Archiwa tagu: grzyby

Czas grzybobrania!

Zaczął się przepiękny czas, bo czas grzybobrania.

Mój Mąż pojechał wczoraj z kolegami do lasu, w którym coś tam uzbierali, ale bez szału!

Grzybów za dużo nie było, ale było tyle, że po ususzeniu starczy na pyszną zupę grzybową.

Starsi panowie jadą razem, bo w starszym wieku muszą się już wzajemnie pilnować, bo licho nie śpi, choćby zdrowotne.

Ja już nie wybieram się do lasu, gdyż musiałabym mieć na nosie okulary, ale kiedyś byłam zdeklarowaną grzybiarką!

Jakieś 40 lat temu Mąż zakupił wojskowy samochód „Gaza-69”, który sam wyremontował i właśnie tym samochodem zabieraliśmy się rodzinnie na grzyby.

Wstawaliśmy o 5 rano i z piciem i prowiantem ruszaliśmy w drogę, a jak wiadomo taki samochód, to nie był zbyt szybki i do celu jechaliśmy nawet do 3 godziny, a potem szliśmy w las.

Kto mnie nauczył zbierać grzyby?

Mój Ojciec, który chyba nauczył mnie tylko tego jednego.

Kiedy miałam 8 lat, to pamiętam jak jechaliśmy na grzyby też wojskowym „Lublinem” i to był szok!

Była ścieżka i po lewej jej stronie rósł sobie malutki zagajnik choinek.

Weszliśmy tam i oczy nam zrobiły się jak monety – 200 prawdziwków na tak malutkim obszarze i tego nie zapomnę nigdy.

Pamiętam też inną historię, która też mi utkwiła w pamięci.

Pojechaliśmy do Głuska – Głusko (niem. Steinbusch) – osada w Polsce położona w województwie lubuskim, w powiecie strzelecko-drezdeneckim, w gminie Dobiegniew za Wikipedią!

Zostaliśmy tam zaproszeni przez kolegę Męża i tam spędziliśmy dwa tygodnie w sercu lasu!

Ten kolega był w związku z Ukrainką – starszą ode mnie i ona zaprowadziła mnie do cudnego lasu, takiego nigdy więcej nie widziałam i nie spotkałam.

Bardzo wysokie drzewa – o potężnych konarach różnego gatunku.

Słońce świeciło i ten las wyglądał zjawiskowo i był pełen magii!

Gdzie się nie obróciłam tam rosły grzyby, ale nie jednego gatunku, a wszystkich gatunków jakie znałam!

Nazbierałam wówczas dwa kosze przeróżnych grzybów, które potem suszyłam na kuchni opalanej drzewem.

Pamiętam jeszcze taką sytuację, kiedy mój śp. Teść nazbierał cały kosz grzybów i zostawił go za jakimś drzewem.

Z drugim koszem poszedł w las i zapomniał gdzie zostawił pierwszy.

Rzuciliśmy się wszyscy na poszukiwania i kosz został odnaleziony! Uf…

Nasze uzbierane grzyby suszymy na słońcu na balkonie jeśli ono jest.

Jeśli nie, to suszymy nad gazem na siatkach, które mają już jakieś 40 lat!

Lubię mieć zapas suszonych grzybów, bo dodaję je do różnych potraw jako podkręcanie smaku!

Wypad do lasu!

Ponownie wspomnienia!

Pamiętam, że jakieś 25 lat temu Mąż wypożyczył przyczepię kampingową i na dwa tygodnie pojechaliśmy do lasu w Głusku – woj. zachodniopomorskie.

Przyczepę ustawiliśmy na podwórku znajomego, który w tym lesie miał swój dom.

Pojechaliśmy na grzyby i aby wypocząć i to była taka nasza przygoda.

Sami sobie gotowaliśmy posiłki na butli gazowej, a spaliśmy w tej przyczepie właśnie.

Pamiętam, że największym zbieraczem grzybów byłam ja i wiedziałam drogą prób i błędów gdzie ich jest najwięcej.

Miałam dwa, duże kosze i skoro nastał świt – wyruszałam do lasu.

Grzyby suszyliśmy u znajomego na piecu opalanym drzewem na dużych, metalowych sitach.

Ususzonych mieliśmy ponad 2 kilogramy – pamiętam.

Grzybów było tak dużo, że je sprzedawałam w skupie.

Przyjeżdżał samochód pod sklepik spożywczy i tam te grzyby sprzedawałam i nawet nieźle zarobiłam.

Ludzie mówili, że te grzyby pojadą do Niemiec, bo podobno Niemcy wcale grzybów nie zbierają!

Całe życie swoje uwielbiałam wypady do lasu i zbieranie grzybów sprawiało mi przyjemność, a także był to wypoczynek od wszystkiego.

Dzisiaj Mąż z kolegą wybrali się w nasze stare miejsca i póki co, w lesie nie ma grzybów.

Niby jest wilgoć i jest ciepło, ale to chyba jeszcze nie ta pora!

Nazbierał parę kurek i jutro będą do jajecznicy!

Następnym razem pojadę z Mężem do lasu i choć być może nic nie nazbieram, to porobię sobie zdjęcia i pooddycham świeżym powietrzem w ramach relaksu!

Lubicie zbierać grzyby i może macie swoje sukcesy, bo na przykład nazbieraliście 100 borowików? 🙂

Jesienna ja!

Skończyło się już lato i oto mamy astronomiczną jesień – niestety!

Trzeba przyznać, że tegoroczne lato nas rozpieszczało, a i jesień mamy piękną póki co!

Pamiętam dawne czasy, kiedy to jesienią się zapadałam w sobie i popadałam w dziwne smutki i melancholię, ale to się zmieniło i teraz uważam jesień za najpiękniejszą porę roku ze względu na kolorowe liście i słońce padające pod innym kątem – rozproszone w trawach i koronach drzew!

Dziś doznałam szczęścia z powodu błahego i tak sobie w głowie ułożyłam:

„Mąż kupił dojrzałe, dorodne śliwki, takie fioletowe.

Wyszłam na balkon, otulona jesiennym słońcem i pelargoniami

i jadłam śliwki, a pestki rzuciłam w trawę!

Może wyrośnie z tych pestek drzewko

i to było takie moje szczęście”

Jesienią chętnie ludzie fotografują, bo zdjęcia wychodzą cudne i ja wybiorę się na zdjęcia jak każdego roku – o tej porze.

Mieszkam w takim miejscu, że jesienią naprawdę jest co fotografować, a sprawia mi to wielką frajdę, kiedy potem oglądam swoje zdjęcia.

Niżej wkleiłam swoje zdjęcia z tamtego roku!

Już jestem w pozytywnym nastroju, bo zaczynam czytać jesienne wiersze, a poeci także kochają jesień, bo wiersze oddają tę porę roku tak – jak ja nie potrafię napisać!

Niech mi nikt tej jesieni nie zepsuje, bo ani plotka, ani pomówienie, ani nieszczerość, ani żadna śmierć, bo niechaj ta jesień będzie dla mnie, rodziny, świata tylko szczęściem, gdyż na jesień trzeba umieć patrzeć z miłością, choć przypomina o przemijaniu!

Jak nie kochać jesieni…

Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.

Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.

Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,
Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.
I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.
Tadeusz Wywrocki

Liście jesienne

Liście jesienne leżą po brzegach dróg, mieniąc się jedną połową tęczy.
Wyglądają jak rozsypane róże wszelkich barw.
W stawie drżą złote plamy. Rząd drzew odbija się w nim różnie: wierzba – mgłą siwą, czerwona leszczyna – skrzydłem motyla, topole – ciemnymi kolumnami.
Skośne marmurowe schody, prowadzące ku wodzie, odbijają się w gląb i w przeciwną stronę niż prowadzą, tworząc klin.
Zadarte liście wierzby płyną jak dżonki, wiatrem popychane.
Wysoko przelatujące samoloty suną przez głębinę jak czarne płotki, małą gromadą.
Woda żyje, drzewa budzą się dzisiaj.
Wieje bowiem wiatr, który różni się od innych jak chuchnięcie od dmuchnięcia.
Z głębi piersi natury płynie to serdeczne chuchanie: wiatr halny.
Kto jeszcze nie wypowiedział swojej miłości, zdradzi się z nią w taki dzień.
Oto jest niekalendarzowy powrót wiosny.
Wiosna – kaprys, wiosna – łaska.
Możemy się jej wszędzie i zawsze spodziewać, tej Wiosny Niezależnej, zarówno w zimie, jak i w setnym choćby roku życia.
Maria Jasnorzewska Pawlikowska

J e s i e ń

Jesień mnie cieniem zwiędłych drzew dotyka,
Słońce rozpływa się gasnącym złotem.
Pierścień dni moich z wolna się zamyka,
Czas mnie otoczył zwartym żywopłotem.

Ledwo ponad mogę sięgnąć okiem
Na pola szarym cichnące milczeniem.
Serce uśmierza się tętnem głębokiem.
Czemu nachodzisz mnie, wiosno, wspomnieniem?

Tak wiele ważnych spraw mam do zachodu,
Zanim z mym cieniem zostaniemy sami.
Czemu mi rzucasz kamień do ogrodu
I mącisz moją rozmowę z ptakami?
Leopold Staff

O jesieni, jesieni

Niech się wszystko odnowi, odmieni….
O jesieni, jesieni, jesieni …..
Niech się nocą do głębi przeźrocza
nowe gwiazdy urodzą czy stoczą,
niech się spełni, co się nie odstanie,
choćby krzywda, choćby ból bez miary,
niesłychane dla serca ofiary,
gniew czy miłość, życie czy skonanie,
niech się tylko coś prędko odmieni.
O jesieni!… jesieni! … jesieni!

Ja chcę burzy, żeby we mnie z siłą
znowu serce gorzało i biło,
żeby życie uniosło mnie całą
i jak trzcinę w objęciu łamało!
Nie trzymajcie, nie wchodźcie mi w drogę
już się tyle rozprysło wędzideł …
Ja chcę szczęścia i bólu, i skrzydeł
i tak dłużej nie mogę, nie mogę!
Niech się wszystko odnowi, odmieni! …
O jesieni! … jesieni! … jesieni.
Iłłakowiczówna Kazimiera

Astry

Znowu więdną wszystkie zioła,
Tylko srebrne astry kwitną,
Zapatrzone w chłodną niebios
Toń błękitną…
Jakże smutna teraz jesień!
Ach, smutniejsza niż przed laty,
Choć tak samo żółkną liście
Więdną kwiaty
I tak samo noc miesięczna
Sieje jasność, smutek, ciszę
I tak samo drzew wierzchołki
Wiatr kołysze
Ale teraz braknie sercu
Tych upojeń i uniesień
Co swym czarem ożywiały
Smutna jesień
Dawniej miała noc jesienna
Dźwięk rozkoszy w swoim hymnie
Bo anielska, czysta postać
Stała przy mnie
Przypominam jeszcze teraz
Bladej twarzy alabastry,
Krucze włosy – a we włosach
Srebrne astry…
Widzę jeszcze ciemne oczy…
I pieszczotę w ich spojrzeniu
Widzę wszystko w księżycowym
Oświetleniu…
Adam Asnyk

Ostatnie grzybobranie w tym roku!

Pisałam już o tegorocznych zbiorach grzybów i naprawdę mam ich już sporo, ale postanowiliśmy jeszcze raz jechać do lasu, by nazbierać dla Córki.

Miastowi, zapracowani, z małymi dziećmi nie zawsze mają czas pojechać do lasu, a więc w domu ponownie pachnie i zostanie im przekazane.

Do lasu, który uwielbiamy mamy 40 kilometrów w jedną stronę i w tym miejscu grzyby są zawsze w okresie grzybobrania.

Jest to  Drawieński Park Narodowy i do niego wchodzić nie wolno, ale obok jest las, gdzie można buszować!

Byliśmy w lesie w południe i ja zbierałam bliżej samochodu.

W ciągu 30 minut udało mi się zebrać całe wiaderko – wiem, wiem, że powinno się wrzucać grzyby do koszyka, ale gdzieś nasze kosze przepadły z dawnych lat i ostał się tylko jeden.

Dreptałam sobie w kółko i gdzie się nie obróciłam, to tam znajdowałam podgrzybki rosnące w grupach, a więc szybko mi to poszło!

Mąż oznajmił mi, że idzie do swojego lasu po prawdziwki, a ja cofnęłam się do samochodu, by coś zjeść i odpocząć.

W lesie praktycznie już nie było widać samochodów i grzybiarzy, bo w tym roku grzyby obrodziły i każdy się zaopatrzył do woli.

W lesie totalna cisza, słońce, nawet ptaki chyba spały, a ja zrobiłam kilka zdjęć na pamiątkę, bo w tym roku pojechaliśmy ostatni raz na grzybobranie.

Jednak nie do końca było tak pięknie, bo Mąż poszedł po te prawdziwki i dość długo nie wracał, a ja nie wzięłam telefonu.

Wystraszyłam się, że może zabłądził, a ja zostanę w tym lesie do wieczora – taką miałam wizję!

Usiadłam na wiaderku na leśnej drodze i wypatrywałam Męża, bo powinien wrócić tą samą drogą.

Trwało to chyba z godzinę, kiedy umierałam ze strachu i w końcu pojawił się z oddali – odetchnęłam!

Niby wygląda na to, że jest to ostatnie grzybobranie, ale w październiku i listopadzie jest jeszcze wysyp zielonek, które uwielbiamy szukać we mchu!

Te grzyby są smaczne w sosie z cebulką!

Obraz może zawierać: drzewo, niebo, chmura, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, niebo, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: na zewnątrz

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: drzewo, niebo, roślina, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: drzewo, niebo, roślina, tabela, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: chmura, niebo, drzewo, trawa, roślina, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, drzewo, roślina, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: roślina, na zewnątrz, jedzenie i przyroda

 

Poplątanie z pomieszaniem!

 

Obraz może zawierać: jedzenie

Na zdjęciu to już ostatnia partia grzybów przywiezionych przez Męża, bo co za dużo, to nie zdrowo.

W tym roku na moich terenach bardzo ładnie sypnęło grzybem i o dziwo nie ma prawie robaczywych!

Grzyby są śliczne, zdrowe, jędrne i dają w domu obłędny zapach, który chyba wszyscy lubią.

Obraz może zawierać: w budynku

A teraz drugi temat:

Trochę się już boję poruszania tematów politycznych, gdyż wszyscy możemy być prześwietleni przez obecną władzę systemem „Pegasus”.

Może oni nie tylko śledzą nasze smartfony, bo może także nasze wpisy na różnych portalach i także nasze blogi.

Zaczyna być coraz groźniej i nigdy nie wiadomo, czy nie zapukają do naszych drzwi o 6 rano, czyli strach się bać.

Może już trzeba pisać tylko o de… Maryni, aby się nie narażać systemowi za miliony złotych!

Po to zakupili ten program, aby mieć nas pod kontrolą i zakładają nam na buzie kaganiec!

Ciekawe jak się obecnie czują reporterzy, dziennikarze i inni ludzie publiczni, którzy załatwiają wiele spraw przez telefon właśnie!

Miałam nalot Policji na moje komputery i doskonale sobie zdaję sprawę z ogromnego zagrożenia i muszę wszystkich uprzedzić, aby zrozumieli wielkie niebezpieczeństwo czyhające na piszących blogi o tematyce politycznej – już to nie są żarty!

Mój blog na Onet trafił do kartoteki policyjnej i prokuratorskiej za sprawą sygnalistki z Krakowa, a komputery były przeglądane przez biegłego sześć tygodni, a więc doświadczyłam na własnej skórze, że ta władza ma instrumenty, by każdego mieć na widelcu!

Na szczęście nic nie znaleźli, a mnie się marzy, aby byli ścigani ci, którzy bezczelnie popierają tą jakże zdradziecką władzę i plują na przyzwoitych ludzi, którzy bonią resztek demokracji w Polsce!

Aby jednak nie było tak minorowo, to napiszę taką ciekawostkę.

Otóż zadzwoniłam dzisiaj do mojej rodzinnej i poprosiłam o receptę na moje stałe leki.

Zawsze to jest dla mnie stres, bo ja tak bardzo nie lubię lekarzom zaprzątać sobą im głowę!

Zostałam poinformowana, że już nie muszę prosić rodzinnej o receptą, gdyż został mi podany „Nr Recepty”, którą będę mogła załatwić w każdej aptece w Polsce – hurra – wreszcie coś budującego, co skraca kolejki do lekarza!

Jeden stres mniej!

Nie rozmawiaj z wyznawcą PiS!

Obraz może zawierać: jedzenie

Słuchałam dzisiaj na TVN w programie „Fakty po Faktach” wypowiedź niejakiego „Osła” Żalka, który zaciekle bronił tego sutenera z Krakowa – Mariana Banasia – szefa Najwyższej Izby Kontroli w Polsce!

Był to występ tak żałosny, żenujący, masakryczny, że zastanawiam się co oni biorą w tej partii.

Krzyczał na ekranie i nerwowo się śmiał, podskakiwał, aż prawie się opluł ze złości i kompletnie nie potrafił odpowiadać na pytania dziennikarza!

Ludzie w tej partii są tak zepsuci i patologiczni, że nie potrafią prowadzić rzetelnej debaty, a zakrzykują wszystkich, którzy mają inne zadanie i to jest nagminne.

Patologiczni są także wyznawcy tej partii, bo nie potrafią logicznie myśleć, analizować, a tylko łykają co ten rząd im znowu da!

Wierzą z każde kłamstwo „Premiera” i łykają każdą wypowiedzianą bzdurę Kaczyńskiego.

Nie widzą tego, że:

4 lata minęły i się pytam – gdzie te ich autostrady, mosty, bo zdaje się tylko im się udało to:

Rachunek który zapłaci Polska po rządach PiS.
Za niszczoną armię.
Za demolowany system edukacji.
Za rozwalane szpitale.
Za wycięte puszcze i drzewa w miastach.
Za popsute relacje międzynarodowe.
Za 27:1.
Za największe w historii zadłużania państwa.
Za mianowanie kuzynów, pociotków, kolegów bez żadnych kompetencji do spółek skarbu państwa.
Za niszczoną Konstytucję.
Za anarchię prawną.
Za brutalizację Policji.
Za podzielenie społeczeństwa.
Za upartyjniane sądy.
Mało?
Roman Gertych!

A to nie wszystko przecież, bo czego się nie tkną, to schrzanią, a potem się tłumaczą, że przez 8 lat Polki i Polacy – tamta władza zrobiła gorzej od nich!

Dość powoływania się na 8 tamtych lat, bo teraz wy rządzicie i przez 4 lata rozwaliliście ten kraj!

Czytam tu i ówdzie wypowiedzi fanatyków PiS i włos się na głowie jeży, bo ten rząd omamił na zawsze patologię o wielkości jakieś 5 milionów Polaków, którzy mimo draństwa da się ta patologia – pokroić.

Staram się być sprawiedliwa w ocenach i znajduję w tej partii tylko jeden punkt, który zrobili dobrze, a jest to 500+ na każde dziecko i nie zrobili nic więcej dla tego kraju, a wręcz przeciwnie – ośmieszyli Polskę na cały świat i przede wszystkim Europę.

Doszło do tego, że nie mamy „Prezydenta”, „Premiera”, bo Polską rządzi ta mała cholera!

W 2015 roku ostrzegałam wszystkich, by nie głosowali na PiS, bo ta partia upolityczni wszystkie nasze instytucje i tak się stało!

Można już przez rządzących prowadzić burdele i nikomu z głowy włos z głowy nie spadnie.

Można powoływać na najwyższe stanowiska ciotki i pociotki i ten nepotyzm także nikomu nie zaszkodzi choć to jest paraliż wszystkiego już!

Boże jak wiele jeszcze można pisać i tu się zastanawiam nad tym, że oto wielkimi krokami zbliżają się święta.

Jeśli w rodzinie macie zwolenników tej kłamliwej partii, to nie siadajcie z nimi do wspólnego stołu, bo się poróżnicie na śmierć i życie – oni nie odpuszczają, a atakują ze zdwojoną siłą.

Nie radzę wdawać się w dyskusję z pisorem na forum społecznościowym, czy innych portalach, bo oni mają opracowaną taktykę i zeszmacą, zdepczą, oplują, gdyż nie mają żadnych zahamowań, bo są otumanieni ideologią Kaczyńskiego, tego konusa bezzębnego w podartych i schodzonych butach i garniturze!

Doszło do tego, że oni są w stanie zabić w imię swojej partii, tak jak groził posłance Katarzynie Lubnauer  – funkcjonariusz Straży Marszałkowskiej!

Otrzymała pogróżki, w których została wyzwana od suk i zostanie zabita jak Prezydent Adamowicz w Gdańsku!

Funkcjonariusz  miał  ostrą broń!

Proszę zauważyć jak zostaliśmy podzieleni przez gnoma Kaczyńskiego, że można domniemywać, że będziemy mordowani za przekonania!

Jeśli wygrają, to grozić nam będzie wojna domowa!

Aby odlecieć trochę od zła – prezentuję mego Męża w lesie, na łonie natury z koszykiem grzybów! W domu cudny zapach!

Obraz może zawierać: co najmniej jedna osoba, ludzie stoją, drzewo, na zewnątrz i przyroda

 

Sezon grzybowy!

Spójrzcie do tego powyższego wiaderka!

Całe wiaderko prawdziwków, a zdjęcie dostałam od mojego Zięcia!

Dziwię się, że w lesie jest dość sucho, a jednak prawdziwki się pojawiły.

Oczywiście każdy grzybiarz ma swoje, niezawodne miejsca i nikomu nie chce ich zdradzić!

Pamiętam czasy, kiedy byliśmy piękni i młodzi i w okresie grzybobrania nie odpuszczaliśmy.

Wstawaliśmy o 6 rano i szykowaliśmy wałówkę, aby jak najszybciej znaleźć się w lesie!

Mąż miał Gaza – 69 i to nim całą rodzinką jechaliśmy na piknik połączony ze zbieraniem grzybów.

Jechaliśmy do lasu nawet 2 godziny, ale zawsze się opłacało, a do domu wracaliśmy wieczorem.

Najczęściej grzyby były przeznaczone na susz, a suszyliśmy je na sitach nastawianych na kuchenkę gazową!

Pamiętam czas spędzony w samym lesie, kiedy wypożyczyliśmy wóz camping i tak mieszaliśmy 2 tygodnie.

Chodziłam sama do lasu i zebrałam bardzo dużo grzybów, a je suszyłam u znajomego i po ważeniu okazało się, że suszu było dwa i pół kilo.

Nie ususzone sprzedawałam hurtownikom, którzy przyjeżdżali pod wiejski sklep i skupowali świeże grzyby i płacili, a więc  udało mi się trochę zarobić.

Kiedy się suszy grzyby w domu, to jest nieziemski zapach, który uwielbiam, a w kuchni dość często sięgam po zapasy.

Najwięcej schodzi mi suszu na Święta Bożego Narodzenia, bo robię sporo sosu do racuchów drożdżowych, które moja rodzina uwielbia.

Ze zbieraniem grzybów wiąże się opowieść, kiedy mój Teść znawca tematu zostawił pełen koszyk z grzybami pod drzewem i tak się zakołował, że ten koszyk mu zginął.

Musieliśmy wszyscy udać się na poszukiwania, które skończyły się powodzeniem.

Innym razem mój Mąż poleciał za grzybem w las i się też zagubił, a my baliśmy się, że coś mu się stało.

Mąż doszedł do jakieś malutkiej wioski i przy pomocy dobrego człowieka odnalazł nas i samochód.

Jednym zdaniem w lesie trzeba się bardzo pilnować, bo łatwo się zakręcić i stracić orientację!

W związku z grzybami przypomina mi się też coś, kiedy miałam osiem lat.

Jednostka Wojskowa mojego Ojca zorganizowała wypad na grzyby.

Pamiętam, że jechałam wojskowym samochodem „Lublin” i przypominam sobie, że za Ojcem weszłam do brzydkiego lasu – zagajnika, w którym drzewa uschły.

W tym zagajniku znaleźliśmy ponad 200 cudnych, pachnących borowików i tu muszę oddać hołd Ojcu, że nauczył mnie zbierać grzyby i je nazywać!

Jedna Ukrainka nauczyła mnie jak smażyć większe kapelusze borowików, a więc trzeba je naciąć w kratkę i obtoczyć w cieście naleśnikowym i smażyć na patelni z dwóch stron – niech schabowy się chowa!

Umówiłam się dziś z Mężem, że we wtorek wybierzemy się do lasu i obyśmy mieli dobry dzień w zbieraniu grzybów i wrócą nam wspomnienia z młodości!

Zdjęcia poniższe są moje!

Obraz może zawierać: jedzenie

Obraz może zawierać: przyroda

Grzybobranie – wspomnienia!

 

Obraz może zawierać: jedzenie

Kiedy jest się już w starszym wieku, to chciał, czy nie chciał włączają się wspomnienia z młodości.

Dziś Mąż pojechał na grzyby i myślałam, że nic nie przywiezie, bo w zachodniej Polsce jest od pół roku susza i deszczu prawie nie było.

Jednak ku mojemu zdziwieniu przytachał cały koszyk grzybów jędrnych i całkiem przyzwoitych, a trafiły się tylko trzy robaczywe.

Włączają się więc wspomnienia, bo doskonale pamiętem nasze rodzinne wypady do lasów, których na mojej ziemi nie brakuje.

Każdy zresztą chwali swoje ziemie i swoje lasy, a ja dumna jestem z tego, że naprawdę mamy gdzie zbierać grzyby.

Kiedy byliśmy młodzi i piękni jeździliśmy całą rodziną na grzybobranie Gazem-69, który Mąż zakupił za małe pieniądze i go wyremontował.

Wstawaliśmy bardzo wcześnie i cała rodzina pakowała się do samochodu i jechaliśmy zbierać grzyby, a w lesie byliśmy już o 7 rano, kiedy słońce przebijało się przez gałęzie.

Zawsze w mojej kuchni miałam suszone grzyby i bywało tak, że nadmiar sprzedawałam świeże w skupie, bo nie dawało się tego przerobić.

Uwielbiam zbierać grzyby, bo to jest dla mnie ogromny relaks i na grzybach się znam.

Czasy kiedy rodzinnie jechaliśmy na grzyby się skończyły, bo nasze Mamy są już wiekowe, a moja pomału odchodzi, a mój Teść – wielki zbieracz i znawca już nie żyje, a Dzieci mają swoje rodziny.

To były piękne, rodzinne czasy, w których byliśmy razem i czas grzybobrania nas niesamowicie łączył.

Uwielbiam gotować zupę grzybową i nie tylko na Wigilię, ale i w ciągu roku, a także kilka razy w roku piekę racuchy drożdżowe polane sosem grzybowym, a robię go tak:

  • Namaczam w zimnej wodzie kilka garści suszonych grzybów,
  • W garnuszku na oleju smażę pokrojoną w kostkę cebulę,
  • Namoczone grzyby przekręcam przez maszynkę do mięsa.
  • Łączę cebulę i zmielone grzyby i podlewam rosołem,
  • Dodaję wody, pieprzę i solę, a kiedy są miekkie dodaję odrobinę śmietany – pycha!

Mam dla Was jeszcze jedną poradę kulinarną, że jeśli znajdziecie dorodne borowiki, to ich nie suszcie na sicie, a zróbcie tak jak mnie nauczyła pewna Ukrainka.

  • Natnijcie kapelusz borowika w kratkę i obtoczcie w panierce, tak jak kotlety schabowe i usmażcie na maśle – niebo w gębie.

Dziś u mnie w domu pachnie pięknie i taki zapach daje kopa do życia!

 

Podobny obraz

Seniorka, która nie jest już kozicą!

W Ameryce rozgrywa się armagedon i kiedy w telewizji pokazują migawki z tego, co się tam dzieje, to moje oczy robią się wilgotne.

Nikt na tej naszej, kochanej Ziemi nie zasługuje na takie traktowanie przez naturę.

Niestety, ale zdaje się, że nasz klimat radykalnie się zmienia i być może globalne ocieplenie działa tak, że ludzie pozbawiani są całego, swego dobytku, a także często życia.

Wystarczy wrócić pamięcią jak nawałnica w Pomorskim potraktowała hektary lasu i dobytek ludzi.

Z żywiołem nie da się wygrać niestety.

Tegoroczne lato też nie należało do udanych, gdyż po trzydniowym upale – natychmiast pojawiły się burze i silne, niszczycielskie wiatry.

Dziś z Mężem pojechaliśmy na grzyby.

Weszłam do cudnego lasu, w którym żaden świr Szyszko nie wycina drzew i poczułam się szczęśliwa.

Nie ważne ile grzybów nazbieraliśmy, bo nie wiele, ale kontakt z lasem dał mi wielkie  wyciszenie i spokój!

Gapiłam się na jesienne wrzosy, wysokie drzewa i zielony mech. Gapiłam się na samosiejki i gdzieniegdzie powalone drzewa przez wiatr, których nikt nie usuwa.

Zdałam sobie sprawę z tego, że nigdzie nie muszę uciekać przed wielką wodą, ogromnymi falami i tsunami.

Poczułam wolność, bo w lesie nie było praktycznie żadnych ludzi, a tylko śpiewające ptaki, a w mchu ukryte malownicze muchomory.

To był cudny dzień, co uwieczniłam na zdjęciach.

Pamiętam, że kiedy byłam młodsza, to żaden grzybek mi nie umknął. Przemierzałam las jak kozica i nawet potrafiłam w zagajniku czołgać się, aby tylko zdobyć kolejne trofeum do koszyka.

A teraz już bardziej dostojnie się poruszam po lecie, bo w końcu czas zrobił swoje! 😀

 

 

 

 

 

 

Grzyby w listopadzie i mój przepis na nie!

Dzisiaj puk, puk do moich drzwi.

Otwieram wcześniej patrząc przez „Judasza”, a tam stoi starszy pan z wiaderkiem grzybów.

Pan chodził po lesie w listopadzie i nazbierał o dziwo  – maślaki!

Przedstawił się jako znajomy mojego Męża i te grzybki przyjęłam za kwotę 20 złotych.

Tak pan sobie policzył na chlebek i masło, oraz coś na obiad.

Wrzuciłam grzybki do miski i gapiłam się na nie, bo wiedziałam, że trzeba je oczyścić i ściągnąć z każdego kapelusza niestrawną skórkę! Babranina, która mi się nie uśmiechała !

W końcu chciał nie chciał zabrałam się za robotę i trochę to trwało. Trzeba zdjąć tą śluzowatą skórkę, odciąć ogonki i kapelusze oczyścić, a potem pokroić je na flaczki.

Mąż powiedział, abym poszukała jakiegoś ciekawego przepisu w Internecie, ale ja tam miałam swoją wizję na smaczny sos z maślaków i tak:

– w garnku rozpuściłam spory kawałek masła,

– pokroiłam dużą cebulę w paski i trzy ząbki czosnku i zeszkliłam to na maśle,

– następnie wrzuciłam flaczki maślaków i podlałam odrobiną wody,

– kiedy maślaki puściły swój naturalny sok, posoliłam i popieprzyłam sporo, aby wydobyć smak,

– w zamrażarce mam koper zielony  – posiekany i wrzuciłam go na gotujący się sosik – sporą garść,

– gotowałam na małym ogniu, aż zredukowała się woda z grzybów, a kiedy stał się dość gęsty władowałam – pac, dwie wielkie łyżki gęstej śmietany i wiecie co?

Mąż stwierdził, że to jest niebo w gębie.

Potem się zastanowiłam dlaczego maślaki można zbierać w listopadzie, kiedy to jest czas na zielonki i doszłam do wniosku, że przyroda lubi płatać figle i trzeba tylko z tego się cieszyć.

A Mężusiowi zrobiłam zakąskę,  bo dziś ma Urodziny i idzie na wódeczność z kolegami z pracy hi hi.