Pisałam już o tegorocznych zbiorach grzybów i naprawdę mam ich już sporo, ale postanowiliśmy jeszcze raz jechać do lasu, by nazbierać dla Córki.
Miastowi, zapracowani, z małymi dziećmi nie zawsze mają czas pojechać do lasu, a więc w domu ponownie pachnie i zostanie im przekazane.
Do lasu, który uwielbiamy mamy 40 kilometrów w jedną stronę i w tym miejscu grzyby są zawsze w okresie grzybobrania.
Jest to Drawieński Park Narodowy i do niego wchodzić nie wolno, ale obok jest las, gdzie można buszować!
Byliśmy w lesie w południe i ja zbierałam bliżej samochodu.
W ciągu 30 minut udało mi się zebrać całe wiaderko – wiem, wiem, że powinno się wrzucać grzyby do koszyka, ale gdzieś nasze kosze przepadły z dawnych lat i ostał się tylko jeden.
Dreptałam sobie w kółko i gdzie się nie obróciłam, to tam znajdowałam podgrzybki rosnące w grupach, a więc szybko mi to poszło!
Mąż oznajmił mi, że idzie do swojego lasu po prawdziwki, a ja cofnęłam się do samochodu, by coś zjeść i odpocząć.
W lesie praktycznie już nie było widać samochodów i grzybiarzy, bo w tym roku grzyby obrodziły i każdy się zaopatrzył do woli.
W lesie totalna cisza, słońce, nawet ptaki chyba spały, a ja zrobiłam kilka zdjęć na pamiątkę, bo w tym roku pojechaliśmy ostatni raz na grzybobranie.
Jednak nie do końca było tak pięknie, bo Mąż poszedł po te prawdziwki i dość długo nie wracał, a ja nie wzięłam telefonu.
Wystraszyłam się, że może zabłądził, a ja zostanę w tym lesie do wieczora – taką miałam wizję!
Usiadłam na wiaderku na leśnej drodze i wypatrywałam Męża, bo powinien wrócić tą samą drogą.
Trwało to chyba z godzinę, kiedy umierałam ze strachu i w końcu pojawił się z oddali – odetchnęłam!
Niby wygląda na to, że jest to ostatnie grzybobranie, ale w październiku i listopadzie jest jeszcze wysyp zielonek, które uwielbiamy szukać we mchu!
Te grzyby są smaczne w sosie z cebulką!