Kobuszewskiego.

W tym poniższym tekście Google nieustająco podkreśla na czerwono, bo nie zna tego, dawnego warszawskiego języka!

Już nie ma takich aktorów, bo tamta liga pomału od nas odchodzi i zostaje nam tylko ich pamiętać!

Kocham Pana – Panie Janku – spoczywaj w spokoju!

Odszedł Jan Kobuszewski [*] i przypomnijmy sobie skecz J. Tuwima, w którym Jan Kobuszewski wystąpił!
„Ślusarz
Julian Tuwim
W łazience co się zatkało, rura chrapała przeraźliwie, aż do przeciągłego wycia, woda kapała ciurkiem. Po wypróbowaniu kilku domowych środków zaradczych (dłubanie w rurze szczoteczką do zębów, dmuchanie w otwór, ustna perswazja etc.) – sprowadziłem ślusarza.
Ślusarz był chudy, wysoki, z siwą szczeciną na twarzy, w okularach na ostrym nosie. Patrzył spode łba wielkiemi niebieskiemi oczyma, jakimś załzawionym wzrokiem. Wszedł do łazienki, pokręcił krany na wszystkie strony, stuknął młotkiem w rurę i powiedział:
Ferszlus trzeba roztrajbować.
Szybka ta diagnoza zaimponowała mi wprawdzie, nie mrugnąłem jednak i zapytałem:
– A dlaczego?
Ślusarz był zaskoczony moją ciekawością, ale po pierwszym odruchu zdziwienia, które wyraziło się w spojrzeniu sponad okularów, chrząknął i rzekł:
– Bo droselklapa tandetnie zblindowana i ryksztosuje.
– Aha, – powiedziałem – rozumiem! Więc gdyby droselklapa była w swoim czasie solidnie zablindowana, nie ryksztosowała by teraz i roztrajbowanie ferszlusu byłoby zbyteczne?
– Ano chyba. A teraz pufer trzeba lochować, czyli dać mu szprajc, żeby tender udychtować.
Trzy razy stuknąłem młotkiem w kran, pokiwałem głową i stwierdziłem:
– Nawet słychać.
Ślusarz spojrzał doć zdumiony:
– Co słychać?
– Słychać, że tender nie udychtowany. Ale przekonany jestem, że gdy pan mu da odpowiedni szprajc przez lochowanie pufra, to droselklapa zostanie zablindowana, nie będzie już więcej ryksztosować i, co za tym idzie ferszlus będzie roztrajbowany.
I zmierzyłem lusarza zimnem, bezczelnem spojrzeniem. Moja fachowa wymowa oraz nonszalancja, z jaką sypałem zasłyszanemi poraz pierwszy w życiu terminami, zbiła z tropu ascetycznego ślusarza. Poczuł, że musi mi czem zaimponować.
– Ale teraz nie zrobię, bo holajzy nie zabrałem. A kosztować będzie reperacja – wyczekał chwilę, by zmiażdżyć mnie efektem ceny – kosztować będzie… 7 złotych 85 groszy.
– To niedużo, – odrzekłem spokojnie – myślałem, że co najmniej dwa razy tyle. Co się za tyczy holajzy, to doprawdy nie widzę potrzeby, aby pan miał fatygować się po nią do domu. Spróbujemy bez holajzy.
Ślusarz był blady i nienawidził mnie. Uśmiechnął się drwiąco i powiedział:
– Bez holajzy? Jak ja mam bez holajzy lochbajtel kryptować? Żeby trychter był na szoner robiony, to tak. Ale on jest krajcowany i we flanszy culajtungu nie ma, to na sam abszperwentyl nie zrobię.
– No wie pan, – zawołałem, rozkładając ręce – czegoś podobnego nie spodziewałem się po panu! Więc ten trychter według pana nie jest zrobiony na szoner? Ha, ha, ha! Pusty śmiech mnie bierze! Gdzież on na litoć Boga jest krajcowany?
– Jak to, gdzie? – warknął ślusarz – Przecież ma kajlę na uberlaufie!
Zarumieniłem się po uszy i szepnąłem wstydliwie:
– Rzeczywiście. Nie zauważyłem, że na uberlaufie jest kajla. W takim razie zwracam honor: bez holajzy ani rusz.
I poszedł po holajzę. Albowiem z powodu kajli na uberlaufie trychter rzeczywiście robiony był na szoner, nie za krajcowany, i bez holajzy w żaden sposób nie udałoby się zakryptować lochbajtel w celu udychtowania pufra i dania mu szprajcy przez lochowanie tendra, aby roztrajbować ferszlus, który źle działa, że droselklapę tandetnie zablindowano.”

Muzyka i łzy wiszące na rzęsach!

 Człowiek uczy się całe życie!

Dziś dotarła do mnie bardzo, ciekawa wiadomość i odsłuchałam sobie walca, który skomponował 55 lat temu – wielki aktor – Anthony Hopkins.

Ludzie!

Jak ja się spłakałam podczas delektowania się Jego muzyką, że łzy wisiały mi na rzęsach, a gardło miałam ściśnięte.

Już dawno mnie tak nic nie rozczuliło – posłuchajcie kochani, bo tego walca nie zapomnicie nigdy!

Dziękuję Anthony za te chwile wzruszeń. 🙂

 

Czy wiecie, że…

Anthony Hopkins zanim został aktorem był muzykiem?

Tak, tak!

50 lat temu Hopkin napisał utwór muzyczny zatytułowany „A walc trwa” (oryg. „And the waltz goes on„).Hopkins, który komponował od wielu lat, powiedział,  że utwór ten dedykował holenderskiemu skrzypkowi Andre Rieu.

Od wielu lat jestem wielkim wielbicielem André Rieu” wyjaśnił sir Anthony. „On jest wielkim muzykiem.Moja żona i ja mieliśmy kiedyś ten sam sen: że pewnego dnia spotykamy go. Wysłałem mu więc trochęmuzyki, którą jakiś czas temu skomponowałem.”

Rieu powiedział, że był nieco zaskoczony, gdy usłyszał nazwisko kompozytora: „Nigdy o nim niesłyszałem. Byłem zbyt przerażony.”

W ostatnich dniach Hopkins przyleciał specjalnie do Wiednia by obejrzeć światową premierę jego utworu.

Posłuchajcie walca i zobaczcie reakcję aktora na prawykonanie jego kompozycji.

Źródło:

http://www.supajam.com/news/story/Watch-Before-Anthony-Hopkins-became-an-actor-he-was-a-

 

Lolita – moje kino

Człowiek uczy się całe życie, bo nie wiedziałam do dnia dzisiejszego kto to są nimfetki i że mogą zawładnąć życiem dojrzałego mężczyzny w takim stopniu, że mężczyzna potrafi dla takiej fascynacji młodą dziewczyną, a jeszcze nie kobietą, stracić całkowicie głowę i zmienić swoje życie, aby być jak najbliżej swojej zdobyczy.
Obejrzałam film pt. „Lolita” prod. USA i Francja,  z dużym zaciekawieniem, ale i z rozterką z powodu, że dojrzały mężczyzna zafascynowany młodym ciałem tak bardzo ingerujący w jej życie, odbiera jej resztki dzieciństwa i wykorzystuje jej naiwność.
Film smutny, ale świetnie zrobiony i ogląda się go jednym tchem, a jeszcze do tego gra w nim mój ulubiony aktor Jeremy Irons 🙂
Polecam, a niżej daję zajawkę skopiowaną z Filmweb 🙂

Rzecz dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Przybysz z Europy, pisarz i wykładowca, nazywający się dość ekscentrycznie Humbert, jest już od dawna maniakalnie wręcz zafascynowany nimfetkami – młodziutkimi dziewczynkami, jeszcze niedojrzałymi, a już prowokująco kobiecymi. Poszukując pokoju do wynajęcia natrafia na niespełna trzynastoletnią Dolores Haze, która oczarowuje go od pierwszego wejrzenia. Humbert wynajmuje pokój u matki dziewczynki, a następnie żeni się z nią, żeby być bliżej prawdziwego obiektu swego pożądania. Kiedy matka Dolores (nazywanej przez Humberta Lolitą) ginie w tragicznych okolicznościach, mężczyzna zabiera swoją pasierbicę w podróż po Stanach.

Odchodzą od nas nasi idole

Dzisiejszy, wczesny poranek. Ktoś tam wstawał do pracy, a ktoś inny dopiero się kładł, a ja pewnie przewracałam się na drugi bok, bo nigdzie mi już niespieszno. Dzisiejszego poranka odszedł od nas Stanisław Mikulski, lat 85 po krótkiej, ale intensywnej chorobie.

Włączam komputer i znów się dowiaduję, że ktoś ważny dla mnie odchodzi, pozostawiając po sobie mgiełkę wspomnień, kiedy to z wypiekami na twarzy czekało się na kolejny odcinek „Stawki większej niż życie”, bo tym serialem najbardziej mi utkwił w pamięci ten przemiły aktor i człowiek.

Kto nie pamięta w moim wieku cytatu – „Bruner ty świnio”, czy też „Nie ze mną te numery Bruner”. Kto w moim wieku nie pamięta przystojnego aktora, na którym mundur leżał jak ulał, a jego aksamitny głos czarował kobiety.

Tak, powoli wykruszają się z naszych wspomnień ludzie, którzy w naszej młodości dawali tak wiele emocji i czekaliśmy na nich przed swoimi telewizorami.

J – 23 odszedł, pozostawiając po sobie wiele ról filmowych i teatralnych, choć nie każdy je wszystkie pamięta, ponieważ Hans Kloss najbardziej utkwił nam w pamięci.

Żegnamy dziś niedocenioną przez reżyserów legendę, a dlaczego niedocenioną? Stanisław Mikulski miał wielki potencjał aktorski, który moim zdaniem nie został całkowicie doceniony.

Dopiero dziś dowiadujemy się, że był to człowiek o wielkiej skromności w codziennym, zwykłym  życiu. Dowiadujemy się, że mieszkał też skromnie i lubił ogromnie czytać książki. Był lubianym człowiekiem, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.

Szkoda wielka, że dopiero po śmierci dowiadujemy się jakim człowiekiem był nasz idol i tu brakuje mi programu promującego sylwetki osób z ekranu i desek teatru, jakby pozwalające przybliżyć ich życie i dokonania artystyczne.

Wklejam tu, dla potomności role Pana Stanisława. Może były to nie wielkie role, ale moim zdaniem Stanisław Mikulski nie zawsze był tylko Hansem Klossem.

Niech spoczywa w pokoju. J -23 przestał nadawać, ale kto wie, czy tam gdzieś nie rozprawi się z jakąś tajną siatką zwiadowczą. [*]

 

1950: Pierwszy start − jako junak Franek Mazur
1955: Godziny nadziei − jako porucznik Jan Basior
1956: Kanał − jako „Smukły”
1956: Cień − jako „Blondyn”, członek organizacji podziemnej
1957: Ewa chce spać − jako policjant Piotr
1958: Zamach − jako akowiec „Jacek”
1959: Sygnały − jako taksówkarz Janek
1959: Biały niedźwiedź − jako Michał Pawlicki
1960: Historia współczesna − jako lotnik Henryk Rak
1961: Dwaj panowie N − jako sierżant Janek Dziewanowicz
1961: Odwiedziny prezydenta − jako Paweł Guziński
1963: Skąpani w ogniu − jako kapitan Sowiński
1963: Ostatni kurs − jako Henryk Kowalski
1963: Yokmok − jako porucznik UB
1964: Barwy walki − jako Ludwik Pociecha „Klinga”, zastępca dowódcy oddziału AK
1964: Spotkanie ze szpiegiem − jako porucznik Baczny
1965: Popioły − jako żołnierz
1965: Podziemny front − jako Stefan, żołnierz AL (odc. 7)
1965: Na melinę − jako porucznik
1966: Powrót na ziemię − jako Stefan
1966: Bicz Boży − jako Paweł Raszewicz funkcjonariusz MO
1967-1968: Stawka większa niż życie − jako Hans Kloss
1969: Ostatni świadek − jako doktor Olszak
1970: Pogoń za Adamem − jako Adam Witecki
1970: Morderca jest w domu − jako kapitan Timar
1971: Samochodzik i templariusze − jako Tomasz – Pan Samochodzik
1972: Opętanie − jako Karol, mąż Marii
1972: Dziewczyny do wzięcia − we własnej osobie
1972: Łuk tęczy − jako goprowiec Adam
1974: Zaczarowane podwórko − jako Stanisław August Poniatowski
1976: Polskie drogi − jako kapitan Rogalski (odc. 1)
1977: Dziewczyna i chłopak (serial) − jako ojciec Tomka i Tosi
1977: Żołnierze wolności − jako Józef Małecki
1978: Życie na gorąco − jako Max Steber, członek organizacji „W” (odc. 2)
1978: 07 zgłoś się − jako on sam – aktor wysiadający z pociągu na dworcu Łódź Fabryczna (odc. 7)
1979: Tajemnica Enigmy − jako pułkownik Zakrzewski (odc. 4)
1979: Sekret Enigmy − jako pułkownik Zakrzewski
1980: Tylko Kaśka − jako ojciec Kaśki
1980: Dziewczyna i chłopak − jako ojciec Tomka i Tosi
1980: Miś − jako porucznik MO Lech Ryś („Wujek Dobra Rada”)
1981: Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy − jako minister Helmut von Gerlach (odc. 13)
1982: 3 + jedna − jako inżynier Rutkowski
1983: Katastrofa w Gibraltarze − jako Edward Raczyński, ambasador Polski w Wielkiej Brytanii
1983: Magiczne ognie − jako Piasecki
1983: Tsigni pitsisa
1984: Europejska historia − jako Gamelin
1985: Kwestia wyboru
1994: Bank nie z tej ziemi − jako Jan Kloc (odc. 12)
1997: Dom − we własnej osobie (odc. 17 i 18)
1998: 13 posterunek − jako historyk (odc. 32)
1999: Całe zdanie nieboszczyka − jako pułkownik Jedlina
2001: Córka marnotrawna − jako „Szalony Max”
2002−2010: Samo Życie − jako Zygmunt Żmuda
2004: Dywersant
2005: Na dobre i na złe − jako Włodzimierz Borowiec (odc. 229)
2005−2008: Kryminalni − jako Jan Zawada, ojciec komisarza Adama Zawady
2005: Klinika samotnych serc − jako Henryk Kuc (odc. 12-14)
2006: Kryminalni: Misja śląska − jako Jan Zawada, ojciec komisarza Adama Zawady
2007−2010: Złotopolscy − jako Stanisław Gwis
2008: Niania − jako strażnik Stanisław Mikulski (odc. 92)
2010: Duch w dom − jako Grzegorz, przyjaciel babci Oli (odc. 5)
2012: Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć − jako kapitan Hans Kloss oraz Stanisław Kolicki

oraz w 80 rolach teatralnych.

Depresja nie rozróżnia bogactwa i sławy od pospolitego życia!

Piękny poranek dzisiaj wstał w zachodniej stronie Polski. Wstałam wypoczęta, gdyż upał znacznie zelżał i jest w końcu taka temperatura, jaką uwielbiam. Nie za gorąco i nie za zimno – miodzio. Poranna kawa, trochę krzątaniny o poranku i otwieram komputer, a tu czeka na mnie niemiła wiadomość. Świetny aktor postanowił skrócić sobie swój żywot i targnął się na swoje życie. Kto by pomyślał, że ten aktor, takiego formatu nie poradził sobie ze swoimi demonami. 

Tak sobie myślę, że jakże bardzo musiała go boleć jego dusza, że mimo wielkiego talentu, sławy i pieniędzy pod dostatkiem, a także udanego życia rodzinnego – nie wytrzymał i miał dość życia i dość swoich słabości. Był na terapii, która nic mu nie dała – w czerwcu, a miesiąc sierpień podpowiedział, że już dość tej męczarni.

Mijamy często cudze drzwi i wydaje nam się, że za tymi drzwiami jest tylko samo szczęście i zgoda, oraz zdrowie. Jednak jakże często za tymi drzwiami istnieje samo zło, albo żyje ktoś, kto okrutnie cierpi. Nie wiemy, co za tymi drzwiami się rozgrywa, a kiedy staje się nieszczęście, zastanawiamy się dlaczego tego nie widzieliśmy i nie zauważyliśmy. Może byśmy mogli jakoś pomóc?

Aktor miał kochającą rodzinę, która za pewnie wiedziała o ogromnym jego bólu duszy i z pewnością wspierała jak mogła, ale mimo to, czasami jesteśmy bezsilni w walce i wspieraniu chorej osoby.

Depresja i używki wymieszane, stały się bombą zegarową, którą sam aktor odbezpieczył.

Już nie cierpi, a nam pozostały jego wspaniałe role i filmy i musi nam to wystarczyć już!

Kiedy moje wnuki podrosną, a ja będę żyła, z pewnością podsunę im jego filmotekę 🙂

Polakowi się nie dogodzi, bo jesteśmy zrzędliwi!

 

Kochani, jak sobie radzicie z upałami? Pewnie siedzicie nad wodą, gdzieś pod drzewem i wachlujecie, czym się da 😀 Trzeba przyznać, że mamy lato całą gębą i to w kapryśnym lipcu. Ja też się wachluję i wiatraki ratują mi życie i da się przeżyć i tego Wam życzę, a najbardziej pogody ducha.

Dziś trafiłam na w „Ale Kino” na polski film pt. „Oszukane” oparty na prawdziwej historii, która nie miała prawa się zdarzyć, a jednak się zdarzyła! Historia, która zburzyła życie dwóch rodzin i ich dzieciom. 

Film bardzo mi się podobał i nie czułam żadnego znudzenia, bo mnie wciągnął i wcale nie był taki przewidujący, jak piszą inni kinomani w sieci. Piszą, że film to totalne dno, że gra aktorów do kitu i, że wyszło jak zawsze w polskiej produkcji, a ja – jestem zachwycona i nie jedną łzę uroniłam. Podobało mi się wszystko w tym filmie, bo bardzo realistycznie oddano emocje towarzyszące wszystkim, kiedy prawda wyszła na jaw. Pokazano, że historia ta, była traumatyczna i odmieniła losy zamienionych dziewczynek, a także pokazano jak ważne są więzy rodzinne, oraz jak się cierpi, kiedy owe więzy nagle legną w gruzach, a już zachwycona jestem grą aktorską, naszej, rodzimej aktorki – Katarzyny Herman, a więc kto nie oglądał, to ja zachęcam bez marudzenia, bo to jest naprawdę dobre kino – nasze polskie. 😀oszuk