Archiwa tagu: koleżanki

Nie zabij jej, tej dziewczynki co w tobie jest, tej, co wierzy, że w ludziach są jeszcze dobro i sens.

Dzień dobry. 🙂 Lato, lato wszędzie – oszalało, zwariowało moje serce. Dbajcie o siebie i pijcie dużo wody, to tak na początek tego wpisu.

Dzisiaj zrobiłam już dość dużo, bo umyłam jedno okno i zmieniłam firankę. Słońce zajrzało w moje okna i dostałam drgawek, że jest strasznie brudne, a przecież promienie muszą zaglądać, bo na sercu robi się weselej.

Odkurzyłam całe mieszkanie i ugotowałam leczo, bo przecież wszystkie warzywa są świeże i tylko je łyżkami jeść.

Ale to ze mną jest tak, że kiedy robię cokolwiek, to myśli pchają się jak szalone i jeden impuls w postaci piosenki skłonił mnie do tego wpisu. Zawsze byłam wrażliwcem i potrafiłam płakać nad wierszem, piosenką, albo filmem i nie wstydzę się tego, że łezka i na starsze lata w oku się kręci.

Posłuchajcie piosenki w wykonaniu Magdy Welc, tej malutkiej dziewczynki, która wygrała „Mam talent. Wygrała, gdyż zaśpiewała po mistrzowsku piosenkę Niemena „Dziwny jest ten świat”.

Magda podrosła i urzekła mnie piosenką, którą przyjęłam do siebie, a w refrenie mamy:

Ref:

Nie zabij jej,
tej dziewczynki co w tobie jest,
tej, co wierzy, że w ludziach są jeszcze dobro i sens.

Za każdym razem słucham i płaczę.

Wzięłam album i wyszukałam zdjęcie moje z koleżankami ze szkoły średniej. Był rok 1972. Ja, Tereska i Lusia jeździłyśmy ze sobą cztery lata do jednej szkoły. Pamiętam tamte pociągi z drewnianymi ławkami i my trzy dziewczyny, które się zaprzyjaźniłyśmy i tak było do końca, bo do matury.

Z nami jeździli także chłopcy, oraz inne dziewczyny, ale my trzymałyśmy się razem. Pierwsze próbowanie papierosów, kupowanych ze zrzutki, popalanych w ukryciu, a także wspólne praktyki i czasami jakieś ucieczki na wagary. Lubiłyśmy się i śmiechu było czasem, co nie miara, bo jazdę pociągiem trzeba było sobie jakoś urozmaicić i wpadałyśmy w głupawki. Ale jakże często milczałyśmy w pociągu, bo nosy miałyśmy w zeszytach i książkach, bo czekała nas klasówka.

Wielką śmieszką była Tereska, która szybko się zakochiwała, a Lusia była kujonem i o ile w pierwszej klasie jej nie szło, to potem jak się wzięła za naukę, to trudno było jej dorównać, bo taka ambitna bestia się z niej stała.

Ja zakochana na umór, często zamyślona z powodu swojej miłości, pomieszanej z problemami w domu, zawsze miałam w nich wsparcie. Wyciągały mnie z dołków i wspominam tamten czas z rozrzewnieniem, bo byłyśmy zgrane do końca, ale jak to zwykle bywa, potem nasze drogi się rozeszły i zostało tylko zdjęcie.

Miałyśmy swoje plany na przyszłość, ale w tamtych czasach trzeba było szybko dorosnąć, bo rodzicom się nie przelewało, a więc po pierwsze praca, a potem poszło, bo ślub i dzieci i każda z nas spełniła się jako żona i matka.

Lusia wyjechała do innego miasta. Tereska jest gdzieś tam i los nas już więcej ze sobą nie spotkał, a tylko w przelocie kilka zdań i każda z nas biegła do swoich spraw.

Dlaczego piosenka na początku się pojawiła? Dlatego, że mimo, iż mam na karku już sporo lat, to wciąż, gdzieś tam w środku jest ta dziewczynka, która kiedyś miała koleżanki ze szkoły, a także marzenia na przyszłość. Część się z nich ziściła, a część jednak nie – z różnych losowych przyczyn.

Tak sobie myślę, że mimo tych przeżytych lat, gdyby mi wypadało i zdrowie pozwoliło, to bym sobie z chęcią pograła w klasy, poskakała w gumę, alby rowerem zygzakiem jechała przez ulicę. Weszłabym na drzewo, przepłynęła jezioro, wlazła na górę i jak dawniej byłabym szaloną dziewczyną z bliznami na nogach, bo taka przecież byłam!

Kończąc ten wpis, też dość chaotyczny nigdy bym nie chciała, aby ta  dawna dziewczyna  ze mnie nie uszła i oby jakaś demencja starcza nie zmieniła mnie w potwora i zrzędę, która uprzykrza życie swoim bliskim.

Tego Wam życzę także – wszystkim dziewczynom i chłopcom, ze szronem na głowie, a w sercu ciągle z majem.:)

Jak dobrze mieć bratnią duszę :)

Witaj moja kochana, po latach odnaleziona na Facebooku

Nie mam się komu zwierzyć, a pamiętasz jak byłyśmy najlepszymi koleżankami w szkole średniej? Wszędzie razem, bo i w jednej ławce i w jednym pokoju w internacie. Pamiętasz, kiedy razem się uczyłyśmy do klasówek i razem pisałyśmy referaty na szkolne akademie? Pamiętam, że po wakacjach nie mogłyśmy się sobą nacieszyć, bo tak bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Opowiadałyśmy sobie o pierwszych zauroczeniach i potem każda z nas przyprowadziła swojego chłopaka na Studniówkę, bo przecież nasza klasa to same baby, a więc to było wielkie wydarzenie, kiedy każda chwaliła się swoją sympatią. To były super dla nas czasy, bo nie tylko nauka, ale i wspólne wyjazdy do teatru, czy też kina. Pamiętasz jak obie płakałyśmy na filmach i to samo nas wzruszało?

Byłaś dla mnie jak siostra, ale los chciał, że po maturze się rozstałyśmy i każda z nas rozpoczęła dorosłe życie. Pędziłam przez życie i może dlatego o tobie zapomniałam na jakiś czas, ale postanowiłam to zmienić i pragnę opowiedzieć ci o moim planie. Przepraszam, że po latach zajmuję ci tym głowę, ale oczekuję na twoją radę, bo nie potrafię kompletnie nikomu zaufać.

Widzę na twojej osi, że masz dwójkę, udanych dzieci – śliczne dzieciaki, a ja wyszłam za mąż za tego Bogdana z balu maturalnego i pamiętasz go chyba. Nie mogliśmy mieć dzieci, choć staraliśmy się kilka lat. Ubolewałam nad tym bardzo i nawet chciałam adoptować choć jedno, ale bałam się, że nie zdołam pokochać jak swoje, ale chyba dobrze się stało, że nigdy nie doszło do tej adopcji, bo moje życie wywróciło się do góry nogami właśnie.

Los tak chciał, że dowiedziałam się, że Bogdan mnie zdradza. Przypadek chciał, że odkryłam wiadomości email na jego telefonie, a tam były jej zdjęcia i on swoje jej przesyłał. Ona jest dużo od niego młodsza. Nie wiem czy się spotykali, ale po wiadomościach jednoznacznie wynika, że coś się między nimi wydarzyło, bo sms-y wyraźnie o tym mówią.  Już wcześniej  zaczęłam coś podejrzewać, bo zaczął przesadnie o siebie dbać, zmienił garderobę i takie tam codzienne kąpiele i dużo nowych kosmetyków oraz siłownia.  Ale to nieważne. Postanowiłam, że nic mu nie powiem o swoich podejrzeniach, a będę skrupulatnie zbierała dowody zdrady, bo planuję być wobec niego zimna i wyrachowana i mu tej zdrady nie popuszczę.
Moja obecna sytuacja  wygląda tak, że dom w którym mieszkamy,Bogdan odziedziczył po zmarłym ojcu zanim się pobraliśmy. Znaczy on odziedziczył 1/2 według testamentu po ojcu i jego matka również, która mieszka w innym mieście. Wiem, że gdybym się teraz rozwiodła, to nie mam żadnych praw do tego domu, bo Bogdan był właścicielem tej części zanim się pobraliśmy.
Mam więc od czasu wykrycia zdrady Bogdana plan, by zbierać dowody jego zdrady i nie daję po sobie poznać, że coś wiem. Wiem też jego telefonu, że on nie zamierza się ze mną rozwodzić, ale to ja się z nim rozwiodę. Namówiłam Bogdana, by namówił matkę (której o to też pytałam),  by ona przepisała swoją część na Bogdana. Unikniemy w ten sposób podatku od darowizny. Następnie namówię Bogdana, by ten przepisał na mnie połowę domu znów przez notariusza – wszak już mamy wszystkie papiery. W ten sposób po rozwodzie wyniosę te 50% wartości domu, a nie nic, gdybym zrobiła to w tej chwili. Dlaczego 2 razy? Bo teściowa przepisując te 50% na mnie spowodowałby abym musiała płacić wysoki podatek od wzbogacenia. Bogdan jest zwolniony z podatku. Ale z kolei przepisanie Bogdana na mnie powoduje, że tym razem nie płacę tego podatku. Jedynie 2 razy trzeba będzie opłacić notariusza.
A jeśli mąż nie będzie chciał przepisać na mnie tych 50% (wątpię, bo jestem przekonująca smile), to i tak wyniosę te 25% po teściowej, bo Bogdan je nabędzie już po naszym ślubie.
Zebraliśmy już prawie wszystkie potrzebne papiery, które niezbędne są notariuszowi.

Napisz mi kochana, co sądzisz o moim chytrym planie, bo pragnę skurczybyka puścić w skarpetkach, bo ja przez tyle lat wiele wniosłam do naszego domu. Bardzo dobrze zarabiam i w zasadzie nie musiałabym, ale zemsta jest słodka. Czekam na odpowiedź.

Odpowiedź:

Bardzo się cieszę, że się do mnie po latach odezwałaś i jest mi przykro z powodu tego, co cię spotkało, ale ja napiszę, że jestem już wdową, bo mój Rysiek zmarł niedawno na zawał i ja się wciąż podnoszę, bo bardzo się kochaliśmy.

A teraz czytaj, co ja myślę o twojej zemście. Zostaw to w diabły i nie baw się w tego typu zemsty, gdyż jesteś na to za mądra, bo zawsze byłaś mądra i dobra. Mam dla ciebie świetną propozycję i jak się uda, to będzie zemsta najlepsza pod słońcem.

Pokazałam twoje zdjęcie mojemu kuzynowi, który nie dość, że jest cholernie przystojny, to jeszcze bogaty. Wciąż szuka kobiety na życie, uczciwej kobiety, która nie leci na jego kasę. Chce się z tobą spotkać i jeśli sobie przypasujecie, to będziesz najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.

Zdecyduj, kiedy do mnie przyjedziesz, a ja was umówię. Czekam na odpowiedź.

Po dwóch latach od rozwodu naszej zdradzonej bohaterki, odbył się huczny ślub z pompą, a nasza bohaterka została pokochana i jest szczęśliwą żoną w nowym mieszkaniu i nowym miejscu. Jej mąż, wielce zdziwiony został w tym wielkim domu, ale sam, bo jego kochanka nagle stwierdziła, że jest dla niej za stary.

Nachalne wspomnieniowo

To przychodzi nawet nie wiadomo kiedy. Wspomnienia się włączają nie wiadomo kiedy i chyba to oznacza, że zbliża się starość, gdyż komórki mózgowe same zaprzęgają się do wspomnień i dobrych i złych. Nie wiadomo kiedy zaczynamy analizować, przetrawiać całe swoje życie. Jesteśmy dla siebie jak książka, a może bardziej pamiętnik, w którym niewidocznym atramentem zapisane są nasze wspomnienia.

Nie pisałam pamiętnika ręcznie przez wiele, wiele długich lat. Pisałam pamiętnik kiedy miałam lat 18 i pisałam go regularnie przez rok. Potem już nie miałam czasu na takie pierdoły, zaganiana, zapędzona jak większość kobiet w czasach kiedy w sklepach nie było nic i trzeba było heroicznej walki, by zdobyć cokolwiek. Były kartki i pamiętam jak osiem kilo cukru targałam, co miesiąc do domu, a teraz się zastanawiam po co mi było tyle cukru, bo zapasów nie robiłam, a jednak w domu schodziło, ale to szczegół i pewnie sobie nie przypomnę, co ja z tym cukrem robiłam.

Ale ja nie o tym chciałam. Pamięcią wracam do Szkoły Podstawowej i mojej ostatniej klasy, kiedy to zaraz wszyscy mieliśmy wyfrunąć w świat.

Byłam dobrą obserwatorką moich klasowych koleżanek i kolegów i tak sobie teraz myślę, że jakże inaczej wszystkim potoczyło się życie. Pójście w świat, to wielka niewiadoma i kto pojechał daleko, bo los go rzucił do innych miast, to z nimi straciłam kontakt raz na zawsze i nie wiem, jak im się im żyje.

Jednak jest parę osób, które wciąż są gdzieś tam na horyzoncie i tak:

– Marysia urodziła czwórkę dzieci i wyszła za mąż naprawdę za dobrego człowieka i jest mniemam szczęśliwą matką i żoną. Założyli z mężem salon meblowy i do dzisiaj pracują i z tego żyją.

– Andrzej, to zawsze był sportowcem całą gębą. Świetnie grał w piłkę nożną. Mam wiadomości o nim, choć mieszka w Szwecji poprzez jego siostrę. Urodziły mu się dwoje dzieci i wciąż jest z tą samą żoną, a kiedy do nas przyjeżdża to bierze udział w zawodach sportowych. Pan około 60 – tki  wciąż aktywny sportowo.

– Halinka, siedziałam z nią w jednej ławce. Bywałam u niej w domu. Szybko wyszła za mąż i zaraz niedługo straciła męża w groźnym wypadku. Potem ponownie wyszła za mąż i z tego związku jest chyba trójka dzieci, ale nie jestem do końca pewna. Założyła z mężem działalność gospodarczą i sprzedaje ubrania w sklepiku wybudowanym koło swojego domu. Dobrze się jej kręci, bo ma wyczucie i kobiety chętnie u niej kupują.

– Zbyszek opryszek. Alkohol go zniszczył i już go nie ma na tej Ziemi. Ciężko było patrzeć na jego upadek.

– Marek, miastowy grajek przygrywający na weselach ze swoją kapelą. Ożenił się i urodziły mu się dwie córy. Trochę się rozchorował, ale żonę ma ukochaną, która o niego strasznie dba.

– Grażynka. Wyszła za mąż z miłości i urodziła piątkę dzieci, ale mąż ją zdradził i się rozchorowała. Widać ją, jak porusza się o balkoniku, choć nie ma jeszcze 60 lat. Tak przepłaciła swoje oddanie mężczyźnie.

I to by było tyle, bo nie wiem jak potoczyły się losy Danusi, Krysi, Mariolki, Grażynki, Waldka i wielu innych. Zginęli w czeluściach życiowych losów. Już nie pamiętam wszystkich imion i nazwisk, bo było nas w klasie około trzydziestki i zginęli w mrokach moich wspomnień.

Ciekawa jestem jakie Wy macie swoje wspomnienia i ile zachowało się w Waszej pamięci? 🙂

Czy to była wielka przyjaźń?

Maria i Krystyna siedziały w biurze w jedym z urzędów całe 25 lat. Znały się od liceum i bardzo się polubiły. Zawsze razem jak najlepsze przyjaciółki jeździły na te same obozy i na te same koncerty. Mogły  na siebie liczyć w każdej sytuacji życiowej. Kiedy jedna się z nich zakochała, to druga w razie czego zawsze służyła dobrym słowem, kiedy w związku coś się działo. Nie mogły bez siebie żyć i każdą wolną chwilę spędzały razem.

To była bardzo rzadko spotykana przyjaźń i w zasadzie nikt nie śmiał wchodzić między te dwie, śliczne dziewczyny. Obie zdawały na te same studia, w tym samym mieście. Obie mieszkały na tej samej stancji i jeśli jednej było krucho z kasą, to druga zawsze wspomogła w miarę swoich możliwości. Były nierozłączne i nie dały sobie w kaszę dmuchać, kiedy na imprezach dostawiał się niechciany koleś.

Kiedy jedna płakała, to druga wycierała łzy i były sobie bliższe niż czasami jak to bywa w rodzeństwie.

Niektórzy podejrzewali, że coś jest z nimi nie tak i szeptali, że może są lesbijkami, ale one z tego śmiały się w duchu, bo nic z tych rzeczy, a połączyła je tylko i wyłącznie ta sama energia i sposób patrzenia na życie. Były sobie bliskie, bo czytały taką samą literaturę, kochały wiersze i muzykę i zawsze miały ze sobą mnóstwo do przegadania.

Pewnego razu w mieście ogłoszono nabór pracowników do nowego wydziału pewnego urzędu i obie przeszły pomyślnie rozmowy i tak zostały zatrudnione w tym samym wydziale, wielce szczęśliwe, że ich przyjaźń będzie miała ciąg dalszy.

Były wakacje i wybrały się w góry, które obie uwielbiały. Już miały plan jak to będą całymi dniami spacerowały szlakami, a wieczorem w karczmie wypiją kilka lampek wina przy góralskiej muzyce. Chciały odpocząć, ale nie biernie. Miały aparaty fotograficzne i zrobiły setki zdjęć i to też je łączyło.

Były strasznie żywotne i rzucały się w oczy i pewnego razu przysiadło się do nich dwóch przystojnych mężczyzn i jakoś tak się stało, że każdy z nich wybrał dla siebie jedną z nich.

Maria wpadła w oko Andrzejowi, a Krystyną zainteresował się Rafał. Od tego momentu cała czwórka przemierzała szlaki śmiejąc się i żartując. Coś zaczęło się dziać i obie kobiety poczuły to coś.

Minął rok i razem w kościele stanęły na ślubnym kobiercu ze swoimi ukochanymi. Przed ślubem szalały z zakupem sukien ślubnych i postanowiły, że wesele też razem zorganizują i będzie to wesele, jakiego jeszcze nie było. Każda z nich zaprosiła swoje rodziny i w końcu na sali musiało się zmieścić dwieście osób.

To było cudowne wesele, takie, że wszyscy je zapamiętali, a po weselu  kobiety jakby się rozdzieliły i każda z nich budowała swoje gniazdo ze swoim mężem.

Może nikt nie uwierzy, ale zaszły w ciążę prawie w tym samym czasie i obie urodziły bliźnięta. To był niesamowity cud i przypieczętowanie ich przyjaźni. Dzieci rosły i też się ze sobą przyjaźniły, a rodzice spotykali się w każde imieniny, urodziny i wszelkie święta.

Kiedy Krystyna obchodziła ze swoim mężem 19 rocznicę ślubu na Mazurach, to stało się coś bardzo złego. Mąż Krystyny dostał zawału i nie było dla niego ratunku. To był wielki cios dla Marii i jej męża. Wszyscy ogromnie przeżywali tak ogromną stratę, a Maria była blisko koleżanki i robiła wszystko, by  pomóc koleżance się podźwignąć.

Kiedy Krystyna stanęła jako tako na nogi, to Maria zaczęła się w pracy skarżyć, że coś niedobrego dzieje się z jej mężem. Zaczął znikać i często wracał do domu bardzo późno, zmęczony i bez chęci na seks. Była bardzo zatroskana, że w jej małżeństwie coś nie gra i z tego zwierzała się Krystynie.

Koleżanka podnosiła ją na duchu, że może on jest przepracowany i ma masę obowiązków, a może jest chory i ukrywa to i tak obie dywagowały, ale…

Pewnej wiosny Krystyna oznajmiła Marii, że jedzie w góry sama, bo musi odpocząć i nabrać dystansu, oraz musi postanowić jak dalej ma żyć. Wciąż nie podniosła się po śmierci męża i musi wyjechać, by to wszystko sobie poukładać.

W tym samym czasie mąż Marii oznajmił jej, że ma kurs i musi na kilka dni wyjechać, aby podwyższyć swoje kwalifikacje, by więcej zarabiać, bo dzieciaki na studiach potrzebują pieniędzy.

Maria była spokojna o męża, ale w nocy miała dziwny sen, bardzo niepokojący, że mąż ją zdradza.

Szybko się ubrała i nocą  wyruszyła w drogę, bo coś jej tu nie grało. Wsiadła w samochód i  jechała cztery godziny, a kiedy dotarła o świcie w góry od razu skierowała się do pensjonatu, gdzie się wszyscy poznali.

W recepcji wybłagała nr pokoju swojej koleżanki i kiedy zapukała z drżącym sercem, drzwi otworzył jej mąż, a Krystyna leżała w ciepłym, rozkochanym łóżku.

Maria wybiegła z pensjonatu i wsiadła do samochodu, a za chwilę zabiła się na pierwszym zakręcie, pozostawiając tych dwoje z gigantycznym poczuciem winy!

Kobiety w kawiarni – takie sobie opowiadanie

Znały się jeszcze ze szkoły podstawowej i mimo, że życie je trochę rozdzieliło i każda poszła w swoją stronę, to jednak od czasu do czasu się spotykały jak to kobiety. Najczęściej wybierały swoją ulubioną kafejkę, gdzie podawano najlepszą szarlotkę w mieście i do tego kieliszek dobrego wina. Było ich pięć i przeważnie umawiały się telefonicznie, tak aby każda z nich znalazła czas pośród napiętego grafiku. Wszystkie pracowały i założyły rodziny, a więc obowiązków nigdy nie brakowało, ale mimo to, lubiły się od czasu do czasu wyrwać z domu i zostawić dzieci pod opiekę swoich mężów.

Podczas jednego takiego spotkania, wpadły na pomysł, aby wspólnie napisać książkę. To Ania wpadła na ten szalony pomysł i poddała pod dyskusję, aby każda raz w miesiącu podała temat, no więc np. „Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?” Na następnym spotkaniu każda odczytywała swoje opracowanie tematu, a potem Ania w domu, jako doświadczona humanistka opracowywała i przygotowywała do ewentualnego druku, bo bardzo zależało jej, aby ta książka jeszcze bardziej wzmocniła ich długoletnią przyjaźń.

Naprawdę fajnie im szło, bo tematy były coraz odważniejsze i każda musiała się mocno zastanowić, aby ująć temat w sposób krótki i zwięzły, a zarazem interesujący, a więc sięgały pamięcią do swoch dziecinnych lat, przypominały sobie relacje w rodzinie i z rodzeństwem. Zagłębiały się w siebie i pisały, często rozdrapując bolące rany.

Materiału się sporo nazbierało i Ania ambitnie układała to wszystko i uważała, że pomysł trafił w dziesiątkę, bo wszystkie były zadowolone i bardzo się zaangażowały. Sprawiało im to niesamowitą frajdę, a Krysia utalentowana poetycko podpinała pod każdą swoją notkę adekwatny wiersz, tak aby pasował do zadanego tematu. Basia była utalentowana w rysunkach graficznych, a więc i Ona wykazywała się twórczo. Ania przyklaskiwała, że robią coś razem i wiedziała, że jak się mocno postarają, będzie to wszystko w ich wspólnej książce i zrobiła pierwsze umowy z wydawnictwem, które po pierwszych, roboczych opracowaniach zgodziło się na jej wydanie.

Pewnego razu na spotkaniu, jako zwieńczenie ich działalności i niejako podsumowanie, Ania tym razem zadała temat pt. „Co byś zrobiła, gdybyś się dowiedziała, że zdradza cię mąż?”

Spojrzały na siebie uważnie i trochę jakby się zdziwiły, bo takie tematy nie są wygodne dla szczęśliwej kobiety przecież. Każda była w szczęśliwym związku i nie wyobrażała sobie, aby miało to coś, lub ktoś zepsuć, ale pomyślały, że czemu nie i się zgodziły.

Na kolejnym spotkaniu Ania zebrała wszystkie notki i tym razem postanowiły, że nie będą one odczytywane wszem i wobec i niech Ania schowa je do skoroszytu, a najbardziej na to nalegała Halina, obracając swoją prośbę w żart, że sobie trochę popłynęła z tematem i niech to będzie niespodzianka i poprosiła Anię, aby tym razem nie robiła żadnych korekt i poprawek w jej opracowaniu.

– Okej, powiedziała Ania i zamówiła dla wszystkich dziewczyn szampana, jako zwieńczenie ich wielomiesięcznych spotkań i wspólnej pracy. Zrobiło się wesoło, a jednocześnie trochę żal, że ich projekt na książkę właśnie dobiegł końca. Zastanawiały się jaki nadać tytuł książce i padło jednogłośnie, że książka będzie nosiła tytuł „Kobiety z kawiarni”.

Kiedy Ania w wolnej chwili zaczęła czytać ostatni temat, opracowany przez koleżanki jej wzrok przykuła notatka Halinki właśnie i Ona pisała o tej zdradzie tak:

„ Zdrada boli jak diabli. Zdrada nie powinna się zdarzyć żadnej kobiecie, której zależy na rodzinie i dzieciach. Zdrady nie powinna dopuścić się żadna kobieta ani mężczyzna. Ludzie przysięgają sobie wierność aż po grób, ale jakże często nie dotrzymują swojej przysięgi i kłamią, kręcą, oszukują. Granie na dwa fronty jest podłością, ale co ma zrobić kobieta, która w końcu dowie się, że jej ukochany mąż ją zdradza na wyjazdach, w delegacjach, w samochodzie, w hotelu, czy też u niej w domu? Co ja ja mam zrobić, kiedy tak strasznie go kocham i nie wyobrażam sobie bez niego życia – nigdy!

Jest to mój jedyny mężczyzna, poślubiony po grób. Jest to mój mąż, z którym mam dzieci najpiękniejsze na świecie. Jest to mężczyzna, który zabezpieczył mi i moim dzieciom dostatni byt i niczego nam nie brakuje. Mamy piękny dom, samochód. Chodzimy pięknie i modnie ubrani. Wyjeżdżamy co roku na wspaniałe zagraniczne wycieczki, zwiedzając cały świat i jest nam wspaniale w łóżku, a ten jego związek z tą drugą to taka zwykła żądza  i nic więcej, bo to mnie On kocha najbardziej na świecie i piszę z pełną odpowiedzialnością, że wiem, iż mnie zdradza, ale jest – ze mną i będzie”.

Ania przetarła oczy ze zdumienia , bo o niczym nie wiedziała i inne koleżanki także nie były świadome, że Halinka cierpi, a teraz po przeczytaniu jej notki, postanowiła faktycznie nie robić żadnej korekty i była ciekawa, jak ocenią Halinkę przyszli ich czytelnicy?

Upływa szybko życie, jak potok płynie czas

Upływa szybko życie, 
Jak potok płynie czas, 
Za rok, za dzień, za chwilę
Razem nie będzie nas.

Każdy z nas, to znaczy my ze starszego już pokolenia pamiętamy, jak śpiewaliśmy tę piosenkę na różnych obozach, koloniach, zlotach i zjazdach. Bardzo często siedzieliśmy przy ognisku wieczorami i śpiewaliśmy przeróżne piosenki. Piosenki obozowe, kolonijne i biesiadne. Był to dla nas cudny czas, taki beztroski, oderwany od wszystkiego. Ognisko się paliło, ktoś smażył sobie kiełbaskę, a ktoś złowioną przez siebie rybę w jeziorze, a w gorącym popiele piekły się ziemniaki, które posypane odrobiną soli, smakowały wybornie. Nigdy później już nie dało się odtworzyć tego klimatu i smaku. To był czas, kiedy zawiązywały się przyjaźnie i oczywiście pierwsze miłości. Mieliśmy po 15, 16 lat i już robiliśmy jakieś plany na przyszłość, bo dojrzewaliśmy do szybkiego usamodzielnienia się. Lubiliśmy się i dlatego ten czas spędzony razem pozostał w nas na zawsze. 

Sama wspominam obóz, na którym się zakochałam. Pamiętam, że obowiązkowo musieliśmy dbać o swoje obozowisko, czyli nosić drwa z lasu na wieczorne ognisko, a także pomagać w kuchni. Spanie w namiocie, świeże powietrze, woda i słońce. Stanowiliśmy jedność, nie zdając sobie sprawy, że za rok, za chwilę razem nie będzie nas. I tak też się stało, bo po skończeniu szkoły podstawowej, rozjechaliśmy się w różnych kierunkach i nigdy więcej już się nie spotkaliśmy w takim samym gronie.

Minęło trochę lat i powstał Internet. Ludzie szaleńczo wskoczyli na portale społecznościowe i z wypiekami na twarzy szukali tamtych, dawnych śladów. Przypominaliśmy sobie tamte twarze i nazwiska i jakże często po tylu latach, był to kłopot, bo pamięć ludzka jest ulotna. Jakże często nie poznawaliśmy osoby ze zdjęcia, bo minęło przecież tyle lat, a na każdej twarzy czas zrobił swoje, a teraz?

A teraz dochodzą do nas coraz smutniejsze wiadomości, bo mamy wszyscy prawie 60 lat i ktoś nam napisze, że ktoś inny odszedł już na zawsze z tego świata. Dlatego apeluję do ludzi młodych – celebrujcie młodość, pamiętajcie o tych chwilach beztroskiej zabawy, abyście mieli co wspominać, kiedy siwy włos obsypie wasze skronie.