Archiwa tagu: książka

Żyć w swoim świecie!

Obraz może zawierać: 1 osoba, stoi, roślina, kwiat i na zewnątrz

 

Amy Schumer – autorka książki „Dziewczyna z tatuażem na lędźwiach”, a w niej o introwertyczce!

Introwertyczka, to ja i jeśli przez 7 lat pisania bloga mnie nie poznaliście, to się całkowicie odkrywam, bo nawet rodzina nie wie jaka ja jestem.

Może ktoś  po przeczytani odkryje także siebie i lepiej zrozumie, co mu w duszy piszczy!

Zaciemnię i zaczerwienę fragmenty, które wyjątkowo do mnie pasują i czego o mnie inni nie wiedzą!

„Przede wszystkim, jak podkreśla Amy, introwertyczka to nie jest osoba nieśmiała tylko taka, która lubi samotność. Natomiast ludzi lubi również, owszem, ale raczej w małych dawkach. Co to oznacza? Że ludzie są potrzebni introwertykom do ładowania baterii metodą wzajemnego iskrzenia. Należy jednak uważać, bo często tłum pożera energię introwertyka szybciej niż się zdaje. Podłącza się do niego, zabawia, zagaduje i gilgocze – ani się samotnik nie obejrzy, a leży bez sił w kąciku i pochlipuje z przepalonymi bezpiecznikami. Bo można dawać z siebie wszystko – błyszczeć, popisywać się i zabawiać innych do rozpuku. Przychodzi jednak moment, kiedy należy sobie pójść do siebie, zwinąć w kłębek i w milczeniu poczytać czy popisać. Albo być i tyle. Bez innych. Dla introwertyka idealnym rozwiązaniem jest internet: można w nim porozmawiać na odległość, zamówić jedzenie bez konieczności mówienia czy siedzenia z innymi. Wspaniała jest też samotność hotelowa, hipermarkety czy wagony ciszy. Dobrze jest również tak ułożyć sobie pracę, aby mieć możliwość wycofania się choćby na chwilę z tłumu. Dla artysty będzie to garderoba lub pokój hotelowy. Dobre są samotne spacery po mieście lub udawanie, że nas nie ma. Nieodbieranie telefonu, nieumawianie się na spotkania. Znikanie na własnych warunkach, najlepiej po angielsku, bo wtedy nikt nie pyta.

Czemu tak jest? Czy jesteśmy jak dzikie zwierzątka, które nie do końca wierzą innym? Szczególnie u dziewczyn to trudna sprawa. Jesteśmy bowiem wychowywane do bycia miłymi i sympatycznymi dziewczynkami recytującymi wierszyki. Jak jakieś gejsze – tak napisała Amy Schumer. Zawsze uśmiechnięte, bo jeśli przez chwilę nie szczerzymy się do świata, to zaraz ktoś się zapyta: „A cio taka smutna buuuziaaa?” to ja już wolę sobie pójść. Sama ze sobą.

No niestety, ja to się czuję wybitnie źle w small talkach i wśród nudnych ludzi, którzy mówią powoli albo nie są w stanie zauważyć, że temat przez nich poruszany nie interesuje nikogo oprócz nich samych.
Tylko że wtedy zaczynają się podejrzenia – że się obraziłam, że mam depresję lub zadzieram nosa. Albo – jak podpowiada Schumer – że jestem pojebana. „Możliwe, że jestem pojebana”, wyjaśnia, „jednak wcale nie dlatego, iż nie chcę się krygować ani uśmiechać do kogoś, kto opowiada mi ze swadą, jak to w gimnazjum uprawiał biegi przełajowe”. No niestety, ja to się czuję wybitnie źle w small talkach i wśród nudnych ludzi, którzy mówią powoli albo nie są w stanie zauważyć, że temat przez nich poruszany nie interesuje nikogo oprócz nich samych.

Na początku jestem nieco zestresowana, chowam się za książką lub telefonem. W torbie mam mały prezent, żeby coś z tego naszego spotkania pozostało. Prezenciki to dla mnie wyrażanie emocji – nie umiem zbytnio żyć z ludźmi, ale chcę im jakoś (koślawo) przekazać, że mi zależy. Wbrew lękom i niechęci, pewnie i wstydowi. Stąd laurki i drobiazgi wtykane na początku, żeby sobie nie poszli, skoro już do nich przyszłam.

Jak wiemy, na świecie są ludzie, z którymi nie musimy przechodzić tych wszystkich poziomów znajomości typu uprzejmość, obwąchiwanie się, blebleble, jakieś tam pytania o ulubioną zupę. Tylko od razu łubudu i jesteśmy w jądrze ciemności.

Dla introwertycznej, czającej się duszyczki, moment olśnienia drugim człowiekiem jest jak dwutygodniowe wakacje all inclusive. Bo o co chodzi? Żeby się sztachnąć interakcją czy rozmową. Żeby dać sobie strzał dobroci i żywić się nim potem w domowych pieleszach. Być gdzieś intensywnie, śmiać się i brylować, a potem czmychnąć do domu. Na imprezach to ja muszę raz na jakiś czas do pustego pokoju wejść i oddychać. Albo pobawić się z dziećmi lub psem. Na wspólnych wyjazdach iść wcześnie spać uciekając od reszty. Pobyć, ułożyć sobie, poczytać. Nie zapieprzać jak bączek na środku pokoju, bo grozi to rozpryśnięciem się na tysiące kawałków. Dlatego też, jeśli mogę być z kimś długo w jednym miejscu i czuć się dobrze, to wtedy wiem, że to jest właściwa osoba. Jest ich mało, ale lubię też takie, które rozumieją, że ja muszę sobie gdzieś pójść sama. Zniknąć i nie reagować na te wszystkie „ej no, zostań jeszcze”. Nie zostanę. Ale kiedy będę z wami wszystkimi, to na sto procent. Wezmę coś od was, wy coś weźmiecie ode mnie. I już, tak to działa.

Dla mnie prawdziwym uczuciem ulgi był moment, w którym nie tyle odkryłam, co zaakceptowałam moją nie-imprezową i nie-integrującą się stronę. Już nie muszę analizować, czemu nie zostałam do szóstej rano w klubie. Wiem po prostu, że musieliby mnie z tego klubu zawieźć od razu do psychiatryka. Ale za to jeśli już wychodzę do ludzi, to w pełni świadomie, że tego chcę i wtedy jest zwykle bombowo. Piękne zdarzenia dla introwertyczki.

Nie uważajcie introwertyków za dziwaków – Demotywatory.pl

Ren tekst zamieściła na swoim blogu:
Sylwia Chutnik / @sylwia.chutnik

Pisarka, felietonistka. Doktorka Instytutu Kultury Polskiej UW. Kulturoznawczyni, absolwentka Gender Studies na UW. Działaczka społeczna i promotorka czytelnictwa. Laureatka Paszportu Polityki, trzykrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike. Dostała Społecznego Nobla Ashoka za działalność na rzecz matek oraz nagrodę m. st. Warszawy. Twórczyni sztuk teatralnych. Jej książki zostały wydane w dziewięciu krajach.

Reklama

„Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości” – Olga Tokarczuk

Olga Tokarczuk przedstawiła swój esej pt. "Czuły narrator" podczas gali w Sztokholmie [TRANSMISJA, CAŁA PRZEMOWA NOBLOWSKA]

„Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości. To ten jej rodzaj, który nie pojawia się w pismach ani w ewangeliach, nikt na nią nie przysięga,nikt się nie powołuje. Nie ma swoich emblematów ani symboli, nie prowadzi do zbrodni ani zazdrości.
Pojawia się tam, gdzie z uwagą i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest „ja”.”

Tak powiedziała Olga Tokarczuk podczas swojego, noblowskiego odczytu w Sztokholmie.

Polacy to jest strasznie wredny naród, bo nie potrafią się cieszyć z faktu, że kolejna Polka otrzymała Nobla!

Na Twitterze też dobierali się Jej do skóry i lżyli ile się da z tej prawej i sprawiedliwej strony!

Telewizje nie emitowały w całości tego odczytu, a TVInfo kompletnie pominęła ten fakt, a także media prywatne jak TVN!

Czego się boi dotąd obiektywny TVN – oto jest pytanie?

O ile pamiętam tak samo była potraktowana noblistka – Wisława Szymborska!

Dlaczego musimy się zawsze czegoś czepiać i nie potrafimy cieszyć się z sukcesu naszych noblistów – wstyd Polsko!

Tokarczuk wg. mnie pisze dość trudnym językiem i takim też się wypowiada, a więc to, co nie jest łatwe i przyjemne, niezrozumiałe, to Polacy wypierają, bo wolą słuchać Martyniuka, który śpiewa o zielonych oczach.

Tutaj można przeczytać cały odczyt i ja sobie, to zostawiłam na jutro przy dziennym świetle:

https://www.nobelprize.org/uploads/2019/12/tokarczuk-lecture-polish.pdf?fbclid=IwAR0fHzDreNKZ-4rjlmBivXIrV119bqhORpy9lsTnN1N-HSaq9e8DMqOLc0s

Piszę, że posługuje się Ona trudnym językiem jak trochę z kosmicznej bajki, kiedy ludzkość do końca nie zna kosmosu.

Trzeba z uwagą pochylić się nad każdym Jej zdaniem napisanym, czy wypowiedzianym i po prostu analizować to, co pisarka ma na myśli, bo to jest Jej wyobraźnia i taki przekaz!

Co to więc znaczy, kiedy napisała, że  „Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości”.

Jak to skomentować, bo może czułość jest ważniejsza od miłości, może czułość i miłość nie mogą bez siebie istnieć?

Jej lektury są bardzo dobre dla analityków ludzkiego słowa i niosą przesłania, ale to my musimy się domyślać tych przesłań, a to nie jest łatwe zadanie.

Ja jako Polka z krwi i kości szanuję każdego, kto ma swoje zdanie i jeszcze potrafi o tym pisać i się wypowiadać.

PiS jest na Nią wściekłe, bo Ona nie kryje swoich poglądów politycznych i informuje świat, że tu – u nas źle się dzieje!

Gdybym była Tokarczuk, a nie będę, to także bym informowała świat, że w Polsce oto skończyła się demokracja!

„Olga Tokarczuk w Sztokholmie odbierze we wtorek Literackiego Nobla. To wydarzenie poprzedził sobotni odczyt Polki. Olga Tokarczuk przedstawiła swój esej pt. „Czuły narrator”. Przeczytaj całą przemowę.

W sobotę, 7 grudnia 2019 r., o godzinie 16.45, Olga Tokarczuk przedstawiła w Sztokholmie swój noblowski odczyt. Fundacja Noblowska podała przed odczytem, że esej przygotowany przez Olgę nosi tytuł „Czuły narrator”. O godzinie 17.30 tekst eseju poznał świat. Przeczytaj cały esej.

Pierwsze zdjęcie, jakie świadomie przeżyłam, to zdjęcie mojej matki, jeszcze zanim mnie urodziła. Zdjęcie jest niestety czarno-białe, przez co ginie wiele szczegółów, stając się zaledwie szarymi kształtami. Światło jest miękkie i deszczowe, chyba wiosenne i najpewniej sączy się przez okno, utrzymując pokój w ledwie zauważalnym blasku. Mama siedzi przy starym radiu, takim, które miało zielone oko i dwa pokrętła – jedno do regulowania głośności, drugie do wyszukiwania stacji. To radio stało się potem towarzyszem mojego dzieciństwa i z niego dowiedziałam się o istnieniu kosmosu.

Olga Tokarczuk mówiła też o chaosie informacyjnym, zaniku duchowości i wyobraźni za sprawą nowoczesnych technologii oraz znaczeniu literatury we współczesnym świecie.

– Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera. Wiedzą o tym bardzo dobrze nie tylko historycy, ale także (a może przede wszystkim) wszelkiej maści politycy i tyrani. Ten, kto ma i snuje opowieść – rządzi – te słowa można odebrać jako krytykę polityków.

W mediach szwedzkich pojawiło się nawet zdanie, że „sobotni wykład pisarki był świetnie sformułowany i prowokował do myślenia”.

Obraz może zawierać: 2 osoby

https://polskatimes.pl/olga-tokarczuk-przedstawila-swoj-esej-pt-czuly-narrator-podczas-gali-w-sztokholmie-transmisja-cala-przemowa-noblowska/ar/c1-14638683

Obraz może zawierać: tekst

Książka i kwiaty!

Dzisiaj dotarła do mnie książka autora –  Bohdana Gadomskiego pt. „Andrzej z piekła Rodan”.

Jest to portret pisarza Andrzeja Rodana, o którym wiele razy na blogu pisałam.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Rodan

W tej książce na stronie 66 jest zamieszczony mój wpis z mojego bloga, na co wyraziłam zgodę.

Pisałam o wielkiej miłości jakiej doznał Andrzej Rodan i odwzajemnienie  tej miłości przez Bogumiłę Pawłowską – Rodan

Ten związek już w starszym wieku, jest ich siłą i skończył się ślubem.

Obraz może zawierać: 4 osoby, uśmiechnięci ludzie, ludzie stoją i ślub

On pisze, a Ona śpiewa i tak się wzajemnie dopełniają, a ja Im życzę tylko szczęścia, miłości, wzajemnego wsparcia i zdrowia, bo sama jestem już wiekowa i z Mężem zaraz będziemy 44 lata w związku małżeńskim.

To taki mały mój sukces w związku z pisaniem bloga i nigdy nie marzyłam nawet, że ktoś na bloga dotrze i zauważy coś ciekwego, co nadaje się do zamieszczenia tego w książce.

Dość się chwalenia, a teraz napiszę o kwiatach na moim balkonie.

Zawsze miałam kwiaty na balkonie, a mieszkamy pod jednynym adresem już 40 lat.

W tym mieszkaniu wychowały się nasze dzieci i z niego wyfrunęły, co przeżywałam bardzo długo.

Każdej wiosny sadziłam kwiaty balkonowe i zawsze były to inne wariacje kwiatowe, ale przważały raczej pelargonie, które uwielbiam.

Od kilku lat, kiedy starość daje się we znaki mówię sobie, że to już koniec z kwiatami, bo sił coraz mniej.

Ale…

Kiedy tylko zbliżają się Święta Wiekanocne, to mnie coś szarpie i muszę te kwiaty jednak mieć, by potem się nimi opiekować.

Dosłownie opiekować i tu mowa nie tylko o podlewaniu, ale także śledzeniu pogody, bo zbite kwiaty deszczem, albo przymrozkiem, to wygląda tragicznie i sprawia, że latam z tymi skrzynkami i chowam je w domu przed zagrożeniem.

Nikt w moim bloku nie ma takiej feerii barw, a staruszce się udało! 🙂

Kiedy byłam młodsza, to miałam działki ogrodowe i na nich siałam i pieliłam, a teraz już tylko balkonowe mi zostały.

W tym roku był wyjątkowo zimny maj, a więc chyba z dziesięć razy zdejmowałam skrzynki, aby tylko ochronić swoją krwawicę i na dzień dzisiejszy wyglądają tak:

Obraz może zawierać: kwiat, roślina, przyroda i na zewnątrz

Obraz może zawierać: kwiat, roślina, drzewo, przyroda i na zewnątrz

Obraz może zawierać: kwiat, roślina, przyroda i na zewnątrz

Obraz może zawierać: kwiat, roślina, drzewo, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: 1 osoba, kwiat, roślina, drzewo, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: kwiat, roślina, przyroda i na zewnątrz

 

Seks Seniora!

Mój znajomy z Facebooka, urodzony w 1945 roku poślubił jakieś dwa/trzy lata temu  piękną kobietę – blondynkę – istne bóstwo.

Nie podaję danych osobowych, bo bym była niedyskretna, ale On jakże często pisze, że jest okrutnie zmęczony, bo cóż to była za kobieta!

Strasznie mi się to podoba, bo my ludzie starsi w młodych budzimy zdziwienie, że uprawiamy wciąż seks.

Seks po 50-tce, to jest seks najbardziej świadomy i najpiękniejszy w życiu, bo nie trzeba się zabezpieczać i nie grozi niechciana ciąża, oraz dlatego, że lepiej znamy swoje ciała i potrzeby.

Ludzie jadą po seks do sanatorium i np. w takim Ciechocinku dzieje się w temacie bardzo dużo, bo do południa zabiegi, a wieczorem balety.

Tam na tych baletach ludzie się poznają i jakże często potem dokazują! 🙂

Zdradzają małżonków też!

Istnieje statystyka, że tylko 40% ludzi starszych przyznaje się do uprawiania seksu w wieku Seniora. Reszta przmilcza!

Natura tak stworzyła człowieka, że w pewnym wieku nam opada i kobietom piersi, a mężczyznom wiadomo co – ha ha.

W tym jest jednak niesprawiedliwość, bo mężczyzna może wziąć tabletkę i stane, a dla kobiety lekarstwa nie ma – no chyba, że chirurg! 😀

Autorka książki – Ewa Wąsikowska-Tomczyńska zebrała kilkanaście wywiadów o seksie w starszym wieku i tak powstała książka pt. ” Polaków seks powszedni”.

Może warto zakupić i poznać bliżej naszych Seniorów – po drugiej stronie lustra.

Czytamy fragment:

Polaków seks powszedni

Kazimierz (79 l.) chciał uprawiać dziki seks ale „był za miękki”. Tabletka prawie go zabiła / „Polaków seks powszedni”.

Polaków sex powszedni

Autor: SHUTTERSTOCKPolaków sex powszedni

Wdowiec Kazimierz (79 l.) od 50 lat był szczęśliwym mężem Heleny. Ona choć nie przepadała brać go do buzi, robiła to. On kochał ją za spore piersi i to, że była trochę przy kości. Byli szczęśliwi, również w łóżku aż do pewnego wieczoru. – Wiesz, ostatnio coś się zmieniło… Prawie w ogóle nie czuję Cię w sobie – powiedziała Helena. Wtedy rozpoczęły się dramatyczne poszukiwania rozwiązania tego problemu.

Kazimierz zdecydował się sięgnąć po pornografię a potem tabletki na potencję. – Zaraz potem poczułem kłucie w klatce piersiowej – opowiada mężczyzna. Oto jedna z historii opisanych w książce „Polaków seks powszedni” której autorką jest Ewa Wąsikowska-Tomczyńska, dziennikarka Super Expressu. Osobny rozdział autorka poświęciła seniorom i ich życiu seksualnemu.

Seks seniorów. Czy to w ogóle możliwe? – pyta w tytule 10. rozdziału Wąsikowska. Poznajemy tutaj między innymi historię Kazimierza (79 l.) który zmaga się  problemem potencji. – Tak, właśnie to chciałam powiedzieć: jesteś miękki. Ale nie martw się. To nie jest ważne (…) Starzejemy się, Kaziku – usłyszał od żony Heleny. Kazimierz jednak nie zamierza rezygnować z udanego życia seksualnego, szuka inspiracji w filmach pornograficznych i sięga po środki farmakologiczne na potencję. Jak się zakończyła ta historia? Zachęcamy do lektury.

Wszystkie historie opisane przez Wąsikowską są autentyczne. Bohaterowie opowiadają o swoim życiu seksualnym barwnym ale prostym językiem.

„Pisząc tę książkę, założyłam, że zostaną w niej przedstawione wyłącznie prawdziwe historie prawdziwych bohaterów, którzy osobiście opowiedzą mi o swoich doświadczeniach(…) Rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania, bo czytając tę książkę, sami się przekonacie, że życie pisze najlepsze, najbardziej poruszające i wywołujące dreszcze historie, a diabeł tkwi w szczegółach, również w słowach czy przekleństwach, których używają bohaterowie” – mówi Ewa Wąsikowska-Tomczyńska.

Każdy z rozdziałów zawiera cztery historie: dwie kobiece i dwie męskie. Każda część kończy się mini wywiadem z Sylwią Bartczak, psychoterapeutką, która okiem profesjonalisty spogląda na opisane historie i problemy.

Książka „Polaków seks powszedni” ukaże się nakładem wydawnictwa Harde. Premiera 15 maja. Już teraz możesz zamówić ją TUTAJ. 

Zobacz wideo: Pierwszy seks dopiero po ślubie? Jaka jest prawda na temat tego mitu …

Mały sukces – radość!

Pisanie bloga jest dość ryzykowne, bo nigdy nie wiemy kto nas czyta!

Jednak kiedy piszemy prosto z serducha i nic nie zmyślamy, nie koloryzujemym, a piszemy jak jest , to może spotkać nas miła  niespodzianka.

Czytelnik zawsze wywęszy fałsz, a więc staram się pisać strasznie szczerze i przyjaźnie dla innych ludzi.

Czasami ofuknę polityków, bo obecny stan w Polsce jest nieznośmy, falszywy i destukcyjny i mam nadzieję, że wkrótce przy uranch pokażemy politykom – dość!

5 października 2018 roku napisałam tekst pt. „Zakochani”, który wkleiłam poniżej.

Tekst ten spodobał się i trafi na łamy poniższej ksążki, napisanej prze Bohdana Gadomskiego, w której zawarta jest biografia pisarza – Andrzeja Rodana.

Udzieliłam zgody na publikację i oczywiście się cieszę z tak małego „sukcesiku”, bo miło jest być zauważonym.

 

Obraz może zawierać: 1 osoba, tekst

„ANDRZEJ RODAN z taką pewną nieśmiałością tako rzecze: wybitny publicysta multimedialny BOHDAN GADOMSKI, redaktor tygodnika “ANGORA”, tracąc nerwy i czas napisał o mnie biograficzną książkę, która niebawem trafi do drukarni. Autorem okładki jest wszechstronnie utalentowany WOJCIECH “VOVO” FULARSKI. Utalentowany pod każdym względem, bowiem kilka dni temu urodził mu się syn Leo. Gratuluję Wojtkowi, Oli oraz małemu Leo”.

 

Pisarza – Pana Andrzeja Rodana poznałam na fejsbukowych ścieżkach bodajże 8 lat temu, kiedy zaczynałam swoją przygodę z Facebookiem.

Andrzej Rodan jest pisarzem i napisał ponad 50 książek, a można się zapoznać z Jego twórczością tutaj:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_Rodan

Andrzej Rodan (ur. 14 stycznia 1945 w Łodzi[1]) – polski pisarz, publicysta, filozof, z wykształcenia historyk kultury.

Pan Andrzej ma wielkie grono znajomych i często na Jego profilu odbywają się ciekawe dyskusje, w których i ja biorę udział i zawsze dobrze się bawię, bo zaglądają na Jego profil naprawdę ciekawi ludzie, którzy wyrażają swoje zdanie na zajawkę Pisarza.

Kto będzie chciał bliżej poznać uznanego pisarza, to niechaj poszpera w sieci, a może nawet zakupi jakiś Jego tytuł, bo Andrzej Rodan pisze ciekawie i w punkt, za co był nieraz krytykowany.

Ale ja nie o tym chciałam.

Andrzej Rodan zamieścił na swojej Osi Czasu zdjęcie ze swoją ukochaną Bogumiłą Pawłowską – Lewandowską – Rodan – wyśmienitą śpiewaczką i piękną blondynką.

Poznali się i pobrali, choć oboje są już niemłodzi, ale za to wciąż piękni.

Moje serce zawsze się cieszy, kiedy ludzie się zakochują w sobie niezależnie od wieku i takim związkom życzę szczęścia na tej ostatniej prostej.

Ja z moim Mężem jesteśmy razem zaraz 43 lata i doskonale wiem o tym, że życie we dwoje jest lepsze, bo ma się chociaż do kogo odezwać i planować następny rok we dwoje.

Dlatego zawsze kibicuję ludziom, którzy chcą się razem zestarzeć i być ze sobą na dobre i złe – tak do końca.

Mamy więc parę, która się w sobie zakochała, a spotkali się piękni ludzie z apetytem na życie.

On wciąż pisze, a Ona śpiewa i tak się te artystyczne dusze dopełniają!

Andrzej Rodan właśnie wydał książkę pt. „Historia Głupoty w Polsce”, w której nie oszczędza obecnej władzy.

Nagrywa też filmiki na yt, w których analizuje najciekwasze postaci z tego nierządu i  robi to po mistrzowsku i ze smakiem.

Zawsze kiedy widzę takich zakochanych, to sobie śpiewam cichutko piosenkę, że piękna miłość między nami – tak delikatna jak aksamit! 🙂

Obraz może zawierać: 4 osoby, ludzie stoją i na zewnątrz

 

Warto kochani pisać – nawet blogi!

Jak to nigdy nie wiadomo, co nam przyniesie nowy dzień, a mnie przyniósł wiadomość na Facebooku od pisarza Andrzeja Rodana o takiej, poniższej treści:

„Elżbieta: Bohdan Gadomski, publicysta tygodnika „Angora” pisze o mnie książkę. Prawdopodobnie ukaże się w marcu br. Chce zamieścić tam fragment Twojego bloga, w którym piszesz o mnie i o Bogusi. Oczywiście podaje nazwę bloga oraz Twoje imię i nazwisko. Ale ma pytanie: tam gdzie piszesz o swoim 43-letnim związku i mężu, powinno się podać jego imię. Jeśli się zgadzasz daj mi tu imię męża”.

Ujawniłam imię mojego Męża i się ucieszyłam, że mój jeden wpis sprawił komuś radość i znajdzie się w książce.

Warto pisać- naprawdę warto, bo pisanie może stać się wielką przyjemnością poprzez wyrażanie siebie i swoich myśli, spostrzeżeń na świat i życie nas otaczające.

Jestem taką osobą, że zawsze lepiej mi się pisało i wyrażało swoje myśli, aniżeli rozmawiało na żywo, bo jestem nieśmiałą osobą i choć żadną pisarką nigdy się nie stanę, bo mam za mało doświadczenia, to piszę bloga tak jak umiem i jak mi serce dyktuje.

Mój blog przechodził różne koleje swojego istnienia, a najważniejsze i najbardziej traumatyczne było to, że Policja skasowała mnie z komputerów, bo niby wystąpiłam w jednym wpisie przeciwko państwu polskiemu, co było bzdurą, bo jeno cytowałam.

Potem przeszłam traumę hejtu w sieci, ale na szczęście hejterka się uspokoiła, bo zrozumiała, że mnie nie złamie, a ja znam jej dane osobowe.

Obraziła się też na mnie rodzina kilka razy, bo pisałam jak Maks Kolonko – prawdę – jak jest!

Przetrwałam i w czerwcu 2019 roku będę miała 8 rocznicę mojego bloga.

Kiedy byłam młodą dziewczyną i nie było oczywiście Internetu, to pisałam pamiętniki, które mam do dzisiaj głęboko schowane.

W tych pamiętnikach opowiadałam o swoich dylematach z ojcem, który bił i ze swoim dorastaniem, dojrzewaniem i pierwszej miłości.

W moich pamiętnikach do dziś są wklejone bilety z kina, teatru, wiersze i moje, osobiste zwierzenia, a więc zawsze chciało mi się pisać, a pisze jak potrafię.

Prowadzę mejlową korspondencję z „A”, z którą napiasałam ponad 2 tysiące mejli i to Ona w czasie choroby mojej Mamy stawiała mnie do pionu, radziła, współczuła i jestem jej wdzięczna, bo pisanie do Niej i otrzymywanie wiadomości ma dla mnie ogromną wartość.

„A” jesteś niezwykła.

Czasami ludzie piszą, że nie mają weny, że gdzieś uciekła i nie mają o czym pisać czekając na pojawienie się weny, a ja nie mam takich problemów, bo czytając różne miejsca w sieci i obserwując np. telewizję zawsze coś wzruszy, zdenerwuje, zaciekawi, zainspiruje i warto o tym pisać w swoich, kolejnych notkach.

Pod choinkę dostałam od Córki i Zięcia ciekawą książkę – autorki Reginy Brett pt. „Mów własnym głosem” i zaczęłam ją czytać, a w pierwszym rozdziale jest o tym, że warto pisać i czytamy:

Znalezione obrazy dla zapytania regina brett

„Piasanie uratuje ci życie.

A potem uratuje komuś innemu.

Taką moc ma wyrażanie swojej prawdy.

Ja straciłam tę umiejętność we wczesnym dzieciństwie.

Jednym z moich pierwszych wspomnień w dzieciństwie jest wrzask taty, spuszczającego mi lanie.

Byłam jeszcze małą dziewczynką i próbowałam mu wytłumaczyć cichym , smutnym głosem: „Nie musisz na mnie krzyczeć. Jestem tylko dzieckiem”.

Miałam zaledwie cztery, albo pięć lat więc nie mogłam wygrać z nim ani z jego pasem.

Po pewnym czasie przestałam mówić cokolwiek na swoją obronę.

Później jednak zaczełam pisać. I to uratowało mi życie.

W szkole podstawowej zaczęłam pisać pamiętnik, a pisanie stało się moją terapią i moim najlepszym przyjacielem.

Było moją bratnią duszą, kiedy czułam się samotna.

Moim jedynym słuchaczem, kiedy nie miałam komu się zwierzyć ze swojego cierpienia.

Moim oparciem, bezpieczną przystanią i zbawieniem, zanim znalazłam Boga, który dał mi to wszysto i wiele więcej”.

Regina Brett  – „Mów własnym głosem”.

 

Znalezione obrazy dla zapytania regina brett

Nie bądźmy pruderyjni!

Jasne, seks to podstawa krążenia wokół Słońca naszej zapełnionej ludźmi planety, bo gdyby nie seks, Ziemia byłaby bezludna.

Od trzech lat rządów tego nierządu stało się coś, co mnie ogromnie ucieszyło, ale nie to, że nastąpił właśnie moment, że ten nierząd wyprowadza Polskę z Unii Europejskiej i dąży do POLEXITU.

Ucieszyła mnie nowiutka książka o erotyce z pod pióra Anji Rubik, naszej medalowej modelce pt. „#sexedpl” traktująca o dojrzewaniu, miłości i seksie.

Ja jako seniorka uważam, że książka – poradnik jest bardzo potrzebny polskiej młodzieży i niech zrobi dobrą robotę w temacie zamiatanym pod dywan i ukrywany za czarną kurtyną.

Mamy wszak XXI wiek i mamy Internet, ale w temacie seksualności z ledwością schodzimy z drzewa i czasami w sieci czytam tak nieprawdopodobne niedoinformowanie wśród dzieci i młodzieży, że włos się jeży ze zdumnienia.

Od trzech lat żyjemy w Polsce konserwatywnej, w którym kościół jest wszędzie, bo nawet w szkołach.

Młodzież i dzieci mają w tygodniu wiele lekcji religii, a lekcji o ludzkiej rozrodczości „O”.

Jakże często rodzice nie potrafią rozmawiać o tym temacie ze swoimi dziećmi, bo sami nie mają dostatecznej wiedzy, albo się wsydzą i mówią, że jakoś to będzie i sądzą, że ich dziecko jakoś z tematem sobie poradzi.

Ja sama pamiętem moje szkoły kończone w czasach PRL-u, w których nie edukowano nas wcale, a pod ławką dziewczynki czytały książkę, jedyną na rynku pt. „O dziewczętach dla dziewcząt”, a te starsze „Sztukę kochania” – Wisłodzkiej.

To była jedyna metoda, aby dowiedzieć się czegoś o własnym ciele, kiedy wchodziło się w dorosłe życie.

Anja Rubik napisała swoją książkę po wielu spotkaniach ze specjalistami w dziedzinie i odbyła wiele spotkań na warsztatach z młodzieżą.

Nie jest to jej moralizowanie, a wiedza oparta na wielu pytaniach i wątpliwościach zebranych podczas spotkań.

Cieszę się, że taka pozycja się ukazała i jeśli ta książka zapobiegnie jednej niechcianej ciąży to brawo!

Jestem babcią i mam trójkę Wnucząt, które za chwilę staną się nastolatkami i ogromnie cieszę się, że będą mogły wejść w dorosłe życie jako osoby świadome i uświadomione!

Nie ma się doprawdy czego wstydzić i dziwię się, że szkoły się boją, a także rodzice, którzy nie rozumieją, że gdyby nie seks, to nie było by nas na tej kuli ziemskiej i zwierząt też!

 

Znalezione obrazy dla zapytania anja rubik

Książka na półce!

Kto mnie czyta, ten wie, że mam chorą Mamę, która żyje z wyrokiem rak, już za chwilę będzie dwa lata.

Tak przykro się na to patrzy, bo całkowicie jest zależna od rodziny.

Lekarze po diagnozie dawali Jej 3 – 4 miesiące życia, a tu taki sprawdzian dla rodziny, ale nikt nie pomyślał, aby oddać Ją do hospicjum.

Wiem, że przydzie taka noc  – taki dzień, że Mama odejdzie i oto nastąpi jej życia kres.

W tej sytuacji niewiele mnie cieszy, ale aby nie popaść w stan depresyjny mówię sobie, że mnie cieszy jednak coś!

Cieszy mnie, że z Mężem mamy jeszcze jako takie zdrowie i we dwoje ciągniemy ten przysłowiowy wózek i razem dajemy sobie jeszcze radę.

Cieszy mnie, że moje Dzieci mają pracę i sobie radzą, a moje Wnuki, to super są dzieci, z których jestem ogromnie dumna.

Cieszy mnie, że mam swoje miejsce na Ziemi i swój malutki kąt, w którym czuję się świetnie i nigdy swojego kąta nie opuszczę, bo to w nim czuję się bezpieczna.

Cieszy mnie, że mam, co do garnka włożyć i sama wciąż gotuję obiady i nie jestem zależna od jakiegoś kateringu, czy pomocy Dzieci.

Cieszy mnie kiedy wciąż potrafię się wzruszać i mam wielką wrażliwość i przy takiej twórczości płaczę!

Przeżyłam w swoim życiu naprawdę wiele lat traumy, a jednak udało mi się zachować człowieczeństwo i moje przyżycia nie zabiły we mnie niczego!

Nie zmieniłam się w jędzę, wiedźmę, sekutnicę, bo potrafiłam pożyczyć modem do Internetu sąsiadowi, który mieszka w mojej klatce i jest chory na raka, który ani razu w życiu mi się nie ukłonił!

Jesteśmy z Mężem tacy, że jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to się nie migamy i pomagamy!

Nie piszę tego, aby się chwalić, a piszę dlatego, że warto być przyzwoitym.

Na rynku księgarskim pojawiła się książka, za którą Marcin Wicha otrzymał nagrodę Nike – 2018.

Od razu zainteresował mnie tytuł, bo brzmi – „Rzeczy których nie wyrzuciłem”.

Książki jeszcze nie mam, ale pójdę do księgarnii i ją kupię, bo jest to rozrachunek  autora z życiem po śmierci swojej matki.

Nie kupię jej przez Internet, bo chcę poczuć tę magię zakupu książki w księgarnii, by poczuć od razu jej zapach.

Postanowiłam sobie, że nie przeczytam tej książki w czasie choroby mojej Mamy, bo pewnie bym się rozsypała na kawałki.

Przeczytam ją wówczas, kiedy uporam się z żałobą!

Niech książka leży na półce nawet rok, bo moja Mama może tyle jeszcze pożyć, ale kiedy się otrząsnę, to sięgnę już na spokojnie po tę pozycję.

Myślę, że ta książka zrobi furorę na wzór filmu pt. „Kler”

 

 

Literacka Nagroda Nike 2018: Marcin Wicha ze statuetką

Trafiony, świąteczny prezent

W Wigilijnym ferworze tyle się dzieje.

Dostajemy prezenty od Mikołaja i często od razu ich nie otwieramy, a zostawiamy tę czynność, aż się wszystko uspokoi, uciszy.

Ja pod choinkę dostałam książkę i też odłożyłam ją na spokojniejszy czas.

Przeczytałam tylko tytuł i odłożyłam prezent na bok, ale pomyślałam sobie, że oto otrzymałam jakiś poradnik z aforyzmami i poradami jak żyć, albo jak żyć obok innych.

Dziś wzięłam książkę do rąk i zaczęłam czytać, a im głębiej wchodziłam w treść, to zaczęłam też wyć, bo książka tak jest napisana, by wejść w każdą sferę naszego życia – także seksualną.

Autorka tej książki – Regina Brett opisuje bardzo wnikliwie swoje dość, tragiczne i traumatyczne życie. Pisze do bólu szczerze i obnaża swoją rodzinę oraz oskarża ją za swoje niepowodzenia późniejsze.

Dlaczego tak mnie ta książka pochłonęła? – Dlatego, że  życie autorki  było bardzo podobne do mojego, choć Ona urodziła się w innym kraju, ale w tym samym czasie.

W książce nie ma żadnych ilustracji, a jest zwięzły, prawdziwy tekst bez owijania w bawełnę. Jest szczerze i mądrze.

Jeśli więc byliście bici w dzieciństwie.

Jeśli byliście molestowani w dzieciństwie.

Jeśli byliście poniżani w szkole.

Jeśli wchodziliście w nieciekawe związki i byliście zdradzeni.

Jeśli nie układało się w związku i dopadł Was rozwód.

Jeśli byliście poniżani w środowisku.

Jeśli byliście zgwałceni.

Jeśli mieliście kłopoty w pracy i dużo tych  jeśli – to przeczytajcie książkę Reginy Brett, a ta lektura spowoduje, że się oczyścicie z poczucia winy, strachu, niemocy.

Staniecie się silniejsi i mocniejsi i wiem, co piszę, bo mi ta lektura już pomogła w wielu moich życiowych problemach, które ciągle mam, ale wiem dzięki książce jak mam sobie z nimi radzić.

 

Regina Brett

Kochaj

Najnowsza, niezwykle osobista książka Reginy Brett, autorki bestsellerów Bóg nigdy nie mrugaJesteś cudemBóg zawsze znajdzie ci pracę i Twój dziennik.

Ta książka nie jest dla każdego. Napisałam ją z myślą o tych, którzy zostali zranieni albo kochają zranionych, ale i dla tych, którzy są nieświadomi własnych ran, chociaż innym wydają się one oczywiste.

No dobrze, wygląda na to, że ta książka jest dla każdego.

Głodna miłości – tak czułam się przez wiele lat mojego życia. I wiem, że nie jestem w tym odosobniona.

Przeżyłam wiele trudnych chwil. Dziś potrafię spojrzeć wstecz i dostrzec dar w każdym z moich doświadczeń. Gdybym mogła wybierać z menu życia, nigdy nie zdecydowałabym się na większość sytuacji, które mi się przytrafiły – a mimo to żadnej nie żałuję. Każde doznanie i każdy związek uczyniły mnie tą osobą, którą jestem. Dziś wreszcie mogę powiedzieć, że kocham ją całym sercem.

Pragnę, żebyś i ty ze wszystkich sił pokochał siebie, swoje życie i otaczających cię ludzi.

REGINA BRETT

Marzę o napisaniu książki, ale…

Od kilku miesięcy chodzi mi po głowie szatańska myśl. Łazi i grzebie w moich zwojach mózgowych, że chciałabym napisać książkę.

Powiecie wariatka i po co jej to, ale gdzieś mnie gna wewnętrznie, ale także mam obawy, że nie zdołam nigdy tego uczynić, bo nie mam warsztatu, choć pomysł w głowie jest prawie gotowy.

Chciałabym zamknąć swoje życie na kartach powieści, czy też biografii i tu się trochę waham. Mam o czym pisać, choćby ze swojego życia, bo było ciekawe i burzliwe, ale boję się, że nie zdołam oddać słowem swoich emocji i sprawić, aby nie wyszedł z tego gniot, którego nikt nie będzie chciał wydać.

Zdaję sobie sprawę, ze swoich ułomności i braków, ale w końcu nie wszyscy piszący mają obcykany warsztat, choćby taka Danuta Wałęsa i wielu, wielu innych, którzy dyktowali swoje wspomnienia, a ktoś inny ubierał je w działy i pisał w sumie za te osoby.

Noszę w sobie wiele emocji i przemyśleń, o których nie chcę, a może nie mogę napisać na blogu. Kotłują się we mnie i wciąż proszą się o spisanie, ale ja jestem w tym temacie kobietą małej wiary w swoje umiejętności i w sumie nie wiem jak się do tego zabrać.

Mam w domu dwa komputery i mogłabym jeden wykorzystać tylko na pisanie, aby się nie rozpraszać, a drugi używać do pisania bloga, bo sprawia mi to przyjemność. Dzięki blogowi poznałam wspaniałych, wirtualnych ludzi komentujących i też piszących swoje blogi. To wspaniałe uczucie, kiedy się wie, że piszę bloga nie tylko dla siebie, a jednocześnie mogę podglądać innych i czytać, co mają do powiedzenia światu.

Czuję się spełniona, pisząc bloga, a jednak czegoś mi brak i marzy mi się rozszerzone pisanie, ale myślę, że jestem na to za słaba i emocje idą w odstawkę.

Dlatego pytam, czy warto poważnie pomyśleć o pisaniu i doskonalić swój warsztat oraz szukać w sieci porad, jak się zabrać do pisania książki.

Idzie zima i długie wieczory, a więc łatwiej będzie usiąść i popróbować, ale skłaniam się od razu do tego, że nie każdy pisać może.

Oczekuję w komentarzach jakiś porad, a może wskazówek, ale jeśli ich nie będzie, to spróbuję usiąść do stacjonarnego komputera i coś tam spróbować.

Dobrej nocy 🙂