12 maja 1976 roku urodziła się moja pierworodna w czasie, kiedy w telewizji była dobranocka dla dzieci o godzinie 19.20, a więc już była na świecie!
Zaczęło się dorosłe życie i z dziewczyny zamieniłam się w matkę.
Pamiętam, że po porodzie położyli mnie w sali, gdzie było 8 łóżek, bo to był czas, że kobiety naprawdę rodziły dzieci i nie bały się lekarzy i pielęgniarek – nie to co teraz.
Był to bum na imię Agnieszka i pięć mam tak nazwało swoje córeczki i ja także, choć imię wybrał M, a mnie się podobało także.
Dziecko, to zawsze jest dziecko niezależnie ile ma ono lat i mimo, że żyje swoim życiem, to zawsze się o nie martwimy.
Zadzwoniłam wczoraj do Niej i spytałam, jaką chce mieć nową roślinę do ogrodu, bo Ona kocha swój ogród i padło na różę na pniu.
Dostała dwie od M i ode mnie i jedna jest w kolorze biało czerwonym, a druga w żółtym i mam nadzieję, że się przyjmą.
A czego Jej życzymy?
Przede wszystkim zdrowia i szczęścia, a od matki – spowolnienia i nauki odpoczywania, resetu, bo z tym jest kłopot.
Cd. niżej:
Nasz niby prezydent nie należy do ludzi lotnych i kto ma ochotę, niech odsłucha wypowiedź jego na temat rakiety, która spadła na nasz, polski teren.⬇️
To co on z siebie wydalił w tej sprawie zakrawa na potępienie i świadczy o braku powagi, a więc my tu w Polsce nie możemy czuć się bezpiecznie z takimi tumanami.
A gdyby ta rakieta była uzbrojona nuklearnie i sadła na Warszawę, to te gamonie także by to ignorowali?
Powiem Wam szczerze, że mam fobię, iż taka rakieta może spaść na mój dom i nie raz sobie to wyobrażam, bo z nimi fajtłapami nie można się tutaj czuć bezpiecznie.
Adrian jesteś debilem i Żulczyk faktycznie nie doszacował.
Naruszenie przestrzeni powietrznej Polski, a Zwierzchnik Sił Zbrojnych ma to w Du…..De facto zaproszenie dla Putina żeby wstrzelił kolejne rakiety. pic.twitter.com/S4ylU4Yl4r
— Tomasz Stanislawski (@t_stanislawski) May 12, 2023
Trochę już jestem w Internecie, ale są takie sytuacje, że nie przestaję się dziwić, że ludzie do sieci wrzucają już wszystko.
Jednak matki karmiącej dziecko na kibelku to jeszcze nie widziałam.
Ola Żebrowska – żona aktora Żebrowskiego, która niedawno urodziła czwarte dziecko, pokazuje jak wygląda życie Matki Polki i wrzuca takie zdjęcia na swój Instagram.
Jej zdjęcia są przeważnie rozchełstane, czyli niedbałe i mają nam mówić, że Matka Polka nie ma czasu o siebie zadbać kiedy ma malutkie dziecko.
Podobno Żebrowska pokazuje jak faktycznie wygląda życie karmiącej matki i wiele kobiet jej przyklaskuje, że faktycznie one też tak mają.
Guzik prawda, bo kiedy ja byłam młodą matką, to nigdy nie karmiłam dziecka w toalecie, bo by mi to uwłaczało.
Kiedy dzieci miały 3 miesiące byłam zmuszona oddać je do żłobka, a sama umalowana i ubrana pędziłam 3 kilometry do pracy w jedną stronę.
Teraz kobiety mają więcej wolnego i mogą sobie pozwolić na siedzenie w domu, ale to nie skłania je jak widać o zadbanie o siebie.
Zamiast pokazywać zdjęcia udręczonej kobiety macierzyństwem, to lepszą robotę by zrobiła, pokazując się jako zadbana kobieta, by inne brały z niej przykład, że można być matką myślącą też o sobie.
Wszystko można sobie poukładać i nie trzeba się pokazywać mężowi w rozsypce przez cały dzień.
Uważam, że kobietom współczesnym się w głowach poprzewracało i uważają pokazywanie się jako cierpiętnica dodaje im powagi i pokazują ten swój heroizm, tak jakby to one poświęcają się dla rodziny i mogą wyglądać jak miotły.
W naszym życiu powinno istnieć coś takiego jak intymność i nie wszystko powinno znaleźć się w sieci.
Powinno się takie zdjęcia zachowywać w albumach tylko dla siebie.
Ktoś jej te zdjęcia cyka i chyba, to jest mąż i dziwię się, że on pozwala jej wrzucać je do sieci.
Czy nie piękniej by było, gdyby innym kobietom pokazała, że mimo macierzyństwa można mieć chwilę dla siebie i zadbać o siebie.
Zdanie na ten temat jest podzielone i czytamy:
Jakbym siebie widziała!
Uwielbiam! Przysięgam! Uwielbiam oglądać tę prawdę, którą tak mało osób pokazuje.
Dziewczyno, robisz robotę dla świata!
Samo życie!
Mam to samo
A to zdjęcie to, czemu ma służyć? Ani ładne, ani przyjemne, ani pouczające. Raczej żenujące, a na pewno niesmaczne!
Ciekawe to są czasy. Kobiety oburzają się, widząc zdjęcie dziewczyny na kiblu (która pokazuje innym kobietom ważne rzeczy, dzięki której dużo kobiet czuje się lepiej), a przyklaskują kobietom, które wystawiają pupy i cycki do kamery. Gdzie my zmierzamy?
Nic żenującego ani niesmacznego. Samo życie. Mogę potwierdzić po trzykroć, bo tyle mam dzieci. A pokazanie służy wielu celom, a najbardziej temu, że kobieta, która nie może bez dziecka wyjść nawet do toalety pomyśli sobie – ok, nie tylko ja nie ogarniam życia jak na instagramowych obrazkach, gdzie wiecznie wyspana i umalowana mama żyje w białym czystym i udekorowanym domu z pachnącym obiadem i ciastem. A inny cel, proszę bardzo, wzbudzenie dyskusji, wzbudzenie zainteresowania. Znowu – samo życie.
Pamiętam, że kiedy urodziłam najmłodszą Córkę, to gdy wysłałam ją do przedszkola na początku lat 80 – tych zaczęła mocno chorować.
Po którymś tam zwolnieniu lekarz powiedział mi wprost, że powinnam przestać pracować na jakiś czas i zająć się dzieckiem w domu, gdyż Córka łapała wszystkie wirusy.
Posłuchałam lekarza i wzięłam urlop na pół roku, tak jak mi to radził lekarz i faktycznie przez pół roku odizolowałam dziecko od innych dzieci.
To nie były łatwe czasy, bo przecież mieliśmy za sobą Stan Wojenny i nadal w sklepach nie było niczego, a zwłaszcza nie było lekarstw w aptekach.
Lekarz podał mi nazwę bardzo dobrego leku na uodpornienie dla dziecka i pamiętam, że polowałam na niego aż w Szczecinie, ale warto było.
Z czasem Córka się uodpornia, a ja mogłam wrócić do pracy, ale nie na długo.
Po paru miesiącach dostałam powiastkę o zwolnieniu mnie z pracy z bardzo dziwnych powodów, ale ja się domyślałam dlaczego?
Dlatego, że mam małe dzieci i w każdej chwili mogę iść znowu na zwolnienie i ja nie dyskutowałam, bo nie powiedziano mi tego wprost, a dowiedziałam się od innych.
Od tamtych czasów minęło ponad 40 lat i nic w prawie polskim się nie zmieniło.
Każda, pracująca matka boi się o siebie jeśli zachoruje jej dziecko i musi skorzystać ze zwolnienia.
W mediach grzmią, że jest ten czas, kiedy dzieci masowo chorują i matki są zmuszone brać na te dzieci zwolnienie, ale się tego panicznie boją.
Jeśli tylko idą na zwolnienie dotyka je ostracyzm zarówno ze stony ich szefów, kierowników, a także ze strony współpracowników, którzy za plecami mówią, że znowu zachorował jej ten bachor i, że muszą robić za nie robotę!
Matka chorego dziecka przeżywa katusze, bo nie chce iść na zwolnienie, ale dziecko chore jest ważniejsze.
Takie matki miotają się w swoim sumieniu i szukają w głowie racjonalnego wytłumaczenia tego, że są w swoim środowisku potępiane i oceniane jako leniwe i cwane!
W naszym kraju jest nacisk na to, aby kobiety rodziły jak najwięcej dzieci, bo państwo tego potrzebuje, ale nie gwarantuje matkom spokoju psychicznego.
Powinien w ustawie być taki przepis, że kto zniesławia matkę opiekującą się chorym dzieckiem może podlegać karze i grzywnie.
Nie może być tak, że matka przynosi zwolnienie na chore dziecko i od progu jest opluwana i potępiona.
Matka powinna mieć spokój i gwarancję, że nie zostanie zwolniona z pracy z powodu chorego dziecka!
Jest to temat przemilczany i zamieciony pod dywan.
Nie wiem jak jest w innych, cywilizowanych krajach i czy matki są tak dręczone psychicznie jak w Polsce?
Dziś przypadają Imieniny Haliny i z tej okazji zapaliłam mojej mamie śp. światełko.
Nie mogłam dotrzeć na cmentarz, by zapalić znicz i położyć kwiaty, bo w zachodniej Polsce jest armagedon pogodowy.
Od rana obudziła mnie burza, a potem zerwał się silny wiatr, co spowodowało, że zdjęłam wszystko z balkonu, a najbardziej bałam się o kwiaty.
Teraz już się trochę uspokoiło, bo poszło to na wschód bardziej, ale u mnie siąpi drobny deszcz i dobrze – niech pada, bo jest susza.
Mam wyrzuty sumienia, że nie dotarłam na cmentarz, ale chyba ważniejsza jest chyba pamięć, ale i własne bezpieczeństwo.
Wstałam z myślą, że oto dzisiaj są imieniny mojej mamy i pomyślałam sobie, że chyba jej wybaczyłam!
Potrzeba mi było sporo czasu, ale przerobiłam i przetrawiałam, choć wiem, że swoim dzieciom bym tego nie zrobiła!
Nawet jeśli kiedyś się gdzieś tam spotkamy, to nie zadam Ci żadnych pytań, bo ja wszystko wiem, bo sobie sama na nie odpowiedziałam.
Spoczywaj w Pokoju!❤❤❤
Bardzo często zapalam światełko za moich rodziców, którzy są razem po tamtej stronie.
Wracam pamięcią do dziecięcych lat i chyba nie pamiętam takich zawirowań pogodowych i nigdy nie słyszałam w tamtych latach o tornadach i gradobiciach.
Może mam słabą pamięć i niech mnie ktoś poprawi.
Temperatura Ziemi się podnosi i dlatego mamy, to co mamy, a więc żar z nieba się leje, a potem następują straszne zjawiska.
Szczecin dziś utoną w deszczu i oto ewakuują festiwal w Babie Dołach, a tam tysiące ludzi!
Słucham synoptyków i znawców pogody, którzy ostrzegają, że jeśli ludzkość się nie opamięta, to będzie tylko gorzej, gdyż temperatura Ziemi rośnie w zastraszającym tempie.
A co na to nasi „politycy” w Polce?
„Wygla, wygla” trzeba kopać coraz więcej i takie stanowisko przedstawiają i nie ma mowy o energii odnawialnej, na którą już od dawna postawiły kraje rozumiejące, co się zaczyna dziać.
Kretyni z PiS-u mają w dupie przyszłe pokolenia, bo tylko węgiel da Polsce bezpieczeństwo energetyczne – zabójcy własnych dzieci i wnuków.
Po co nam farmy wiatrowe i fotowoltanika, które dają tanią energię i na taką postawiły kraje skandynawskie,
Trzeba, aby Polacy palili w piecach węglem i zatruwali środowisko, bo w Krakowie w okresie grzewczym nie ma czym oddychać, bo taki jest smog.
Ten kraj się cofa zamiast iść do przodu w stronę nowoczesności i właściwie nie ma się co dziwić.
Nie dostaniemy ani grosza z Funduszy Europejskich, bo Unia nie dała się nabrać na brednie Anżeja, że zniknie Izba Dyscyplinarna.
Płacimy kary i zaraz zajdziemy się z ręką w nocniku – bida, aż będzie piszczeć, a to jeszcze nie koniec!
Spodziewam się, że inflacja sięgnie do 70% jak w Turcji i nie wiem, co zrobi z tym przeciętny Polak, bo albo zaprotestuje, albo 30% kretynów zagłosuje na PiS!
Jednak czyżby przejrzeli w końcu na oczy – sonda w Pabianicach:
Każdy dorosły z nas wyniósł z domu jakieś wychowanie niezależnie jaki to był dom.
Osobiście twierdzę, że nie ma „domu bez złomu” i każdy z nas doświadczył różnych momentów, bo dobrych, ale i złych.
Ile razy sobie powtarzaliśmy, że nigdy nie będę taka/taki jak moja matka, albo jak mój ojciec i nie powtórzę ich błędów kiedy założę swoją rodzinę.
Oczywiście, że różnie to bywa, bo wszystko zależy od tego na jakiego partnera – partnerkę trafimy i jak się to życie małżeńskie układać będzie.
Ja wychodząc z domu i zakładając rodzinę przysięgłam sobie, że niezależnie ile dzieci będę miała, to będę je kochała jednakowo, jeśli nawet będą się od siebie różniły.
Przysięgi dotrzymałam i moje dzieci wiedzą, że je kocham cała sobą, mimo, że obie mają już po 40-tce.
Zawsze chciałam i dążyłam do tego, aby wyrosły na dobrych i empatycznych ludzi i to też mi się udało!
Niczego im nie narzucałam i one same wybrały swoją drogę i żadna nie ma pretensji, że coś im w życiu schrzaniłam i mam czyste sumienie.
Właśnie tak obserwuję tego naszego Anżeja, który wciąż maniakalnie powtarza, że jest prezydentem i tak się zastanawiam z jakiego domu on wyszedł, że jest tak pokrzywiony przez los.
Zapamiętam go z jego dziwacznych, napompowanych min i z tego, że wciąż klęczy, bo w domu, w windzie, na torach, w polu, w metrze i swetrze i tak dalej.
Kto go tak strasznie skrzywdził i okazuje się, że własny ojciec i własna matka zdruzgotali mu psychikę!
Straszne piekło przeszedł w domu, w którym ojciec okazał się sadystą, katolikiem i fanatykiem, że pokrzywił własne dzieci do bólu i śmieszności i czytamy:
„Wychowanie i klękanie, czyli prawa rodzina prezydenta Andrzeja Dudy.
Jan Duda zawsze pilnował, żeby jego dzieci miały piątki z religii i z polskiego. I żeby Andrzej raz w miesiącu się spowiadał. Dziś przestrzega przed „lewactwem i libertynizmem”.
Rodzice prezydenta? Niech mnie pani nie wypytuje, chcę mieć święty spokój – wielu rozmówców w Krakowie tak reaguje na pytania o rodziców prezydenta Andrzeja Dudy. Mówią, że odkąd wygrał wybory, rodzice zrobili się bardzo wrażliwi na punkcie tego, kto i co o nich mówi. Część osób, oczywiście anonimowo, tłumaczy, że państwo Dudowie to ludzie bogobojni, a liberalne media robią z nich katolickich talibów.
Rodzice prezydenta mieszkają w czteropiętrowym gierkowskim bloku z wielkiej płyty na krakowskim Prądniku Białym. Dla części moich rozmówców to był szok, gdy Dudowie opowiedzieli Milenie Kindziuk w wywiadzie rzece pt. „Rodzice prezydenta” o tym, jak w tym mieszkaniu przez lata modlili się wraz z trójką dzieci. Cała piątka klękała i zaczynała odmawiać „Ojcze nasz”.
Mama prezydenta opowiedziała w wywiadzie rzece, że mąż zrobił z tych codziennych modłów rytuał.
Przez cały adwent budziliśmy dzieci o świcie i o 6.30 rano byliśmy już w kościele na roratach. Codziennie. .
– Zanim doszliśmy do pacierza, zaczynaliśmy ze sobą swobodnie rozmawiać, klęcząc lub siedząc na podłodze. Każde z naszej piątki opowiadało, jak spędziło dzień, co ważnego się wydarzyło w przedszkolu, szkole, pracy. I tak niepostrzeżenie upływała cała godzina. Dopiero potem zaczynaliśmy się już naprawdę modlić – wspominała. Dudowie odprawiali razem z dziećmi w domu drogę krzyżową, klęcząc i rozważając kolejne stacje męki Pańskiej. – podkreślała Janina Milewska-Duda. – Chcieliśmy, żeby nasze dzieci traktowały życie religijne poważnie. Jaś był tu zresztą bardzo rygorystyczny”
Czytam tu i ówdzie, że współczesne kobiety są bardzo umęczone macierzyństwem i niektóre twierdzą, że gdyby przewidziały ile to je kosztuje, to nigdy nie chciałyby mieć dziecka.
Nawet kobiety, które mają wszystko piszą, że macierzyństwo je przerasta i gdyby można by było cofnąć czas, to tego dziecka by nie było!
Narzekają, że dziecko w nocy ryczy i trzeba do niego bez przerwy wstawać, albo ma kolki, lub płacze, bo ząbkuje i tak bez końca coś!
Dziecko, które było przez 9 miesięcy takie wymarzone i wyczekiwane nagle staje się po urodzeniu kłopotem i tylko denerwuje.
Nie generalizuję, ale naprawdę współczesne matki skarżą się, że nie mają ani odrobiny czasu dla siebie i padają na pysk, bo mąż pracuje, a rodzice, czy teściowie nie pomagają!
Kobiety te mają wszystko, bo nie muszą gotować pieluch w kotle i trzeć na tarce szarego mydła, a potem te pieluchy prać, płukać, wieszać i prasować, bo mają gotowe pampersy, które po prostu się po zużyciu wyrzuca.
Nie muszą trzeć marchewki przez sitko, aby ugotować zupkę dla dziecka, bo wszystko mają gotowe w sklepach, a więc jaka to jest oszczędność czasu.
Nie muszą za niczym stać w kolejkach, jak kobiety w stanie wojennym, bo wszystkiego jest pod dostatkiem na rynku.
Jest wszystkiego pod dostatkiem i od wyboru do koloru i nie muszą same szyć, dziergać, szydełkować, gdyż rynek aż puchnie od towarów i asortymentu dla dzieci.
Nie potrafią się cieszyć tym, że dziecko jest okazem zdrowia, a narzekają, że dziecko płacze, jest nieznośne, roszczeniowe i taka jedna z drugą ubolewa, że dziecko odcięło ją od życia towarzyskiego.
Kiedyś, gdy dziecko miało kolkę, to matka biegła do kuchni, aby szybko zaparzyć rumianek, czy koper, a teraz wszystkie medykamenty można kupić w aptece – wszystko na kolki, katar, gorączkę!
Kobiety teraz mają bardzo długi urlop macierzyński, kiedy dawne ich babcie i matki po 3 miesiącach musiały wracać do pracy, aby zarobić na swoje dzieci i inne wydatki.
Niech współczesne kobiety spytają kobiety w swojej rodzinie jak wyglądało ich macierzyństwo, które były w pogoni za wszystkim, a mimo to dawały radę, choć jakże często miejsce w żłobku, czy przedszkolu załatwiały po znajomości.
Życie tych kobiet było między pacą, żłobkiem, domem, w którym często dopiero wieczorem prały, gotowały, sprzątały i padały na pysk późną nocą, aby rano wstać i wszystko zaczynały od nowa.
Myślę, że współczesne kobiety nigdy nie chciałyby się zamienić na role z tamtymi, dzielnymi kobietami, a teraz czytam tylko takie smęty i lamenty.
Nie wiedzą, że matka, która nie może mieć własnego dziecka oddałaby wszystko, aby je mieć!
„Nienawidzę bycia matką, mam dość dziecka. Takie stwierdzenia wydają się w Polsce nie do pomyślenia. Bo matka Polka jest tylko jedna: kochająca, dźwigająca ciężar macierzyństwa z pokorą i poczuciem misji. Czyżby? Ostatnie międzynarodowe badania pokazują coś innego: jesteśmy w czołówce krajów o najwyższym poziomie wypalenia rodzicielskiego.
Z Kasią, 29 lat, księgową, mamą dwuletniego Antosia, spotykam się w parku w samo południe. Rozmawiamy, spacerując, żeby Antoś się nie obudził. Usypianie go to gehenna, zasypia tylko w wózku i samochodzie. Przez pierwsze osiem miesięcy na okrągło płakał. Potem okazał się dzieckiem nadzwyczaj ruchliwym. Od kiedy zaczął chodzić, nie można spuścić go z oka. A Kasia cały dzień jest z nim sama. Mąż w pracy, grubo ponad osiem godzin dziennie, bo właśnie awansował. Rodzice i teściowie mieszkają daleko.
– Czasem jestem tak zmęczona, że mam ochotę wyjść z domu i nie wracać. Zresztą raz tak zrobiłam. Mały darł się i darł, miał wtedy niecałe pół roku, położyłam go do łóżeczka i wyszłam przed blok. Obleciałam dookoła dwa razy i tak się przestraszyłam tego, co zrobiłam, że nie czekając na windę, wbiegłam na piąte piętro. Długo nie mogłam ochłonąć. Właściwie do tej pory nie mogę, bo myśli, żeby wyjść z domu i nie wracać, żeby rzucić wszystko w cholerę, wracają jak bumerang. Może nie nadaję się na matkę?”
Jesień mamy i musimy się na to przygotować, bo nie wszyscy ją lubią.
U mnie dzisiaj było bardzo chłodno, a najbardziej w domu, a więc się podgrzewałam, choć idą wielkie podwyżki energii, ale zdrowie jest ważniejsze.
Dopiero i na szczęście wieczorem kaloryfery zaczęły grzać i zrobiło się przyjemnie i bezpiecznie, kiedy za oknem pada deszcz i naprawdę dość mocno wieje.
Mam więc swoje domowe ciepełko, a liczę, że pogoda nas jeszcze zaskoczy i będziemy mieli słoneczną namiastkę lata jeszcze.
Myślałam o czym tu dzisiaj napisać i do tego wpisu mnie natchnął Stasiu na swoim blogu, który w piątek u siebie zadał pytanie.
Aby mu odpowiedzieć – musiałam się chwilę zastanowić, a pytanie brzmiało – czy podałbyś rękę rodzicowi, który zrobił ci w dzieciństwie piekło na ziemi?
Niby zamknęłam w sobie ten temat i chyba wybaczyłam swojemu Ojcu, ale tego nie da się zrobić na zawsze i do końca, bo od czasu do czasu – dusza boli!
Byłam dziewczynką, a potem nastolatką, która miała w domu rodzinnym piekło właśnie.
Alkohol, bicie, rozwalanie mebli, wybijanie szyb w drzwiach i wielki strach.
Raz było tak, że za obronę matki przed ojcem dostałabym nożem w plecy, a w nocy trzeba było barykadować drzwi w strachu o nasze życie.
Trzeba było uciekać z domu do obcych ludzi i mieszkać z obcymi ludźmi!
Nie można było tak dalej żyć, a więc wymusiłam na Matce, by się z tyranem rozeszła, bo inaczej wszystkie skończymy na cmentarzu!
Po rozwodzie Ojciec dostał osobne mieszkanie, ale kompletnie sobie nie radził mimo dość wysokiej emeryturze.
Potem dostał mieszkanie w innym mieście i tam do niego jeździłam i wszystko się powtórzyło.
Sprzątałam, opłacałam rachunki, ale i tak wpuszczał do domu pijaków, którzy zdemolowali mieszkanie i okradali z pieniędzy.
Pewnego dnia dostałam telefon, że zebrali Ojca z ulicy i trafił do szpitala.
Pojechałam i poprosiłam ordynatora szpitala, aby znalazł Ojcu dobry Dom Opieki Społecznej.
Opisuję wszystko po krótce, bo nie da się tej traumy opisać dokładnie, a i wiele na szczęście uleciało z pamięci!
Minęło parę lat i miałam już swoją rodzinę i mogłabym sobie powiedzieć, że niech się dzieje z nim co chce, ale nie potrafiłam, bo gdzieś podskórnie go kochałam.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że zniszczył go ten komunistyczny system, bo Ojciec był żołnierzem LWP, a wówczas się działo.
Ordynator pewnego dnia zaprosił mnie na rozmowę w Gorzowie Wlkp. i oznajmił, że jest miejsce w DOS i czy się na to zagadzam.
Przewieziono Ojca do tego domu i tam też go odwieziałam.
Był to ośrodek cudownie wyremontowany z fantastycznym dyrektorem, którego też poznałam.
Tym sposobem przedłużyłam życie Ojcu o 7 lat, ale i tam nie potrafił się przystosować i pewnego dnia popełnił samobójstwo.
Sprowadziłam jego ciało na nasz cmentarz i przez rok, codziennie – przed pracą chodziłam zapalić mu światełko!
Potem mi to przeszło, kiedy w sobie poukładałam wszystko, a dwa lata temu dołączyła do niego Matka i mam nadzieję, że tam się już nie tłuką i nie kłócą!
Piszę o tym dlatego, że chyba zrobiłam wszystko dla człowieka, który się kompletnie pogubił w życiu!
Zrobiłam, co mogłam i zasypiam każdego wieczoru z czystym sumieniem.
Logo to robiłam 8 lat temu w jakimś programie, ale nie pamiętam w jakim.
Facebook dzisiaj mi przypomniał, że bloga założyłam 9 czerwca 2013 roku i oto nie wiadomo kiedy minęło 8 lat pisania.
Najpierw blog założyłam na ONET, ale niektórzy pamiętają, że ten portal nam podziękował i wszyscy byliśmy w ciężkim szoku, bo baliśmy się o utratę naszych treści.
Nie bez problemu założyłam bloga na WORDPRESS, bo nie znam języka angielskiego, ale udało mi się przenieść treści z ONET tutaj.
Nie żałuję tego, bo na WORDPRESS bloguje się o wiele przyjemniej i tym sposobem poznałam naprawdę fajnych ludzi, których czytam!
Tyle na ten temat, bo mogłabym się rozpisać o tym, że pisząc bloga spotkały mnie także nieprzyjemności, ale to już przeszłość!
Wspomnę tylko, że na blogu siedziała hejterka z Krakowa, która z jednym, moim wpisem „cytatem” pobiegła na policję i na 6 tygodni zarekwirowano mi mój sprzęt!
Zmiana tematu!
Irena wychowywała dwoje dzieci – syna i córkę i miała przy swoim boku idealnego męża, który dbał o nią i o dzieci!
W wychowanie wkładali całe swoje, rodzicielskie serce i z czasem dzieci się wykształciły i odeszły z rodzinnego domu!
Irena z mężem zostali na wiosce, a dzieci emigrowały z domu i poszły za pracą!
Córka Izabela uczyła się na lekarza i była bardzo zdolna, a syn stał się inżynierem i budował drogi i autostrady, ale wciąż mieszkał na wsi, a do pracy dojeżdżał!
Przyszedł taki czas, że mąż Ireny po długiej chorobie zmarł na raka i Irena została zupełnie sama i ciężko znosiła żałobę!
Pewnego dnia przyjechała Izabela i bez porozumienia z matką, kazała się jej spakować, bo oto postanowiła matkę zabrać do siebie.
Powiedziała jasno, że nie ma prawa zabierać ze sobą żadnych bibelotów, obrazów, pamiątek, bo wszystko to były dla niej rupiecie i trzeba się tego pozbyć!
Irena bardzo kochała córkę i bez szemrania zrobiła tak jak córka kazała.
Irena nagle znalazła się w nowoczesnym mieszkaniu, sterylnym i córka pokazała jej pokój!
Powiedziała wprost, że matka będzie miała teraz dużo czasu na sen, czytanie i zwiedzanie miasta i musi się sobą zająć, gdyż ona dużo pracuje!
Irena od początku czuła się w tym mieszaniu bardzo samotna, a kiedy chciała ugotować córce jej ukochane danie z dzieciństwa, to dostała naganę, że w tym domu gotować może tylko gosposia, bo ona już nie je tak tłustych dań, a były to gołąbki!
Pewnego dnia Irena musiała pojechać na wioskę, gdyż chciała być przy tym jak będzie stawiany pomnik na grób jej męża z miejscem i dla niej!
Spotkała więc więc z synem, który kupił dom Ireny i zamieszkał w nim ze swoją żoną!
Oboje też dużo pracowali i syn zaproponował matce, aby została na kilka tygodni, aby im gotowała posiłki i tylko dlatego.
Żadne z dzieci nie mówiły matce, że ją kochają, a córka powiedziała swojemu partnerowi, że spełnia swój obowiązek, by się Ireną opiekować i tylko obowiązek!
Irena to słyszała i nagle spytała córkę, czy ona ją kocha, a ta odpowiedziała sucho, że w końcu jest jej dzieckiem i tylko tyle!
Irena zdała sobie sprawę w tego, że na stare lata jest tylko kłopotem, a dzieci mające swoje życie nie okazały jej żadnej czułości i miłości.
Poczuła się strasznie samotna i pewnego wieczora wymknęła się z domu syna i rzuciła się z mostu.
Utopiła się w wartkiej w rzece, gdyż chciała być na nowo blisko męża, który ją kochał i szanował!
Jej córka do końca swojego życia będzie się zastanawiała, że nie dając matce swojej wdzięczności za wychowanie mogła zrobić coś więcej dla matki!
Morał z tego jest taki, że jakże często wypruwamy sobie żyły, by swoim dzieciom dać wszystko, a na starość stajemy się niepotrzebnym bytem!
Na powyższym zdjęciu widać Sąd Rejonowy w moim mieście.
Notkę poniższą pisałam dawno temu i teraz ją publikuję i niech nikt do mnie nie dzwoni, abym ją usunęła!
Jest to mój blog i mam prawo do zamieszczania tutaj swoje treści!
W tym Sądzie toczyła się moja sprawa o zachowek po zmarłej matce.
Niby sprawa bardzo prosta, ale toczyła się 27 miesięcy i wszystko miałam pod górkę!
Najpierw rozchorował się Sędzia prowadzący, a potem przyszła pandemia, a do tego sędzia biegły pojechał na długie wakacje!
W końcu 5 maja 2021 roku zapadł wyrok, że mi się te pieniądze należą, choć nadal nie mam ich na koncie!
Cierpliwie więc czekam, a było to tak:
2 września 2020 roku zostałam wezwana do Sądu Rejonowego w sprawie zachowku!
Uważam, że każdy zeznający powinien przysięgać uroczyście, że będzie mówił prawdę i tylko prawdę, tak jak to się dzieje w sądach amerykańskich!
Sędzia wskazał miejsca, abyśmy usiedli i chciał z całych sił, aby sprawę zakończyć na tym jednym posiedzeniu, bo wiadomym jest, że zachowek mi się należy!
Błyskawicznie policzył ile tego zachowku mi się należy – dodając, dzieląc, odejmując i wyszła suma XXX złotych!
Poprosił byśmy wyszli na korytarz sądowy i dogadali się polubownie, ale do ugody nie doszło, co zakomunikował ich pełnomocnik!
Sędzia się wściekł, bo w czasie pandemii chciał się tej sprawy pozbyć i mieć ją z głowy!
Zawiódł się, a więc wezwał świadka mojej siostry, którym był jej mąż, a mój szwagier!
Spytał, co ja robiłam opiekując się matką, a szwagier, że właściwie nic, a kiedy on szedł do pracy, to ja przychodziłam tylko, aby mamie podgrzać zupę!
Sędzia więc zrobił się dociekliwy i ponownie spytał, co ja robiłam, kiedy szwagier pracował, a jego żona także była w pracy!
Odpowiedź taka sama, że przychodziłam dawać matce zupę, ale sędzia nie odpuszczał, że co jeszcze, a szwagier przygnieciony do płotu, że nie wie!
Sędzia – a no właśnie świadek nie wie!
Kiedy świadek zeznawał, to moja siostra się dwa razy wtrącała w celu uzupełnienia, ale zapomniała, że nie przyszła na targ, a do sądu!
Sędzia ją upomniał w słowach – jeszcze raz się pani odezwie to…
W tym momencie Sędzia uchronił mnie przed wylewaniem pomyj na mnie!
Potem szwagier toczył swoją mowę, że oni robili wszelkie remonty u mamy, ale na szczęście ja też mam swojego pełnomocnika, który oświecił Sąd, że i owszem – remonty były robione, ale wszystkie z emerytury mojej matki!
Moja siostra dysponowała mamy emeryturą przez 3 lata, a emerytura była w kwocie 1.500 złotych miesięcznie!
Padło na sprawie wiele kłamstw, a ja nie odezwałam się ani słowem, by zachować się na tej sprawie z klasą!
Nie odezwałam się, że także zmieniałam mamie pampersy, że podawałam leki, że byłam z nią w nocy, kiedy oni balowali na Sylwestra, albo byli na wczasach!
Sędzia się zdziwił, że kiedy matka umierała – oni balowali!
Ostatecznie Sędzia ogłosił, że biegły oceni wartość mieszkania i w związku z pandemią na posiedzeniu niejawnym zostanie ustalone ile mi się tego zachowku należy!
Wiecie co?
Tu, że przeklnę kurwa – nie o kasę mi chodzi, ale o prawdę obiektywną dla moich potomnych, że byłam tam i nikt mi tych godzin nie odbierze, bo to była maja matka!
Piszę o tym dlatego, że w trakcie sprawy, kiedy pokiwałam z niedowierzaniem głową żałowałam, że w trakcie choroby matki nie pisałam pamiętnika, aby w razie ataku na mnie udowodnić, że to wstyd tak w sądzie kłamać!
Jednak kiedy emocje ze mnie zeszły przypomniałam sobie, że na blogu mam notki, o tym kiedy z matką byłam, a na specjalnej stronie na FB mam matki zdjęcia ze szpitala, w trakcie choroby, kiedy z nią przebywałam.
Najbardziej mnie rozśmieszyło, ale i zdziwiło, że na drugiego światka podali swoją synową, która mieszka w Hamburgu i do Polski przyjeżdża 2 razy do roku!
Co trzeba mieć w głowie, aby tylko zagarnąć wszystko i ukraść wszystko po matce!
Jedna z moich notek, że nie opierdzielałam się!
Byłam, opiekowałam się i do dziś zastanawiam się kim jako pierworodna byłam dla mojej matki, że muszę się procesować?
Notka napisana 8 września 2017 roku!
„Wieczór jest dla mnie, kiedy mogę coś skrobnąć na blogu, bo mam chwilę dla siebie i dla swoich myśli.
Piszę na blogu, że codziennie poświęcam trochę czasu dla mojej, chorej na raka Mamie.
Mój codzienny dzień się przewartościował i od rana myślę, co by tu Mamie ugotować i zanieść ciepłe i świeże.
To jest burza mózgu, bo zależy mi na tym, że kiedy po szpitalu odzyskała apetyt, to powinna jeść zdrowo.
Był czas, że jej organizm niczego nie przyswajał, a więc to była droga przez mękę.
Kiedy się tak patrzyło, że się okropnie męczy, to był ogromny stres dla mnie!
Po szpitalu powoli stan się poprawia i dziś Mama mnie zaskoczyła.
Nie wiem skąd Ona czerpie siłę, że mimo boleści i strasznie mocnych leków, potrafi się sama z siebie śmiać.
Śmieje się z tego, że zrobiła się laska, bo waży tyle, ile ważyła jako panienka.
Śmieje się z tego, że przerzedziły się jej włosy, ale nie ma ani jednego „siwulca”, mimo 86 lat – to ewenement.
Śmieje się z tego, że dupka zrobiła się taka malutka i nie ma po czym poklepać.
Słuchając Jej w obliczu choroby jestem zaskoczona ogromną siłą, aby przeżyć dzień i kolejne dni.
Wciąż sobie zadaję pytanie – skąd bierze taką radość życia w sobie?
Ale, ale – dziś to mnie zaskoczyła ogromnie.
Nigdy nie śpiewała, nam Dzieciom piosenki, którą pamięta ze swoich młodych lat, a kiedy zaśpiewała, to stwierdziłam, że to perełka w Jej głowie, którą się z nami nigdy nie podzieliła.
Zapamiętałam słowo – rogaliki i zaczęłam szperać w sieci. Znalazłam cudną piosenkę z lat młodości mojej Mamy.
„Nie wiem, nie wiem Jak to wytłumaczyć mam Przecież, przecież Ledwie parę godzin cię znam Pewnie, pewnie Moje słowa zdziwią cię Może śmieszne Trochę są zmartwienia me, bo chcę…
Rogaliki na śniadanie z tobą jeść Wspólną szafę na ubranie z tobą mieć Pantofle ranne dawać ci przed snem I wychodzić na dwór z naszym psem Razem głośno śmiać się w kinie – ja i ty Razem łykać aspirynę w mokre dni Mieć z tobą wspólny sufit, wspólny piec Czego więcej można chcieć?
I, doprawdy, aż się boję To taki dziwny fakt Starczyło tylko raz popatrzeć w oczy twoje A już marzę tak…
Rogaliki na śniadanie z tobą jeść Wspólną szafę na ubranie z tobą mieć W radościach i kłopotach razem być I już więcej nie chcę nic I już więcej nie chcę nic
I, doprawdy, aż się boję To taki dziwny fakt Starczyło tylko raz popatrzeć w oczy twoje A już marzę tak…
Rogaliki na śniadanie z tobą jeść Wspólną szafę na ubranie z tobą mieć W radościach i kłopotach razem być I już więcej nie chcę nic I już więcej nie chcę nic”
Z tego wszystkiego wynika, że to już jest koniec tej sprawy!
Po tych przejściach wiem, że można sobie z rodziną zrobić zdjęcie, ale trzeba stanąć tak, aby móc się odciąć!
Idąc na grób matki patrzę na zdjęcie i pytam – dlaczego i za co?
Z tej całej, przykrej sytuacji wiem jak się przekupuje ludzi starszych, ale ja nigdy bym się do tego nie posunęła!
Dzieci z normalnych rodzin, a nie z patologicznych mają się bardzo dobrze, gdyż rodzice są obecnie zrobić dla nich wszystko.
Pracują i zapewniają swoim dzieciom wszystko, co najlepsze, a więc poświęcają swoje życie by je wychować na dobrych ludzi, aby byli z nich dumni!
Ja babcia mam trzy Wnuczki i jednego Wnuka i wiem jak bardzo ich rodzice są zaangażowani, aby niczego im nie brakowało.
Od samego urodzenia dzieci są otoczone troskliwą opieką, a rodzice z całych sił je wychowują i poświęcają masę czasu swojego, aby być z dziećmi blisko!
Pokazują im świat w każdym okresie ich życia, a więc dzieci mają masę zabawek, gier planszowych, książeczek, a potem książek, a także ubrania często markowe!
Kiedy podrosną mają swoje pokoiki pięknie udekorowane na różowo dla dziewczynki i na niebiesko dla chłopczyka!
Dzieci mają po prostu swoje miejsce w domu tzw. azyl, aby mogło spokojnie się uczyć i rozwijać.
Dzieci są zabierane przez rodziców na spacery, aby pokazać im świat przyrody, choć teraz – w czasie pandemii jest to ryzykowne i dzieci tak jak my dorośli żyjemy w izolacji!
Niemniej współczesnym dzieciom niczego nie brakuje jeśli rodzice się postarają i o swoje potomstwo dbają, aby jak najmniej odczuły czasy pandemii.
Rodzicie rozsądni jeśli się kłócą, to tak aby dzieci tego nie słyszały, bo je chronią z całego serca i z troski o ich rozwój!
Mimo tego wszystkiego, bo tych zabiegów jakże często teraz dzieci nie potrafią docenić wysiłków rodziców i ich często nie doceniają!
Myślą, że wszystko im się należy i rodzice muszą spełniać ich każda zachciankę, bo np. zakupienie wypasionego laptopa, czy też smartfona i często to dostają, bo przecież rodzice pragną, aby ich dzieci były szczęśliwe.
Współczesne dzieci są roszczeniowe i muszą mieć to, co mają ich rówieśnicy, bo nie chcą odstawać od grupy i nie chcą czuć się gorsze.
Teraz rodzice wiedzą, że klaps, to jest bicie sporne sprawy załatwiają drogą rozmowy i tłumaczeniu, co jest dobre, a co złe i bardzo dobrze.
Był rok 1956 i przyszłam na świat ja!
Zabrali mnie do fotografa i wszyscy tak pięknie wyszliśmy!
Moi rodzice tacy przystojni, elegancko ubrani – chyba mnie kochający i ze mnie dumni!
Mijały lata, a ja rosłam i nie pamiętam szczęśliwego dzieciństwa, bo ojciec kiedy broniłam swojej matki przed przemocą o mało nie wbił mi nóż w plecy!
Nie raz dostałam od niego po pysku, bo nie godziłam się na przemoc domową.
Matka robiła co mogła, abym nie była głodna i obdarta, ale nie pamiętam tego, aby wzięła mnie na kolana i powiedziała – kocham cię!
Nikt mnie nie odprowadzał do szkoły i nikt mnie z niej nie zabierał, a ojciec nie wiedział do której klasy ja chodzę, do której szkoły i jakie mam oceny na świadectwie.
Nie chcę się użalać na swój los, bo minęło tyle lat, ale jednak blizna jest w sercu, gdyż oboje mnie zawiedli.
wszystko co piękne ; rękodzięło,antyki z pchlich targów,ręcznie wytwarzana biżuteria,ozdoby do domu ,postarzanie mebli ,ozdoby z recyklingu,opisy ciekawych miejsc.
~Myślodsiewnia~ Ten blog jest dla ludzi, którzy lubią zastanawiać się nad tym, co w dzisiejszym materialnym i sceptycznym świecie jest łatwo zapominane i odchodzi w cień. Sny, miłość, honor, wzajemny szacunek i ciekawość świata- o tym jest ten blog.
Ja – incognito w sklepie dla dorosłych, dopytuje o intymne sprawy kobiet, mężczyzn, osób niebinarnych. W kraju bez edukacji seksualnej. W kraju gdzie zaglądanie do łóżka jest krajową rozrywką. Tamnadole.wordpress.com to blog poświęcony seksualnym historią kobiet i mężczyzn, które zgromadziłam pracując pod przykrywką w sklepach erotycznych w Polsce. Opowieści pozytywne, intymne, ale i pełne traum czy uprzedzeń i stereotypów. Bohaterkami są one – od tych wycofanych przez nazywane rozwiązłymi, aż po te bardzo świadome swojego ciała. W końcu udało mi się zauważyć pewną sekwencję. Z czym zmagają się kobiety w zaciszu swojej sypialni? Tamnadole to przestrzeń dla opowieści i dyskusji. Czy życie seksualne Polaków jest pełne perwersji czy granic?
Nauczyć się być radosnym, kiedy serce płacze... Nauczyć się płakać, kiedy serce się cieszy... Nauczyć się dawać, nie dając... Nauczyć się brać, nie biorąc... Nauczyć się żyć, nie czując życia.. Nauczyć się ....miłości nie kochając... Nauka jest sztuką!!!!
Kiedyś malowałam pędzlem, teraz słowem, nigdy nie byłam w tym dobra, tak jak w okazywaniu uczuć. Jednak dobry jest każdy sposób żeby je z siebie wyrzucić. Zanim cię uduszą.