
#𝓪𝓷𝓲𝓳𝓮𝓭𝓷𝓮𝓳𝔀𝓲𝓮̨𝓬𝓮𝓳
Prawdopodobnie w 80 miastach Polski odbyły się dzisiaj protesty w imię pamięci zamordowanej pani Izy, której lekarze nie udzielili pomocy i w wyniku tego zmarło dziecko i ona sama.
Lekarze bali się jej dotknąć, aby dokonać aborcji płodu uszkodzonego i w wyniku strachu kobieta 30 letnia zmarała.
Nie wysychają mi oczy, bo nie umiem się pogodzić z tym jak są traktowane kobiety na porodówkach w XXI wieku!
Kaczyński, Godek i Przyłębska mają krew na rękach, a tym samym w Sejmie znajduje się druk, któremu nadano numer, że Polka za dokonanie aborcji może iść do więzienia na 25 lat.
Uważam, że te dzisiejsze protesty nie zmienią niczego i dalej polskie kobiety będą się bały w tym kraju zachodzić w ciążę, budować rodzinę i po prostu rodzić w tym kraju – w środku Europy!
Jak sobie przypomnę czasy PRL-u, to kobiety w tym kraju zawsze były traktowane jak „gówno”, którymi można w kwestii rozrodczości pomiatać.
My kobiety PRL-u nie wiedziałyśmy jakiej płci urodzimy dziecko, bo nie było wówczas USG i tak dalej.
Gorzej, bo nie wiedziałyśmy, czy dziecko w brzuchu matki jest zdrowe.
Wymagano od nas jedynie zrobienia wyników z krwi co miesiąc i lekarz je odczytywał, a potem centymetrem mierzył obwód brzucha i coś tam słuchał przez przystawioną trąbkę!
Może i to było dobre, bo matka nie żyła w stresie, że może jej dziecko nie ma mózgu, albo jest bez głowy.
Tak, podczas drugiego porodu byłam potraktowana jak „gówno”, bo doskonale pamiętam i nie zapomnę, co mnie spotkało.
Bóle dostałam o 6 rano, a dziecko urodziłam bardzo szybko, bo w południe już było na świecie.
Niestety, ale mi dziecka nie pokazano, a gdzieś je zabrali.
To był grudzień 1979 rok – zima stulecia, a mnie na 7 godzin zostawiono w kusej koszuli pod nieszczelnym oknem na 8 godzin na basenie.
Pielęgniarki miały jakieś imieniny, a ja trzęsąca się pod prześcieradłem nie mogłam się doprosić o przeniesienie mnie na salę.
Dziecko przynieśli mi na drugi dzień, kiedy całą noc nie mogłam się doprosić o informację, czy z dzieckiem jest wszystko dobrze.
Dla mnie to był horror i gdybym miała wówczas ten rozum, co teraz, to bym szpitalowi założyła sprawę w Sądzie za potraktowanie mnie jak „gówno”
Pamiętam jeszcze jedno upokorzenie kobiet w tamtym czasie, kiedy do szpitala nie wolno nam było zabrać po prostu majtek.
Musiałyśmy między nogami nosić ligninę, która się oczywiście kruszyła, a panie oddziałowe opieprzały kobiety, że podłoga jest brudna!
Po powrocie do domu strasznie bolał mnie kręgosłup z powodu leżenia przez tyle godzin na basenie.
My kobiety za czasów PRL-u mile byłyśmy obdarowywane przez facetów 8 Marca, kiedy od niechcenia dawali nam rajstopy i goździk, a potem zostawałyśmy same.
W zasadzie podczas każdego systemu politycznego byłyśmy traktowane jak „gówno”, a żaden z nich nie pokusił się o opracowanie jasnego i czytelnego sposobu na ochronę kobiety ciężarnej.
Niestety, ale PO też ma wiele za pazurami, a teraz PIS dopiął swojego i kobiety w Polsce są traktowane jeszcze gorzej jak „gówno”, bo żadna kobieta nie wie, czy wróci z porodówki żywa.
Jednego nie pojmuję, bo kompromis aborcyjny można osiągnąć bardzo szybko.
Teraz lekarze mają doskonałą medyczną aparaturę i widzą, czy z płodem coś się źle dzieje.
Jeśli matka nie chce być inkubatorem, to powinna mieć prawo do terminacji ciąży, tak jak to się robi na zachodzie, bo nie każda kobieta chce nosić w sobie nierokujący płód!
Gdzieś niżej pisałam, że kochanki, żony, córki, wnuczki polityków PiS zawsze znajdą pomoc w tym kraju i o tym pisze Anna Dryjańska, która przeprowadziła wywiad z polskim lekarzem!
Oni znajdą wejście, aby pozbyć się problemu!
„Po sprawie Izy ruszyło pogotowie dla kobiet w ciąży. Lekarz: Robię co do mnie należy [WYWIAD]
Doktor X ratuje życie i zdrowie kobiet, gdy jego koledzy po fachu zostawiają je bez pomocy medycznej. – Prawdziwy lekarz jest z pacjentką od początku do końca – mówi naTemat. To między innymi do niego trafiają kobiety w ciąży, które dzwonią na telefon alarmowy Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Pogotowie Federy dla kobiet w ciąży, które myślą, że ich zdrowie lub życie może być zagrożone: 663 107 939 lub 501 694 202
Anna Dryjańska: Po śmierci 30–letniej Izy z Pszczyny na sepsę, w internecie zaroiło się od postów, w których Polki piszą, że boją się zajść w ciążę. Co pan na to?
Doktor X: Nie chcę komentować tej konkretnej sytuacji, odniosę się ogólnie. Strach kobiet jest uzasadniony. Wielu ginekologów w Polsce toleruje tylko te pacjentki, których ciąża przebiega bezproblemowo. Biorą od nich grubą kasę za wizyty w prywatnym gabinecie, ale jak tylko okaże się, że coś może być nie tak, to uciekają. Ciąża zagraża twojemu zdrowiu, życiu, jest powikłana? Radź sobie sama i nie dzwoń więcej. Takie to jest leczenie. Te porzucone przez lekarzy kobiety trafiają do mnie. Federa wie, że może mnie polecić, bo nie odsyłam pacjentek z kwitkiem. Przyjmuję je z całej Polski.
Jak im pan pomaga?
Na różne sposoby. Na przykład terminuję ciążę u tych, których życie lub zdrowie jest zagrożone – na podstawie zaświadczenia od psychiatry lub lekarza innej specjalizacji. Część z nich to kobiety, których ciąża rozwija się patologicznie. Okazuje się na przykład, że płód jest wytrzewiony – serce, jelita, wątroba, wszystko jest na wierzchu. Jest diagnoza zespołu Edwardsa lub Pateau. Bezmózgowie. Dla wielu kobiet perspektywa bycia chodzącą trumną jest nie do zniesienia, mogłyby się targnąć na swoje życie. Widzę, jak strasznie cierpią, więc im pomagam, bo niestety nikt inny nie chciał im pomóc. Są też kobiety, których ciąża rozwija się prawidłowo, ale jest ryzyko, że jej nie przeżyją. Chodzi na przykład o pacjentki z wadami serca, kobiety chorujące na raka…Czy trafiają do pana kobiety z innych miast, którym lekarze odmówili pilnego, ratującego życie zabiegu?
Tak
.Wygarnął im pan kiedyś? Zapytał, dlaczego czekają z założonymi rękami na śmierć pacjentki?
A co ja mam im powiedzieć? Żeby byli lekarzami? Przecież mają napisane na pieczątce, jakby zapomnieli. W każdym zawodzie są ludzie źli, tchórzliwi.
Jak jeszcze pomaga pan kobietom, które trafiają do pana za pośrednictwem Federacji?
Robię to, co do mnie należy: stawiam prawdziwą diagnozę. Nie okłamuję pacjentek. Prowadzę ciąże – i te bezproblemowe, i te wymagające. Nie uciekam, gdy pojawiają się trudności
Dziś pacjentka rozpłakała mi się w gabinecie. Płakała, bo myślała, że znowu zostanie bez pomocy medycznej, ale tym razem ją dostała. Za kilka dni mam wizytę pacjentki, której kiedyś pomogłem. Teraz znowu jest w ciąży, na szczęście tym razem wszystko jest w porządku. Ta kobieta wybrała mnie na lekarza prowadzącego, choć mieszka 200 km od mojego szpitala. Woli jechać przez pół kraju, niż wrócić do lekarzy ze swojego miasta, którzy podczas poprzedniej, powikłanej ciąży, pokazali, że mają ją głęboko w czterech literach. Kobiety, które do mnie trafiają, są przeczołgane, wystraszone. Już nie ufają lekarzom. I ja im się nie dziwię, bo się sparzyły.Prawdziwy lekarz jest z pacjentką od początku do końca.
Czy wśród ginekologów jest wielu “prawdziwych lekarzy”?
Gdyby ich było wielu, to nie miałbym tyle pracy. Denerwuje mnie nie tylko uciekanie od odpowiedzialności, ale i hipokryzja. Są tacy lekarze, który lansują się w internecie na Strajku Kobiet, a jak przyjdzie co do czego, zostawiają kobietę samą. Podobnie zresztą robi państwo – na wielu płaszczyznach. Dlaczego bezpłatne badania prenatalne nie przysługują kobietom przed 35. rokiem życia? Dlaczego kobieta, która prowadzi ciążę w prywatnym gabinecie, musi jeszcze płacić za badania z własnej kieszeni? Dlaczego NFZ nie oferuje kobietom darmowego pakietu badań onkologicznych pod kątem ryzyka raka piersi i jajnika?
Czy przerywa pan ciąże żon, córek, kochanek prawicowych posłów?
Oczywiście, że tak. Zwolnijcie mnie z tajemnicy lekarskiej, a pozamiatam scenę polityczną.
I co pan mówi tym politykom?
Pytam ich czego ode mnie chcą, przecież w mediach i w Sejmie są tak przeciwni. A oni: „No wie pan, ale nasza sytuacja jest wyjątkowa…”. Obłuda, obłuda i jeszcze raz obłuda.
Czy leczy pan kobiety, które samodzielnie przeprowadzają aborcję embriopatologiczną, zakazaną przez Trybunał Kaczyńskiego?
Tak. Trafiają do nas z poronieniem, które wywołały łykając garść różnych tabletek, często niewiadomego pochodzenia.
Co pan czuje, porównując europejski standard ws. przerywania niechcianej ciąży z tym, co się dzieje w Polsce?
Wstyd, że nie potrafimy zadbać o nasze kobiety.
Nie boi się pan, że zacznie pana ścigać prokuratura?
Wszystko co robię jest legalne. Nadal można przerwać ciążę, by ratować zdrowie i życie kobiety. Tyle teoria. Ale jak będzie w praktyce? Z tyłu głowy mam myśl, że pewnego pięknego dnia ludzie Ziobry postanowią mnie dojechać. Stwierdzą, że jakaś pacjentka była za mało umierająca, albo grożąca jej niepełnosprawność zbyt lekka, więc zabieg, który wykonałem, był nielegalny. Więc tak, boję się, ale te kobiety boją się jeszcze bardziej. Dlatego nadal będę im pomagał”