Archiwa tagu: kochanie

A kiedy życie pisze swój scenariusz?

Codziennie mijały się w sklepie nabiałowym, gdzie kupowały pieczywo i dodatki na śniadanie. Jadwiga i Weronika, to kobiety już po pięćdziesiątce. Obie po zrobieniu zakupów biegły zaraz do tego samego urzędu w malutkim miasteczku. Nie przyjaźniły się wcale, ale mówiły sobie dzień dobry, bo  w takich małych społecznościach nie wypada inaczej. 

Jadwiga, to niewysoka kobieta, trochę puszysta, ale bardzo ładnie i gustownie ubrana. Miała kruczy kolor włosów, bardzo starannie upiętych i wielkie, ciekawe świata – oczy. Była piękną kobietą i bardzo zadbaną z nienagannym makijażem.

Weronika zaś była wysoką blondynką, trochę nieśmiałą i lekko zgarbioną, jakby chciała schować się przed światem. Ubierała się klasycznie i elegancko, ale na jej twarzy malował się jakby skrywany smutek. Zawsze po skończeniu pracy natychmiast wracała do domu, jakby się czegoś, a może kogoś bała. Nigdy nie uczestniczyła w żadnych imprezach, imieninach swoich koleżanek z pracy.

Jadwiga zaś była otwartą i uśmiechniętą kobietą i korzystała z życia ile się da. Nauczyła się dbania o swoje potrzeby przez lata oczekiwania na męża, który spłodził jej dwoje dzieci i wypłyną na lata w morze, aby zarobić na lepsze życie. Kochał swoją pracę i Jadwiga się z tym musiała pogodzić.

Pewnego razu Jadwiga usiadła do komputera i zalogowała się na babskie forum. Lubiła te swoje chwile z kawą przy komputerze i wlepionym wzrokiem w cudze rozterki i problemy. Miała bardzo dobrą opinię na forum, gdyż starała się inne użytkowniczki z problemami pocieszyć i wskazać drogę do rozwiązywania problemu. Często trzymała kciuki za pozytywne rozwiązanie małżeństwa, czy też próbach go ratowania. Była takim plasterkiem na zranione dusze. Pisząc tak z innymi kobietami polubiła bardzo wypowiedzi kobiety o nicku „trochę smutna”. Zaczepiła ją pewnego razu w prywatnej rozmowie i okazało się, że „trochę smutna”, to kobieta bardzo zbliżona poglądami do poglądów Jadwigi. Polubiły się ogromnie i ich korespondencja była taką, że sprawiała obu przyjemność. Opisywały sobie wszystko, a więc wzloty i upadki, a także się wzajemnie wspierały. 

Minął rok ich codziennej korespondencji i postanowiły, że czas poznać się w realu. Jadwiga wykupiła miejsca na internetowej stronie i postanowiły, że w czasie urlopu spotkają się na neutralnym gruncie – w uzdrowisku nad morzem. Bardzo się cieszyły, że spotkanie się odbędzie i poznają się jeszcze bardziej oraz pobędą ze sobą w nadmorskiej miejscowości.

Kiedy dotarły do miejsca, każda osobno – wpadły w konsternację, bo się przecież znały. Jadwiga i Weronika codziennie się przecież mijały w drodze do pracy. Nie stało się nic złego i żadna z nich nie żałowała, że tak się właśnie stało. Znały się przecież z prywatnych rozmów na forum, a więc się polubiły i w realu, a więc rzuciły się w sobie w ramiona i wycałowały.

Kiedy nadszedł wieczór postanowiły, że się wybiorą na dansing przy domu wczasowym i się rozerwą, a także porozmawiają. Kilka kieliszków wina i rozmowa zeszła na tematy osobiste. Jadwiga i Weronika nigdy nie podejmowały tego tematu szerzej w swojej korespondencji, a więc okazało się, że Jadwiga już nie tęskni za mężem, bo po tylu latach czekania bardzo się oddalili od siebie. Była tym sfrustrowana i zniechęcona, bo nie widziała już w swoim małżeństwie potencjału. Już miłość dawno odleciała i w zasadzie nic ją przy mężu nie trzyma. Dzieci są już dorosłe, a więc swoją rolę w związku wykonała najlepiej jak umiała.

Weronika zwierzyła się Jadwidze, że jej małżeństwo, to wielka pomyka, ponieważ nic jej w tym związku nie wolno, bo jest traktowana przez męża jak  własność i musi być tak jak chce on. Czuła się wypalona i zastraszona i nie wie jakim cudem wybłagała, aby ją puścić z domu na te parę dni. Wiedziała, że po powrocie będzie szczegółowo wypytana, bo może dopuściła się zdrady.

Po dansingu postanowiły kupić jeszcze butelkę wina, aby swoje rozmowy dokończyć już w apartamencie. Wykąpały się i usiadły na łóżku, aby sączyć powoli wino i się rozluźnić i nagle nie wiedzieć, kiedy się pocałowały. To był zaczątek do namiętnej nocy, pełnej oddania i szczęścia. Uniesieniom nie było końca i kiedy obie zasnęły w miłosnym uścisku nie wiedziały nawet czy to jeszcze noc, czy już dzień.

Nie wyszły z łóżka przez cały dzień, bo nie mogły się sobą nacieszyć, gdyż żadna z nich już dawno nie czuła takich motyli w brzuchu.

Kiedy się od siebie odkleiły, aby wyjść nad morze i pospacerować, każda z nich zadała sobie pytanie – co dalej? Muszą być ze sobą, aby ostatnie lata przeżyć w szczęściu i spełnieniu, ale co powiedzą swoim mężom i dzieciom. Jak to rozwiązać, aby nikogo nie skrzywdzić, bo krzywdzić nie chciały, ale chyba się nie da. 

Po powrocie do domu bardzo za sobą tęskniły, a że mieszkały w tym samym mieście nie mogły sobie pozwolić na cień podejrzeń o ich miłość, a więc obie łapały wspólne chwile na wyjazdach do kina, czy też teatru, po drodze zaczepiając o hotel – to musiało im na razie wystarczyć, a potem? Życie napisze dalszy scenariusz.

Interesujesz się tą sferą życia – wejdź:

Najlepsze kino LGBT w VoD.pl

Kochać, jak to łatwo powiedzieć

Jest już późno, a mnie się nie chce wcale spać, jak w piosence. Siedzę sobie z kompem, a jednym okiem oglądam „M jak Miłość” i stwierdziłam, że nie jest to już  rodzinny serial, a raczej zamienił się niezły kryminał. Tylko zdrady, oszustwa, podkopy i oczywiście bójki do pierwszej krwi. Horror, no i może bywa tak w życiu, ale czy aż tak nagminnie, to bym poddała pod wątpliwość. Tylko seniorka Mostowiakowa  i jej mąż Lucek jakoś trzymają poziom, bo reszta to patologia ha ha.

Mostwiakowa, jak to żona, teściowa, babcia i mama zajmuje się pieczeniem domowego ciasta, uprawą kwiatów w ogródku i pilnowaniem nieszczęśliwych wnucząt, bo ich rodzice są tarapatach. Ona wszystko czuje i wszystko potrafi zrozumieć i wytłumaczyć. Stoi na straży poprawnych stosunków rodzinnych i jest natychmiast tam, gdzie może być pomocna – no kochana kobieta i jaka mądra w swojej życiowej mądrości.

Aby nie być bla, bla, to ja muszę się przyznać, że od Mostowiakowej nauczyłam się inaczej postrzegać rolę babci i matki, żony, gdyż w moim życiu, przez wiele lat, nikt mnie nie nauczył tak do końca, że należy swoim bliskim mówić , to magiczne słowo – kocham.

Będąc dzieckiem, a potem nastolatką w mojej rodzinie to słowo było nie znane. Mama zapędzona i zgnojona przez mojego Ojca, nie miała czasu na sentymenty. Walczyła o to przez wiele lat, aby zapewnić nam z siostrą byt i aby dać nam szkoły. Biedna kobieta, której życie też nie oszczędzało i w jej dzieciństwie wydarzyło się tak wiele zła, ponieważ też nikt jej nie rozpieszczał.

A Ojciec, w młodości dobry chłopak, który pomagał swojej matce wychować pozostałych braci, w okresie przed wojną i w trakcie pewnie też nie usłyszał od nikogo tego magicznego słowa, a więc do rzeczy, że niby gdzie ja miałam je poznać.

Rosłam sobie i nie oczekiwałam od nikogo, aby mnie ktoś kochał. Wiedziałam, że mama mnie kocha, tak zwyczajnie to czułam, ale nie byłam tym słowem zapewniana i rozpieszczana. Życie toczyło się w lęku i chęci przeżycia i dlatego nie mam pretensji do swojej mamy.

Jak sięgnę pamięcią i ja swoich dzieci nie obdarzałam tym słowem za często. Praca, dom, obiad, ogarnięcie codzienności i zabrakło czasu na wyznania. Tak, biję się w piersi i jest mi z tego powodu szalenie przykro. Jednak cieszę się, że Mostowiakowa uświadomiła mi ten kardynalny błąd. Wiem, że mojego bloga czytają moje córki. Już potrafię im powiedzieć, że zawsze walczyłam o nie i choć brakowało we mnie wylewności, to lepiej późno niż wcale, chcę im powiedzieć, że były dla mnie najważniejsze i zawsze kierowałam się miłością do nich. Dorosłam do tego, że kocham je, ich dzieci, a moje wnuki i kocham ich wspaniałych mężów. Kocham swojego męża, choć różnie z nami było, ale nie wyobrażam sobie życia bez niego. Kocham wszystkich dobrych ludzi. Kocham swoją wiekową mamę. Kocham swoją siostrę i jej rodzinę i do nikogo nie mam pretensji. Niechże wszystkim dobrze się darzy – ot takie magiczne słowo jest w naszym polskim języku, które cuda potrafi zdziałać  i postanowiłam przy każdym kontakcie nie wstydzić się tego słowa. Dziękuję Mostowiakowej za naukę, a ja jestem pojętną uczennicą, choć lepiej późno, niż wcale.