Kiedy jechali na ziemie odzyskane w nadziei na lepsze życie, uciekając ze zrujnowanej Warszawy, spotkali się w pociągu przepełnionym i pękającym w szwach. Nastał czas wyzwolenia i ludzie jechali w różne strony, aby rozpocząć nowe życie.
Spojrzał na nią w tym pociągu i się od razu zakochał, tak, że jego twarz pokryła się rumieńcem i nie mógł się na nią napatrzeć. Od pierwszej chwili wiedział, że to jest ta jedna, jedyna i żadna inna.
Zauważyła to spojrzenie i zawstydzona opuściła wzrok, bo bardzo ją peszyło to jego patrzenie, ale i jej serce mocno zabiło i zapragnęła, aby ta chwila się nigdy nie skończyła Mimo zawstydzenia poczuła coś bardzo dziwnego, że ten mężczyzna i żaden inny.
Jan i Maria jechali w jednym pociągu i ich spojrzenia się skrzyżowały, a kiedy on się do niej odezwał pierwszy raz, to ona w swoim sercu poczuła, pierwsze w swoim życiu motyle. Taka chwila nie zdarzyła się jej nigdy i była przeszczęśliwa, że na progu nowego życia spotkało ją takie uczucie.
Jechali do tego samego miasta i w tym samym celu, aby znaleźć pracę i urządzić się w nowym mieście, bo po wojnie każdy szukał swojego miejsca w zrujnowanym przez wojnę kraju.
Umówili się na pierwszą randkę, a potem tych randek było i było i poczuli, że od pierwszego spojrzenia w pociągu już nie będą mogli bez siebie żyć.
Maria zamieszkała u swojej siostry i obie jakoś sobie radziły. O pracę nie było ciężko, bo każda para rąk chętnych do pracy była potrzebna. Otrzymała pracę w szpitalu jako pielęgniarka, a Jan miał smykałkę od kolejnictwa i zamieszkał w robotniczym hotelu.
Między pracą, a czasem wolnym spotykali się przez trzy lata, ale nie pobrali się tak od razu, bo chcieli zamieszkać razem, ale nie było wówczas łatwo o mieszkanie, a więc czekali na chwilę, aby móc założyć rodzinę.
Kochali się jak szaleni i pasowali do siebie jak dwie połówki jabłka i kiedy Jan otrzymał mieszkanie zakładowe od razu wzięli ślub.
Takie to były czasy, kiedy wszyscy się dorabiali od tej przysłowiowej pierwsze łyżki i oni też powoli urządzali swoje niewielkie mieszkanko. Kochali się strasznie i cieszyli z każdego nowo zakupionego przedmiotu, a kiedy Maria zaszła w ciążę, to Jan jeszcze bardziej pokochał Marię i był gotów dla niej góry przenosić.
Nigdy nie kłócili się o nic, bo ich miłość przekształciła się z czasem w uwielbienie i żadne przeciwności losu nie były dla nich straszne. Jeśli coś im na drodze stanęło rozwiązywali to szczerą rozmową podczas, której dochodzili do takiego wniosku, aby żadne z nich nie było poszkodowane.
Maria urodziła Janowi dwoje dzieci i każde z nich było owocem wielkiej miłości. Miłości takiej, że wszyscy im zazdrościli takiego związku – przepełnionego zrozumieniem i poszanowaniem. Gdziekolwiek się nie pokazali, to wzbudzali ogromny szacunek, iż ta miłość nie więdła, a rozkwitała z każdym, wspólnym rokiem.
Mijały lata i dzieci rosły zdrowo i dobrze się uczyły. Jan i Maria z czasem otrzymali większe mieszkanie i znów wili swoje rodzinne gniazdo. W nowym mieszkaniu był już podłączony gaz i z kranu ciekła ciepła woda. Był to dla nich luksus jak u wielu rodzin, które odbijały się w nowej rzeczywistości.
Oboje pracowali i powodziło się im dość dobrze, a każdy zaoszczędzony grosz przeznaczali na wakacje z dziećmi. Jeździli nad polskie morze, albo w góry w zapakowanym po brzegi, nowo kupionym samochodem. Jan uwielbiał te ich eskapady i świetnie organizował rodzinny wakacyjny czas.
Bardzo często zabierał rodzinę na biwaki, kiedy to Maria gotowała posiłki na kuchence gazowej, aby tylko dzieci podczas wakacji wypoczęły i nawdychały się świeżego powietrza, kiedy Jan wędkował nad jeziorem. Cieszyła się, że Jan też się cieszy, że są wszyscy razem.
Kiedy dzieci odeszły z domu i pojechały się uczyć, to Jan i Maria ciężko to znosili, bo nagle zrobiło się tak cicho. Nie mogli z początku się odnaleźć w nowej sytuacji. Oboje cierpieli z powodu pustego gniazda, ale żyć trzeba było dalej.
Starzeli się razem i na te starsze lata Jan kupił ogród działkowy. Latem razem z Marią spędzali czas na świeżym powietrzu, pośród wypieszczonych przez Marię kwiatów, kiedy Jan budował nową altanę, by można było być na działce od rana do wieczora.
Ich działka z czasem piękniała i jednego roku zajęli pierwsze miejsce w konkursie na najpiękniejszą działkę, a było na niej wszystko. Były kwiaty i warzywa, a także kilka drzewek owocowych, a także Jan wybudował oczko wodne, w którym pływały rybki. Wszystko to było dziełem tych dwojga, którzy wciąż na siebie patrzyli jak pierwszego dnia w tamtym pociągu.
Pewnego poranka Maria źle się poczuła i zwijała się z bólu. Myślała, że się czymś zatruła i dlatego boli ją w boku. Bóle były jednak tak silne, że Jan musiał wezwać karetkę i Marię zabrano do szpitala.
Cała seria badań, aby zlokalizować przyczynę tych boleści i kiedy lekarze nie mieli wątpliwości oznajmili Janowi, że sprawa jest bardzo poważna. Maria zachorowała na nieoperacyjnego raka trzustki. Nie dawali Marii żadnych szans, bo choroba dała o sobie znak zbyt późno i lekarze już nie mogą jej pomóc.
Jan siedział przy Marii długie dni i noce. Nie opuszczał jej przez cały okres jej cierpienia, trzymając jej dłoń w swojej i nie chciał słyszeć, że ma iść do domu, by odpocząć. Przychodził do domu, tylko po to, aby się wykąpać, zmienić bieliznę i na nowo były przy łóżku Marii.
Jakże dużo ze sobą wtedy rozmawiali. Jakże wiele wspominali ze swojego pięknego życia – we dwoje. Jakże wiele wylali łez i na wzajem sobie je ocierali. Chcieli się pożegnać i tym pożegnaniom nie było końca. Jan przysiągł Marii, że będzie starał sobie jakoś radzić, kiedy jej już nie będzie.
Umarła cichutko jednej z nocy pełnej cierpienia, zastrzyków i morfiny. Umarła pięknie, tak jak piękne było ich wspólne życie, a Jan?
Jan umarł za tydzień, bo umarł z powodu pękającego serca z rozpaczy, bo nawet nie wiemy, że:
„Japońscy naukowcy odkryli, że serce pękające z rozpaczy rzeczywiście istnieje. Przybiera kształt Tako-Tsubo, naczynia do łapania ośmiornic. I tak nazwali kardiomiopatię sercową – zespół złamanego serca. Objawia się ona nagłym bólem w klatce piersiowej, spadkiem temperatury ciała i ciśnienia, słabym i szybkim tętnem. Następuje gwałtowny wzrost wydzielania hormonów stresu, które przedostają się wprost do naczyń wieńcowych. Zmniejsza się raptownie ilość krwi przepływającej przez serce, następuje rozdęcie komór, ich migotanie i zatrzymanie akcji serca. W zapisie EKG obserwuje się zmiany jak przy zawale, lecz w naczyniach nie ma zmian typowych dla choroby wieńcowej. Tako-Tsubo może kończyć się śmiercią”
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1616489,1,milosc-az-po-grob.read