Archiwa tagu: matka

Młode matki w sieci!

Kiedy urodziłam swoją, pierwszą Córkę dopadł mnie jakiś smutek, którego 40 lat temu nikt nie potrafił mi wyjaśnić!

Bałam się, że sobie nie poradzę i ubolewałam, że coś mi się skończyło i pora stać się dorosłą i trzeba wziąć sprawy w swoje ręce co mnie przerażało.

Teraz wiele kobiet cierpi po porodzie tak jak ja, ale w obecnych czasach już kobiety wiedzą, że oto dopadła je depresja poporodowa tzw. „Baby blues”!

Ja z tego bluesa musiałam się szybko otrząsnąć, gdyż okres urlopu macierzyńskiego trwał zaledwie 3 miesiące.

Po umieszczeniu Córki w żłobku „zapindalałam” do roboty i depresja musiała mnie opuścić, bo już nie miałam czasu na roztkliwianie się nad sobą!

Teraz młode mamy mają taką możliwość, że mogą zostać z dzieckiem w domu nawet 3 lata!

Często czytam, że dopada je rutyna i źle znoszą ten okres i o tym piszą także w sieci szukając pomocy nie tam gdzie trzeba!

Ja seniorka czytam od czasu do czasu świetnego bloga pt. „Matka jest tylko jedna” prowadzony przez mądrą, kreatywną kobietę – matkę dwóch synków!

Tak sobie myślę, że gdyby był Internet w moich czasach także wieczorami zapełniałabym swojego bloga zdjęciami moich pociech i wszystkim, co związane było z wychowaniem dzieci!

A więc pierwszy ząbek, kroczek, śmieszne słowa!

Wiele młodych mam prowadzi blogi parentingowe, na których właśnie realizują się jako matki swoich dzieci i zapisują co, ciekawsze  momenty!

Nie ubolewają, że mąż za dużo pracuje i wraca późno do domu!

One tworzą mimo zmęczenia i mają z tego satysfakcję i także kontakt ze światem!

Ja wierzę, że taka aktywność na  blogach pomaga młodym kobietom oderwać się od rutyny.

Z pewnością cały dzień rejestrują w głowie i szukają w swoim – niby nudnym życiu ciekawych tematów na bloga i rejestrują je aparatem!

Właścicielka bloga nazywa się Joanna Jaskółka, która w pewnym momencie swojego życia porzuciła życie w Stolicy i wraz z mężem i pierwszym synkiem – Kosmą wyprowadziła się do głuszy na Mazurach i tam urodziła drugiego synka – Adama!

Skrupulatnie dzieli się ze swoimi czytelnikami swoim życiem, a jej blog jest hitem, bo zawiera w nim bardzo szczere opisy, które śmieszą do łez bardzo często!

Aby stać się sławną w sieci trzeba pracować, aby dotrzeć do matek, które mogą z Pani Joanny brać przykład, bo jej wpisy leczą z depresji poporodowej!

Ja sama wiem, że pisząc bloga w wielu sprawach sama sobie pomogłam będąc już w starszym wieku, bo pisanie naprawdę pomaga i moi czytelnicy piszący też to wiedzą!

Ludzie prymitywni śmieją się z blogerów, ale nie zdają sobie sprawy z tego, że pisanie pomaga, oczyszcza i wiąże z innymi ludźmi!

Oto poniżej wywiad z Panią Joanną – poznajcie Ją!

Joanna Jaskółka prowadzi poczytnego bloga Matka Tylko Jedna

„Moje dzieci nie patrzą na budynki, tylko liczą drzewa”. O wychowaniu na wsi Matka Tylko Jedna.

O macierzyństwie blisko natury, edukacji i zaletach mieszkania na wsi rozmawiamy z Joanną Jaskółką, mamą dwóch chłopców, Kosmy i Adasia, autorką bloga Matka Tylko Jedna

Dorastałaś na Mazurach, potem studiowałaś i mieszkałaś jakiś czas w Warszawie, ale w końcu wróciłaś w rodzinne strony. Co skłoniło cię do takiej decyzji?
Prawda jest taka, że w tamtym czasie ja i mój partner nie mieliśmy za bardzo wyjścia. Siedziałam z małym dzieckiem w domu, nie mieliśmy meldunku w Warszawie, a wtedy był on potrzebny, by przysługiwał mi żłobek.
Byłam sfrustrowana tym, że finansowo wciąż wychodzimy na zero. Zaczęła w nas dojrzewać myśl o wyprowadzce, zwłaszcza, że na Mazurach mieliśmy stary rodzinny dom, w którym się wychowałam.
Najpierw jednak zamieszkaliście u twoich rodziców.
Tak, mniej więcej trzy lata zajęło nam doprowadzenie naszego domu do stanu, w którym mogliśmy już tam zamieszkać i nie marznąć (śmiech).
Jak z perspektywy czasu oceniasz decyzję o przeprowadzce?
To najlepsza decyzja, jaką podjęłam w życiu. W mieście byłoby nam jednak ciężej, poza tym, gdybyśmy zostali w Warszawie, pewnie nie zdecydowałabym się na drugie dziecko.
Macierzyństwo bez wsparcia rodziny nie było dla mnie proste, do tego byłam pierwszą matką wśród moich znajomych, więc nawet jak ktoś chciał mi pomóc, nie za bardzo wiedział, jak to zrobić. Gdy znów zamieszałam na Mazurach mogłam liczyć na wsparcie mojej mamy.
Szybko przystosowałaś się do tego spokojniejszego trybu życia?
Minus był taki, że nie miałam samochodu, nie miałam nawet prawa jazdy. I myślę, że to pierwsze pół roku mieszkania na wsi przepłaciłam depresją. Dlatego powstał mój blog, bo opisywałam tam to, co przeżywam, dlatego powstał jeden z najpopularniejszych moich tekstów „Samotność w… matce”. Bardzo ciężko radziłam sobie z tym wszystkim, tak naprawdę nie miałam nawet do kogo gęby otworzyć, oprócz mojej mamy. A ileż można rozmawiać z jedną osobą? (śmiech).
Blog był odpowiedzią na monotonię życia?
Tak. Pisze do mnie wiele kobiet na grupie, które przeprowadziły się na wieś i nagle wpadają w pustkę, bo nie wiedzą, co ze sobą robić. Nie wiedzą od czego zacząć, bo jednak miasto w jakiś sposób narzuca ci swój rytm.
Nawet jak wyjdziesz na tramwaj, do musisz dostosować się do jego rozkładu. Jest dużo możliwości czy atrakcji, z których możesz skorzystać. Na wsi to ty musisz zorganizować cały swój dzień – jeśli masz samochód, to masz wolność – nie ma korków, pośpiechu, możesz zrobić w zasadzie wszystko.
Wiele twoich czytelniczek pisze, że łatwo im się z tobą zidentyfikować.
Dostaję wiadomości, że urzeka je to, że nie udaję. A nie udaję, bo nie potrafię tego robić, uważam, że jest to zbyt kosztowne emocjonalnie. Nie kreuję siebie, jestem szczera i wydaje mi się, że czytające mnie kobiety po prostu to czują.
Słyniesz też z ogromnego dystansu do siebie, twoje teksty są uniwersalne, a przy okazji zabawne.
Jest mi bardzo miło, kiedy to słyszę. Wydaje mi się, że spojrzenie na różne, zwłaszcza macierzyńskie sytuacje z takiego komicznego punktu widzenia, to jest nasz wentyl bezpieczeństwa, ratunek. Ja nie mówię, że trzeba się „śmieszkować” ze wszystkiego, bo niektóre sytuacje absolutnie śmieszne nie są, ale poczucie humoru zawsze pomaga.
Na pewno nie śmieszą stereotypy dotyczące wychowywania dzieci na wsi i w mieście…
One na pewno jeszcze funkcjonują, ale ja ich nie widzę, bo obracam się wśród dziewczyn, które mieszkają na wsi. Z drugiej strony jest w nich trochę prawdy, np. to oczywiste, że na wsiach trudniej znaleźć dobre przedszkole dla dziecka, bo często jest jedno na gminę, a nie kilkanaście na dzielnicę, jak w dużych miastach.
U mnie są dwa przedszkola w zasięgu 15 km, następne 30 km od naszego domu. Podobnie jest ze szkołą, choć spotykam coraz więcej ludzi z miast, którzy przeprowadzają się na wieś i są przekonani, że nawet w tej wiejskiej szkole będzie ich dzieciom lepiej, niż w tej miejskiej. Szukają spokoju, nawet kosztem tej lepszej edukacji.
Co to znaczy lepsza edukacja? Większa ilość języków obcych, zajęć dodatkowych?
Przeciążanie dzieci na pewno nie jest tą lepszą edukacją. 8-9 godzin zajęć w szkole, 2 godziny zajęć dodatkowych – kto by to wytrzymał? Jestem zdania, że gdy dziecko ma więcej wolnego czasu, to może je poświęcić na swoje pasje lub rozwijanie się w tych przedmiotach, do których ma predyspozycje. Obserwuję też ogromny bunt przeciwko temu, co dzieje się w systemowych szkołach, rodzice oczekują zmian lub przechodzą na edukację domową.
Poza tym dzieci muszą mieć jeszcze czas na dzieciństwo. Czy na wsi, wśród natury jest pod tym względem łatwiej?
Mnie zachwyca to, że wszystko, co otacza moich synów jest dla nich tak bardzo naturalne. Gdy przyjeżdżają do miasta, to nie patrzą na budynki, tylko liczą, ile wzdłuż ulicy rośnie drzew.
Wiedzą, że to ważne, by te drzewa w mieście rosły, bo dają tlen. Wiedzą, że trzeba o naturę dbać. Szczerze mówiąc moje dzieci dostałyby w mieście nerwicy, tym bardziej, że mój młodszy syn ma zaburzone przetwarzanie dźwięków i na niego hałas działa bardzo stresująco.
Jest chyba też więcej swobodnej zabawy. To stąd wziął się pomysł na twojego e-booka „150 darmowych zabaw dla dzieci”?
Rzeczywiście, bo to w większości zabawy, które wymyśliły moje dzieci. Nie mają placu zabaw przy domu, dlatego muszą polegać na własnej wyobraźni i pomysłach. Oczywiście, nie jest tak, że moi synowie się nie nudzą, bo też czasem narzekają na nudę, ale dużo czasu spędzają na zewnątrz, wymyślając coraz to nowe zabawy.
Którą z wymyślonych i opisanych w książce zabaw twoi synowie lubią najbardziej?
Detektywa, bo najbardziej ich bawi, a polega na tym, że ja coś robię w ogrodzie, a oni muszą biegać dokoła mnie tak, żebym ich nie zauważyła. I muszą koniecznie śledzić, co robię.
Chowają się za jakąś donicą czy drzewem i chichrają się, że są tacy sprytni. Lubią też robić łódki z kapsli czy zakrętek. Do miski nalewamy wodę, wkładamy plastelinę do zakrętki, dodajemy wykałaczki i łódka gotowa. A ulubiona zabawa mojego młodszego syna to dinozaury w lodzie. Zalewamy je wodą, wsadzamy do zamrażalnika, potem bawimy się w ekspedycję naukową.
Wszystko brzmi sielsko, są zatem jakieś wady mieszkania na wsi?
Na pewno to, że trudno moim dzieciom spotkać się z kolegami. Mieszkają zwykle w promieniu 20 km i taki wyjazd po szkole zająłby pół dnia. Starszy syn wykorzystuje zooma czy Messengera do komunikacji z kolegami, młodszy w tym roku poszedł do przedszkola i odkrywa radość z posiadania kolegów.
A największe plusy?
Kontakt ze sobą, bo jesteśmy na siebie skazani popołudniami, więc musimy nauczyć się rozmawiać ze sobą, mówić do siebie, siedzieć razem w tym domu. Plusem posiadania domu na wsi jest też to, że dzieci muszą pomóc, np. grabić liście, wyciągać marchewki, nakarmić króliki. Nawet jeśli w ich przypadku przeistoczy się to w zabawę, a zdarza się to często, to i tak mają jakiś substytut pracy.
A legendarna już lepsza odporność, gdy mieszka się na wsi. Potwierdzasz ją?
Ludzie próbują mnie przekonać, że wiele zależy od genów, ale ciężko mi się z tym zgodzić. Mój młodszy syn miał trudny start w życie, bo zaczął od antybiotyku, który go bardzo osłabił i przez pierwszy rok życia non stop chorował. Potem bardzo często wychodziliśmy na dwór, pozwalałam mu taplać się w błocie i korzystać z tych wszystkich podwórkowych zarazków (śmiech). Teraz jest okazem zdrowia.
Najczęściej mówię o dżizas i się miotam, czyli Matka jest tylko jedna - Mamopracuj

Ja – matka!

The Affair - streaming serialu online

Właśnie skończyłam oglądać wszystkie sezony serialu „The Affair” opowiadający o dwóch małżeństwach na przestrzeni ich całego życia.

Oj działo się w nich bardzo wiele, bo  zdrady i potem powroty, a także losy dzieci poczętych w tych związkach!

Serial amerykański  bardzo mnie wciągnął, ale nie wszystkim go polecam, gdyż poświęciłam na niego ponad 50 godzin mojego życia.

Nauczył mnie jednak czegoś bardzo ważnego, że w rodzinie należy rozmawiać – dużo rozmawiać, aby wyjaśniać sobie wszelkie złe chwile, postępki – nie zawsze  dobre wybory!

Rozmowa w rodzinie jest cenną wartością, aby nie być postrzeganym, że na rodzinie nam nie zależy i niech się dzieje co chce i niech sobie każdy żyje jak chce mimo, że coś zostało nie wyjaśnione i kogoś się krzywdzi – często może nieświadomie!

Jestem matką dwóch Córek po 40 -tce i wciąż uważam je za moje, maleńkie dzieci i zawsze tak będzie.

Nie chcę żyć tak, aby o nich nic nie wiedzieć, choć bardzo staram się nie wtrącać w ich życie, ale czasami mi się zdarza – choć chcę to robić delikatnie!

Moja śp. matka miała też dwie córki, ale przez 40 lat nie zrobiła nic, aby się do siebie zbliżyły i były przyjaciółkami!

Nie chcę być jak moja matka i kiedy czuję, widzę, że moje dzieci się od siebie oddalają, to serce mi pęka, bo nie chcę powtórzyć błędów mojej matki!

Kocham je obie strasznie i zależy mi, aby nie oddalały się od siebie, choć są tak różne, bo jak woda i ogień, ale muszę czasami wkroczyć, aby woda i ogień stały się symbolem życia, zgody, miłości i pamiętania o sobie!

My rodzice – emeryci w dobie pandemii często nie wiemy jak toczy się życie naszych dzieci i ich rodzin!

Ja wiem, że kochają swoje potomstwo, mężów i żyją wg, swojego schematu, często zapędzeni do granic możliwości, bo praca, bo rodzina, bo dom i tysiące innych zajęć.

Jednak będę się upierała, że każdy z  nas musi znaleźć te 5 minut, aby zadzwonić do bliskiej osoby, czy też napisać coś na Facebooku,  aby rodzina się nie rozlazła!

Jak to leciało, że u mnie święta BN – 2019 były bez dzieci – Wielkanoc – 2020 także i teraz kolejne  święta BN – bez dzieci, a także 1 listopada, bo pandemia wszystko spieprzyła, a żyć chcemy wszyscy!

To wszystko sprzyja, że się oddalamy od siebie, bo tam gdzieś ktoś postanowił, że będziemy umierać, a więc nałożył nam kagańce na twarz i wszyscy wyglądamy jak zombe!

Nie zarazimy się niczym, jeśli do siebie zadzwonimy i napiszemy, porozmawiamy na kamerach, bo nie ma innej opcji teraz, abyśmy byli blisko siebie!

Pamiętajmy o sobie – to takie niby proste, a często takie trudne!

Jeśli moja drobna interwencja nie odniesie spodziewanego skutku, to będzie oznaczało, że poniosłam klęskę wychowawczą, ale czy aby na pewno będzie moja wina, czy wina genów, niezgodności charakteru, buntu i niechęci bycia w rodzinie, bo coś tam nie podoba się i brakuje w niej miłości?

Jaki smartfon do dzwonienia i pisania wiadomości wybrać? - Magazyn Ceneo.pl

 

 

 

Tomasz Komenda – ofiara systemu!

Lech Kaczyński naciskał na postawienie oskarżeń Tomaszowi Komendzie? - Wiadomości

„Superwizjer” dzisiaj i sprawa Tomasza Komendy skazanego na 25 lat bezwzględnego więzienia za zgwałcenie i zamordowanie 15 letniej dziewczynki.

Kiedy tylko sobie wyobrażę, że ten człowiek, któremu nierzetelne śledztwo zabrało 18 lat życia, to płaczę jak bóbr!

Wszyscy możemy sobie wyobrazić, że jakieś partacze nagle nas skazują i zabierają nam z życiorysu 18 lat naszego młodego życia!

Wszyscy wiemy jak w więzieniu traktowani są pedofile, ale więc Tomasz w więzieniu przeszedł istne piekło!

Trzy razy targał się na swoje życie, bo czuł, że dłużej nie wytrzyma.

Zawsze w tych latach była przy nim bardzo silna matka, która mimo, że dawała mu alibi – on został osądzony i osadzony na długie lata pośród innych zbirów.

Tomasz był w więzieniu bity, torturowany, gwałcony i aż dziw bierze, że nie zwariował.

To wszystko się działo za czasów, kiedy śp. Lech Kaczyński  wówczas był ministrem sprawiedliwości i wg. ustaleń „Gazety Wyborczej”, to Kaczyński wskazywał prokuratorom, że tego zbira trzeba zamknąć w więzieniu!

Czytam na ONET więc:

  • Według „Gazety Wyborczej” Kaczyński naciskał na zarzuty dla Komendy, a zatem to on ponosi odpowiedzialność za skazanie niewinnego człowieka.
  • Nie ma jednak dowodów na to, że jako prokurator generalny Kaczyński wskazywał palcem swym podwładnym konkretnego człowieka.
  • Można twierdzić, że Kaczyński atakując prokuratorów, budował presję, która doprowadziła do tragicznej pomyłki. Szkopuł w tym, że akurat w tej sprawie prokuratorzy od początku się kompromitowali.
  • Gdy Kaczyński został ministrem śledztwo prowadził już czwarty prokurator – Stanisław Ozimina. Kilka lat później został usunięty z zawodu i skazany – brał łapówki w zamian za wypuszczanie przestępców.
  • Komendę do więzienia wsadziły sądy, które w tej sprawie – tak jak prokuratura – popełniły kardynalne błędy, nie weryfikując dowodów.

Po latach sprawę wznowiono i znaleziono dowody, że Tomasz Komenda nie miał z tą zbrodnią nic wspólnego i został oczyszczony z zarzutów!

Jest na wolności i odbudowuje swoje stracone życie!

Na premierze filmu o nim – oświadczył się swojej miłości Annie i oczekują na urodzenie się ich pierwszego dziecka.

Filmu nie widziałam, ale podobno jest strasznie mocny i prawdziwy, a ja cieszę się z jego spóźnionego szczęścia!

Ciekawe ilu w więzieniach siedzi ludzi z powodu źle prowadzonych śledztw!?

Tomasz Komenda miał przy sobie matkę, która nigdy w niego nie zwątpiła i to jest dowód na to, że matkę ma się tylko jedną!

Moja jesień!

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: drzewo, niebo, roślina, dom, na zewnątrz i przyroda

Obraz może zawierać: niebo, drzewo, dom, roślina, chmura i na zewnątrz

Obraz może zawierać: drzewo, roślina, buty, kwiat, niebo, na zewnątrz i przyroda

 

Oni szykują kobietom średniowiecze w Polsce!

Puszczalskie, zołzy, księżniczki. Tak postrzegane są kobiety ...

Dzisiaj Ziobro dokonał tego, co obiecywał, a więc wypowiedział konwencję stambulską i kobiety za chwilę nie będą miały żadnej ochrony ze strony państwa!
Kobiety w Polsce – w bardzo wielu rejonach żyją tak jak w średniowieczu!
Nie mają pojęcia, co zrobić, kiedy się  przydarzy niechciana ciąża i nie wiedzą jak trzeba jej zapobiegać.
Nie mają pojęcia gdzie się zwrócić, aby otrzymać alimenty od ojca biologicznego, kiedy ich własna rodzina – ojciec, matka wyrzucają je z domu, bo uważają taką kobietę za puszczalską, w jej dziecko za bękarta!
Nie wiedzą, gdzie mają szukać pomocy, aby mieć na czas przejściowy dach nad głową w domu samotnej matki!
W Polsce nie ma debaty dla kobiet, by je uświadamiać, a więc w wielu rejonach kobiety żyją jak w średniowieczu pod osłoną księdza!
Kiedy przydarzy się niechciana ciąża, to mogą być nawet ukamienowane i wyzywane od najgorszych.
W Polsce rząd każe kobietom rodzić dzieci nawet z gwałtu, a więc by się pozbyć niechcianego – kobiety muszą jechać za granicę, ale często nie mają na to funduszy!
Idą więc do babek, które problem załatwiają szydełkiem!
Zabroniono w Polsce jest  sprzedaży pigułki dzień „po”, a więc kupują niesprawdzone leki w Internecie i jakże często umierają!
Polskie kobiety nie wiedzą nic na temat macierzyństwa i tego jak się chronić przed przemocą, a więc są latami katowane w czterech ścianach, bo nie mają dokąd odejść!
To już jest średniowiecze w tej naszej,  jeszcze niedawno dumnej Polsce, a rządzący żyjący jak pączki w maśle zgotował polskim kobietom piekło na ziemi!
Na pewnym forum rozmawiałam z pewną użytkowniczką właśnie o konwencji stambulskiej i ona przysłała mi poniższe opowiadanie na faktach!
Przeczytałam i za pozwoleniem wklejam na bloga!
Sądzę, że takich historii jest wciąż w Polsce bardzo wiele, bo istnieją wciąż w kraju  bardzo biedne rejony i żyjący tam ludzie księdza słuchają, bo nie mają rzetelnych informacji, co wolno i jak trzeba się bronić w sposób cywilizowany!
„Czekając na Franusia – historia prawdziwa..

Opowiem Wam historię, która wydarzyła się naprawdę, wiele lat temu.

Teraz byłoby to niemożliwe, mam taką nadzieję..

– Była zdrową, wesołą wiejską dziewuchą.
Rodzice mieli jedną z największych gospodarek w okolicy.

Ziemia IV klasy,rodząca tylko żyto i kartofle, ale piękne łąki, dochodzące do samej rzeki -pozwalały na hodowlę bydła..
– Pracowała na tej gospodarce od świtu do nocy.

Skończyła szkołę podstawową, ale choć chciała się uczyć, bo i zdolna była, ojciec zakazał.

Jedyną rozrywką dla niej były sobotnie zabawy w remizie.

Tam poznała JEGO. Na tle wiejskich chłopaków , wyróżniał się urodą i miejskim obyciem.

Grał w zespole wynajętym przez strażaków do wesel i zabaw..

Ach, jak on tańczył – siedziała przy stoliku nad swoją oranżadą z ciastkiem, czekając na niego, aby tylko być gotową, gdy on będzie mógł zatańczyć z nią jeden czy dwa kawałki.

Nawet, krztusząc się, piła z nim wódkę – byle tylko nie myślał, że jest naiwną, wsiową gęsią.

A później spacer nad rzekę. Świat wirował, razem z nim księżyc i gwiazdy, gdy on całował..

Za którymś tam razem -uległa.

On mówił, że nie wierzy w jej miłość; czeka cały czas na jakiś dowód tej miłości..
Czy w końcu uwierzył?

Nie wiadomo, bo przyszła jesień i zabawy się skończyły, a ona poczuła, że coś z nią nie jest w porządku.

Ale nie bała się, choć on milczał.

Przecież kochał i ona kochała, a to naturalna kolej rzeczy w przyrodzie, że gdzie jest dwoje  – tam i przybywa trzecie..

Wsiadła w pociąg i pojechała do miasta, gdzie mieszkał.

Odrapana klatka schodowa, drzwi malowane szarą farbą.

Zadzwoniła.Otworzyła młoda kobieta, wycierając ręce o fartuch.

Powiedziała, że chce widzieć jego, ale już czuła, że martwieje.

Kobieta milcząc, wpuściła ją do przedpokoju i zawołała go po imieniu.

Wyszedł z rocznym na oko dzieckiem na ręku….

Nigdy, przenigdy nie zapomniała jego wykrzywionej wściekłością twarzy i słów ,które wykrzyczał.

Schodziła po schodach, a wszystko w niej wyło…Szmata…szmata…oto czym jest…

Długo nie dało się ukrywać.

Ojciec,dobry katolik –  nawet nosił baldachim w Boże Ciało -nie mógł znieść czegoś takiego pod swoim dachem, więc wygonił z domu.

Matka chlipała,ale się nie sprzeciwiła.

To wtedy pierwszy raz usłyszała to straszne słowo – bękart..

Nie poszła daleko, bo i niby gdzie miała iść, wszak świata nie znała i bała się go.

W pobliskim miasteczku wynajęła sobie pokoik za pieniądze wsunięte jej w rękę przez matkę i za pomoc przy ogrodzie u starszej, samotnej kobiety, przebiedowała …aż nastąpił jej czas..

Wróciła z izby porodowej z zawiniątkiem, w którym mieściła się jej miłość…

-Nastąpiły szare, wypełnione pracą dni.

Zostawiała Małego pod opieką owej kobiety, a sama szła na cały dzień do sklepu warzywniczego, gdzie dano jej pracę…

Ale to było zwykłe, nieduże miasteczko.

Widziała, że kobiety patrzą na nią ze szczególnym wyrazem, a mężczyźni zaglądają bezczelnie w oczy.

Ale ona miała Małego.

Jednego razu, a upłynęło już kilka lat, w czasie których nie miała wiadomości ani od niego,ani od rodziców- Mały wrócił z podwórka z płaczem i guzem na głowie.

To był starszy chłopiec.Oczywiście poszła do matki na skargę. Tęga kobieta, z pogardą powiedziała..
– że też taka ma śmiałość się upominać i to o kogo?

O bękarta ?

Od tego czasu się zaczęło.

Bękart. To słowo najczęściej słyszał Mały.

Nawet jak poszedł dumny do szkoły, z nowym tornistrem, książkami i kredkami, które mu kupiła..

Jednego razu do sklepu przybiegła nauczycielka..
– niech Pani zabierze chłopca, wdał się w bójkę …higienistka już opatrzyła, ale boli go głowa.

Zabrała dziecko do domu i położyła do łóżka.

Nad ranem Mały zaczął majaczyć.

Wezwała pogotowie.
– co pani najlepszego zrobiła ! Głowa rozbita,wstrząs mózgu, dziecko powinno od razu być w szpitalu..

Wieczorem Mały umarł.

Zrobiła pogrzeb.

Ksiądz pokropił białą trumienkę, a ona stała jak martwa i patrzyła jak zakopują jej miłość.

Wróciła do domu,rozpaliła ogień pod kuchnią i wrzuciła wszystkie książki, kredki i zabawki Małego.

Sznur był w szufladzie….jeszcze tylko trzeba było sprawdzić ,czy hak wbity w sufit wytrzyma.

Wytrzymał.wszak była lekka od tej harówki…

Tę historię opowiedziano mi, gdy paliłam świeczkę na grobie przytulonym do cmentarnego muru, całkowicie zaniedbanym i zapomnianym”.

Szeptuchy - fenomen Podlasia - fakty.interia.pl

O samotności w rodzinie!

Obraz może zawierać: 3 osoby, dziecko

Oto moje zdjęcie zrobione w 1957 roku bodajże, a na nim mogłam mieć jakieś osiem miesięcy.

Siedzę między swoimi rodzicami i wyglądam na szczęśliwą, bo oczy i buzia mi się śmieje i widać z tego zdjęcia, że byłam pogodnym dzieckiem.

Oczywiście nikt z nas nie pamięta swojego dzieciństwa  w tym wieku i tylko jeśli mamy zdjęcia z tego czasu, to możemy się domyślać jak to wówczas było.

Na zdjęciu są moi rodzice tak bardzo młodzi i piękni i wydawałoby się szczęśliwi, a ja jeszcze nie wiedziałam, że przyjdzie mi przejść przez piekło!

Wiele razy pisałam, że ojciec mnie bił, a mama trzymała wszystko w garści, ale przez całe życie nie powiedziała mi – kocham ciebie.

Wykonywała zadania matki i żony, ale nie pamiętam by wzięła mnie na kolana i pogłaskała po głowie, przytuliła!

Bardzo się starała, abym miała wszystko w miarę możliwości, ale w moim domu nie mówiło się wcale o uczuciach i tego nie umiała mama, a także ojciec!

Bardzo mi pomogła, kiedy urodziłam pierwsze dziecko, bo biegałam na noce do pracy, a wówczas opiekowała się moim dzieckiem i za to jej dziękuję.

Myślałam, że sobie więcej powiemy kiedy zachorowała na raka, ale tak się nie stało!

Byłam przy niej przez ostanie dwa lata i  usłyszałam tylko, że jestem dobrą dziewczyną i to by było na tyle.

Kiedy mama umarła od reszty rodziny nie usłyszałam, że dziękujemy za to, iż włączyłaś się w opiekę i nam pomogłaś, a są to ci, którzy wiedzieli już, że mama darowała im mieszkanie!

Za to usłyszałam, abym  wzięła mamę do siebie na pół roku i tak chcieli jej się pozbyć jak stary mebel nie mówiąc nic o tym, że zgarną kasę za sprzedane mieszkanie!

Tak chcieli mnie wyrolować!

Idzie o zachowek i wczoraj moja rodzona siostra napisała mi na Facebooku tak:

„To byl Twoj zasrany obowiązek aby opiekowac sie matką”.

Potem padły jeszcze ostrzejsze słowa i zostałam wyśmiana, że całe moje dorosłe życie leczę się na depresję i dlatego mieszam fakty!

Dano mi w twarz i poczułam się po tym jak mnie potraktowała  własna siostra, bo jak śmiecia i jak Murzyna, który zrobił swoje i może odejść!

Poczułam, że mimo mojego strasznie burzliwego życia, naszpikowanego wieloma tragediami ona mnie traktuje jak bym nic nie znaczyła, a moim zasranym obowiązkiem było opiekowanie się  matką, która mi po sobie nie zostawiła złamanego grosza.

Naprawdę nie chodzi mi tu o kasę, ale o to, że dla niej nic nie znaczę i może mnie bezpardonowo obrażać.

Jakie to jest smutne i dziś cały dzień myślałam jak mnie odtrąciła i wiecie jaka najgorsza jest samotność?

Najgorsza samotność jest w rodzinie, czego nikomu nie życzę!

Ja na szczęście mam dwie kochające Córki oraz Męża i oni mnie szanują i nie wytykają mi mojej skłonności do depresji, a mnie chronią, bo jestem ta słabsza w rodzinie.

My się kochamy i wspieramy się, ale są złe osoby, które mnie wyszydzają i krytykują, a ja na to nie zasłużyłam.

Jest takie powiedzenie, że karma wraca!

Wydaje mi się, że jest to ostatni wpis na ten temat, chyba, że spadną na mnie kolejne obrazy!

Czy jest jakiś rodzaj samotności, który może nas wyjątkowo mocno boleć?

Najgorsza jest samotność w rodzinie. Dlatego, że dotyczy to osób z naszego najbliższego otoczenia. Bywa, że w rodzinie dzieje się coś takiego, że powstało dużo niechęci, przykrości, chłód i dystans między ludźmi. Człowiek mimo, iż ma w koło siebie bliskich to jest niezwykle osamotniony i nie za bardzo wie, co z tym zrobić.

„Samotność ma wiele twarzy

Jaka jest samotność? Przykra, potrzebna, a może… cudowna? Jedno słowo, a tak dużo odczuć.

Psycholog Elżbieta Zubrzycka w rozmowie z Alicją Samolewicz Jeglicką podkreśla, że samotność to bardzo złożone zjawisko..

Czy w dzisiejszych czasach, kiedy mamy takie multimedialne możliwości jak smsy, telefony, skype, facebook… Czy w dobie tego wszystkiego – samotność jest możliwa?

Elżbieta Zubrzycka: Samotność jest absolutnie możliwa, bo ona wynika z wielu rzeczy. Jedne kontakty nam łatwiej nawiązywać, inne trudniej właśnie przez to, że zamieniliśmy je na elektroniczne. Bardziej szanujemy indywidualizm niż życie towarzyskie.

 

Jak w naszym życiu może pojawić się samotność?

Jej rodzajów jest bardzo wiele. Jeden z typów samotności wiąże się z przykrymi wydarzeniami w życiu. Często towarzyszy chorobom. Ludzie boją się i unikają chorych. Samotność towarzyszy również w depresji. To bardzo ciężkie kiedy człowiek chory czuje się samotny. Oczywiście towarzyszy ona również żałobie, kiedy stracimy kogoś naprawdę bliskiego. Ale nie tylko. Samotność może wynikać też z okoliczności zewnętrznych – przyjeżdżamy z małego miasta do dużego. Jeszcze nie stworzyliśmy żadnych relacji z ludźmi, jeszcze nie poznaliśmy ludzi podobnych do nas… Często również osoby, które pozostały w małych miastach zostały same – bo wszyscy ich znajomi wyjechali na przykład za pracą. Tu można też mówić o imigrantach i emigrantach – im również na początku bywa trudno.

 

To są zewnętrzne czynniki. A czy my sami też potrafimy stworzyć ścianę i coraz bardziej wchodzić w samotność…?

Istnieją również powody nasze wewnętrzne, osobowościowe. Może jesteśmy nieufni, nieśmiali, spotkaliśmy się z dużą ilością krytyki albo wyszydzania w życiu. To powoduje, że możemy bać się wejść między ludzi. Po prostu boimy się ponownego zranienia. W jakimś sensie to my sami mamy trudności z wejściem w nową grupę i stworzeniem nowego środowiska. Powód? Nosimy w sobie lęki, nieśmiałość, strach i przez to nie umiemy z ludźmi nawiązać relacji.

 

NV0eHnNkQDHA21GC3BAJ_Paris Louvr

Samotność widzimy głównie w negatywnym świetle. Da się na nią jakoś spojrzeć pozytywnie?

Słowo samotność ma wiele znaczeń. Osoba samotna bywa także z wyboru, bo tak jej się podoba. Czasem samotność jest wręcz miła i pożądana. Każdy z nas przeżywa samotność w różnych sytuacjach życiowych, często nie mając na nie wpływu. Są jednak momenty, kiedy chcemy samotności. Poszukujemy jej w przyrodzie, chodzimy sami do lasu, spacerujemy w pojedynkę po plaży w zimie. Taka samotność jest higieną umysłową. Odrywamy się od tłumu, od ludzi, od spraw. Samotność może być antidotum na przemęczenie.

Można się pokusić na stwierdzenie, że samotność jest raz na jakiś czas potrzebna?

Tak – jest wręcz konieczna. Pozwala na przemyślenia: czy praca, którą wykonujemy jest tą, którą chcemy; czy nasze relacje są takie, jakie chcemy. W tej samotności możemy zapytać samych siebie: kim jesteśmy, co robimy i czy to jest dla nas dobre czy coś musimy zmienić. W wielu religiach osoby wchodzące na wyższy poziom religii są samotne. Kontakt z Bogiem, rozwój duchowy wiąże się z samotnością. Jak widać samotność ma pozytywne aspekty. Trzeba na nią patrzeć na bardzo złożone zjawisko – przykre, potrzebne, cudowne. Mamy jedno słowo na bardzo różne odczucia.

Najbardziej samotni czujemy się w trzech momentach życia - Focus.pl

Dzień Dziecka i nie zawsze szczęśliwa rodzina!

Obraz może zawierać: 1 osoba

Jutro będziemy obchodzili Dzień Dziecka i bardzo lubię to święto, choć ja już nie jestem nikogo dzieckiem, bo rodziców już nie ma!

Zostałam sama na tym świecie, gdyż nie ma już żadnej babci, dziadka, wujka, cioci i gdyby nie moja rodzina czyli mąż, moje dzieci i wnuki – to byłabym bardzo samotną kobietą.

Na zdjęciu jestem pogodnym bobasem, ale potem, kiedy rosłam życie nie było bajką, ale wyparłam to w sobie, bo nie można żyć z raną w sercu tyle lat.

Było, minęło i trzeba żyć dalej i radzić sobie z emocjami,  oraz złymi wspomnieniami.

Największym sukcesem jest moja rodzina, którą zawsze chciałam mieć i to mi się udało.

Piszę o tym, że na szczęście wyrosłam na prawego człowieka nie robiącego nikomu krzywdy, choć pewnie jakieś popełniłam nieświadomie.

Każda matka będąc w ciąży ma nadzieję, że urodzi dziecko zdrowe, które wyrośnie na dobrego człowieka, ale czasami się zdarza, że matka rodzi dziecko – potwora.

Oglądam czasami kanał „ID”, gdzie są pokazywane obrzydliwe zbrodnie popełnione właśnie przez dzieci.

Dziś właśnie obejrzałam odcinek na „ID” pt. „Żyjąc z potworem”.

Była to normalna, amerykańska rodzina z trójką dzieci, ale jedno z nich odstawało od pozostałych i od początku sprawiało wielkie trudności i wypaczenia w zachowaniach.

Rodzice mieli nadzieję, że ich dziecko po prostu z tego wyrośnie i dużo wkładali wysiłku, aby kształtować ich psychikę, ale im dalej w las, tym dziecko sprawiało coraz więcej kłopotów wychowawczych!

Było złośliwe, krnąbrne, nieżyczliwe, a w oczach widzieli potwora, choć nie do końca zdawali sobie z tego sprawę!

Ojciec uczył syna jak posługiwać się bronią i nie przypuszczał, że ta nauka zostanie wykorzystana.

Chłopak miał 17 lat i nienawidził swojej rodziny, a więc pewnego dnia wziął ojca broń i wystrzelał rodzinę, co do jednego, a dom pływał we krwi!

Przeżyła tylko jedna siostra – cudem uratowana, która od 30 lat analizuje sprawę i pyta – dlaczego nikt nie zauważył, że jej brat urodził się potworem!

Takie rzeczy nie tylko w Ameryce, bo znam przypadek rodziny, w której potwór się urodził.

Parę lat temu obserwowałam pewnego chłopca na podwórku, który był strasznie głośny i kolegów rozstawiał po kątach.

Uważał, że tylko on ma rację i patrzyłam na niego ze smutkiem, bo zachowywał się właśnie jak potwór.

Minęło parę lat i chłopak trafił do poprawczaka za drobne kradzieże, a rodzice rwali włosy z głowy, bo nic do niego nie trafiało.

Ożenił się z czasem i spłodził syna i wszyscy mieli nadzieję, że wydoroślał i zmądrzał.

Niestety, ale teraz siedzi w więzieniu, a dziecko adoptowali starzy rodzice i już nie mają złudzeń, że on się kiedyś zmieni!

Wiedzą, że spłodzili potwora właśnie.

Z pewnością świat medycyny bada fakt, że w jednej rodzinie, w której rodzą się zdrowe dzieci – ze zdrową psychiką i zastanawiają się dlaczego jedno rodzi się wampirem, mającym w myślach tak niecne czyny, które często realizuje!

 

Koszmarne sny!

Wszyscy ludzie na świecie  w nocy śnią swoje sny, których często nie pamiętamy, ale zdarza się tak, że zapamiętujemy je na całe życie, bo gdzieś tam w mózgu się kumulują i są zapisane  w szufladce!

Jedni śnią, że spadają, a inni, że się wznoszą, a mi się bardzo często śniło, że się przeprowadzam do innego domu, miasta, mieszkania tak jakbym była niezadowolona z obecnego miejsca i jakbym szukała czegoś innego, lepszego.

Dzisiejszej nocy po raz pierwszy przyśniła mi się moja śp. matka.

Była u mnie w domu i nagle zasyczała z bólu i upadła na podłogę.

Była już chora i bardzo się zrobiła malutka, a więc wzięłam ją na ręce i czym prędzej zaniosłam do szpitala nie wzywają karetki, bo szpital jest blisko i się obudziłam ze strachem.

Nigdy snów nie sprawdzałam w senniku, bo uważam, to za głupie, ale dziś mnie skusiło i żałuję, że weszłam na stronę sennika!

Zrobiło mi to strasznie źle i nigdy więcej!

Według sennika, który chyba jest ogarnięty przez psychologów mówi mi, że mój sen wskazuje na to, że czekają mnie nieszczęścia i niepowodzenia, oraz zmrtwienia!

Ktoś w to wierzy?

Dlaczego śnimy?

Marzenia senne pozostają niewyjaśnioną do końca zagadką. Naukowcy uważają, że sny mogą służyć nam do porządkowania zawartości mózgu. Eliminują niepotrzebne doświadczenia oraz wspomnienia, a zapisują te ważne i które mogą nam się przydać w przyszłości. Sen jest również jedną z ważniejszych aktywności fizycznych oraz filmem, którego często jesteśmy głównym bohaterem 🙂

Matka/mama – Znaczenie podstawowe.

Symbol ten w konkretnych przypadkach może wskazywać na relację z własną matką i oznaczać na przykład, że trzeba przetworzyć problemy. Sennik mówi, że matka uosabia też częściowo nieświadomy mentalno-duchowy obszar Twojej osobowości, ale może to być rozumiane tylko indywidualnie.

Sennik matka/mama

Jak wskazuje sennik, matka ogólnie symbolizuje kobiety. W snach oznacza najczęściej mentalne marzenia, które w dzieciństwie były determinowane przez matkę.

Chociaż matka jest istotą opiekuńczą, może mieć we śnie również inny, groźny, pożerający i wymagający aspekt. Sennik tłumaczy, iż może oznaczać, że nieświadome obrazy, linie myśli i doświadczeń otaczają siłę psychiczną i nie dopuszczają jej do świadomości, co może prowadzić do psychicznych zaburzeń i chorób fizycznych.

W pierwszym roku dziecko nie jest w stanie przetrwać bez matki, widzi matkę jako część własnej osobowości. Matka determinuje też dużą część późniejszych zachowań swoich dzieci.

Sennik: własna matka

Sennik sygnalizuje, że doświadczenie z dzieciństwa związane z matką zawsze decyduje o zachowaniach w późniejszych relacjach i związkach.

Jeśli Twoja matka pojawia się w Twoim śnie, może to oznaczać, że nie masz niezależności. Dodatkowo w senniku znajdziemy informację, że matka symbolizuje też jednak nieświadomy wizerunek idealnego związku kobiety i mężczyzny.

Nieznana matka może uosabiać funkcję państwa lub kościoła.

Jeśli śnisz o starej matce, jest to ostrzeżenie, które możesz zrozumieć przez inne symbole pojawiające się we śnie.

Zmarła matka wieszczy nam poważne kłopoty i problemy natury moralnej. Staniesz przed trudnym wyborem, który nastręczy Ci niemałych problemów. Taki sen może również zapowiadać odejście bliskiej osoby.

Martwa na jawie, a żyjąca we śnie matka oznacza sumienie, które w realnym życiu jest w stanie spoczynku. Sennik wskazuje, że pozostałe znaczenia zależą od tego, jaka jest relacja z matką.

Matka może również symbolizować płodność.

Znaczenie snu matka

Usłyszeć głos mamy: nie zaniedbuj swojego domu i bliskich.

Widzieć płaczącą: nieszczęście.

Kłócić się z nią: najwyższy czas, abyś zaczął decydować sam o sobie.

Mieszkać z matką: dobrobyt i świetne samopoczucie.

Przytulać się do mamy: nie wstydź się okazywać uczuć i wdzięczności

Stracić ją, gdy jeszcze żyje: dręczą cię wyrzuty sumienia.

Znaczenie snu MATKA/MAMA w innych kulturach i sennikach:

Sennik mistyczny:

Jest to symbol płodności. Jeśli pojawia się w Twoim śnie rzadko, jest to znak, że wszystko z Twoją mentalnością jest w porządku, a jeśli śnisz o niej często, wskazuje to na niepewność bądź na to, że nie osiągnąłeś jeszcze niezależności.

Gdy we śnie widzisz matkę, wskazuje to na poczucie szczęścia. Sennik wieszczy Ci powodzenie w życiu.

Gdy widzisz matkę bojącą i martwiącą się o swoje dziecko, jest to znak, że możesz cierpieć z powodu nieszczęścia innej osoby.

Kiedy widzisz matkę troszczącą się o szczęśliwe dziecko, jest to znak, że zaznasz szczęścia od innej osoby.

Gdy boisz się matki, która nadal żyje, wróży Ci to pocieszenie i nadzieję. Może też jednak zapowiadać, że będziesz dręczony przez konflikt sumienia.

Idąca matka zapowiada Ci ból.

Gdy śnisz, że robisz coś z matką, zapowiada Ci to przyjemne obowiązki i radość, na którą uczciwie zasłużyłeś.

Sennik arabski:

Jeśli we śnie widzisz matkę albo rozmawiasz z nią, zapowiada to, że będziesz zadowolony z powodu spotkania przyjaciela albo szczególnego szczęścia. Może to też jednak być dla Ciebie ostrzeżenie.

Gdy we śnie patrzysz na matkę, ostrzega Cię to przed stosowaniem sposobów, które mogą być fatalne, a jeśli z nich nie skorzystasz, wszystko będzie dobrze.

Chora matka to znak, byś zrobił coś najlepiej, jak umiesz.

Umierająca matka zwiastuje Ci smutek i zmartwienia.

Gdy widzisz nieżyjącą na jawie matkę, ostrzega Cię to przed działaniami, których później możesz żałować.

Kiedy widzisz nieżyjącą płaczącą matkę, jest to ostrzeżenie przed nadchodzącym niebezpieczeństwem.

Kiedy widzisz uśmiechającą się nieżyjącą matkę, jest to znak, byś nie przejmował się kłopotami, bo Twoje życzenie się spełni.

Sennik indyjski:

Kiedy śnisz, że widzisz matkę, jest to sygnał, byś nie słuchał plotek obcych ludzi.

Gdy widzisz umierającą matkę, wieszczy Ci to żal i zmartwienia.

https://www.sennik.biz/znaczenie884,matkamama.html

 

Znalezione obrazy dla zapytania: sen

Rozmowa matki z córką!

www.egeppert.com

Z moim Mężem poznaliśmy się w 1972 roku i zaczęliśmy ze sobą chodzić-  jak to się dawniej nazywało.

Chodziliśmy więc po naszych alejkach nad jeziorem przez 4 lata.

Długo się nie całowaliśmy, bo każde z nas było bardzo nieśmiałe ha ha.

Pewnego dnia, a był to rok 1976 powiedziałam Mamie, że postanowiliśmy się pobrać i oto moja Mama przeprowadziła ze mną taką rozmowę – prawie tak dokładną jak w piosence Edyty Geppert napisaną przez Michała Łuszczyńskiego:

„Mamo, on zaprosił wczoraj mnie do kina
Mamo, on mi dzisiaj kupił tuzin róż
Mamo, on ma tutaj być za pół godziny
Mamo, on beze mnie żyć nie może już

Córko, sądząc po nazwisku żaden z niego książę ani hrabia
Córko, on nie skończył w życiu żadnych studiów ani szkół
Córko, czy ty wiesz, ile tak naprawdę on zarabia
Córko, nie pozwolę, żeby taki życie tobie psuł

Mamo, dziś nieważne pochodzenie i tytuły
Mamo, nie chcę żeby pieniądz rządził mną
Mamo, nawet nie wiesz jaki on jest dla mnie czuły
Mamo, zrozum dzisiaj czasy całkiem inne są

Córko, chcę pomówić właśnie o dzisiejszych czasach
Córko, to co widzę chyba mi się śni
Córko, taki w nic nie wierzy, nie uznaje żadnych zasad
Córko, on ma jedno w głowie, uwierz mi

Mamo, w takim razie powiedz, czemu wyszłaś za mąż za tatusia
Czemu nie słuchałaś babci przestróg oraz mądrych rad
Mamo, to przeze mnie on się z tobą żenić musiał
Mamo, sama widzisz nie zawalił się od tego świat

Córko, nie porównuj mnie do siebie, bo to nie to samo
Córko, tamte czasy to nie to, co dziś
Córko, mam rozumieć, że zostaniesz… mamą
Córko… mamo… córko… mamo…”

Autor tekstu: Michał „Lonstar” Łuszczyński

Moja Mama uważała, że do siebie kompletnie nie pasujemy, bo mówiła, że jestem spokojną dziewczyną, a wybrałam sobie łobuza takiego, w którym kochały się wszystkie dziewczyny, bo dziewczyny lubią takich chłopaków z fantazją!

Uważam, że Mama się pomyliła, gdyż jesteśmy ze sobą za chwilę 44 lata i mimo przeróżnych turbulencji wciąż się kochamy.

Parę razy było na noże i blisko rozwodowi, ale przetrwaliśmy i już do końca życia naszego będziemy razem.

Moja Mama niestety też źle wybrała, a chciała pouczać mnie, kiedy wzięła rozwód z moim Ojcem po 17 lat pożycia!

Jestem dumna z siebie, że walczyłam jak lwica o swoje małżeństwo, bo teraz na stare lata mam do kogo otworzyć buzię i wciąż się z Mężem uzupełniamy!

Dziś zrobiliśmy wspólnie mały lifting łazienki, bo zmieniliśmy łazienkową lampę na bardziej nowoczesną i jasną, a także kratkę wentylacyjną, oraz zmieniliśmy deskę klozetową. Niby nic, ale zawsze jest to taka mała zmiana!

Mamy dwie Córki, które dokonały samodzielnie swoich wyborów, co do towarzysza życia i nigdy im nie odradzałam i nie tłumaczyłam, że to zły wybór!

Jestem z tego dumna, że pozwoliłam im na samodzielne wybory i żadna nie ma do mnie pretensji, gdyż nie interweniowałam, a im zaufałam!

Morał z tego taki, że niech każdy sam poszukuje swojego szczęścia na tym świecie i jeśli zaiskrzy – nie wtrącajmy się!

W niedzielę oglądałam program pt. „Szansa na sukces”, w którym amatorzy śpiewają piosenki sławnych artystów i trafiłam na Edytę Geppert, którą bardzo lubię i jej piosenki.

Zapraszam więc na koncert jej nietuzinkowych piosenek!