Wyjrzała przez okno, a tam było tak pięknie. Ani jednej chmurki na niebie. O nie, nie będę siedziała w domu w taką pogodę. Czas wyjść i się dotlenić – pomyślała. Ogarnęła po weekendzie mieszkanie, a potem się stosownie do pogody ubrała. Włożyła książkę do torebki i wyszła z domu. Postanowiła, że posiedzi na ławce nad jeziorem i wystawi buzię do słońca, bo bardzo była zmęczona już zimą i związaną z nią szarością.
Aby dojść do jeziora i do swojej ulubionej ławeczki, musiała pokonać ok. pół kilometra. Doszła do parku, w którym ławki oddzielone są żywopłotem, a więc nie widać kto siedzi obok. Jest to dobre rozwiązanie, gdyż mogła poczuć się intymnie, nie widząc kto także wybrał się na spacer w tym samym celu.
Usiadła i rozejrzała się dookoła. Jest cudnie, a słońce padało prosto na jej twarz. Wzięła głęboki oddech, zachłysnęła się ciepłym powietrzem. Siedząc tak chwilę, postanowiła wyjąć książkę i oddać się lekturze. Zakładka była między 70, a 71 stroną. Zobaczę ile da mi się poczytać – pomyślała założywszy okulary.
Nagle usłyszała z za żywopłotu damski głos. Nie chciała podsłuchiwać, broń Boże, ale głos oddany do słuchawki telefonu komórkowego był donośny i nie można było udawać, że się nie słyszy słów kobiety z za żywopłotu.
– Słuchaj Danka, a wiesz, że ten Kazik, ten policjant, no wiesz, ten wysoki ma romans z tą Kaśką, co w mlecznym pracuje?
– No, żonaty jest, pewnie, że żonaty. No nie wiem, czy żona o tym wie, ale spotykają się regularnie w tym hoteliku, no wiesz, obok domu kultury, w tym maleńkim, gdzie na godziny można wynająć pokój. Bezczelny, co nie?
– Ale mam dla ciebie lepszą wiadomość, ten lekarz, co składał ci rękę, no ten przystojny taki, to ma romans z pielęgniarką. Żonaty jest i już huczy całe miasto.
– Że co? A pewnie, że żona nic o tym nie wie, bo żony dowiadują się ostatnie – nie wiesz o tym?
– No to sobie poplotkowałyśmy, bo wiesz, ja siedzę na ławce i tak z tobą rozmawiam, ale wpadnę na kawę, to ci więcej takich plotek przyniosę, bo wiesz, że u fryzjera można się wszystkiego dowiedzieć. Ale jaja, co nie? Ok, kończę, wstawiaj wodę na kawę, bo będę za pięć minut!
A więc jakoś nie mogła się po tym, co usłyszała, skupić już na książce, gdyż oddała się refleksji, iż jak to dobrze, że obecne jej życie toczy się trochę na uboczu i na co dzień nie musi być karmiona miejskimi plotkami, krążącymi od salonu fryzjerskiego do poczekalni u lekarza. Plotami krążącymi z prędkością światła, które żyją własnym, nie pisanym życiem. Pamiętała, że gdy pracowała, nie sposób było obronić się przed wszędobylską plotką, gdyż zawsze ktoś, gdzieś, w kuluarach gabinetów urzędowych się nimi karmił, na zasadzie – powiem ci coś ciekawego, ale pamiętaj, zostaw to tylko dla siebie i nie powtarzaj nikomu – akurat!
Tu wkleję słowa piosenki Maryli Rodowicz i Seweryna Krajewskiego, świetnie oddające klimat małych miasteczek i wszechobecnej plotki!
Gdzie diabeł „dobranoc” mówi do ciotki,
gdzie w cichej niezgodzie przyszło nam żyć,
na piecu gdzieś mieszkają plotki,
wychodzą na świat, gdy chce im się pić.
Niewiele im trzeba – żywią się nami,
szczęśliwą miłością, płaczem i snem.
Zwyczajnie – ot, przychodzą drzwiami,
pospieszne, jak dym i lotne, jak cień.
Gadu, gadu, gadu, gadu, gadu, gadu nocą,
Baju, baju, baju, baju, baju, baju w dzień
Gdzie wdowa do wdówki mówi: „kochana”,
gdzie kot w rękawiczkach czeka na mysz,
gdzie każdy ptak zna swego pana,
tam wiedzą, co jesz, co pijesz, gdzie śpisz.
Gdy noc na miasteczko spada, jak sowa,
splatają się ręce takich, jak my
i strzeże nas księżyca owal,
by żaden z złych dni nie pukał do drzwi.
A potem siadamy tuż przy kominku ([siadamy tuż przy kominku)
i długo gadamy, że to, że sio… (na na na)
Tak samo jak ten tłum na rynku ( jak ten tłum),
pleciemy co kto, kto kiedy, gdzie kto…
Gadu, gadu, gadu, gadu, gadu, gadu nocą,
Baju, baju, baju, baju, baju, baju w dzień.