Archiwa tagu: Ławka

A kiedy to szata nie zdobi człowieka, a to, co w sercu się nosi

Pani Ania siedziała samotnie na ławce  każdego dnia, kiedy tylko pogoda sprzyjała wyjściu z domu. Siedziała zawsze na tej samej ławeczce, która nie wiadomo czemu nie była uczęszczana przez innych ludzi i zawsze stała tak, jakby czekała na nią. Może dlatego, że była ukryta w zaroślach i z tej ławeczki nie wiele było widać.

Pewnego razu mijały ją trzy panie, które każdego dnia umawiały się na spacer z kijkami i w ten sposób spędzały swoją emeryturę. Szły sobie i gawędziły o tym i o tamtym, dość głośno i zachowywały się jak nastolatki. Opowiadały sobie w marszu jakie to zakupy poczyniły i co tam dziergają na drutach i szydełku. Jak to starsze panie miały sobie wiele do powiedzenia, a więc Anna tylko z za książki czasami na nie spojrzała i zaraz wracała do czytania, bo czytanie to jej wielka namiętność i właśnie na tej ławeczce czytało się jej najlepiej.

Pewnego razu usłyszała niespodziewanie, że panie wędrujące skrytykowały ją, że dziwacznie i bez gustu się ubiera i usłyszała, że z pewnością ubiera się w lumpeksie, bo to od razu rzuca się to w oczy. Reszty rozmowy już nie słyszała, ale zrobiło się jej strasznie przykro. Należała do samotnic i nie chciała, a może uważała, że nie umie zawierać znajomości i pokochała swoją samotność. Jednak przeniosła się z czytaniem na inną ławeczkę, aby te panie już nigdy jej na swojej drodze nie widziały.

Ania często rozmyślała o swoim życiu i chciała coś w nim zmienić. Brakowało jej ludzi i rozmów z nimi, ale była nową mieszkanką małego miasteczka, do którego przybyła z przyczyn osobistych. Miała malutkie mieszkanko, kupione za dość niską cenę i starała się nikomu nie zawadzać i nie przeszkadzać. Lubiła kwiaty, a więc od wiosny sadziła je na swoim balkonie i tam też, kiedy tylko pogoda pozwalała, coś tam w zeszycie pisała. Nikt nie wiedział o niej nic, a ona przemykała po osiedlu i siadywała na swojej wybranej ławeczce.

Kiedyś zauważyła wywieszone ogłoszenie, że Biblioteka Miejska zaprasza Seniorów, aby zgłosili swoją chęć czytania poezji, jeśli takową uprawiają amatorsko.

Pomyślała sobie więc, że dlaczego by nie. Poszła i zapisała się na listę, przezwyciężając swoją nieśmiałość, ale może to będzie dobry sposób, aby kogoś ciekawego poznać i zaistnieć w miejskiej społeczności.

Kiedy przyszedł ten dzień, to okazało się, że jest jedyną, która ma chęć czytać swoje wiersze. To była niewielka salka, gdzie zapalono świece, aby stworzyć dobry nastrój. Po krótkim wstępie, zaproszono ją i wręczono mikrofon, a na sali siedziały także trzy wędrowniczki z parku.

Zaczęła czytać swoje wiersze, ale jakie to były wiersze? Pełne miłości do męża, którego już nie ma i tęsknoty do dzieci, które umarły zaraz po porodzie, Wiersze o spleceniu się przyrody z ludzkimi tęsknotami i wiersze opowiadające o tęsknocie do ludzkich serc. Było w nich tyle bólu i tyle piękna, bez patosu, a wszystko ubrane w przepiękny, polski język, pełen metafor i niedopowiedzeń.

Słyszała, że ktoś tam na końcu zaszlochał i widziała łzy w oczach tych pań, którym nie podobał się jej ubiór i uznały ją za dziwaczkę.

Kiedy przyszedł czas na ostatni wiersz, Ania wstała, poprawiła swoją spódnicę z lumpeksu i głośnym i pewnym głosem przeczytała swój wiersz, coś w rodzaju, że nie szata zdobi człowieka, ale to, co jest ukryte we wrażliwym sercu.

Kiedy na salce rozbrzmiewały oklaski pełne podziwu, nikt nie wiedział do kogo kierowany jest ten ostatni wiersz, a panie wędrowniczki skuliły się ze wstydu.

Próbowały Anię przeprosić i Ania przeprosiny przyjęła, ale jednak wolała wrócić na swoją ławeczkę, tę pierwszą – już bez wstydu, a od dyrekcji biblioteki dostała zaproszenie, by organizowała dla miasta wieczorki autorskie i przy okazji prezentowała swoje, wspaniałe wiersze. 🙂

Plotki wychodzą na świat, gdy chce im się pić!

Wyjrzała przez okno, a tam było tak pięknie. Ani jednej chmurki na niebie. O nie, nie będę siedziała w domu w taką pogodę. Czas wyjść i się dotlenić – pomyślała. Ogarnęła po weekendzie mieszkanie, a potem się stosownie do pogody ubrała. Włożyła książkę do torebki i wyszła z domu. Postanowiła, że posiedzi na ławce nad jeziorem i wystawi buzię do słońca, bo bardzo była zmęczona już zimą i związaną z nią szarością.

Aby dojść do jeziora i do swojej ulubionej ławeczki, musiała pokonać ok. pół kilometra. Doszła do parku, w którym ławki oddzielone są żywopłotem, a więc nie widać kto siedzi obok. Jest to dobre rozwiązanie, gdyż mogła poczuć się intymnie, nie widząc kto także wybrał się na spacer w tym samym celu.

Usiadła i rozejrzała się dookoła. Jest cudnie, a słońce padało prosto na jej twarz. Wzięła głęboki oddech, zachłysnęła się ciepłym powietrzem. Siedząc tak chwilę, postanowiła wyjąć książkę i oddać się lekturze. Zakładka była między 70, a 71 stroną. Zobaczę ile da mi się poczytać – pomyślała założywszy okulary.

Nagle usłyszała z za żywopłotu damski głos. Nie chciała podsłuchiwać, broń Boże, ale głos oddany do słuchawki telefonu komórkowego był donośny i nie można było udawać, że się nie słyszy słów kobiety z za żywopłotu.

– Słuchaj Danka, a wiesz, że ten Kazik, ten policjant, no wiesz, ten wysoki ma romans z tą Kaśką, co w mlecznym pracuje?

– No, żonaty jest, pewnie, że żonaty. No nie wiem, czy żona o tym wie, ale spotykają się regularnie w tym hoteliku, no wiesz, obok domu kultury, w tym maleńkim, gdzie na godziny można wynająć pokój. Bezczelny, co nie?

– Ale mam dla ciebie lepszą wiadomość, ten lekarz, co składał ci rękę, no ten przystojny taki, to ma romans z pielęgniarką. Żonaty jest i już huczy całe miasto.

– Że co? A pewnie, że żona nic o tym nie wie, bo żony dowiadują się ostatnie – nie wiesz o tym?

– No to sobie poplotkowałyśmy, bo wiesz, ja siedzę na ławce i tak z tobą rozmawiam, ale wpadnę na kawę, to ci więcej takich plotek przyniosę, bo wiesz, że u fryzjera można się wszystkiego dowiedzieć. Ale jaja, co nie? Ok, kończę, wstawiaj wodę na kawę, bo będę za pięć minut!

A więc jakoś nie mogła się po tym, co usłyszała, skupić już na książce, gdyż oddała się refleksji, iż jak to dobrze, że obecne jej życie toczy się trochę na uboczu i na co dzień nie musi być karmiona miejskimi plotkami, krążącymi od salonu fryzjerskiego do poczekalni u lekarza. Plotami krążącymi z prędkością światła, które żyją własnym, nie pisanym życiem. Pamiętała, że gdy pracowała, nie sposób było obronić się przed wszędobylską plotką, gdyż zawsze ktoś, gdzieś, w kuluarach gabinetów urzędowych się nimi karmił, na zasadzie – powiem ci coś ciekawego, ale pamiętaj, zostaw to tylko dla siebie i nie powtarzaj nikomu – akurat!

Tu wkleję słowa piosenki Maryli Rodowicz i Seweryna  Krajewskiego, świetnie oddające klimat małych miasteczek i wszechobecnej plotki!

Gdzie diabeł „dobranoc” mówi do ciotki, 
gdzie w cichej niezgodzie przyszło nam żyć, 
na piecu gdzieś mieszkają plotki, 

wychodzą na świat, gdy chce im się pić.

Niewiele im trzeba – żywią się nami, 
szczęśliwą miłością, płaczem i snem. 
Zwyczajnie – ot, przychodzą drzwiami, 
pospieszne, jak dym i lotne, jak cień. 

Gadu, gadu, gadu, gadu, gadu, gadu nocą, 
Baju, baju, baju, baju, baju, baju w dzień  

Gdzie wdowa do wdówki mówi: „kochana”, 
gdzie kot w rękawiczkach czeka na mysz, 
gdzie każdy ptak zna swego pana, 
tam wiedzą, co jesz, co pijesz, gdzie śpisz.

Gdy noc na miasteczko spada, jak sowa,
splatają się ręce takich, jak my 
i strzeże nas księżyca owal, 
by żaden z złych dni nie pukał do drzwi. 

A potem siadamy tuż przy kominku ([siadamy tuż przy kominku) 
i długo gadamy, że to, że sio… (na na na) 
Tak samo jak ten tłum na rynku ( jak ten tłum), 
pleciemy co kto, kto kiedy, gdzie kto… 

Gadu, gadu, gadu, gadu, gadu, gadu nocą, 
Baju, baju, baju, baju, baju, baju w dzień.