Włączyłam o poranku telewizor i informują mnie, że Ukraina w nocy walczyła o swoje prawa. Pogoda nie sprzyja, bo jest mokro i zimowo, ale to im nie przeszkadza, bo dopominają się swoich praw i dążą z całych sił na zachód. Nic im nie sprzyja, bo nawet pogoda się sprzysięgła, ale to mocny Naród i jakoś wierzę, że swoją determinacją swoje wywalczą, tylko dlaczego ja się denerwuję, że gdzieś tam w świecie ludzie muszą wychodzić na ulice, aby walczyć o lepszą Ukrainę. Nie lubię takich sytuacji, bo zaraz przypomina mi się, że ponad 20 lat temu przeżywaliśmy to samo. My Polacy szykujemy się spokojnie do świąt, a Oni musieli wyjść na ulicę!
Otrzymałam jeden telefon, który wiele zmienił w moich świątecznych planach. Usłyszałam w słuchawce: – Zapraszamy Was do nas na święta i będzie nam miło, jeśli się zjawicie.
– Zaniemówiłam i pytam dlaczego tak i skąd taka decyzja?
– Chcemy abyście się zjawili i nie pytaj dlaczego, tylko się szykujcie, bo będzie prawie cała rodzina i będzie miło i rodzinnie. Ucieszyłam się w pierwszej chwili, ale za chwilę potok myśli przepłynął mi przez głowę, że trzeba będzie naszykować więcej, dużo więcej na świąteczny stół.
Na drugi dzień wstałam z myślą, że muszę sobie opracować strategię działania, aby zadowolić swoimi kulinariami gości przy świątecznym stole. Układałam sobie w głowie plan i lekko się denerwowałam, czy dam radę, aby wszystko zdążyć, a potem przewieźć do domu gospodarzy.
Wieczorem mąż, kiedy wrócił z pracy zagaił, jak sobie to wyobrażam i zauważył moje lekkie zaniepokojenie. On mnie zna i potrafi wyczuć moje zachowania w różnych sytuacjach – wiem o tym.
– Siadaj, pogadamy i wszystko sobie zaplanujemy. Pomogę ile będę mógł, tylko zrób listę zakupów, a ja ją zawiozę do brata, do jego sklepu i wszystko Ci dostarczę, abyś nie musiała z siatkami latać. Nie denerwuj się, damy oboje radę i mnie przytulił.
– Uf, jak dobrze, że zechciał właśnie dziś ze mną o tym porozmawiać, bo jako Zosia Samosia, chciałam wszystko sama.
– To będą fajne święta – wspomniał, gdyż od wielu lat spędzaliśmy je w naszym domu, a tu taka miła odmiana. I wiesz co, bardzo się cieszę, że ten jeden telefon wprowadził w nas trochę niepokoju, bo to nas ożywi do działania, a lekka adrenalina jest każdemu potrzebna. To jest ten smaczek, bo przyznaj, że też się cieszysz, że nas chcą w rodzinie, a jeśli chcą, to i lubią.
– Cieszę się i jutro zabieram się za planowanie – odparłam, a kamień spadł mi z serca.