Archiwa tagu: kawa

Wspomnień dawnych czar!

Robię póki co – detoks od polityki, ale nie wiem jak długo wytrzymam!

Kawa jak za dawnych lat

Kto pił tak kawę, to oznacza, że już jest starszym człowiekiem, by nie napisać, że starym!

Ja kawę zaczęłam pić, kiedy podjęłam swoją, pierwszą pracę, a wcześniej mi kompletnie nie smakowała.

Potem się odmieniło i do dziś codziennie wypijam swoją poranną kawę, która budzi mnie!

W prezencie ślubnym 44 lata temu – dostaliśmy młynek elektryczny do mielenia kawy, a więc nie mieliłam kawy w ręcznym, drewnianym młynku, choć tak mielona kawa smakowała lepiej, bo była świeżo mielona!

W pracy byłyśmy we trzy w biurze, i która przyszła szybciej, to ta parzyła kawę i tak było przez wiele lat!

Od zawsze piłam kawę parzoną po turecku i nigdy nie kupię ekspresu do zaparzania kawy, bo raczej taka mi mniej smakuje.

Teraz piję kawę z mlekiem bez cukru w kubku i tylko jedną, bez zalewania fusów – jak to było w trudnych czasach!

Na Facebooku znalazłam super komentarz od osoby, która pamięta tamte czasy, kiedy  w stanie wojennym staliśmy w kolejkach po kawę, która była na kartki:

„To były czasy piękne. Nawet gdy kawa i cukier były na kartki na bridge przychodzili znajomi i przyjaciele przynosząc w serwetce porcje do zalania wrzątkiem no i do rana dolewka czyli tzw.lura.No i oczywiście papierosik bo karty lubią dymek. Dziś trudno zebrać 1 stolik bridgowy a w Sylwestra zwykle 5 stolików grało czyli 20 osób. Cudownie było.”

Wspomnienie dawnych czasów. Najlepszy możliwy sposób podania kawy, zdjęcie wywołuje ogromny sentyment.

Kawa dawniej wyglądała i smakowała zupełnie inaczej. Nie było wymyślnych sposobów przyrządzania i podawania, a większość z nas musiała zadowolić się zwykłą sypaną nierozpuszczalną czarną kawą z fusami. Pamiętacie jak ją podawano w waszym domu? Poniższy sposób wywołuje wielką nostalgię.

Kawa może obecnie przytłoczyć ilością możliwości. Wiele gatunków, dodatków, sposobów parzenia oraz podawania sprawia, że czasem ciężko podjąć decyzję czego chcemy sie napić. Dawniej najbardziej popularnym sposobem picia kawy była tak zwana „fusianka” czyli zwykłe zmielone ziarna kawy zalane gorącą wodą. Taki napar serwowany był w specyficzny sposób, który dzisiaj wywołuje w nas nostalgię i chęć powrotu do dawnych lat.

Kawa w stylowych szklaneczkach – pamiętacie jak pito ją lata temu?

Czasy PRL-u były wyjątkowe. Ludzie wspominają je z rozrzewnieniem, w końcu praktycznie nic nie wygląda już tak jak dawniej. Jedną z zapomnianych przez większość osób rzeczy były specjalne szklaneczki do picia kawy. Tworzone były z bardzo cienkiego szkła bez uchwytu, więc wymagały użycia specjalnego koszyczka. Sam koszyczek był metalowy i posiadał „ucho” , za które wygodnie można było trzymać. Nieodłącznym elementem zestawu była tacka, na której można było wygodnie ułożyć wiele szklaneczek bez ryzyka wylania zawartości czy zbicia delikatnego szkła.

Internauci nie omieszkali podzielić się swoimi doświadczeniami i historiami związanymi z taką kawą. Wielu z nich wspomina, że powyższy zestaw dalej trzymają w szafie i wyciągaja jedynie na najwazniejsze okazje.

  • Na każdych imieninach zawsze był ten moment w którym padało pytanie: komu kawkę, komu herbatkę? – pisze jedna z użytkowniczek portalu Facebooka.
  • Jeszcze w ten sposób się podaje kawę w barach przy drodze. Wspomnienie dawnych czasów – twierdzi inna komentująca.

A czy wy dalej korzystacie z takiego zestawu, bądź spotkaliście się z nim gdzieś indziej? Dajcie znać w komentarzach.

https://smakosze.pl/kawa-030720-ds-najlepszy-mozliwy-sposob-podania?fbclid=IwAR3QZge9NUhQ2KxJe59r61lQmdwQxMFdU3icSoTfL17cLlDMhsXql99fY3I

Kawa naturalna, ziarnista 100g - pamiątka z czasów prl - Galeria ...

Słodycze, kawa i owoce - o to walczyliśmy w PRL przed Bożym ...

Reklama

Rodzina jest najważniejsza!

 

Obraz może zawierać: roślina i w budynku

Dnia 28 sierpnia obudziłam się jak ostatnio zwykle, czyli  o godzinie 10 z minutami.

Wyciszyłam się po śmierci Mamy i czuję się na emeryturze spokojniejsza, a więc sen mi służy, czego nie doświadczyłam wiele, wiele długich lat cierpiąc na bezsenność!

Obudziłam się  i przeszłam do mojego biura komputerowego jakim jest drugi pokój.

To w nim piszę bloga i mam pod nosem wszystkie media jak laptop, telefon, aparat foto, to wszystko, co sprawia mi przyjemność i z czego korzystam każdego dnia.

Wchodzę więc do pokoju, a w nim pojawił się śliczny kwiat, który dostałam od Męża.

Uradowałam się, bo kwiat dostałam na urodziny i buziakiem podziękowałam.

Nie mam wyrzutów sumienia z powodu, iż teraz udaje mi się pospać dłużej.

Budzę się później i patrzę w okno, a tam za szybą wciąż pięknie i słoneczne lato.

Oczywiście dzień staje się krótszy i może coś tracę, ale za to jestem szczęśliwa, że nie cierpię już na znienawidzoną bezsenność, a to oznacza, że depresja jakby odpuściła.

Moje Córki zjechały z wakacji z rodzinami, a były w różnych miejscach i to mnie cieszy, że moje Wnuczki poznały Wrocław, ale także i Paryż, oraz rodzinę we Francji!

Były na różnych obozach harcerskich, oraz Wnuk na obozie piłkarskim, bo jest w tym świetny;

Zdjęcia, migawki poniżej!

Zjechały Córki  z wakacji i odbyłam z nimi spotkania i dużo rozmawiałyśmy.

Nie ma nic piękniejszego jak móc od czasu do czasu pobyć ze swoim dziećmi, choć zbliżają się do 40 – tki, a nawet ją przekroczyły.

Miałam więc okazję w tym zabieganym ich życiu pobyć z nimi kilka chwil i szczerze, bardzo szczerze sobie porozmawiać nawet na trudne tematy, które gdzieś umknęły, ale były w tyle głowy!

Jestem szczęśliwą matką, że mam mądre dzieci, które  za żadne skarby nie chcą, by mnie ktoś skrzywdził – stoją za mną murem!

Jakie to są miłe chwile, kiedy usiądzie się przy stole razem i wypije dobrą kawę i zje się coś słodkiego, oraz  się wyjaśni to, co nie można było wyjaśnić długie miesiące z braku czasu!

Mnie to dziś spotkało i to mnie dziś oczyściło dając wiarę w to, że rodzina jest największym, moim życiowym sukcesem, a pracowałam na to całe swoje życie.

Dziś rano wstałam optymistyczna i powiedziałam sobie, że to będzie dobry dzień i taki właśnie był!

Idę spać spokojna, wyluzowana, lżejsza, kochana, zrozumiana i szczęśliwa dziękując za dobrą starość!

 

Przy kawie można rozmawiać nawet trzy godziny

Dziś miałam dzień taki trochę zaskakujący, ale i pełen przemyśleń. Nie mogę się pozbierać po wieści, że Anna Przybylska zostawiła trójkę dzieci. Nie mogę się pogodzić, że to wszystko jest takie diabelnie niesprawiedliwe, bo przecież ja mam córki w jej wieku, które żyją pełnią życia. Wychowują swoje dzieci najlepiej jak tylko potrafią i cieszą się, że mogą je wychowywać i dawać im siebie, a w zamian dostają uśmiechy swoich dzieci.

Anna Przybylska była taka zwyczajna i nie robiła z siebie gwiazdy. Nie pchała się na afisz i na ścianki. Ceniła swoją prywatność i za to ją wszyscy kochali. Tak sobie myślę, że są na tym naszym świecie ludzie, osoby publiczne, które też umierają i przyjmujemy to do wiadomości, bo żal każdego życia, ale nie przeżywamy tego tak strasznie głęboko. Odchodzą ludzie, którzy w swoim życiu zrobili trochę bałaganu i pozostawili po sobie pewien niesmak, bo albo byli głupi, albo się nakradli, albo nie szanowali swoich rodzin i takie inne ale! Umarli, no to jest ból dla ich bliskich, ale nie koniecznie musi to być mój ból i idę swoją drogą nie zagłębiając się, bo życie toczy się dalej.

Kiedy Anna odeszła, to zapłakała cała Polska. Odeszła jak wielka księżniczka, która niby była zwykłą matką, a jednak rozkruszyła serca wielu Polakom. Nie potrafimy – ot tak sobie przyjąć do wiadomości takiego odchodzenia.

Wyszłam dziś z domu, bo nie mogłam sobie z tym poradzić. Trzyma mnie od niedzieli i nie daje wciąż odpowiedzi – dlaczego? Postanowiłam, że pójdę odwiedzić swojego osobistego lekarza, aby mi przepisał leki i utwierdziłam się w przekonaniu, że mam bardzo dobrego lekarza, a jest nim kobieta. Ma dla mnie dużo czasu i mogę z nią omówić wszystkie swoje problemy zdrowotne i porozmawiać prywatnie. Nie, nie nadużywam, bo wiem, że ktoś za drzwiami się niecierpliwi.

Następnie postanowiłam zrobić sobie spacer. Pogoda była piękna i kiedy zbliżałam się do Netto, bo tam fajne koszyki na drobiazgi miały być, nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła. Obróciłam się, a za mną szła moja koleżanka dawno nie widziana. Ucieszyłyśmy się na swój widok i po zakupach w Netto (koszyki kupiłam), zaprosiła mnie na kawę do siebie do pracy. 

Nie mogłyśmy się nagadać i ona też opłakała Annę Przybylską. Trzy godziny przy jednej kawie i tematów moc poruszyłyśmy, aż na zegarze wybiła 15. 

To był bardzo udany dzień, pełen refleksji i bardzo pozytywnego spotkania, bo wiecie, że jeśli dwie osoby nadają na tych samych falach, to trudno się rozstać.

Umówiłyśmy się na następny raz i z pewnością się spotkamy, a więc tak minął mi dzień a i zrobiłam na spacerze kilka zdjęć.

Tą piosenką żegnam Panią Annę 😦

 

Mężczyzna z filiżanką kawy i nie tylko

Dzień dobry.

No dobra, już jestem seniorką, choć straszliwie nie lubię tego określenia ze względu na dawniejszy mój udział na pewnym forum seniorów, na którym siedzą seniorzy od rana do nocy, ble, nudy na pudy!  Wolę nazywać siebie kobietą dojrzałą z pewnym doświadczeniem życiowym. No więc wstałam rano, czyli kolejny raz mi się udało i postanowiłam te dane mi 24 godziny, jak diamenty, wykorzystać jak najlepiej. Tak, abym czuła się podczas danego mi czasu bardzo szczęśliwa. Mam już prawo do szczęścia i mam nadzieję, że nikt i nic mi tych planów nie zepsuje. Mam na dzisiaj obiad, a także porządek w domu, no to sobie popiszę. Zaglądam więc do sieci i czytam, że Krystyna Mazórówna lubi przylatywać do Polski, przynajmniej dwa razy w miesiącu. Na portalu Na temat pisze, że ledwo wysiądzie z samolotu na polskim lotnisku, automatycznie jest atakowana przez Polaków, że wygląda jak papuga i w jej wieku tak nie przystoi. Natomiast we Francji uważana jest za kolorowego ptaka, choć papuga to też ptak. Oczywiście zwisa jej i powiewa i sobie bimba i nadal będzie do Polski przyjeżdżała. Tak się zastanawiam, że my Polacy jesteśmy w tej unii  od dość dawna, ale nasze myślenie przypomina wciąż zaścianek. Nie wiem skąd w nas jest tyle pogardy dla inności. Nie wiem dlaczego jest w nas tyle zgorzknienia i nie przychylności. Nie mamy poczucia humoru drodzy Polacy, a wystarczyłoby tylko odrobinę luzu i uśmiechu oraz więcej tolerancji. Jest to trudne słowo dla nas. Druga sprawa, o której już na blogu wspominałam, to książka naszej Premierowej, Małgorzaty Tusk, która wczoraj w programie Moniki Olejnik wyjawiła, że Jej mąż, a nasz Premier – Donald Tusk, płacze na Królu Lwie. Dla mnie to wyznanie jest w porządku, bo z naszego Premiera jest ludzki gość, który się po ludzku potrafi wzruszać. Czy jest coś dziwnego, że mężczyzna zdolny jest do płaczu? Internet ma już niezłą polewkę z płaczącego Premiera, to jest pewne i tu się zastanawiam, czy wszystko powinno być na sprzedaż, czy czasami lepiej ugryźć się w język. Jestem bardzo wyrozumiała w stosunku do kobiet, które w pewnym wieku podsumowują swoje życie, bo ja też robię to na swoim blogu. Mam w swoich wspomnieniach wiele momentów, które nie nadają się do publikacji i niestety – gryzę się w klawiaturę, choć czasami myśli podpowiadają – napisz o tym! Może kiedyś dojrzeję do takiej decyzji i sukcesywnie będą wychodziły z mojego serca i duszy skrywane gdzieś głęboko moje intymne tajemnice – czas pokaże.

Dzisiaj, adekwatnie do tytułu wpisu chciałam też ujawnić, co mnie trochę śmieszy. Otóż śmieszą mnie współcześni faceci. Ja seniorką jestem, ale oceniać mi wolno. Coś niedobrego dzieje się z mężczyznami. Kiedyś Danuta Rinn śpiewała, gdzie te chłopy są, no gdzie – nie ma, nie ma. Widzę w telewizji wypudrowanych, wydepilowanych, z manicure mężczyzn, którzy podążają do gabinetów kosmetycznych na różnorakie zabiegi. Klata wydepilowana, na rękach  i nogach nie uświadczysz ani jednego kłaczka i gdzie indziej pewnie też hi hi. Fryzurka na żel, a ubranie koniecznie markowe. Przesiaduje taki jeden z drugim w kawiarni i pije świetne espresso i tu kiedy widzę, jak trzyma stylową filiżankę kawusi w delikatnych rączętach opadają mi ręce. Gdzie są chłopy, zadbane, pachnące dobrą wodą toaletową, ale umiejący wbić gwoździa i zawiesić przysłowiowy obraz. Coraz rzadszy to widok niestety i dobrze, że w domu mam prawdziwego mena, który jest złotą rączką, ale czy jest to już wymierający gatunek? Martwię się o młode kobiety, wchodzące w dorosłe życie, bo czy dane im będzie wyjść za mąż, za faceta pełnokrwistego, z dużą dawką testosteronu, czy za lalusia. Oj nastały dziwne czasy.