O dziwo zaczynam czuć wreszcie klimat świąt, tę magię świąteczną, której nie potrafiłam z siebie wykrzesać po śmierci Mamy.
Powolutku kolejny raz daję radę ze wszystkim w przygotowaniu tych świąt, a szykujemy z Mężem już 43 Wigilię w naszym pożyciu małżeńskim.
26 stycznia 2020 roku skoczy nam na kark 44 rocznica istnienia we dwoje!
Ogarnęłam mieszkanie, a teraz do Wigilii będę się krzątała po kuchni i dziś już przygotowałam sos grzybowy do racuchów drożdżowych, a także wypisałam kartki świąteczne dla rodziny, w których będą prezenty w banknocie.
Nasze Wnuki, to już nie dzieci, bo wchodzą w wiek nastoletni, a więc uważamy, że sobie za te pieniążki same coś sprawią!
Ja dzisiaj podejrzałam niechcący, że Mikołaj, czy Gwiazdor przyniósł mi perfumy „Coco Chanel Nr 5”, ale siedzę cicho i udaję, że o niczym nie wiem.
Zawsze, ale to zawsze przed świętami stresuje mnie lista zakupów, ale od paru lat trzymam się tradycyjnego menu i idzie gładko.
Gotuję to, co sprawdza mi się na każdej Wigilii i w tych dwóch dniach świątecznych.
Mam zasadę, że nie wariuję i w moim domu nie wyrzuca się jedzenia, bo to jest potworny grzech, a więc kupujemy akurat – na styk!
Od kilku lat nie piekę własnego ciasta, bo uważam, że mając znajomą piekarnię można kupić po kawałku każdego z rodzaju.
Siedzę sobie wieczorem już spokojna i oglądam naprawdę wspaniały program rozrywkowy „The Voice Senior” i odczuwam wielką radość, że ludzie w moim wieku, a nawet starsi spełniają swoje marzenia i śpiewają, śpiewają wspaniale i po prostu ten program mnie relaksuje.
Widzę wielką moc w Seniorach, którzy wyszli na scenę i są gwiazdami!
Ten program nastroił mnie pozytywnie, bo nie tylko polityka, bo nie tylko swary w narodzie, ale jeszcze jest wartość jaka drzemie w nas nawet wówczas, kiedy jesteśmy w kwiecie wieku.
Wierzę, że to będą dla mnie i Męża dobre święta, a jutro znowu podrepczę w kuchni i będę robiła smakołyki.
Postaram się wyciszyć politycznie i po prostu być myślami ze swoją Rodzinę, bo Rodzina jest dla mnie największym szczęściem.
Mam z czego być dumna, bo Córki i ich Mężowie mają dobrą pracę i stabilną, a Wnuki świetnie się uczą i to daje mi ogromne poczucie spokoju!
Przyznaję, że nie jestem osobą wierzącą, ale uwielbiam nasze, polskie kolędy, które na nowo zaczynam słuchać, bo mimo wszystko drzemie we mnie ta tkliwość do spędzenia miło kolejnych świąt.
Wszystkim czytelnikom życzę spokoju, zdrowia, szczęścia i odrobiny płatków śniegu!
Oto idzie czas, że do każdego, polskiego domu zapukają ministranci z pytaniem, czy przyjmie się księdza po kolędzie.
Kiedy z nami mieszkały nasze Dzieci, to przyjmowałam księdza w domu, bo moja Teściowa mocno im wiarę wpoiła i nie chciałam z tym walczyć.
Minęło 10 lat od odejścia z domu Dzieci i nie wpuszczałam księdza za próg, a więc przestałam wręczać kopertę z kasą i nie o to, chodziło, że nie miałam pieniędzy, ale chodziło o niesmak po każdej takiej wizycie, która była dla mnie nieszczera i komercyjna.
Zazwyczaj ksiądz wchodzi, kropi dom wodą święconą, odmówi modlitwę tak szybko, że nie zdążę załapać, o co w niej chodzi. Bierze kopertę i wychodzi sobie, by zapukać do innego domu i ponownie wziąć kasiorę.
Po takiej wizycie zazwyczaj nic nie czułam, a tylko niesmak, bo uważam, że te wizyty powinny być uduchowione, aby coś tam po nich w człowieku zostało – choćby to, żeby bardziej się starać i być lepszym człowiekiem.
Dziś po świętach miałam dzień zadumy i rozmyślań, bo moja chora Mama wciąż żyje, choć takiego umierania nikt, nigdzie nie opisał, bo ani Tołstoj, ani Rej, ani Kochanowski, ale nie chcę wdawać się w szczegóły, bo jest to bolesne okropnie.
Pomyślałam więc dzisiaj, że gdybym w tym roku przyjęła księdza uprzedzając go, że nie mam przygotowanej koperty i poprosiła, aby usiadł na chwilę rozmowy o śmierci, sensie życia, rodzinie i pedofilii w kościele, to co by on zrobił?
Czy poświęciłby mi ten czas, a może by odmówił, bo się obraził, był zawiedziony, oburzony, a może by zrozumiał moją intencję, że nie chciałam zapłacić za chwilę rozmowy z nim, która by była wartościowa dla mnie samej.
Coraz więcej ludzi odchodzi od kościoła, bo wielu kościół zawiódł i czytamy:
„Nie przyjmę kolędy. Do modlitwy nie potrzebuję pazernego tłuściocha, który sprawdza, ile jest w kopercie” [LIST]
Od lat nie przyjmuję kolędy i w tym roku będzie tak samo – przyznaje pani Ewa i wyjaśnia, dlaczego nie wpuszcza księdza do domu.
Mój ojciec żył przez 40 lat w małej wiosce pod Tarnowskimi Górami. Dopóki żyła mama zawsze przyjmowaliśmy kolędę, a każda niedziela zaczynała się od mszy świętej. Po śmierci mamy ojciec topił żal w alkoholu, a ja z braćmi wylądowaliśmy w domu dziecka. 10 lat później ojciec zmarł na raka.
Od kilku tygodni byłam już pełnoletnia, wiec zajęłam się załatwianiem pogrzebu. Firma załatwiła wszystko (bardzo mili i niedrodzy) jednak ksiądz proboszcz odmówił pochówku, bo jak argumentował „ojciec nie miał spowiedzi w szpitalu”.
W końcu udało mi się wywalczyć pochowek, ale mszy za ojca nie było. Od tamtej pory nie chodzę do kościoła i nie przyjmuje kolędy. Do modlitwy nie potrzebuje pazernego tłuściocha, który sprawdza, tylko ile jest w kopercie, bo zbiera na powiększenie basenu w ogrodzie. Nie podaje nazwy parafii, bo już nawet starsi parafianie wysyłali w jego sprawie skargi do biskupa, ale bez rezultatów.
Dawno temu, bo w 2014 roku, popełniłam taki felieton, który mi pasuje do dzisiejszego wpisu!
Wczoraj telewizja, w porze wysokiej oglądalności, kiedy powinno być Szkło Kontaktowe wyemitowała reportaż Ewy Ewart o tajemnicach Watykanu i zastanawiałam się dlaczego o tak nietypowej porze był ten reportaż?
Może dlatego, aby dotarł do większej masy ludzi i aby ludzie przejrzeli w końcu na oczy. Od jakiegoś czasu tajemnice Watykanu już nie są tajemnicami, gdyż coraz częściej ludzie wygrzebują ze swojej pamięci, jak byli z dzieciństwie wykorzystywani przez księży i gwałceni.
Oglądałam ten reportaż ze ściśniętym sercem, a oczy zalały się łzami. Nie mogłam długo się uspokoić i następnie zasnąć, gdyż ów reportaż był niesamowicie obiektywny, żeby nie napisać drapieżny, do bólu, do łez.
Dziś opowiada kobieta, że jako mała dziewczynka, została zaproszona przez księdza do pomocy w kościele, po czym brutalnie ją zgwałcił w tym kościele, pozostawiając z płynącą krwią po nogach.
Opowiadają dorośli mężczyźni, że kiedy należeli do Legionów Chrystusa, byli notorycznie, latami wykorzystywani seksualnie i nie mieli prawa się nikomu poskarżyć. Byli osamotnieni ze swoim cierpieniem i zamykano im usta pod groźbą grzechu i nie rozgrzeszenia.
Bali się księży, którzy czasami byli dla nich i matką i ojcem, bo nie mieli nikogo oprócz księdza, który pod przykrywką kościoła i sutanny, stanowił dla nich autorytet.
Żaden Papież, w tym Jan Paweł II nie otworzył i nie ujawnił archiwów, w którym jest setki doniesień na księży dopuszczających się molestowania, pedofilii i gwałtów za zamkniętymi drzwiami, w kuriach, na plebaniach i w kościołach!
W latach 40 w Meksyku został założony Legion Chrystusa, mający na celu rekrutację młodych księży i przygotowywanie ich do posługi kapłańskiej, a w rzeczywistości jest to sekta, mająca na celu werbowanie młodego narybku do niecnych czynów księży wyżej postawionych i owe legiony działają w każdym zakątku naszej ziemi, za przyzwoleniem oczywiście Watykanu, bo kolejni Papieże wiedzą, iż legiony mają niechlubną opinię, ale zarabiają dla kościoła katolickiego wielkie pieniądze, idące w miliardy i dlatego wciąż przymyka się oczy i udaje, że nic się nie dzieje.
Oświadczam, że jestem agnostyczką, wciąż poszukującą i lubię patrzeć na strzeliste, dawno budowane kościoły, bo mają w sobie taki magnetyzm, który mnie porywa, ale moja noga nie postanie w kościele, w żadną niedzielę, na żadnej mszy i kazaniu. Żaden ksiądz nie będzie mi mówił jak ja mam żyć i z czego mam się wyspowiadać. Nie ufam tym ludziom, tak ludziom niestety, którzy założyli sutanne, by nawracać narody i ludzi, będąc jednocześnie diabłami w sutannach.
Mogę wejść do kościoła i oddać się modlitwie i prośbie, ale zrobię to po swojemu. Mogę wejść do kościoła, by w tej specyficznej atmosferze pobyć sama ze sobą i oddać się przemyśleniom, ale nigdy nie uwierzę w moc księdza, który uważa, że ma odpowiedź na wszystkie ludzkie bolączki, bo ja uważam, że nie ma odpowiedzi dlaczego kościół skrzywdził i nadal krzywdzi niewinne dzieci.
Więcej pytań, a mniej odpowiedzi i jeśli nowy Papież nie oczyści skostniałego kościoła z naleciałości pedofilskich, tym będą mieli mniej na tacę, bo ludziom klapki powoli opadają!
Nie śledzę na bieżąco profili moich Dzieci i ich Małżonków na Facebooku, ale kiedy zajrzę od czasu do czasu, to uczę się czegoś nowego od młodych ludzi i tak poznałam dzięki Nim twórczość polskiej piosenkarki Meli Koteluk o delikatnej urodzie i ciekawym głosie.
Czekałam na taką muzykę, bo uwielbiam spokojne śpiewanie, które koi nerwy i wycisza.
Muzyka ta jest troszeczkę zbliżona do twórczości nieodżałowanej śp. „Kory” – Olgi Jackowskiej, którą uwielbiam w każdej jej piosence.
Młodzi też mi pokazali „Korteza” o wybitnym talencie, który już jest doceniony w polskiej muzyce, a jego piosenka „List do Matki” powala i za każdym razem ryczę.
Wie, że w życiu narozrabiał, ale śpiewa, że da jej polne kwiaty!
Jeśli będzie się Wam chciało odsłuchać i podzielić wrażeniami, to byłoby cudnie.
Ja jak Adrian wciąż się czegoś uczę, bo uczę się nawet, kiedy podglądam profile młodych, wrażliwych ludzi.
Zawsze lubiłam słuchać muzyki, ale takiej spokojnej, z sensem, nie wykrzyczanej i bardzo często wchodzę na YT i odsłuchuję swoje ulubione piosenki, bo na przykład Marka Grechuty!
Jako, że mamy okres przedświąteczny chciałabym, abyście posłuchali wg. mnie najpiękniejszej, polskiej kolędy w wykonaniu męża Oli Kwaśniewskiej – Kuby Badacha – mistrzostwo świata!
Tekst piosenki:
dotleniasz mnie jak gęsty las jak las, któremu w pełni ufam jak jasny kryształ z głębi ziemi jak wir majestatycznej rzeki odprowadź mnie ty mówisz że tobie nie po drodze odprowadź mnie ty mówisz nie którędy do drzwi? ten las przerzedził huragan notujemy spadek cienia a właściwie jego brak wyparowała woda z nas nie ma tego złego, tak, uczono tak odprowadź mnie ty mówisz że tobie nie po drodze odprowadź mnie ty mówisz nie którędy do drzwi? biegnijmy do drzwi! wywarzymy drzwi którędy do drzwi?
Iwonka i Janek poznali się w Domu Dziecka. Mieli po piętnaście lat, kiedy poczuli, że się w sobie zakochują i pragną spędzać ze sobą każdą, wolną chwilę. Iwonka nie pamiętała swoich rodziców, gdyż oddali ją zaraz po urodzeniu i nie chcieli się nią nigdy zajmować. Iwonka urodziła się z defektem i skazana była na wózek przez całe swoje życie i może dlatego rodzice ją od siebie odepchnęli.
Janek pamięta swoich rodziców jak przez mgłę i wspomina, że jego rodzice pili dużo alkoholu i w domu były wieczne libacje i awantury. Chciałby to wymazać z pamięci, ale nie zawsze się dało, a zwłaszcza w chwilach kiedy tęsknił za normalnym domem z mamą i tatą. Zabrali go do domu dziecka kiedy miał pięć lat i nigdy nie zanosiło się na to, że rodzice kiedyś sobie o nim przypomną,
Iwonka i Janek byli w jednym wieku i kiedy przyszedł czas na opuszczenie domu dziecka, postanowili zamieszkać razem w niewielkim mieszkanku za niewielkie pieniądze. Nie było ich stać na wiele, ale się kochali i wiedzieli, że jakoś powoli będzie się im żyło coraz lepiej. Ale na razie dorabiali się od jednej łyżki i talerza, bo nie mogli liczyć na żadną pomoc.
Mijały lata i Iwonka urodziła śliczną, zdrową córeczkę – taką słodką i wyczekiwaną przez obojga. Cieszyli się, że mimo, iż Iwonka była na wózku, to wspaniale sobie radziła ze wszystkimi czynnościami jakie trzeba robić przy dziecku, a Janek w tym czasie dużo pracował na budowie i brał dodatkowe prace. Chciał zapewnić swoim kochanym dziewczynom coraz lepszy byt. Pragną, zarobić na większe mieszkanie, na nową lodówkę i meble, a także na zabawki dla swojej córeczki. Kochał żonę i kochał swoje dziecko i przysięgał sobie, że nigdy nie doprowadzi do takiej sytuacji, że jego dziecko byłoby nieszczęśliwe, bo ma złych rodziców. Dostał ogromną szkołę życia i wiedział, że tylko ciężką pracą może do czegoś dojść.
Jan nie miał wiele czasu dla rodziny i jedyną niedzielę jaką miał dla żony i córki rozpoczynali od wspólnego śniadania, a potem obowiązkowo wychodzili do kościoła. Wierzyli oboje w Boga i zaszczepiali ją w swojemu dziecku, aby w każdej złej chwili, mogli modlitwą zwrócić się do najwyższego, bo przecież nie mieli nikogo oprócz siebie i Pana Boga.
Zaczęło im się coraz lepiej układać finansowo i Janek postanowił kupić swojej żonie komputer, gdyż z racji jej ułomności nie miała szerokich kontaktów towarzyskich i chciał, aby okienko komputera było dla niej taką namiastką i oknem na świat.
Iwona szybko nauczyła się obsługi komputera i faktycznie szybko się połapała jak nawiązać kontakty z innymi ludźmi, którzy mieli podobne kłopoty ze zdrowiem, a więc trafiła na forum ludzi z inwalidztwem, skazanych na samotność. Zawarła wiele znajomości wirtualnych i była szczęśliwa z tym swoim wirtualnym świecie, ale nie zaniedbywała swojej córeczki. Zawsze miała dla niej czas, bo była troskliwą matką, pełną miłości do swojego dziecka, zawsze oddana.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i Janek chciał zabrać swoje kobiety do pięknego ośrodka wypoczynkowego, takiego z basenem i innymi atrakcjami. Złożył rezerwację przez Internet i przelał prawie ostatnie swoje oszczędności, aby tylko spędzić czas świąteczny inaczej. Bardzo się cieszył, że to będzie ich wspólny czas spędzony w innym otoczeniu i warunkach, a Iwona pakowała powoli rodzinę na ten wspólny, wymarzony wyjazd.
Janek do ostatniego dnia przed wyjazdem pracował na budowie, ale Iwona była jakaś poddenerwowana tego dnia. Jakby coś przeczuwała, że wydarzy się coś strasznego. Nie wiedziała skąd u niej pojawił się taki stan, tuż przed wyjazdem.
Zadzwonił telefon i usłyszała smutny głos kolegi Janka, że wydarzył się tragiczny w skutkach wypadek, gdyż nie wiadomo jak to się stało, ale Janek wpadł pod ciężarówkę, która wgniotła go w ścianę budynku i zginął na miejscu. Powiedział, że nie była to wina kierowcy i nikt nie może sobie wytłumaczyć dlaczego jej mąż znalazł się w tym miejscu. Coś przegapił, a może się spieszył, a Iwonie telefon wypadł z ręki.
Pogrzeb zorganizował zakład pracy Janka, a ona musiała się szybko pozbierać, bo przecież miała córeczkę, której nie wiedziała jak powiedzieć, że taty już z nimi nie będzie. Rozpacz rozsadzała ją od środka, ale musiała być twarda jak skała i chciała jakoś dalej żyć – dla dziecka.
Minął miesiąc od wypadku, a jej dodatkowo zaczęło brakować pieniędzy. Uszczuplony budżet, o świąteczną rezerwację do ośrodka, której nie odmówiła i pieniądze przepadły. Trzeba było opłacić czynsz i inne rachunki i Iwona oglądała każdy banknot kilka razy, zanim go wydała, a dziecku przecież jeść musiała dać. Pomoc społeczna przydzieliła jej małe wsparcie i na szczęście, bo przyszłoby im głodować.
Przyszedł czas kolęd, a Iwona tak bardzo wstydziła się swojej biedy. Nie godziło się przyjąć księdza i nie mieć co włożyć do koperty dla niego i dlatego postanowiła, że tego roku nie przyjmie księdza, choć bardzo nad tym ubolewała. Powiedziała córeczce, że gdy ktoś zapuka do drzwi, ta ma być cichutko jak myszka i ma nie otwierać nikomu, ale malutka zapomniała i kiedy rozległo się pukanie, ochoczo pobiegła do drzwi.
Ksiądz przyszedł i poświęcił jej smutny dom i powiedział kilka ciepłych słów, ale bardzo się zdenerwował, kiedy Ilona oznajmiła, że nie ma tym razem koperty, gdyż wiąże ledwie koniec z końcem.
Ksiądz się zdenerwował i powiedział jej, że następnym razem ma od progu go poinformować, że nie ma czym przyjąć księdza, a on potrzebuje pieniędzy na remont kościoła, a tak jest to strata czasu dla niego!
Iwona zaniemówiła i przysięgła sobie, że już nigdy do kościoła nie trafi, choćby nie wiadomo co się działo, a więc tak ksiądz osłabił w niej jej wypielęgnowaną wiarę i jednym momencie postanowiła, że córka będzie chodziła do kościoła, bo tego jej zabronić nie może, ale ona już nigdy.
To był dla Iwony zimny kubeł wody wylany na jej biedną głowę. Nie może dopuścić do podobnej sytuacji i mimo wielkiej żałoby po mężu wiedziała, że musi zarabiać jakieś pieniądze, by nikt już nią tak nie pogardził.
Usiadła do komputera i zaczęła pisać. Pisała wieczorami, kiedy córeczka jej już spała i sama nie wiedziała skąd brały się w jej głowie historie dla dzieci w postaci optymistycznych i pouczających bajek. Pomysły na bajki brały się nie wiadomo skąd i odkryła w sobie talent do ich pisania. Wymyślała zabawne postaci, nadawała im śmieszne imiona i umieszczała w zabawnych i ciekawych sytuacjach.
Wysłała swoje prace do wydawcy i wielkim biciem serca i nie spodziewała się, że jej bajki komuś się spodobają, a jaka radość w nią wstąpiła, kiedy wydawca zgodził się na wydanie jej wyobraźni. Jej bajki zostały zilustrowane przepięknymi obrazami i wspaniałą okładką, a ona szalała ze szczęścia, że się jej udało i w tym momencie podziękowała księdzu, że tak ją upokorzył.
wszystko co piękne ; rękodzięło,antyki z pchlich targów,ręcznie wytwarzana biżuteria,ozdoby do domu ,postarzanie mebli ,ozdoby z recyklingu,opisy ciekawych miejsc.
~Myślodsiewnia~ Ten blog jest dla ludzi, którzy lubią zastanawiać się nad tym, co w dzisiejszym materialnym i sceptycznym świecie jest łatwo zapominane i odchodzi w cień. Sny, miłość, honor, wzajemny szacunek i ciekawość świata- o tym jest ten blog.
Ja – incognito w sklepie dla dorosłych, dopytuje o intymne sprawy kobiet, mężczyzn, osób niebinarnych. W kraju bez edukacji seksualnej. W kraju gdzie zaglądanie do łóżka jest krajową rozrywką. Tamnadole.wordpress.com to blog poświęcony seksualnym historią kobiet i mężczyzn, które zgromadziłam pracując pod przykrywką w sklepach erotycznych w Polsce. Opowieści pozytywne, intymne, ale i pełne traum czy uprzedzeń i stereotypów. Bohaterkami są one – od tych wycofanych przez nazywane rozwiązłymi, aż po te bardzo świadome swojego ciała. W końcu udało mi się zauważyć pewną sekwencję. Z czym zmagają się kobiety w zaciszu swojej sypialni? Tamnadole to przestrzeń dla opowieści i dyskusji. Czy życie seksualne Polaków jest pełne perwersji czy granic?
Nauczyć się być radosnym, kiedy serce płacze... Nauczyć się płakać, kiedy serce się cieszy... Nauczyć się dawać, nie dając... Nauczyć się brać, nie biorąc... Nauczyć się żyć, nie czując życia.. Nauczyć się ....miłości nie kochając... Nauka jest sztuką!!!!
Kiedyś malowałam pędzlem, teraz słowem, nigdy nie byłam w tym dobra, tak jak w okazywaniu uczuć. Jednak dobry jest każdy sposób żeby je z siebie wyrzucić. Zanim cię uduszą.