Archiwa tagu: paczki

Pączusie i zimne nogi :)

Witajcie w tłusty czwartek 🙂

Oj, nie piekłam sama pączków, choć to żadna filozofia. Kupiliśmy sobie z mężusiem po dwa, bardzo smaczne z dużą ilością dżemu i starczy tej rozpusty.

Ale na pamiątkę tego dnia wklejam fotkę pączków, aby był malutki akcent na blogu.

Wpadłam jednak do kuchni w innym celu i zajęłam się zimnymi nogami, czy też wieprzową galaretką, bo kupna nigdy nie dorówna domowej, a więc:

Kupiliśmy – jedną nogę świńską, golonkę i udziec z indyka.

Ugotowałam to z niewielką ilością wody w szybkowarze przez niecałą godzinę. 

Do wywaru dodałam przed tym oczywiście ziele angielskie, liście laurowe, dużą cebulę, pieprz i tak mi się to pitrasiło.

Baza to groszek zielony, marchewka ugotowana, jajka na twardo i zielona, posiekana pietruszka.

Rozdrobnione mięso kładziemy na ugotowane jajka i zalewamy zalewą jeszcze ciepłą, do której wcisnęłam trzy ząbki czosnku i czekam, aż stężeje.

Uwielbiam z octem rozcieńczonym, inni polewają cytryną i oczywiście każdy ma swój niezawodny sposób na zimne nogi!

Tak więc dzisiaj oddałam się temu, co nie robi się codziennie, ale ja zimne nogi robię dość często, bo lubimy 🙂

Prezenty dla dzieci i sentymenty :)

Podsumowanie świąt raz jeszcze. Kiedy po części Wigilii, nadszedł stosowny moment na zjawienie się Mikołaja, byłam przerażona ile prezentów zjawiło się pod choinką – dla wszystkich, ale rzecz jasna, dla dzieci najwięcej. Moje wnuczęta mają dwie pary Babć i Dziadków, a także ciocie i wujków i każdy pod choinkę coś przygotował. Z nami było tak, że daliśmy rodzicom pieniążki i to Oni za określoną kwotę, dokonali zakupu zabawki, gry, czy też innego prezentu. Przecież to rodzice znają swoje dzieci najlepiej. Mimo wszystko przeraziła mnie ilość tego wszystkiego, bo ja najbardziej pamiętam ze swojego dzieciństwa jeden bardzo dla mnie zapamiętany prezent. Otóż miałam chyba 8 lat i mieszkaliśmy w Ustce, gdzie rozpoczęłam naukę w pierwszej klasie. Nie wiem dlaczego ten prezent tak utkwił mi w pamięci. Dostałam pod  choinkę dwie bajki, a tytuł jednej z nich to był, aby nie przekręcić „Mister Twister, fabrykant guzików”, z której dowiedziałam się jak ten Mister dorobił się majątku, ale gdzie? W Ameryce oczywiście. Pamiętam, że siedziałam na podłodze przy ciepłym piecu, z wypiekami na twarzy i sama czytałam tę opowieść z zapartym tchem. Chłonęłam każde słowo, a z czytaniem dawałam sobie już nieźle radę. Lektura była na tyle ciekawa, że czytałam i oczywiście podziwiałam każdą ilustrację. Dlaczego o tym wspominam, bo dzisiejsze dzieci mają za dużo  na raz i prezenty z nieba im kapią, a czy potrafią tak do końca się z tego cieszyć? Czy zapamiętają na przyszłość, tę jedyną zabawkę, grę na wiele lat? Czy będą potrafiły wspomnieć kiedyś coś, co sprawiło im niewymierną radość – oto jest pytanie? Jestem zwolenniczką poznania swojego dziecka, na tyle, aby uraczyć je wymarzonym prezentem, niekoniecznie drogim, ale takim, przy którym dziecko spędzi dłużej niż godzinę. Ma być to coś, co się chowa w swoim kąciku i dba jak o największy skarb, ale czy w zalewie pięknych i wymyślnych zabawek jest to jeszcze możliwe?

Moje bajki z czasów dzieciństwa są w pudle schowane w mojej piwnicy i liczą sobie już 50 lat. Mogłabym je podarować swoim wnukom, ale czy mnie by nie wyśmiały czasami, kiedy bym im  podarowała posklejane bajeczki, takie już niemodne. Może kiedyś, kiedy dorosną i zaczną doceniać moje sentymenty, podzielę się z nimi moimi wspomnieniami – może kiedyś?