
Niech już sobie przeminą te wszystkie święta patriotyczne, bo się wykończę.
Mam dziś oczy pełne łez, a zaczęło się, kiedy ta banda nieudaczników, kłamców i cwaniaków zawłaszczyła sobie po raz siódmy moje, nasze święta i odarli mnie z patriotyzmu.
Nie mogę spokojnie patrzeć, jak ci, którzy tyle razy pogwałcili Konstytucję jutro będą świętować i prawić banały.
Mam alergię na Dudę, Morawieckiego, Witek, Kempę, Ziobro, Kamińskiego i na całą tą bandę łącznie z kościołem – politycznym.
Mam wrażenie, że goście z Ukrainy nie wiedzą, że przybyli do jakiegoś kołchozu, w którym odarto mnie z mojej, własnej tożsamości, ale goście jeszcze tego nie wiedzą.
Nie rozumiem kompletnie, że wyznawcy PiS-u nie widzą, że oni ciągną Polskę na samo dno i nie przeszkadzają im ogromne podwyżki – wszystkiego.
W czwartek „Galapa” po raz ósmy podniesie stopy procentowe i ci, którzy spłacali kredyty, teraz mają stawkę o tysiąc złotych wyższą, ale to jeszcze nie koniec.
Nie pojmuję, że kiedyś w demokratycznym kraju nikt nie tracił immunitetu bez powodu.
Było to tak, że Kaczyński wezwał swoich giermków na dywanik i nakazał im głosować za pozbawieniem immunitetu posłance, która zawiesiła buciki na przykościelnym płocie.
Czyli jest tak, że Kaczyński jest pierwszym obrońcą pedofilii w kościele, a księża mogą dalej gwałcić dzieci – obrzydliwe.
Ja nie doczekam moi drodzy czasów normlanych i będę musiała się tutaj dusić i ryczeć z rozpaczy.
Dziś też widziałam filmik jak „dziennikarz” z TVP Info – niejaki Jakimowicz zdjął dzisiaj w Warszawie tęczową flagę i mam nadzieję, że za to odpowie karnie – kiedyś!
Tak PiS podzielił Polaków i za chwilę będzie, że tam gdzie jest trzech Polaków, to będzie rewolucja, bo tak nas podzielili!
Obejrzałam dzisiaj film naszej, rodzimej produkcji z dawniejszych czasów, nakręcony na podstawie powieści Marii Dąbrowskiej – „Noce i dnie”
Kiedy kończyłam szkołę podstawową w nagrodę dostałam właśnie tę powieść.
Przeczytałam, ale z czasem wszystko uleciało z głowy.
„Noce i dnie” obejrzałam chyba po raz 4 i zawsze, ale to zawsze płaczę na tym filmie od początku do końca i tym razem też tak było.
Dlaczego płaczę, ano dlatego jak piękna polskość jest w filmie pokazana przez pryzmat przywiązania do polskiej ziemi.
Jest to powieść i film o sadze rodzinnej, która musiała walczyć o przetrwanie i sama nie wiem z jakiego powodu płaczę.
Może dlatego, że Barbara chyba nie kochała Bogumiła, a może dlatego, że go mimo wszystko kochała i jak oboje całe życie się mijali, a może się nie mijali.
Każdy czytelnik i widz może sam zinterpretować to małżeństwo.
Może płaczę, że uważam, iż ten film powinien dostać Oscara, a nie dostał i może dlatego, że już nie ma takiej gry aktorskiej, bo to już wszystko minęło i się skończyło bezpowrotnie.
Maria Dąbrowska gościła w moim mieście:
„W 1954 roku Maria Dąbrowska odwiedziła Choszczno. Była tu około dwóch tygodni u swojej siostry Heleny i jej córki Danuty która prowadziła bibliotekę. Obserwowała życie naszego miasteczka. Zachwycały ją krzewy poniemieckie w niektórych ogrodach. Uwielbiała spacery na Miejską Górę. Odbyła też w naszej bibliotece znajdującej się przy ulicy Chrobrego spotkanie z czytelnikami”

Szczerze napiszę, że nie oglądam współczesnych – polskich produkcji, gdyż wkurza mnie w tych filmach fonia.
Nie wiem dlaczego nie rozumiem dialogów w polskich filmach, bo tak źle są zrobione, albo dlatego, że aktorzy szepczą – dosłownie szepczą, a ja nie słyszę, choć głucha jeszcze nie jestem.
Takie samo zdanie ma nasza, polska aktorka – Ewa Wiśniewska i ja się z nią zgadzam.
Już nie ma dobrego, polskiego kina.
Już nie ma takich programów o filmie jak „Perły z lamusa” kiedy Tomasz Raczek i Zygmunt Kałużyński wciągali Polaków w najlepsze kino światowe.
„Ewa Wiśniewska:
– Grałam w serialach, dopóki scenarzyści nie zaczęli pisać dialogów tak, że mój umysł nie był w stanie tego znieść.
– Przede wszystkim nie rozumiem, co oni mówią na scenie. O telewizji już nie wspominając. Szemrzą coś pod nosem. Oczywiście, zdarzają się też zdolne osoby, jak chociażby Kamilla Baar czy Magda Cielecka. Ale, niestety, są rzadkością. […]. Dziś wystarczy parę razy pokazać się na czerwonym dywanie, zaliczyć jakiś jeden zawodowy wybryk i już jest się gwiazdą.
– Uważam, że jeśli aktorka punkt ciężkości w swoim zawodzie kładzie na urodę, to na dzień dobry jest przegrana. Bo przecież ona tejże urody nie utrzyma -dodaje.
– Mają parówki zamiast ust i napuchnięte policzki. Przecież to od razu widać. Albo robią sobie tak białe zęby, że nie da się na nie patrzeć, gdy stoją na scenie. Trzeba mieć świadomość upływu czasu i starzeć się z godnością. Nie wyobrażam sobie, żebym miała udawać dzierlatkę. Ani na scenie, ani w życiu. Uważałabym to za śmieszne i dezawuujące. Ale widzę, że niektóre moje koleżanki nie mają z tym problemu. Poprawiają urodę do tego stopnia, że ich nie poznaję”
Tekst z Facebooka.
