Pamiętam czasy, kiedy dziewczynki były małe, nasze wakacje spędzaliśmy bardzo często na plaży w mieście, albo wyjeżdżaliśmy na biwaki do lasu, koniecznie nad jeziorem. To były najwspanialsze czasy, kiedy mogliśmy wszyscy razem pobyć na łonie przyrody. Opalaliśmy się, niekoniecznie leżąc plackiem, bo słońce samo smagało nasze ciała podczas pływania łódką po jeziorze, czy też łowieniu ryb, a także podczas przyrządzania posiłków w polowych warunkach. Mieliśmy zawsze na stanie szybkowar, do którego wkładaliśmy, co tylko mieliśmy w polowej kuchni. Potem stawialiśmy garnek na butli gazowej i za 20 minut mieliśmy pyszną i pożywną potrawę, bogatą w witaminy.
Trzeba wiedzieć, że szybkowar, to bardzo przydatne naczynie, gdyż gotuje się pod ciśnieniem i produkty w 20 minut są gotowe do spożycia, zachowując przy tym bukiet smakowy i potrawy nie tracą witamin, a to dlatego, że do szybkowara nie dochodzi powietrze. Ciśnienie w szybkowarze powoduje szybsze gotowanie. Goloneczka z szybkowara jest za 20 minut gotowa do spożycia, a więc same plusy, bo i gazu mniej się zużywa.
Na tych biwakach dobiliśmy nasze szybkowary i zrobiły się brzydkie, a więc jakieś 4 lata je ze swojej kuchni wyrzuciłam. Nie mogłam ich doszorować po tych eskapadach, a także zbyt rzadko je używałam po odejściu dzieci z domu, ale dziś – mąż mi kupił ten garnek, wyglądający już zupełnie inaczej. Garnek jest dostojny i błyszczący, a zapach dania jednogarnkowego unosi się chyba po całej klatce, a co wsadziliśmy do naszego nowego nabytku, to wyliczam:
Pokrojone wszystko w kostkę, czyli ziemniaki, pomidory, mięso, kapusta cukrowa, marchew, a do tego puszka fasoli, dwie papryki, 2 cebule i posiekany koperek zielony. Posolić, popieprzyć, dolać odrobinę wody i niech tak z 15 minut się to gotuje pod ciśnieniem.
Przypomniały mi się dawne, dobre czasy w związku z nowym garem w mojej kuchni, ale to nie wszystko, bo kupiłam sobie wrzos na okno, aby mówił mi, że jesień też bywa piękna, a ja wrzosy kocham. Na moim oknie wisi aniołek witrażowy w kolorze jesieni i niech nas strzeże ode złego, a na koniec uwielbiam brokuły i tak mija mi ten dzień, na samych przyjemnych sprawach.
A jak tam u Was z tą jesienią i co robicie, aby nie wpaść w jesienne chandry?
Ja jeszcze sobie śpiewam z Poniedzielskim, że nie wolno paździeniczeć 🙂