Tydzień temu przyszli panowie, którzy stwierdzili, że z naszego licznika gazowego na klatce ulatnia się śladowa ilość gazu.
Potem sprawdzili u nas w domu i faktycznie z rury starego typu, ulatnia się niewielka ilość, gdyż tak wskazywało ich urządzenie.
Dzisiaj przyszli i zaczęli wymieniać rury, które właściwie są rurkami miedzianymi zupełnie innymi jakie kiedyś montowano.
Przed przyjściem robotników wstaliśmy bardzo rano i zaczęliśmy usuwać wszystko, co stało na drodze wymiany tych rurek.
Najbardziej się bałam, że mi zrujnują łazienkę, bo będą wiercić w płytkach i zrobią mi dziury, a płytki odpadną!
Trzeba było zdjąć szafki, wyładować z nich naczynia, odsunąć kuchenkę gazową i ogólnie przygotować dom do tej operacji.
Trzeba było wymontować drzwiczki od pawlacza, gdzie mieli wiercić i ogólnie powstał w domu wielki chaos i bałagan, a pokoje zostały zastawione sprzętami, które trzeba było usunąć, by się panowie mogli dostać do miejsc w celu wymiany rur.
Operacja w sumie trwała ponad trzy godziny, ale panowie bardzo zadbali o to, by nie rujnować nam łazienki i wpuścili nową rurkę w starą tak, aby nie trzeba było wyrywać ze ściany starej rury.
Uf, ale poczułam się szczęśliwa, że chociaż oszczędzili mi remontu łazienki.
Pomyśleliśmy, że jeśli jest taka akcja, to jest dobry moment na wymianę bojlera – podgrzewacza wody.
Dotarliśmy do pana z Wałbrzycha, który za 450 złotych przysłał nam nówkę z kartą gwarancyjną – bardzo uczciwy pan!
Takie podgrzewacze chodzą w sieci i sklepach po tysiąc złotych, albo i drożej.
Panowie profesjonalnie nam ten podgrzewacz zamontowali i działa bez zarzutu!
Dlaczego o tym piszę?
Ano dlatego, że często mówiłam, iż powinniśmy mieć w domu czujnik gazu, ale jak wiadomo wielu ludzi to lekceważy.
Po mojej historii można wyciągnąć wniosek, że my jako jedyni w bloku mieliśmy przeciek tak groźnego gazu i za jakiś czas mogliśmy wylecieć w powietrze.
Pomyślcie o tym, gdyż ja pamiętam śmierć młodej kobiety będącej w ciąży, która poszła się kąpać i z wanny już żywa nie wyszła!