Pamiętam czasy w głębokiej komunie, kiedy posiadać w domu książkę kucharską i encyklopedię powszechną czuliśmy się dumni.
Nie było wszak Internetu i takie pozycje na półce sprawiały, że nie byliśmy pozbawieni wiedzy.
Dziś spojrzałam na moją półkę z książkami i mój wzrok padł właśnie na książkę kucharską, do której nie zaglądałam odkąd obyłam się z Internetem, w którym jest dosłownie wszystko.
Książka nosi tytuł „Kuchnia polska” i została wydana w 1970 roku przez Wydawnictwo Ekonomiczne w Warszawie.
Teraz mamy taki komfort, że jeśli szukamy przepisu jakiegoś, to klikamy w sieci, a jakże często zapominamy, że nasze babcie i mamy korzystały tylko z książek kucharskich, oraz przepisów drukowanych w gazetach.
Pamiętam, że moja Teściowa zabrała moją Córkę do rodziny mieszkającej w ZSRR i tam zakupiła za moje wymienione pieniądze „Encyklopedię”, a ja cieszyłam się jak głupia.
Rozkładałam moją Encyklopedię i razem z nią rozwiązywałam krzyżówki, a dzieci także z niej korzystały!
Kiedy wyszłam za mąż, to nie umiałam za bardzo gotować i ratowała mnie właśnie opasła, moja książka kucharska, z której uczyłam się rzemiosła.
Dziś do książki zajrzałam – już za chwilę 50-letniej i znalazłam w niej bardzo wiele przepisów pisanych na luźnych karteczkach, a także przepisy wycinane z gazet.
Nie tylko moje, bo i zbierane od znajomych np. w pracy!
Zrobiło się więc „wspomnieniowo” i sentymentalnie, gdyż wróciły wspomnienia z mojej młodości, kiedy to stawałam się gospodynią domową także.
Wyszukałam w sieci od kiedy w Polsce powstał Internet, a więc:
„Początek internetu w Polsce przyjmuje się na rok 1991, kiedy wysłano pierwszego maila z Uniwersytetu Warszawskiego do Kopenhagi. Po uruchomieniu przez Telekomunikację Polską numeru telefonicznego umożliwiającego połączenie z internetem, trafił on do gospodarstw domowych w naszym kraju”.
Jak żyliśmy więc bez Internetu?
Kupowaliśmy prasę, z której czerpaliśmy wiadomości i naprawdę wówczas Polacy dużo czytali, by być bliżej ciekawych wiadomości.
Ja kupowałam „Przekrój”, „Ekran”, „Film”, „Radar” i „Przyjaciółkę”.
Lubiłam usiąść w kuchni z herbatą i czytałam, czytałam, a także nawet raz napisałam do kącika porad w „Przyjaciółce”, gdzie opisałam swój jakiś życiowy kłopot i otrzymałam listowną odpowiedź.
Wracając jednak do mojej książki kucharskiej, to ją dokładnie obejrzałam i dostrzegłam kartki lekko już oberwane, bo swoje przeszła, ale kiedy ją powąchałam, to wciąż pachnie farbą drukarską, a Internet nie pachnie.
Książka kucharska podzielona jest na działy, bo są przepisy z mięsa, mąki, warzyw, zupy, drugie dania itp.
Chyba wrócę do tej książki i będę z nią gotowała, jeśli czegoś nie będę wiedziała.