Archiwa tagu: odejście

Smutek!

Wyjątkowo nie mogłam dziś w nocy spać, kiedy zwykle śpię do 9, a czasami do 10.

Obudziłam się jakaś niespokojna i postanowiłam opuścić łóżko przed 7 rano.

M spał spokojnie, a ja zrobiłam sobie kawę i włączyłam laptopa, aby rozeznać się, co się na świecie wydarzyło.

Weszłam na FB i tam już czekała na mnie smutna wiadomość, że dzisiaj o 5.40 odszedł od nas zaprzyjaźniony ksiądz.

Można powiedzieć, że przyjaciel rodziny, a zwłaszcza moich Córek.

Młody człowiek, bo zaledwie miał 50 lat, który kilka dni temu gorzej się poczuł i lekarz skierował go do szpitala, ale na jeden dzień, to odłożył i to był wielki błąd.

Wylew krwi do mózgu i koniec!

Kochał swoje kapłaństwo i kochał życie, a był to wyjątkowo empatyczny ksiądz, który swoje ostatnie 5 lat oddał swojej parafii i parafianom.

Pedant i pracoholik, który budował, naprawiał i sadził rośliny, z których był bardzo dumny.

Na powyższym zdjęciu pokazałam mały kościół, który nabrał świetności jego, właśnie pracą i miał w planach tyle do zrobienia jeszcze.

Życie jest takie kruche, że nie warto być złym człowiekiem i zostawić po sobie szambo, jakie zostawi po sobie Kaczyński.

Życie jest jedną wielką niewiadomą, bo nigdy nie znamy daty swojego odejścia, gdyż czasami wystarczy parę godzin, aby umrzeć.

Niektórzy leżą latami jak rośliny, a niektórzy gasną jak ogień świeczki, kiedy zdmuchnie je wiatr.

W naszych sercach jest smutek, bo nie tak, to miało być!

Spoczywaj księże Piotrze w spokoju, bo tam odpoczniesz od wszystkiego.

Nie umiera ten, kto zostaje w pamięci żywych!

Bo jej się coś od życia należało

Miała 55 lat i wyglądała bardzo młodo na swój wiek. Szczupła i zadbana wciąż zajęta pracą i domem, z którego wyfrunęły już dzieci. Myślała, że oboje z mężem zaczną wówczas nowy rozdział życia i choć mąż jej też pracował, liczyła na wspólne weekendy i urlopy pełne atrakcji i wyjazdów, bo było ich na to stać. Miała nadzieję, że nadrobią ten czas spędzony na wychowywaniu dzieci, którym oddała się bez reszty. Zależało jej, aby dzieci wyrosły w zgodnej rodzinie i kształciły się w najlepszych szkołach i to na to wydawali z mężem dużo pieniędzy. Dzieci, to był ich priorytet i kiedy poszły w świat, pragnęła bardzo, aby uczucia na nowo wybuchły i chciała poczuć ten dawny dreszczyk uniesień.

Córka jej rok po roku rodziła dzieci, a więc jako babcia chciała jej pomóc, nauczyć jak opiekować się takimi maleństwami, a więc prosto po pracy biegła do córki, aby odciążyć ją na trochę od macierzyńskiej rutyny. W tym czasie jej córka z zięciem wychodzili, a to do kina, a to na romantyczną kolację, a ona kładła wnuki do snu.

Wracała do domu skonana, licząc na to, że mąż poda jej gorącą kolację, czy też wymasuje obolałe części ciała, bo taka zalatana była. Jednak bywało często tak, że w domu zastawała pełen zlew nie umytych naczyń i pralkę zapchaną brudnymi ciuchami. Mąż nie pomagała jej w niczym, bo nie zauważyła, że przez 30 lat ich małżeństwa, to ona robiła wszystko i niczego od męża nie wymagała. Robiło się jej coraz smutniej, a kiedy wychodziła z inicjatywą, że chętnie by wyszła z mężem do kina, czy kawiarni, napotykała na mur niechęci i wymówek, że jemu odpowiada wieczór spędzony przed telewizorem. 

Nie podobało się jej to i chodziła coraz bardziej zamyślona i nie wiedziała, co ma zrobić, aby w końcu poczuć się szczęśliwą. Nie chciała być wieczną służącą dla swojego męża i chciała to zmienić, bo męczył ją ten brak zainteresowania ze strony ukochanego mężczyzny. Dalej biegała pilnować wnuki, bo nie potrafiła odmówić córce i dalej po skończonej służbie przychodziła do domu i wpadała w rytm domowych obowiązków i tak minęło jej 5 lat. 

W 35 rocznicę ślubu, nie doczekała się żadnej niespodzianki ze strony męża gapiącego się w telewizor. Nie doczekała się gratulacji od dzieci za jej cierpliwość i podsycanie swojego małżeństwa. Nikt nie zadzwonił i wszyscy zapomnieli, tylko nie ona.

I znów zrobiło się jej przykro i zauważyła beznadziejność swojej sytuacji. Nie była dla nikogo ważna. Nikogo nie obchodziło, co ona czuje i czego oczekuje w tych ostatnich latach życia.

Mówiła sobie w myślach, że coś jej od tego życia jeszcze należy, ale nie umiała niczego zmienić. Nie miała odwagi na rozwód i ucieczkę z bezsensownego małżeństwa i wykorzystującej jej córki. Milczała i nie skarżyła się. Wnuki rosły jak na drożdżach i często od córki słyszała, że jest zmęczona i to siedzenie z dziećmi już ją wykańcza i potrzebuje odmiany, bo coś się jej od życia należy, a więc załatwiła wczasy dla siebie i męża i bez gadania, babcia musi je przypilnować, bo akurat ma urlop.

Pojechali, a ona zajęła się dziećmi w domu córki i ani razu nie zadzwonił telefon od męża, czy może potrzebuje pomocy i co u niej tam słychać? Od czasu do czasu zadzwoniła zrelaksowana córka i to wszystko. Nikogo znowu nie obchodziła i ta sytuacja uświadomiła jej, że jej życie jest nic nie warte, bo wnuki, to nie wszystko. Pragnęła czegoś więcej i kiedy wróciła córka z wakacji i z ledwością podziękowała, coś w niej pękło.

Przyszła do domu, spojrzała na nieobecnego męża, na zaniedbany dom i miała już pewność, że dalej tak być nie może.

Poszła do pokoju spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i bez słowa wyjaśnień wyszła z domu i nigdy więcej do niego nie wróciła.

Ludzie mówią, że widzą ją w nadmorskiej miejscowości, spacerującą brzegiem morza z dobrze utrzymanym panem. Często idą, trzymając się za ręce, a w jej oczach widać blask szczęścia, bo jej się też coś od życia należało!