Dziś siedząc z chorą Mamą oglądałam wiadomości i dowiedziałam się, że Pol’and’Rock dawna nazwa Woodstock właśnie dobiegł końca!
Trzy dni totalnego szaleństwa wśród muzy, rozmów z ciekawymi ludźmi, dobrej zabawy się zakończyło.
Na ten festiwal zjechło ponoć 70 tysięcy ludzi, gdzie przeważała oczywiście młodzież, ale i byli też starsi, którzy młodość chcieli znowu poczuć.
Dziennikarka TVN była tam dzisiaj i przechadzała się ubitym traktem z mikrofonem i zauważyłam podczas peanów nad festiwalem ją pośród ogromnej ilości śmieci!
Od razu rzuciło mi się to w oczy i ten festiwal zaczął mi zgrzytać, bo pole było zasłane ogromną ilością śmieci, a zwłaszcza plastikiem.
Ja zawsze płaczę, bo jestem wrażliwcem, kiedy ludzie się gromadzą i wspólnie coś przeżywają. To mnie zawsze ogromnie wzrusza, kiedy ludzi łączy muzyka, ale nie tylko to, bo wspólne ideały i miłość do swojego kraju!
Po festiwalu będzie wielkie sprzątanie i wynajęta ekipa opłacona przez organizatora będzie sprzątała to wszystko przez, co najmniej dwa tygodnie!
Wszędzie pojawiają się Janusze i Grażyny, którzy jadą gdzieś i zachowują się wbrew zasadom, etyce i psują obraz prawdziwego Polaka.
Pojechali już do domów – rozjechali się, ale zostawili po sobie syf i to mnie wkurza!
Spójrzcie na te zdjęcia po niżej, bo ja uważam, że młodzież musi się wyszumieć, ale zdjęcia pokazują tych Januszów i te Grażyny, którzy się napili i wzięli narkotyki, bo przecież nad tak wielkim tłumem trudno jest zapanować!
Jurek Owsiak ze sceny zachęcał, by młodzi ludzie poszli do wyborów, bo nasz kraj został przejęty przez miernoty intelektualne, ale czy te słowa do wszystkich trafiły – wątpię!
Skończą się wakacje i ten luz i proponuję młodym, aby z uwagą przeczytali kogoś mądrego z doświadczeniem:
Wywiadu udzielił prof. Marek Safian!
Prof. Marek Safjan: Musiałem trzy razy powtarzać, co robi PiS. Prawnikom z UE nie mieści się to w głowach.
– Ludzie zrozumieli, że tu chodzi o to, czy będziemy społeczeństwem wolnym. Że bez wolności sądów nigdy nie będziemy pewni, czy sędzia w naszej sprawie wyda sprawiedliwy wyrok – mówi prof. Marek Safjan, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Panie profesorze, co mówi się o reformie sądów PiS w kuluarach Trybunału Sprawiedliwości UE?
– Tam pracuje 2,5 tysiąca osób ze wszystkich krajów europejskich, reprezentujących różnorodne kultury polityczne i prawne. Praktycznie bez przerwy pytają mnie: co się u was dzieje?
Co pan odpowiada?
– Mam ogromne kłopoty z wytłumaczeniem im tego. Jak mówię: „mamy do czynienia z ustawą rozwiązującą Sąd Najwyższy i możliwością mianowania sędziów SN przez prokuratora generalnego”, to każą mi to powtarzać trzy razy.
Dlaczego?
– Ludzie wychowani w tradycjach i wartościach Unii i demokracji zachodnich, zwłaszcza Francji, Niemiec czy Hiszpanii, nie są w stanie tego zrozumieć. Nie dociera do ich świadomość, że coś takiego może się zdarzyć. Nie chcą uwierzyć, że to jest prawda.
A pan?
– Ja też nie mogłem uwierzyć, dopóki nie zobaczyłem tekstów tych ustaw. Moja wyobraźnia nie nakreśliła takiego scenariusza.
Ujdzie nam to płazem w Unii?
– Proszę pamiętać, że to nie jest tak, że we Wspólnocie może funkcjonować państwo, które nie przestrzega zasad. Nie może. Unia Europejska to jest wspólna przestrzeń, system naczyń połączonych. Jeśli w jednym z nich poziom gwałtownie spada, to musiałby spaść wszędzie. Żadna demokracja, która uczestniczy we wspólnej przestrzeni prawnej UE, nie zaaprobuje standardów, które dzisiaj chcą wprowadzać polskie władze. Nigdy. Bo to jest zaprzeczenie wartości, na których od samego początku opiera się Unia.
Widzę coraz poważniejsze zagrożenie dla naszego miejsca i pozycji w UE. Tu muszę się zatrzymać, zanim wygłoszę polityczny komentarz, ponieważ jestem sędzią Trybunału Sprawiedliwości UE. Ale uważam, że sygnały płynące do nas z instytucji unijnych są bardzo wyraźne. I powinny naszemu społeczeństwu uświadomić, na czym polega to zagrożenie.
Co, jeśli władze odpowiedzą – jak poprzednio – twardą linią i oświadczeniami, że UE nie powinna się wtrącać w wewnętrzne sprawy Polski?
– Wtedy wpadniemy w rzeczywistość, z której przez długie, długie lata nie będziemy się w stanie wydobyć. Zadaję sobie pytania, które chcę zadać też moim studentom i wszystkim, którzy czują odpowiedzialność za przyszłość naszego kraju: co będzie następnego dnia po upadku „dobrej zmiany”? Jak odbudować demokrację i państwo prawa? Przecież trudno sobie wyobrazić, żeby ci, którzy będą sprzątać po obecnej władzy, mieli zastosować do tego metody, którymi obecna władza tę demokrację i państwo prawa niszczy. Trzeba tego uniknąć za wszelką cenę. Jeżeli ktoś zaczyna posługiwać się metodami swojego przeciwnika, to zamienia się w tego przeciwnika. Dam przykład. Mój przyjaciel, prezes Sądu Najwyższego Izraela Aron Barak, tłumaczył mi kiedyś, dlaczego Sąd Najwyższy Izraela nie mógł nigdy, nawet w stanie największego zagrożenia kraju, zaaprobować tortur jako środka wymuszenia zeznań od potencjalnych terrorystów. Nawet od tych, o których służby wiedziały, że mają informacje, gdzie będzie następny zamach. Mówił, że gdyby zastosowali terror fizyczny, nie byłoby dalej sensu walczyć z tym terrorystą. Ponieważ staliby się tacy sami, jak on. Ale zgodnie z tą logiką jesteśmy w klinczu.
Dlaczego?
– Musimy myśleć o naszym państwie, demokracji, wartościach i zasadach tak, by zachować wszystko to, co jest cenne, i odbudowywać państwo prawa, ale nie wiemy, w jaki sposób to zrobić, nie adaptując metod PiS. Tymczasem ta odbudowa może być trudniejsza niż w 1989 roku. Jak działać? Zmieniać Konstytucję? Tu potrzeba silnej większości. Nie można zmieniać Konstytucji zwykłą ustawą. Co zresztą teraz właśnie jest robione.
Trzeba to jasno, wyraźnie powiedzieć: Konstytucja w Polsce nie funkcjonuje. Jest łamana każdego dnia przez takie zabiegi ustawodawcze jak w sprawie Sądu Najwyższego. Tymczasem nie można, nie mając większości konstytucyjnej, wprowadzać prawa, które odpowiada wyłącznie przekonaniom aktualnej władzy.
Dlatego już teraz czeka nas ogromnie skomplikowana praca. Nie możemy się skupiać tylko na lamentach, tylko dziś bardzo poważnie tworzyć program, który pozwoli nam wrócić do rządów prawa i demokracji. Nie będzie to łatwe.
Może te protesty to niezła lekcja wiedzy o społeczeństwie? Niektórzy ze zdumieniem patrzyli, ilu Polaków wyszło bronić sądów.
– I to jest najbardziej pozytywny sygnał tych demonstracji. Że wreszcie wszystko dotarło do świadomości tych, którzy na co dzień mówią: „to mnie nie dotyczy, to są sprawy elit”. Ludzie, także młodego pokolenia, zrozumieli, że tu chodzi nie o jakąś czysto formalną i abstrakcyjną sprawę, ale o to, czy będziemy społeczeństwem wolnym. Problem w tym, że nie wiemy jeszcze, czy entuzjazm z Wrocławia, z Poznania czy spod Sejmu jest przejawem powszechnego przekonania społecznego. Obawiam się, że nie jest. Obawiam się, że przed nami bardzo, bardzo długa droga, by dotrzeć do społeczeństwa, które musi zrozumieć, że bez względu na to jak bardzo różnimy się w poglądach politycznych czy społecznych, nie możemy różnić się kwestiach podstaw, na których to nasze społeczeństwo działa.
Taką podstawą jest właśnie wolność i niezależność sądów. Bez niej demokracja nie może funkcjonować. Bez niej nie będziemy w UE. Bez niej będziemy każdego dnia coraz bardziej zagrożeni i pozbawiani pewności, że jak coś nam się zdarzy, jak będziemy mieli proces w sądzie, to niezależny człowiek, arbiter, sędzia, rozstrzygnie naszą sprawę. Otóż jeśli jedna partia przejmie sądy, to ten arbiter będzie działał na telefon polityczny. Jeżeli ludzie tego nie zrozumieją, znajdziemy się za chwileczkę – a być może już się znaleźliśmy – w takiej rzeczywistości, która mojemu pokoleniu i mnie osobiście jest znana z lat 70. czy 80.
Czyli jakiej?
– Takiej, w której ludzie byli zastraszeni. Bali się siebie wzajemnie. Bali się pokazywać swoje przekonania na zewnątrz. Działali w podziemiu i uważali, że państwo jest ich wrogiem i nie stoi w obronie ich najbardziej żywotnych praw.
Pierwsza grupa, która może zacząć się bać, to sędziowie. Myślę o małym sądzie w małym mieście, w którym sędzia wie, że jego prezes jest właśnie tym na polityczny telefon.
– Oczywiście. Sędziowie są – dzisiaj – najbardziej narażoną kategorią osób. Nie mam wątpliwości, że te zmiany, które przeprowadza PiS, są przeciwko nim, a nie po to, żeby usprawnić postępowanie sądowe. Nie potrafię wskazać w ustawach PiS żadnego, dosłownie żadnego mechanizmu, który by poprawiał cokolwiek w funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości.
Tymczasem sędziowie mają pełną świadomość tego, że musi nastąpić głęboka zmiana, która umożliwi sprawne funkcjonowanie sądów. Był nie tak dawno kongres prawników, który bardzo precyzyjnie wskazywał, co jest do poprawienia. Natomiast prace w Sejmie, jeśli można je w ogóle nazwać pracami parlamentarnymi, nie mają nic wspólnego z ideą naprawy wymiaru sprawiedliwości. Są antytezą naprawy. Zaprowadzą efektywność, ale polityczną. To jest budowanie kompletnie oderwanego od rzeczywistości mirażu. Którym niestety można zwieść ludzi, nie rozumiejących funkcjonowania współczesnej demokracji i państwa prawa.
Panie profesorze, tacy ludzie to większość społeczeństwa. Dla zwykłego obywatela, nie-prawnika twarzą polskiego sądownictwa jest jeden sąd i jeden sędzia. Sąd, w którym ów obywatel miał lub ma proces. I sędzia, który wydał niekorzystny dla obywatela wyrok.
– W sprawie sądowej są wygrani i przegrani. Zawsze ktoś wychodzi z sądu niezadowolony. Na przykład z tego, że musiał czekać 10 lat na rozstrzygnięcie. Albo tak dlatego, że proces np. z ochrony dóbr osobistych stracił już sens, bo trwał zbyt długo. I teraz Zbigniew Ziobro mówi, że jego ekipa wszystko pozmienia i będzie działać w interesie społeczeństwa. I jego ludzie zrobią to lepiej niż inni.
To jest złudzenie! Bo ten wściekły na sąd człowiek ma rację – jest źle, trzeba to zmienić. Ale nie tymi metodami. Metody stosowane przez PiS zmierzają w zupełnie innym kierunku.
W jakim?
– Państwa autorytarnego. Po wejściu ustawy o SN w życie nie będziemy już państwem demokratycznym i państwem prawa. Pójdę dalej. My od 2015 roku już nim nie jesteśmy – po tym, jak rząd odmówił publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego. To, że dziś zamiast Trybunału Konstytucyjnego jest sparaliżowana wydmuszka, sprawia, że w parlamencie odbywają się prace, które nie mają nic wspólnego z procesem ustawodawczym.

