Archiwa tagu: codzienność

Wracając do codzienności!

Obraz może zawierać: roślina i w budynku

Już jest po wszystkim, a więc po tych szaleństwach świąteczno – noworocznych i wracamy powoli do codzienności.

Z lodówki wszystko już zniknęło, a więc trzeba się nastawić na nowo, by gotować posiłki już regularnie, bez zapasów.

Został mi tylko bigos, który jutro zapakuję w słoiki i będę pasteryzować na kiedyś tam!

Wszystko wraca do normy i dziś się wzięłam za przesadzenie mojej, ulubionej rośliny zwaną Zamiokulkas.

Miał już za małą doniczkę i wsadziłam go do nowej ziemi i większej doniczki!

Lubię go, bo nawet kiedy zapomnę go podlać, to i tak rośnie i broni się przed umarciem.

A tak naprawdę, to w naturze występuje w Tanzanii oraz na wyspach Zanzibaru, gdzie panuje suchy, podrównikowy klimat. Roślina zachwyca swą niezwykłą urodą, a dodatkowo jest niewymagająca i łatwa w uprawie. Zamiokulkas zamiolistny wykazuje bardzo dużą odporność na niesprzyjające warunki, niedostatek wody i światła, przez co zyskał miano żelaznej rośliny. 

Polecam ten kwiat każdemu, kto lubi mieć zielony akcent w pokoju, bo nawet, kiedy zapominamy o podlewaniu, to ten kwiat trwa!

Rośnie bardzo wolno, ale mój w tamtym roku się rozszalał i wypuścił 5 nowych gałązek, a więc dziś zmieniłam mu domek na bardziej przestronny!

Mam w domu dwie dość duże rośliny, bo w drugim pokoju za ozdobę robi Skrzydokwiat, który uwielbia tonąć w wodzie i trzeba tego pilnować, bo inaczej opuści nas – zdjęcie niżej!

Dawnymi czasy miałam w domu dużo kwiatów, bo nawet bardzo wysoką palmę, a także wiszące paprocie, ale z czasem, to się zmieniło, bo i ja zrobiłam się wygodna.

Macie kwiaty w domu – lubicie je mieć i się nimi opiekować?

Wracając jednak do codzienności, bo już jesteśmy drugi dzień w Nowym Roku, to ja wiedziałam, że tak będzie.

Wyszły jaja ze szczepionką na COVID19!

Oto zaszczepili się poza kolejnością polscy celebryci z Krystyną Jandą na czele – aktorką!

Zaraz po niej powstał nepotyzm szczepionkowy, bo zaszczepiła się jej córka i były mąż.

Sznureczek się powiększył, bo zaszczepił się Leszek Miller – polityk, Materna – satyryk, Edward Miszczak z telewizji TVN, a także inni aktorzy, a na koniec Magda Umer, która wystosowała oświadczenie o treści

„Oświadczenie

Nie prosiłam nikogo o zaszczepienie się przeciwko Covid19.
To mnie poproszono o to, w ramach akcji popularyzowania, namawiania do szczepień.Wytłumaczono także, że nie zabieram nikomu miejsca, że walka o każdą zaszczepioną osobę jest teraz priorytetem państwa i służby zdrowia .Przecież cały czas środki masowego przekazu, a nawet Kościół, nawołują niezdecydowanych i utyskują na zbyt małą liczbę chętnych, potrzebnych do zwycięstwa z pandemią w naszym kraju.Tłumaczono nam, że godząc się stajemy się ambasadorami szlachetnej akcji.Zgodziłam się myśląc że czynię dobro, a okazało się że jest to rozumiane odwrotnie. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, ale w dalszym ciągu mam nadzieję ,że nie zrobiłam niczego złego. Pozdrawiam zainteresowanych-Magda Umer”
Komu tu wierzyć  i co się po prostu stało, że ci ludzie ponoć mieli promować szczepionki, a wylał się na nich straszny hejt!
Kto stoi za tym bałaganem, że jednych strach przed pandemią jest większy niż mój!
Dziwne to bardzo, a Wy jakie macie zdanie na ten temat, bo czy zawsze muszą być takie jaja, że Facebook grzmi i Twitter także!

Skrzydłokwiat - pielęgnacja. Jak o niego dbać? | Dzień Dobry TVN | Dzień Dobry TVN

Reklama

Cześć i Chwała Bohaterom!

Dzisiaj 76 RocznicaImage

Powstania Warszawskiego!
– Im mniej słów patetycznych, a więcej milczenia i zadumy – tym przyzwoiciej!

w 2107 roku nagrałam swój filmik z Godziny „W” i tylko tak mogę uczcić ten, jakże smutny dzień!

„Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne – obraz dni, które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi. Jeno odmień czas kaleki, zakryj groby płaszczem rzeki, zetrzyj z włosów pył bitewny, tych lat gniewnych czarny pył”.

Krzysztof Kamil Baczyński!

I ta przecudna piosenka zaśpiewana w filmie „Zakazane piosenki”!

Kiedy w telewizji pokazano dzisiejszą Godzinę „W” w Warszawie w roku 2020, to oboje z Mężem po prostu, tak po ludzku płakaliśmy.

Historycznie Powstanie Warszawskie od początku było skazane na przegraną, bo zginęły w nim dzieci i młodzież kompletnie nie przygotowani do walki, ale się odbyło i dlatego słuchajmy świadectw Powstańców, których z każdym rokiem jest coraz mniej!

A tymczasem obecni rządzący zapominają o tym jaka, to była heroiczna walka i dziś w Warszawie Policja wkroczyła do jednego z mieszkań, w którym na balkonie wisiała tęczowa flaga, kiedy Powstańcy mówią głośno, że wszyscy jesteśmy równi!

Na ulicach Warszawy pojawiła się Policja i zatrzymywała ludzi z „Białymi różami”.

Co się stało z naszym narodem – co się stało z politykami, którzy ocieplają się w gronie Powstańców, a potem w Sejmie szydzą z opozycji i wyłączają jej mikrofony z pogardą i śmiechem szyderczym  na ustach!

Co się stało z naszym narodem, który  ma dupie patriotyzm, bo kasa jest ważniejsza, bo wakacje, bo wypasiony dom i fura pod domem!

Nic nas historia na uczy i  tak zaprzepaszczona w umysłach wielu Polaków jest walka o Polskę, dawna „Solidarność” i ofiary w Auschwitz!

Szybko zapominają, nie słuchają mądrych, którzy przeżyli piekło na ziemi i mają w nosie WOLNOŚĆ!

Osobiście nie cierpię ludzi, którzy dadzą się pokroić za PiS, bo jak można popierać oprawców na polskiej Konstytucji – świętej Konstytucji i niech ich piekło pochłonie!

Mój dzisiejszy dzień był pełen zadumy między zachodem słońca nad moim jeziorem, a pomidorami na balkonie, które dojrzewają!

Takie powinno być życie, że oni tam ginęli za Polskę, a moja Polska składa się z codzienności, ale nie zapominam, bo Cześć Chwała Bohaterom!

Seniorze, Seniorko uwrażliwiajmy na Polskę i jej historię nasze dzieci i wnuki!

Obraz może zawierać: chmura, niebo, na zewnątrz, woda i przyroda

Obraz może zawierać: roślina, kwiat, na zewnątrz i jedzenie

Obraz może zawierać: roślina i jedzenie

Syreny przypomną o rocznicy Powstania Warszawskiego

Nasza codzienność w trudnym czasie!

Obraz może zawierać: jedzenie

Jak pisałam w niższej notce upiekłam ciasto na osłodę życia w tych trudnych czasach, ale najpierw po wstaniu o poranku spytałam Męża skąd ma wysypkę na czole!

Szybko poleciał do lustra i o mało mnie nie udusił, bo ja się dusiłam ze śmiechu, bo mi się udał prima aprilis! 😀

Ciasto wyszło smaczne i zrobiliśmy sobie z Mężem sjestę, bo ja ciasto z kawą i mlekiem, a Mąż z herbatą.

Dziś u mnie było wyłączenie światła, takie niespodziewane i kiedy mi wyłączono media, to tak jakby na chwilę powietrze ze mnie zeszło, gdyż nie umiem funkcjonować bez laptopa, radia i telewizji, a w smartfonie to dla mnie za mało!

Na szczęście trwało to tylko 25 minut.

Pewnie teraz kiedy jesteśmy w izolacji, to w każdym domu gadamy o tym samym, bo nikt nie wie jak to wszystko długo potrwa.

Niżej wkleiłam zdjęcie Męża łódki, który o tej porze rozpoczynał sezon wodny, a w tym roku może o tym zapomnieć i my wszyscy możemy zapomnieć o wakacjach!

Przedsiębiorcy nadal są bez pomocy finansowej i wiele już swoich działalności pozamykali.

Powstanie więc pytanie jak oni będą żyć, a trzeba sobie zdać sprawę z tego, że po wszystkim już nic nie będzie takie samo!

Czytam, że wielu z nich już ma lęki i wpada w depresję, gdyż ich być, albo nie być jest zagrożone, a przecież mają rodziny i dzieci!

Morawiecki zapowiedział, że pieniędzy nie ma już na NIC!

Dziś wieczorem Kaczyński zwołał naradę na Nowogrodzkiej i ciekawe co wymyślił, bo dla niego najważniejsze są wybory w maju, a nie byt naszego narodu. On ma to w czterech literach!

Jutro możemy się obudzić w stanie wyjątkowym!

Trzymajcie się i dbamy o siebie!

Mnie wciąż zastanawia jak ten stan znoszą nasze dzieci i wnuki i jeśli je macie, to przeczytajcie koniecznie list z Francji – z Ministerstwa Edukacji!

„List francuskiego Ministerstwa Edukacji do rodziców.

„Drodzy rodzice dzieci w wieku szkolnym, możliwe, że skłaniacie się teraz do tego, aby ułożyć bardzo dokładny plan dnia dla swoich dzieci. Macie duże nadzieje na wielogodzinną naukę wraz z rozmaitymi aktywnościami online, eksperymentami naukowymi i opracowaniami książek. Ograniczacie dostęp do elektroniki, aż wszystko będzie zrobione! Proszę abyście pamiętali o tym:

Nasze dzieci boją się tak samo jak my. Nasze dzieci nie tylko słyszą wszystko, co dzieje się wokół nich ale również odczuwają nasze nieustanne napięcie i stres. Jeszcze nigdy nie przeżyły czegoś takiego. Pomysł, aby przez kilka tygodni nie chodzić do szkoły początkowo brzmiał wspaniale.Dawał wyobrażanie wesołego czasu, jak w wakacje, a nie rzeczywistości oznaczającej bycie uwięzionym w domu, bez możliwości spotykania się z przyjaciółmi.

W najbliższych tygodniach problemy z zachowaniami Waszych dzieci będą się nasilały. Strach, złość czy protesty dotyczące tego, że nie mogłam robić wszystkiego, jak zazwyczaj – to będzie się zdarzało. Będziecie obserwować w najbliższych tygodniach kolejne ataki, napady złości i oznaki buntu. To jest normalne i w tych warunkach należy się tego spodziewać.

To, czego potrzebują teraz dzieci, to czuć się kochane i bezpieczne. Czuć, że wszystko będzie dobrze. A to może oznaczać konieczność zarzucenia waszych planów i okazania jeszcze większej miłości Waszym dzieciom. Pieczcie ciasta i malujcie obrazy. Grajcie w gry planszowe i oglądajcie razem filmy. Zróbcie wspólnie jakiś eksperyment naukowy albo znajdźcie wirtualne wycieczki po zoo. Zacznijcie całą rodziną czytać jakąś książkę. Okryjcie się ciepłym kocem, przytulcie i nie róbcie nic.

Nie martwcie się o to, że stracicie coś z programów szkolnych. Każde dziecko siedzi w tej łodzi i wszystko będzie dobrze. Kiedy znowu wrócimy na zajęcia wszyscy wspólnie skorygujemy kurs i spotkamy się z naszymi uczniami w tym miejscu, w jakim są.
Nauczyciele są fachowcami! Nie toczcie walk z Waszymi dziećmi dlatego, że nie chcą dodawać. Nie krzyczcie na swoje dzieci, kiedy nie chcą iść zgodnie z programem. Nie przymuszajcie ich do 2 godzin nauki, jeśli bronią się przed tym.

Jeśli mogę się z Wami podzielić jednym, to właśnie tym: na końcu zdrowie psychiczne naszych dzieci będzie dużo ważniejsze niż ich umiejętności akademickie. A to, co czuły w tym czasie, zostanie z nimi jeszcze na długo po tym, kiedy zatrze się już wspomnienie o rzeczach, które robiły w czasie tych tygodni. Myślcie o tym każdego dnia.”

Obraz może zawierać: niebo, łódź, drzewo, na zewnątrz, przyroda i woda

Moja emerycka codzienność!

 

Obraz może zawierać: roślina, drzewo, dom, niebo i na zewnątrz

Odpocząć trochę od polityki należy się każdemu, a więc dzisiejszy wpis będzie o czymś bardzo przyziemnym.

Po zabieganym życiu, często bardzo gorzkim, co mam na zawsze w pamięci, przyszedł czas na odpoczynek od życia – tak na spokojnie, kiedy zdrowie jest jeszcze jako tako! Po japońsku!

Jestem na emeryturze i mogę sobie pozwolić na dłuższe spanie, bo się w pewnym sensie wyciszyłam się i nie zrywam się o 6 rano jak to bywało przez wiele lat.

Pierwsze, co robię dla siebie po obudzeniu, to kawę z mlekiem i włączam wiadomości, gdyż muszę wiedzieć, co dzieje się w moim kraju, a dzieje się bardzo dużo!

Kiedy ta kawa mnie wybudzi, to robię toaletę, a później zabieram się za drobne prace w domu, a więc kwiatki, kurze, czyli pobieżne sprzątanie.

Ugotuję też coś na obiad, bo Mąż robi mi zakupy, a ja to przetwarzam, byśmy jedli zdrowo i bez chemii, gdyż nie nienawidzę jedzenia przetworzonego.

Moje życie na emeryturze jest chyba dość nudne, bo komuś się takie może wydać, ale ja się nie nudzę w ciągu dnia.

Na podorędziu mam włączonego laptopa i między – pomiędzy sobie czytam wiadomości i dyskutuję z zaufanymi osobami!

Mam arcy inteligentną przyjaciółką, z którą od chyba trzech lat wymieniamy mejle i  się wzajemnie wspieramy – dziękuję Ci „A” za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.

Kiedy tak się obrobię, to popołudnie mam już tylko dla siebie czas  i w pamięci mam zapisane telewizyjne programy, które codziennie oglądam z dala od polityki, aby się odmóżdżyć.

Ja emerytka – wielka przeciwniczka PiS i tu biję się w piersi – oglądam telewizję reżimową, a bliżej „Koło fortuny”, „Jaka to melodia” i „Postaw na milion”.

W ten sposób ćwiczę swoją mózgownicę i żałuję, że telewizja prywatna nie ma takich programów do myślenia i zgadywania.

O godzinie 19 oglądam „Fakty” na TVN, a następnie „Fakty po faktach”, a także ‚Kropkę na i” , oraz „Czarno na białym” , a także „Szkło kontaktowe” pisząc wieczorem bloga z całego dnia, bo tytuł mojego bloga to „Lustro codzienności!

Czytam oczywiście wiele blogów, z których się dużo uczę i je staram się komentować, to wielka frajda dla mnie.

Dość często mam „smaka” na dobry film i wyszukuję perełki w sieci, a czasami wychodzę z domu na zdjęcia, które wszystkie zamieszczam na blogu i na moim fan-page, których jest ponad 6 tysięcy z okresu 6 lat.

A jak Ty emerytko/emerycie spędzasz swój dzień?

Może się wypowiedzą też młodzi – pracujący, albo chwilowo nie!

 

 

 

Moja codzienność!

Obraz może zawierać: niebo, na zewnątrz, woda i przyroda

Na powyższym zdjęciu jest łódka mego Męża, który jeśli ma tylko wolne od pracy, to tak spędza swój dzień.

Spytacie czemu ja już nie siedzę też na plaży?

Dlatego, że jest za ciepło dla mnie, a po drugie stałam się samotnicą i wolę dzień spędzić w domu – tak jak lubię.

Kroś napisze, że nuda, ale ja lubię tę swoją nudę.

Dziwne, ale wcale nie tęskno mi do ludzi i jak mówi moja koleżanka wirtualna – odpoczywam od życia  robię tylko tyle, aby się zbytnio nie zmęczyć.

Jednak są momenty, iż myślę, że sobie sama robię krzywdę wybierając takie życie.

Spytacie więc, co robię każdego dnia?

Przede wszystkim śpię mocno i długo – czasami nawet do 10.00, a potem się rozkręcam.

Śpię tak długo, bo się wyciszyłam po zabieganym życiu.

Zajmuję się domem, gotowaniem obiadu i tu ukłony dla Męża, bo to On robi zakupy.

Potem coś poczytam, obejrzę telewizyjne programy, ale żadnego serialu i oczywiście zaglądam do Internetu, a w ciągu dnia zastanwiam się jaką notkę i o czym zamieszczę na blogu.

Najważniejsze jest dla mnie to, że już nigdzie nie muszę się spieczyć i pędzić jak nigdyś do pracy!

Cenię sobie tą moją wolność, że mogę wybierać, czy  mam dziś coś zrobić, czy to przełożyć na następny dzień.

Bardzo często oglądam filmy na ekranie komputera i chyba wartościowsze już obejrzałam, co można sprawdzić pod tagiem – kino!

Jestem seniorką już i ten blog w wielu notkach jest o seniorach, przemijaniu, starości, odchodzeniu i dziś mam do Was pytanie – jak spędzacie czas na emeryturze i  będzie mi miło jeśli się ktoś podzieli.

Może coś uda mi się zmienić w swoim życiu.

A teraz trochę rozrywki z kategorii – anegtota!

Pewna Znana Krakowska Dziennikarka Kulturalna dzwoni do JANA NOWICKIEGO:
– Panie Janie, panie Janie, mam tu takie szybkie polecenie od przełożonych, by nagrać z panem krótką rozmowę o Hitlerze.
– O Hitlerze? – dziwi się Nowicki.
– Ano o Hitlerze – podtrzymuje Znana Krakowska Dziennikarka Kulturalna – zależy mi na czasie, bo to ma dziś iść, szefowie bardzo proszą.
Hmmm, myśli Nowicki, nigdy nie grałem Hitlera, ale skoro Znana Krakowska Dziennikarka Kulturalna prosi, to coś tam powiem.
Spotkali się, on coś tam powiedział, ona nagrała i pognała montować.
Nie mija godzina, ona dzwoni ponownie, czegoś jednak speszona.
– Panie Janie, panie Janie, musimy powtórzyć wywiad. Chodziło o Hübnera. Zygmunta Hübnera.

Dziennikarka: Jakie są pana gusta teatralne?
Jan Himilsbach: No więc, niestety nie uczęszczam do budynków teatralnych.
Dz: Dlaczego przedkłada pan teatr telewizyjny nad instytucjonalny? 
JH: No więc – jeśli mam być szczery – to przed telewizorem mogę siedzieć w slipach.
Dz: A czy wyżej pan stawia swoją twórczość literacką, czy kamieniarską?
JH: Kamieniarską.
Dz: Czy mógłby pan wytłumaczyć naszym czytelnikom – dlaczego?
JH: Myślę, że dlatego, że moim dziełem granitowym nikt sobie dupy nie podetrze…

Obraz może zawierać: 1 osoba, siedzi

Zdzisław Maklakiewicz zadzwonił kiedyś do Adama Hanuszkiewicza, czy ten nie mógłby go zaangażować do Teatru Narodowego. Po kilku dniach dotarł do Maklakiewicza, na Wybrzeże, telegram treści następującej: ”Angażuję – Hanuszkiewicz”. ”Gratuluję – Maklakiewicz” – oddepeszował Zdzisław. Minęło kilka miesięcy.
– Adam, ja nic nie gram – pożalił się Maklak.
– Twoim zadaniem jest siedzieć w bufecie i robić atmosferę! – odparł Hanuszkiewicz. – Od grania jestem ja!

Obraz może zawierać: 1 osoba, zbliżenie

Kiedy w latach sześćdziesiątych Wojciech Młynarski odwiedził swoją ciotkę NELĘ RUBINSTEIN we Francji, to stanął przed nią w marynarce i spodniach mających już swoje lata, i usłyszał: ”Bardzo dobrze Wojtek, że mnie odwiedziłeś, ale w TYM nie będziesz się ze mną pokazywał” – po czym został zabrany do sklepu i obdarowany szarym garniturem w białą pepitkę z delikatnej wełny, w którym w Polsce jeszcze długo będzie zadawał szyku. Po zakupach ciotka przyjrzała mu się jeszcze raz krytycznie i spytała rzeczowo: ”A gacie masz?”. I dokupiła resztę, z koszulą i skarpetami włącznie.

Obraz może zawierać: 1 osoba, uśmiecha się, kapelusz i zbliżenie

ZDZISŁAW MAKLAKIEWICZ: przyszedł rano na plan filmowy i na próbie wkurzony reżyser zaczął się na niego drzeć: ”No, panie Maklakiewicz, pan znowu ma kaca, nie umie pan tekstu, jest pan nieprzygotowany!” A Maklakiewicz na to bez mrugnięcia okiem: ”No, panie reżyserze, na takich uwagach to ja roli nie zbuduję”.

Obraz może zawierać: 1 osoba, zbliżenie

Marek Lewandowski: (…) Kiedyś po zajęciach w warszawskiej PWST (był już późny wieczór) profesor KAZIMIERZ RUDZKI, tak do nas rzecze:
– Drodzy moi, wy to macie dobrze… Pójdziecie teraz do domów, najecie się, napijecie i pójdziecie spać… Nie to co ja…
– A pan profesor? – spytaliśmy z nieudawaną troską.
– Ja jeszcze będę musiał się wykąpać – odpowiedział Rudzki z kamienną twarzą.

Obraz może zawierać: 1 osoba, zbliżenie

Kiedy w 1882 roku OSCAR WILDE po raz pierwszy przyjechał do Stanów Zjednoczonych, celnik zapytał go co przewozi przez granicę.
– Nic, prócz mojego talentu – odpowiedział pisarz.

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi

HUMPHREY BOGART: ”Nie ufam żadnemu draniowi, który nie pije”.

Obraz może zawierać: 1 osoba

ANDRZEJ ŁAPICKI: Robiłem kiedyś ze studentami sceny miłosne z Fredry. Było na tym roku wydziału aktorskiego kilku chłopaków o świetnym wyglądzie – istna kompania reprezentacyjna Wojska Polskiego. Fajni chłopcy, ale kompletnie nie radzili sobie w scenie miłosnej, w której powinni dość agresywnie zachowywać się w stosunku do partnerki. To była scena z „Męża i żony”, w której Alfred obłapia, jak to mówił Fredro, Justysię. Do tego trzeba zapału. A oni – zero. Próbują, starają się i nic z tego nie wychodzi. W końcu ze złości wziąłem najbrzydszego*, jaki był na roku. Niewysoki, wygląd mało dostojny, raczej nieinteligencki typ. Jak on zagrał wspaniale! Zachwycił mnie po prostu. Wniosek – zainteresowania kobietą, podobnie jak inteligencji, nie da się zagrać. To trzeba mieć w sobie.

* Ten brzydki chłopak nazywał się Borys Szyc.

Obraz może zawierać: 1 osoba, zbliżenie i na zewnątrz

Moje lustro codzienności!

Cytat jest nieprzypadkowy i tylko ja wiem, o co w tym chodzi! 

Kiedyś napiszę o co!

Zbliżają się Święta Wielkanocne i powoli trzeba będzie obudzić się po zimowym śnie i ruszyć do robienia porządków wiosennych.

Jeśli jeszcze parę lat temu taka gonitwa ze szmatą nie przerażała, tak z każdym rokiem przeraża.

Najbardziej boję się już mycia okien, gdyż wchodzenie na chybotliwy stołek budzi we mnie lęk.

Dziś rano, tak od niechcenia napomknęłam Mężowi, że może trzeba będzie wynająć Panią do sprzątania, bo naprawdę te okna mnie przerażają.

Mąż szybko mi odpowiedział, że absolutnie nie, bo jeszcze dajemy sobie radę i damy radę tej i wiosny.

Powiedział, że pomoże zdjąć firany i po praniu je zawiesi, a także zetrze dachy od mebli, abym nie musiała się skrabać.

Niespodziewanie w domu pojawił się nowy sprzęt, który Mąż mi fundnął i oto tadam – mam drabinkę!

Jest ona bardzo stabilna, w przeciwieństwie do chybotliwych stołków kuchennych. Wykonana z porządnego plastiku, leciutka i łatwa w rozkładaniu i składaniu. Jednym słowem jestem zadowolona i podziękowałam Mężowi za praktyczny zakup.

 

A co ja dzisiaj robiłam w ciągu dnia na nizinach?

Mam chorą Mamę i dziś gotowałam dla Niej rosół z wołowego szpondera i z piersi kaczej.

Pyrkotał na ogniu ponad 6 godzin i wyszedł pyszny.

Ostatnio z Mężem mamy fazę na rosół właśnie, a i Mamie nie powinien szkodzić.

 

Dziś też miałam ochotę na inny smak i w lodówce znalazłam niewielki kabaczek. Tak mi się zachciało smaku lata.

Co zrobiłam z kabaczkiem?

Pocięłam go wzdłuż na plastry i zrobiłam dresing z oliwy, czosnku, odrobiny soli i pieprzu.

Kabaczek tak sobie poleżał dwie godziny w tej oliwie, a następnie usmażyłam go na rumiano z każdej strony.

Mnie to smakuje, a Mąż je nawet z takim kabaczkiem bułkę posmarowaną masłem.

I to by było na tyle o tym, co działo dziś się w moim życiu.

Chwytam każdy dzień, tak jakby jutra nie było!

„Enid” – moje kino

Dobry wieczór. 🙂

Każdy z nas ma, albo miał swojego idola, za którego by dał się pokroić. Idola w świecie artystycznym, może i politycznym też, którego się uwielbiało, albo nadal uwielbia.

Mamy do tego prawo, by wielbić pisarza, malarza, piosenkarza, który jest na świeczniku i stanowi dla nas źródło natchnienia i radości.. 

Jednak nigdy nie wiemy jaką osobą nasz idol jest w życiu prywatnym, bo ponoć nie ma domu bez złomu. Może współczesne czasy, w dobie Internetu szybciej są w stanie obnażyć różne grzeszki i przywary naszego idola. Dziś wiadomości rozchodzą się lotem błyskawicy i paparazzi nie śpią, ale kiedyś można było wiele ukryć i czasami nic na światło dzienne nie wypływało długie lata.

Piszę o tym po seansie filmu pt. „Enid”, opowiadającym biograficzną historię pisarki brytyjskiej Enid Blyton, która pisała bajki i opowiadania dla dzieci.

Jej bajki dzieci wprost uwielbiały, a pisarka uwielbiała splendor w ich towarzystwie. Ocieplała się w chwilach spotkań z dziećmi, ale nikt nie wiedział, że jako matka dwóch córek bardzo je zaniedbywała, a także miało się wrażenie, że własne dzieci ją wprost drażniły.

Nie kochała ojca swoich dzieci i nie dbała o niego, a jej paskudny, apodyktyczny charakter spowodował, że mąż nie wytrzymał i od niej odszedł, a ona z tego powodu absolutnie nie rozpaczała.

Jako młoda dziewczyna opuściła dom rodzinny, chorą matkę i dwóch, młodszych braci i nie kontaktowała się z nimi przez 30 lat swojego życia, spędzonego na pisaniu. Nie pojechała też na pogrzeb matki i dopiero, tuż przed chorobą utraty pamięci zdała sobie sprawę, że całe swe życie była złą kobietą.

Film jest bardzo dobrze nakręcony i wciąga, a więc polecam na wieczór, ale nie dzisiaj, bo dzisiaj wszyscy żyjemy Debatą Ewy Kopacz, z Beatą Szydło, a więc pewnie będzie gorąco.

Trzymamy nerwy na wodzy i kciuki za swoją idolkę. 🙂

W tej notce jestem wredna i bezwzględna, ale może jestem starej daty i dlatego!

 

Kiedy urodziłam moją pierwszą Córkę, a był to dzień 12.05.1976 roku, to chyba jak każda Matka byłam lekko przerażona, czy dam sobie radę.

Pierwsze miesiące nie były łatwe, bo jako młoda dziewczyna musiałam swoje życie przestawić i podporządkować tej małej istotce, którą powołaliśmy na świat.

Czasy nie były łatwe, bo w kraju coś się zaczęło już burzyć politycznie i coś się szykowało, ale jeszcze sklepy w miarę były zaopatrzone. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że w podziemnej Polsce szykują zmianę ustroju.

Nie wiele do społeczeństwa docierało, bo nie było  Internetu i telefonii komórkowej, a cenzura blokowała wszystko i nie każdy miał w domu telefon stacjonarny, a telewizja ukrywała bardzo wiele.

12.12.1979 roku urodziłam drugą Córeczkę, a mąż po wyjściu z wojska, natychmiast zaczął pracę na zmiany i mijaliśmy się. Ja wstawałam każdego ranka o 5 godzinie, aby przygotować dzieci do żłobka i przedszkola. Wstawałam, szykowałam każdej jedzenie, bo dzieci nie szyły na służbę głodne. Potem je budziłam i często musiałam je na śpiocha jeszcze ubrać i po kolei zasuwałam do placówek. Następnie biegiem do pracy, aby się nie spóźnić. Zawsze zrobione włosy i makijaż, co robiłam perfekcyjnie szybko, bo tak sobie ułożyłam swój grafik, że nie było mowy o jego zmianie, czy też folgowaniu moim codziennym, porannym zajęciom. 

Wówczas zaczęłam pisać pamiętnik wieczorami, a raczej, to były zapiski z tego, co przeżywam w związku z macierzyństwem.

Pisałam rzecz jasna w zeszycie, bo przecież wówczas nikt nie słyszał, co to jest blog, a więc kiedy dzieci już spały, bardzo krótko wpisywałam do zeszytu swoje myśli i tu dam najdłuższy mój wpis, jaki popełniłam, a potem jakoś przestałam zapisywać swoje emocje – może szkoda!

A więc:

13 grudnia 1981 rok:

Jest wieczór, a ja siedzę na tym zeszytem i płaczę. Generał Jaruzelski ogłosił w Polsce stan wojenny i moje dzieci nie obejrzały ulubionego „Teleranka”. Jestem wystraszona, bo męża mi zmobilizowali, a ja widzę przez okno uzbrojonych żołnierzy w mroźną zimę. Nie wiem kompletnie co dalej?  Boję się strasznie, bo wygląda to wszystko przerażająco i nic nie wiem.

Jak żyć, kiedy kraj jest ogarnięty niepokojem, a gdzieś tam jeżdżą czołgi?  Nie można nigdzie wyjść bez dowodu tożsamości. Nie nie można do nikogo zadzwonić i nie wiem gdzie jest mój mąż i kiedy wróci do domu.

Wiem, że trzeba żyć dalej. Wiem, że muszę poradzić sobie dla moich dzieci. Wiem, że zrobię dla nich wszystko, bo to są moje dzieci i muszę je chronić!

Nie mogę za bardzo na kimkolwiek polegać, a więc muszę być silna. Kolejki! Jedziemy z mężem na wioskę, bo tam jest świeży chleb i kupujemy dla całej rodziny. W męża i mojej pracy rzucają coś, a więc bierzemy, co dają, a więc jakieś ubranka dla dzieci, jakąś wędlinę, budyń, a nawet kieliszki do wina, choć na diabła nam one.

Teść budzi mnie o piątej rano, bo rzucają masło i ser amerykański na dziecięce książeczki. Stoimy, a zimno jak diabli, ale jaka satysfakcja przy kasie, że mam to!

Jestem zmęczona, wykończona, ale daję radę, bo może doczekam czasów, że moim dzieciom będzie lepiej, lżej. Stoję w kolejkach po buty dla dzieci, ale rzucili tylko dla dorosłych. Buty przynosi mąż, bo rzucili u niego w pracy – za małe!

Horror, ale daję radę i nie mam marzeń, że bym się gdzieś wybrała z koleżankami, aby się zresetować. Nie mam marzeń, abyśmy z mężem gdzieś wyjechali, tylko we dwoje, bo niby jak, skoro w kraju zawierucha.

Jestem szczęśliwa, że kupiłam biszkopty dla dzieci, a one cieszą się, że mają jakąś odmianę. Jestem szczęśliwa, kiedy uda się kupić jakiś owoc i jestem szczęśliwa, że mimo wszystko dzieci chowają się zdrowo.

Jestem szczęśliwa, że mam je i zrobię wszystko, bym była dla nich autorytetem i aby nigdy nie musiały się za mnie wstydzić, bo robię dla nich wszystko, co możliwe w tych parszywych czasach!

****

A teraz Matki piszą blogi i jest ich bardzo wiele w sieci i proszę porównać jak zmieniło się postrzeganie macierzyństwa (wpis poniżej). Nie czepiam się, ale chcę zaznaczyć, że każda kobieta, która decyduje się na macierzyństwo musi! Musi się liczyć z wyrzeczeniami, a więc koniec i kropka. Dzieci nie pchają się na świat i trzeba założyć twardy pancerz, aby dać z siebie wszystko, aby je mądrze wychować!

Żadna z tych narzekających mam,  nie chciałaby zamienić pamperów na pieluchy tetrowe, gotowane w zwykłym mydle i je potem wypłukać z tego mydła. Żadna by nie chciała polować na warzywa, aby ugotować domową zupę dla dziecka, bo jest teraz wszystko w słoiczkach  – gotowe. Jest gotowe mleko, kaszki, grysiki i Bóg wie, co jeszcze?

Wniosek z tego taki, że każda z tych młodych kobiet, skoro zdecydowała się na macierzyństwo, to powinna wiedzieć, że to jest ten koszt młodości trochę straconej, ale jeśli mądrze przeżyją swoje macierzyństwo, to zostanie Im z nawiązką zwrócone w postaci miłości dzieci.

I jeszcze jedno. Miałam jedyną książkę, która mi podpowiadała jak żywić, jak ubierać dziecko, a teraz w sieci są blogi, fora, Facebook i sama nie wiem co jeszcze. Zauważyłam, że młode kobiety i tak błądzą jak we mgle i to jest strasznie smutne. Dużo stękają! Trzeba swoje macierzyństwo wziąć na klatę i cieszyć tym, że dzieci są zdrowe. Nie jesteście pępkiem świata do diaska i manna z nieba nie spada! Na wszystko trzeba zapracować!

Czytam w sieci wynurzenia zmaltretowanych matek, które mają pretensje do wszystkich i wszystkiego, ale nie do siebie za źle zorganizowany czas, a brak logistyki i Bóg wie do czego jeszcze. Jak świat, światem, to Matka wydaje dziecko na świat i większość wychowania i ogarnięcia na niej spoczywa, bo mężczyzna może, ale nie musi, bo zależy na jakiego faceta się trafi.

Przestańcie walczyć o karmienie dziecka w miejscach publicznych, bo ja sądzę, że jest to tak intymna czynność, że powinna być pod czas niej tylko matka i dziecko, a nie kamery, obserwatorzy, ciekawscy, bo to Wy powinnyście chronić swoją prywatność, a więc przestańcie szaleć w przestrzeni publicznej, bo nie uchodzi!

I tak na ostatek, to psychologowie mącą kobietom w głowach swoimi receptami, poradami i robią tym kobietom sieczkę w głowie i pozbawiają kobiecej intuicji i wyczucia. Politycy zaś mamią dodatkiem 500 zł, na każde drugie dziecko, ale jeśli one wierzą w te obiecanki, zamiast liczyć na siebie, to  są okropnie naiwne. Nie ma nic za darmo na tym świecie. Nic!

Oto wynurzenia biednej Matki Polki – współczesnej!

„Dobra matka

Stosy brudnych naczyń na całej długości kuchennych blatów. Koty kotłujące się po podłodze, żywe na tyle, by potrafić przeturlać się na drugą stronę pokoju. Rozlane herbatki. Paprochy tworzące nieznane konstelacje na niebie z paneli podłogowych. Zabawki nie od parady, od pary też nie. Pojedyncze kapcie, ubrania ściągane i wciągane kilka razy dziennie. Kapciuszki, rajstopki, opakowania po chusteczkach. Kawałek wyplutego chleba pod krzesłem, pod stołem zaś rodzynki. Makaron przyklejony do wszystkich możliwych mebli. Misie, gumisie, koparki. Kremy, miski i garneczki. Piłki, folie i kawałki wymiętego papieru.
A w tym wszystkim pośrodku matka.
Dresy wypchane tak, że wyglądają jakby chodziła na zgiętych kolanach. Tłusta cebula na głowie. Zarośnięte brwi i makijaż składający się z fachowo wtartego kremu bb – tylko albo aż. Plamy od zupy pomidorowej, smarków i kredek na koszulce wyciągniętej ze skotłowanego prania, którego rosnące kupy monumentalnie nie powstydzą się dorównywać piramidom w Egipcie.
Ona wciąż tam stoi. Tam. Pośrodku. I choćby świat się wokół walił, choćby była wykończona, niewyspana, w złym humorze lub po prostu miałaby ochotę chwycić torebkę pod pachę, odwrócić się na pięcie i wyjść… będzie tam stała.
Tak wygląda każdy dzień.
Macierzyństwo jest piękne. Lecz jest cholernie trudne. Męczące. Wykańczające.
Przynależąc do kilku grup o tematyce rodzicielskiej, coraz częściej natykam się na zwierzenia mam napawające smutkiem i poszukiwaniem wsparcia. Mówią o bezsilności, braku czasu dla siebie, braku sił i energii, utracie cierpliwości. Zastanawiają się czy są dobrymi matkami, bo przecież tyle i ciągle krzyczą. Pytają co mogą brać na uspokojenie, bo nie dają rady. Opowiadają o symptomach świadczących o depresji. Często nie mają czasu na wizyty u specjalistów a nazwy leków podpowiadają im inne forumowiczki. Chętne zresztą podzielić się i receptą. Zdołowane, zapłakane w najpiękniejszym ponoć momencie życia. Ironia losu ?
Brak wsparcia ze strony bliskich, którzy albo nie widzą problemu albo równie często nie zdają sobie sprawy z jego rozmiarów, nie pomaga. Zewsząd napływają informacje o spełniających się szczęśliwych piastunkach ogniska domowego, które wzbudzają poczucie wstydu u nieszczęśliwej kobiety i pogłębiają przykre myśli na swój temat – wszystko ogarniają, piękne, wymalowane, wypacykowane, w świetnie dopasowanych i wyprasowanych ciuchach, zawsze uśmiechnięte, matki idealne a przepraszam nie matki, nigdy matki – mamusie.
Niesamowite jest to zjawisko, ponieważ mam wrażenie, że kobiety/matki bardzo się jednak wspierają i są wobec siebie wyrozumiałe jak nikt inny a jednak gdzieś tam powstaje rywalizacja – którą kreuje śmiem stwierdzić społeczeństwo. To jest chore.
Zaprosiłam we wtorek na kawę koleżankę. Była u mnie pierwszy raz a ponieważ dzieci zaprowadziłam do żłobka, mogłam na szybko ogarnąć i siebie i dom. Nawet oko tuszem potraktować. I tak rozmawiamy sobie w najlepsze gdy ona mówi, że na co dzień bez makijażu chodzi bo czasu na nic nie ma ale dziś się pomalowała bo do mnie, bo ja taka zawsze … (idealna?):) Ja zrobiłam identycznie, dokładnie to samo co ona. Makijaż mam od święta, pełny oczywiście. Nie wspominając o stole bez kurzu, nieobecności brudnych naczyń i braku zabawek na każdym możliwym metrze kwadratowym podłogi. Fajnie jak jest czysto, lecz z tym już dawno się pożegnałam.Najważniejsze jest żeby umieć się przyznać do tego, że nie jest się robotem. Trudne ? Że nie ogarniamy połowy zaplanowanych rzeczy choć walczymy o każdą zawzięcie. Że musimy wybierać między sprzątnięciem pokoju a upieczeniem ciasta czy zrobieniem obiadu – ja zawsze wybieram gotowanie. I nauczyć się żyć w nowych warunkach. Odpuścić kiedy mają przyjść znajomi a my walczymy z nawracającym jak perpetuum mobile bałaganem. Goście z dziećmi zrozumieją, bez dzieci – nie wiadomo, aczkolwiek im też się w końcu dzieci urodzą, wtedy zrozumieją. Odpuścić przepraszanie za bałagan, które weszło w krew jak mantra. Bo za co przepraszać ? Za czas poświęcony dzieciom zamiast łazience ?Matki potrzebują pomocy. Potrzebują wsparcia i zrozumienia. Potrzebują wypłakania się i przytulenia. Potrzebują wyjść z domu i odpocząć. Potrzebują pobyć same. Potrzebują chwili ciszy. Potrzebują czterech ścian. Potrzebują pomarzyć. Potrzebują posiedzieć na kiblu. Potrzebują wziąć dłuższy prysznic i mieć chwilę na ogolenie nóg. Potrzebują siebie. Potrzebują pogadać ze swoimi myślami. Potrzebują.Przeraża mnie jak ogromna panuje znieczulica. Kobiety szukają wsparcia w obcych ludziach, w anonimach z internatu. A co z ich gniazdem ? Przecież tworzą rodzinę. Czy nie w rodzinie powinny doszukiwać się pomocy ? Gdzie są mężowie, rodzice ? Gdzie są przyjaciele? Czy nie widać, że przestała odbierać telefony i rzadziej odpisuje na sms ?  Nie widać, że ma smutek w oczach i głos jakby się miała za chwilę rozbeczeć ? A może zamyka się w łazience i siedzi na toalecie udając wiadomo co, by ukryć kilka łez bezsilności ? Gdzie jesteście ludzie ? Pracujecie, zarabiacie, macie swoje problemy, swoje życia. Wiem, rozumiem. Aczkolwiek nie daje mi to spokoju. Gdzie jest państwo ? Grupy wsparcia powinny walić drzwiami i oknami. Mąż może poświęcić godzinę dzieciom lub wyciągnąć naczynia ze zmywarki. Przyjaciółka ugotować zupę, bo matka często nie ma czasu nawet dojeść obiadu. Serio ! Nawet kawę pije na raty, zimną zazwyczaj. A może zakupy jej zrobić skoro i tak jedziesz do Tesco ?Kobieta, która jest w domu, która po części zrezygnowała z siebie i ze spełniania przynajmniej na jakiś czas swoich marzeń powinna być wynoszona na piedestały a nazywa się ją kurą domową, której się ani nie szanuje ani nie docenia. A jedyną osobą, która to rozumie jest inna kura domowa. Smutne to, niewdzięczne i upokarzające. Tak bardzo zależy nam na mądrych, silnych, zdrowych i szczęśliwych dzieciach a matki, które mają największy wkład w start swoich pociech pozostawia się same sobie. Radźcie sobie kobiety. Każdy o tym wie, lecz jakimś dziwnym trafem część niechcący zapomniała, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Gdzie w tym logika ? Jak znerwicowana, zestresowana, przytłoczona nadmiarem obowiązków matka ma wychować szczęśliwe dziecko i zapewnić mu jak najlepszy start w dorosłość ? Zrobi to. Ale jakim kosztem ?„Prawdziwa matka umie przyznać, że egzamin z macierzyństwa łatwiej oblać, niż zaliczyć…
Śpij spokojnie prawdziwa matko. Jeśli masz wątpliwości, czy jesteś dobrą mamą, to znaczy, że nią jesteś”.
                                                                                                           Jodi Picoult

Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej

Aby powstało ludzkie życie, to do tego potrzebna jest kobieta i mężczyzna i nie chcę tutaj pisać o innych sposobach, z którymi różnie się walczy, a mam na myśli in vitro, czy surogatki  i coś tam, coś tam.

Dwoje ludzi płodzi dziecko, które być może już w zarodku ma przypisane cechy charakteru i być może już przyklejona jest do niego latka – etykietka, jak w tym życiu mu się będzie wiodło. Może to geny, a może przeznaczenie, a może palec Boży. Nikt nie dowiódł tego, że nie jesteśmy przypisani przeznaczeniu po urodzeniu i nikt nie dowiódł tego, że dopiero po urodzeniu kształtuje się nas przyszły los.

Zmierzam do tego, że rodzimy się i nigdy nie wiemy jak nasze losy się potoczą i jest tak, że jednym idzie się przez życie jak po czerwonym dywanie, obsypanym płatkami róż, a drudzy muszą przedzierać się przez życie jak przez zasieki kolczaste i wciąż się raną, aż do krwi i choć by robili najróżniejsze uniki, to i tak całe życie trafiają na kolce i wciąż są przez życie poranieni.

Jednym na pstyk wszystko, łatwo przychodzi, a drudzy walczą całe życie o akceptację, lepszą pracę, szczęśliwsze związki i tak dalej.

Analizując różne sytuacje wyjaśnię o co mi chodzi.

Ktoś rodzi się w rodzinie alkoholików i jest mu strasznie ciężko już na starcie i mimo starań nigdy nie otrzepie się z tego, że rodzice chlali wódę i nie dbali o potomstwo. Jakże często wchodzimy w związek z podobnym typem i użeramy się z alkoholikiem i przemocowcem. Czy przypięta łatka powoduje, że dokonujemy złych wyborów i idziemy wciąż drogą destrukcyjną? Dlaczego trafiamy na podobnych ludzi do tych, którzy nas wychowali i jak się z tego otrzepać, aby uszczęśliwić swoje życie, a nie wciąż cierpieć i myśleć, że jesteśmy na skraju wytrzymałości?

Inna sytuacja. Ojciec zdradzał notorycznie matkę, a my zakochujemy się w takim samym typie i stajemy wobec takiej samej sytuacji, którą mieliśmy w domu. Dlaczego nie potrafimy przewidzieć tego, że ten człowiek nas zdradzi i cierpimy w takich związkach latami. Jak sobie wytłumaczyć, że nie jesteśmy jedyni na tym świecie, kiedy trafiamy na kanalię?

Jeszcze inna sytuacja. Rodzimy dziecko, ale okazuje się ono chore i mimo walki o jego zdrowie – tracimy je.Jest to trauma prawie nie do przeżycia, ale życie toczy się dalej i w końcu musimy stanąć na nogi.

Mam tak wiele przykładów na to, że choćbyśmy stanęli na rzęsach, to i tak niepowodzenie życiowe nas dopada i ciągnie się na nami jak guma z gaci. I tu mam pytanie?

Jak podnosić się z tych wszystkich nieszczęść i jak sobie radzić, kiedy po następnym niepowodzeniu ulatuje z nas życie, a sił na walkę nagle brakuje? Nie możemy sobie poradzić z pytaniem dręczącym – dlaczego znowu mnie to dotknęło? Dlaczego znowu ja jestem poddany kolejnej próbie, z której mogę się  podnieść, ale nie potrafię, ponieważ uleciało ze mnie powietrze i właściwie za chwilę mnie już nie będzie, bo tego nie zniosę i nie wytrzymam!

Ale tutaj nachodzi mnie refleksja? Co mają powiedzieć ludzie, u których wykryto nieuleczalnego raka? Jakież wewnętrzne piekło przechodzą ludzie z chwilą diagnozy, że za miesiąc mogą już umrzeć i ich nagle zabraknie. Przecież ci ludzie przechodzą piekło i dlatego apeluję do tych wszystkich zgnębionych i bez żadnej nadziei na przyszłość, co się im wydaje. Nigdy byście się nie chcieli zamienić z tymi, dla których już nie ma żadnej szansy na życie i dlatego o tym piszę, że w chwili, kiedy serce jeszcze bije, a rozum podpowiada, że za chwilę nastąpi koniec, to ci zdrowi mają przed sobą lata, aby pogodzić się ze swoimi niepowodzeniami i tego się trzymajmy.

Nie poddajmy się tym, co nas gnoją w realu, w rodzinie,  albo w sieci. To jest mało ważne, bo na tym świecie nie brakuje świrów, którzy opluwając mnie, Was i czerpią chorą satysfakcję. Stańcie na chwilę i spluńcie w ich kierunku z politowaniem. Współczujmy tym ludziom i pomyślcie o tym, że wciąż żyjecie i wciąż możecie czerpać z życia, to co piękne i wartościowe. Pomyślcie o tych, którzy chwytają się każdej okazji, aby to swoje życie przedłużyć choćby o tydzień. 

I na koniec wiedzcie jedno, że na ten świat przychodzą ludzkie kanalie, którzy czerpią satysfakcję z tego, że gnoją drugiego człowieka, ale nie zwracajcie na nich uwagi, a szanujcie siebie, bo Wasze życie jest w Waszych rękach, a gnój zawsze trafi do marginesu społecznego. Życie jest tak piękne ze swoimi zachodami i wschodami słońca – dobranoc  kochani i niech Wam smakuje poranna kawa.

Dobranoc!  🙂

A wracając do łatki, czy etykiety w łonie matki, to żadna matka nie wie, czy urodzi prawego człowieka, czy notoryczną kanalię, która nawet w wieku seniora kanalią pozostaje, a ja znam takie wirtualne kanalie, ale umiem wciąż patrzeć na życie w kolorowych barwach, co jest na moich zdjęciach.

Myślisz, że nie wszystko wiesz, to Facebooka śledź!

 

Wczoraj wyszłam na spacer, aby zrobić kilka fotek mojego miasta, a był już prawie wieczór, co widać po zapalonych latarniach miejskich.

Nagle usłyszałam znajomy z przed lat głos mojej dawnej koleżanki, z którą nie widziałam się sporo czasu. Bożena wyjechała po ślubie na wieś i tam kompletnie się zakopała.

Co ja wiedziałam o Bożenie? Wiedziałam, że wiele, długich lat pracowała na rzecz swojej wsi, jako Sołtys i była wielce zaangażowana w sprawy wsi. Poświęcała ludziom swój, cenny czas i była naprawdę skutecznym Sołtysem i bardzo lubianym, że wygrywała wybory za każdym razem, bo się sprawdzała na tym stanowisku. Ludzie jeśli tylko mieli kłopoty, to wiedzieli, że Bożena zrobi wszystko, aby im pomóc, a wieś pod jej nadzorem, co roku piękniała.

Wiedziałam, że Bożena ma rodzinę i dwie cudne i mądre córki, ale kiedy zaprosiła mnie do nowo otwartej w mieście pizzeri, to okazało się, że nie wiem o niej wszystkiego.

Poszłyśmy więc na pogaduchy, bo czułam, że musi się komuś wygadać, a więc przystałam na miejsce i poszłyśmy na kawę i lampkę wina, bo to było też w karcie oprócz pizzy.

Zauważyłam, że Bożena jest w niezbyt dobrej kondycji, bo posuwała nogami, a było to spowodowane chorym biodrem, bo w końcu obie mamy już swój wiek.

Usiadłyśmy i Bożena mi powiedziała, że przyjechała do koleżanki, aby pobyć z dala od domu i męża i tu zaczęła swoją opowieść.

– Elu, bardzo Cię zawsze szanowałam, bo wiem, że to, co usłyszysz zostanie między nami, bo zawsze taka byłaś dyskretna, a więc mam do Ciebie zaufanie i weź mi coś poradź i tu zaczęła swoją opowieść i pozwoliła mi na jej publikację, bo poprosiłam:

– Poznałam Janusza jeszcze w szkole podstawowej i od razu coś między nami zaiskrzyło. Chodziliśmy ze sobą cztery lata i po dwóch zaczęliśmy współżycie, kiedy oboje mieliśmy zaledwie dwadzieścia lat.

Zakochałam się w nim jak wariatka i świata nie widziałam bez niego i kiedy zaszłam w pierwszą ciążę, to nastąpił szybki ślub i skromne wesele. Matka mi mówiła, że to nie jest facet dla mnie, bo jakby czuła, że zrani mnie i po 30 latach wspólnego życie wiem, że miała absolutną rację, której ja, jako młoda dziewczyna kompletnie nie przyjmowałam.

Urodziłam pierwszą córkę i kiedy byłam zagoniona, zapędzona między pracą, a żłobkiem, to po trzech latach się dowiedziałam, że zrobił dziecko innej kobiecie, a ja  byłam w ciąży z drugim dzieckiem.

– Rozchorowałam się i rozsypałam na cząsteczki. Wylądowałam na oddziale psychiatrycznym, a dziećmi zajęła się moja mama, za co jej dozgonnie dziękuję.

– Elu, wróciłam z tego szpitala mocniejsza i nie wiem dlaczego w tym momencie nie wywaliłam go z domu i nie założyłam sprawy rozwodowej, ale wiesz jak to jest, kiedy kocha się za bardzo i ma się nadzieję, że to więcej się nie powtórzy. Nadzieja jednak jest matką głupich, bo dochodziły mnie słuchy, że romansował z Grażynką, Renatką i chyba naliczyłam ich z dziesięć, ale nie miałam na to żadnych dowodów, a on zawsze mi mówił, że kocha tylko mnie i nie mam prawa posądzać go o jakieś romanse.

– Nasze życie było podzielone między moim wizytami na psychoterapii, a jego wmawianiem mi, że jest czysty i zrobi wszystko, bym była najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.

– Dowiedziałam się dziesięć lat temu, że sypia z niejaką Jolą i wiesz co? Opadały mi ręce i nie miałam już chęci żyć. Targnęłam się po raz drugi na swoje życie i nie myślałam kompletnie o dzieciach, a o swojej zranionej po raz wtóry – mojej kobiecej godności.

– Walczyłam ze sobą i wypierałam, że skoro mnie nie zostawił i przez dziesięć lat nie zdecydował się, by z tamtą zamieszkać, to widocznie wciąż mnie kocha i chce naprawić swoje błędy. Zrobił się bardzo troskliwy, jeszcze bardziej troskliwy. Mnie z chorym biodrem trudno było robić zakupy, a więc on to robił nienagannie. Po urzędach też chodził i chodzi nadal, a więc opiekuje się mną.

– Wiesz co? Już myślałam, że zerwał z tą swoją kochanką, bo w końcu ma na karku sześćdziesiąt lat i pragnie przy mnie do końca się zestarzeć, ale wiesz co go zgubiło?

– Elu! Zgubił go Facebook. Pewnego dnia poprosił mnie, abym dała mu komplet szklanek, których nie używamy, a stoją bezużyteczne, bo koledzy po pracy nie mają w czym wypić drinka. Odświeżyłam je i mu je zapakowałam, pełna dobrej woli.

– Byłam przekonana, że owe naczynka trafią do jego kolegów, ale otworzyłam profil córki jego „niby” dawnej kochanki, a tam wiszą zdjęcia z urodzin córki synka – 7 letniego, a obok tortu stoją moje, śliczne i charakterystyczne szklanki i miałam już wszystkiego dość!

– Kiedy to zobaczyłam, to kazałam mu się spakować i wynieść w końcu do tamtej, ale on nie chce, a ja jestem w totalnej rozsypce i dlatego wyjechałam z domu, aby to przemyśleć, bo wiesz co? On jest dla mnie bardzo dobry i nie mam z nim źle, ale ciągnie go do tamtej. Nie chcę się znaleźć w szpitalu, ale jestem bliska załamaniu. Nie dam sobie rady finansowo bez niego, ale kusi mnie, aby go spakować i wywieźć jego ciuchy pod drzwi tamtej i niech mnie oboje wreszcie nie oszukują i co mi Elu radzisz?

Zdębiałam naprawdę, bo nie wiem, co poradzić tej mojej koleżance, która wciąż go kocha, a jednocześnie nienawidzi. Nie wiem, co poradzić tak wrażliwej i schorowanej kobiecie, która być może nie da sobie sama rady, ze względu na chorobę, bo każda porada może okazać się niewypałem, a więc może kolejny raz zacisnąć zęby i żyć dalej?

Córki Bożenę wspierają, ale już same się pogubiły w tych dziwnych relacjach i wiedzą, że w razie rozstania będą musiały matkę wspierać w każdym względzie i wiedzą też o tym, że tych dwoje nie może bez siebie żyć, bo znają ich od podszewki, choć ojcu nie wybaczyły chuci i same są bezradne. Nie wiedzą, jak mają matce doradzić!