Dzisiejszy dzień minął mi tak szybko, że nie widziałam kiedy zrobiło się ciemno, a to wszystko dlatego, że do mojego, laptopowego pokoju przybył nowy mebel, a jest nim komoda.
Trzeba było pozbyć się biurka pod komputer stacjonarny, który zastąpiły laptopy i biurko stało się zbęde, bo laptop trzymam na niewielkiej kanapie, z której dobrze mi się serfuje i wygodnie.
Nowy mebel i dużo roboty, bo automatycznie włącza się mus, aby pokój posprzątać porządniej, gdyż odkryta powierzchnia podłogowa zdradzała, że nie zawsze dotarł tam odkurzacz i nazbierało się sporo kurzu na niepotrzebnych już kablach, znajdujących się za biurkiem.
Przez ostatnie dwa lata, kiedy Mama była chora robiłam porządki po łebkach, aby, aby, bo często się spieszyłam, a kiedy miałam wolne od opieki, to byłam nieżywa i dochodziłam do siebie.
Dzisiaj sprzątnęłam pokój z pomocą Męża oczywiście, prawie tak jak na święta, bo poodsuwaliśmy inne meble i tam dojechaliśmy odkurzaczem i mopem, a więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło i opłacił się ten nowy meblel, który zmusił mnie do przejrzenia papierów i ubrań, oraz innych bibelotów.
Jechałam więc dziś na szmacie i ze szmatką od kurzu w rękach.
Ubrania leżące dłużej niż dwa lata i nie zakładane poszły do wora, a papierzyska zostaną spalone w piecu i tak tym sposobem zrobiło się jaśniej i przejrzyściej, a ja po robocie uśmiechnęłam się, że prawie mam zrobione porządki świąteczne jak na razie w moim pokoju!
Na ten Sajgon w domu trafiła Wnusia ze swoją, nową przyjaciółką o imieniu Tessi – malutkim Maltańczykiem, w którym jest zakochana i miło było na obydwie patrzeć!
Był to taki dość intensywny dzień i chyba w każdym domu, kiedy przybywa nowy mebl, to roboty jest w brud, a potem jest satysfakcja i spływa na człowieka spokój.
Piszę o takich duperelach, ale nasze życie składa się z takich drobiazgów właśnie.
Jeden mebel, a tyle roboty, a potem patrzymy sobie, że coś się odmieniło i jest fajnie -inaczej!