Ja Babcia Ela i Dziadek Leszek zostaliśmy zaproszeni do Teatru Lalek „Pleciuga” w Szczecinie na specjalną galę i występ dzieci z przedszkola. No cóż, trzeba jechać i nie ociągać się do południa, gdyż musimy być na miejscu na godzinę 15. Wsiadamy do samochodu i jedziemy. Spokojnie, mamy dużo czasu i z pewnością zdążymy na czas, aby wnusia nie była zawiedziona naszym spóźnieniem. Jednak musimy jechać bardzo wolno, gdyż droga na początku jest bardzo śliska i trzeba bardzo uważać, aby dojechać w całym kawałku. Wylatujemy na krajową 10 i uf, można przyciąć, bo autostrada jest czyściutka. Jednak kierowcy w taką pogodę są bardzo nerwowi i wjeżdżamy do Szczecina w godzinie szczytu. Ponownie mój kierowca musi maksymalnie się skupić, gdyż przy wjeździe panuje prawo dżungli. Wszyscy się spieszą, a spieszymy się także i my. Co trochę światła hamują nas i trzeba czekać na przejściach. Pod teatrem jest zatrzęsienie samochodów, tłok, a więc decydujemy się na wolny parking i do teatru trzeba spory kawałek dość pieszo. Nogi mi się rozjeżdżają , bo okazuje się, że mam diabelnie śliskie buty. Mąż bierze mnie pod pachę i jakoś cała dotarłam do miejsca przeznaczenia. Wchodzimy na hol teatru. Matulku, tłok, kolejka do szatni. Zdajemy wierzchnie okrycie i rozglądamy się ciekawie, czy już jest druga Babcia i drugi Dziadek – są, a więc udajemy się na salę i wybieramy miejsca wyższe, aby dobrze widzieć scenę. Wygrzebuję aparat i okulary i już jestem gotowa na widowisko.
Za chwilę rozbrzmiewa muzyka i na scenę wychodzi ferajna w ilości jakieś 80 szt. Oczywiście piszę na oko, bo nie liczyłam. Szkraby małe i duże, a każda grupa ubrana w inne barwy. Maluchy, te najmniejsze były ubrane na niebiesko, a najstarsze na czerwono. Moja wnusia w grupie średniej, jest pomarańczowa. Każda grupa z inną nazwą od smyków do… psikusów, czy jakoś tak.
Zaczyna się plejada barw i występów. Do oczu spływają mi łzy, ale nie tylko mnie, bo kątem oka widzę, że i mąż się wzrusza. No cóż, tak już mają Babcie i Dziadki, że się już wzruszają, hm… tęsknota za dzieciństwem, może? – no!
Oklaski rozbrzmiewają co trochę, a na Sali jakieś 500 szt. Babć i Dziadków. Sala wypełniona po brzegi i każdy w tej gromadzie wypatruje swój skarb. Kolory się kłębią i wirują i na początku trudno jest.
Dopiero, gdy zaczynają szkraby występować w grupach, widać na Sali ręce w górze, hej, patrz, jesteśmy z Tobą. Przybyliśmy tu dla Ciebie kochany Wnusiu i Wnuczko, aby Cię podziwiać. Dziesiątki aparatów, kamer i innych urządzeń w górze. Każdy z Seniorów chce mieć pamiątkę i okazuje się w tym momencie, że Seniorzy są za Pan Brat z techniką – to cieszy.
Nagle dostaliśmy komendę, abyśmy wszyscy wstali i poruszali się w rytm „Papai”, Urszuli Dudziak. Nam też się przydała taka gimnastyka, he he
Występ trwał ok. 2 godzin, a po zakończeniu był na holu poczęstunek. Ciasteczka i gorąca kawa i herbata. Czekamy, aż szkraby się ogarną i będą po kolei trafiać w ręce opiekunów. Seniorzy do domu się nie spieszą i cierpliwie snują się po holu z aromatyczną kawą i oczywiście toczą dysputy, a także uśmiechają się do siebie szczęśliwi.
I ja tam byłam i kawę piłam, a co widziałam – Wam opowiedziałam.
