
Los nie dał mi talentu do pisania wierszy, ale czasami mam jakieś przebłyski i przelewam na klawiaturę coś tam, coś tam.
Mam dziś melancholijny dzień i napisałam list do Męża, którego pewnie nie przeczyta, ale może kiedyś zdradzę mu swoje myśli spod klawiatury, a w realu staram się dla Niego, a On dla mnie!
Za chwilę będzie razem 43!

O betonowy chodnik rozbiłam swój żal,
jak nie potrzebny bibelot wdeptałam,
a za chwilę wystawiłam swą twarz
w stronę słońca i wieczorem do gwiazd.
Ulga zagościła w pani w kapeluszu.

Pada deszcz
i obmywa mnie z dawności.
Niech pada,
jestem coraz czystsza.

Umyłam okna i lśniły jak gwiazdy,
a świat stał się bardzo wyrazisty.
Weszłam na stołek, a nie jest mi łatwo.
Dziś krople deszczu zmyły mój trud – trudno.

Poeci nie zawsze rymują, bo często białe wiersze piszą
i taki ja chcę napisać o nas, choć nie jestem poetą!
Jesteśmy w tym mieście tylko we dwoje, skazani na siebie!
Gdzieś w świecie mamy nasze dzieci, ale one w zakamarkach
mają schowane swoje marzenia i nie będziemy im przeszkadzać.
Teraz jest ich czas – niech się realizują.
Budzę się jeszcze obok Ciebie i niech tak zostanie na długo,
bo to daje mi siłę.
Pytam rano niepotrzebnie, czy idziesz do pracy, choć wiem, że nie możesz
bez pracy żyć.
Pytam, co dzisiaj na obiad, a Ty czasami masz specjalną zachciankę,
którą z całej mocy chcę spełnić, bo to sprawia mi przyjemność.
Czasami się złoszczę, że tak dużo pracujesz i zostawiasz mnie samą,
ale za chwilę uświadamiam sobie, że muszę dać Ci przestrzeń.
Pokornie czekam, aż wrócisz i podzielimy się tym – jak minął dzień.
Mówisz mi, że musisz pracować, gdyż trzeba do domu kupić coś nowego.
Dziś kupiłeś mi nową kanapę, na której siadam z laptopem i piszę ten wiersz.
Jesteśmy tacy sami, ale cieszymy się, że mamy siebie wciąż.
Kiedy wieczór przychodzi z satysfakcją zasypiamy obok siebie wsłuchując się w nasze oddechy.
Czasami tylko jeszcze przed snem wtrącę, że taki spokój jest w mieście,
kiedy z otwartym oknem wsłuchujemy się w odgłosy miasta.
Wtedy jest cisza. Samochody na parkingach, a my kochamy tę ciszę
po całym dniu. Wtulamy się w swoje poduchy i jest bezpiecznie.
Jutro rano znowu Cię spytam, czy idziesz do pracy i co mam ugotować na obiad.
Lubię tę naszą konwersację bez sensu, a może z sensem i walkę o każdy wspólny dzień razem.
I jeszcze taka drobnostka!
My się wciąż kochamy, choć sami jesteśmy w tym mieście.

Patrzę na niebo
i ono zawsze wisi
nad moimi rzęsami.
Patrzę na drzewo
i ono odradza się
z wiosną zielonymi listeczkami.
Patrzę na trawę świeżą
oplecioną mleczami.
Patrzę na nas
i nie wiadomym jest czy ona
zabierze ciebie pierwszego,
czy pierwszą mnie – na zawsze,
bez możliwości odrodzenia!

Na moim osiedlu
wydeptała sobie ścieżkę
i kosi bez skrupułów.
Nie patrzy na wiek,
ani na wyznanie
i kosi jak oszalała
– stara wariatka.
Skosiła Panią Bożenkę,
która sprzedawała mi bułki latami,
a potem skosiła panią Marię,
która dzieciom zastrzyki dawała.
One już wiekowe były,
ale dlaczego skosiła
młodego człowieka?
Bezlitośnie puka do drzwi,
a często nie puka
i wchodzi bezszelestnie,
aby kolejną duszę skosić,
bo ma taką zachciankę.
Wciąż jest nienasycona
i wciąż jest głodna
i zdarza się jej skosić
Matkę Dziecku, albo Ojca.
Wredna jest i nie przekupna
i nie przyjmuje modlitwy.
Ona kosi i kosić będzie
i tylko jednym daje
więcej czasu
na pożegnania,
a drugich zabiera
nocą,
albo z samego rana.
I tu ludzkość zadaje sobie pytanie,
kiedy przyjdzie
i, o której godzinie
i ja też się pytam
– często, coraz częściej!

Mocno oświetlam lustro
i przed nim staję.
Przyglądam się i wcale się nie dziwię.
Na mej twarzy są zmarszczki do zniesienia i są ładne.
Palcami grzebię we włosach szukając siwizny.
Jest na skroniach jeszcze nie pomalowana,
ale farba czeka na użycie.
Patrzę na szyję i widzę, że nie jest już łabędzia,
ale nie spędza mi to z oczu snu.
Poleciały te lata szalone i czas zrobił swoje,
co nie znaczy, że tam głęboko w duszy
nie mam wciąż osiemnastu lat.
Nie dziwcie się, że moje serce i dusza
się nie zestarzały, choć dziwię się sama i ja.
Wybaczcie mi dzieci i wybacz mężu, że nie jestem
nobliwą matroną, ale może się taką stanę, gdy
umierać przyjdzie mi.

Wszystko się zmienia,
moje marzenia
i spojrzenia moje też.
Nagle zauważam, że
ostatni listek
z drzewa spadł.
Widzę to teraz
bo też się zmieniam
i na drobne się
nie rozmieniam,
bo przyszedł czas
na wzruszenia.
Nagle zauważam
i nagle widzę
jak drzewa
poszarpał wiatr
i ostatni listek
z drzewa spadł.

Krawcowa kiedy szyje sukienkę,
a nici na szpulce się kończą,
zakłada nową, by skończyć dzieło.
Nasze życie też jest taką szpulką,
ale jakże rzadko możemy skorzystać
z zapasu nici, gdyż ostatni ich centymetr
nie pozwala już skończyć życia dzieła!

Nie mów nic kochany,
w naszym wieku słowa są zbędne.
Zamy się lat tyle, że wystarczy spojrzenie,
a wiemy nagle, co wpół drogi chcemy sobie przekazać.
Oszczędzajmy na słowach,
a zyskujemy na czasie, z powodu
trafnych odgadnięć i bez zaskoczenia,
bo znamy się jak łyse konie
i to jest nasza wielka miłość i siła na dalsze lata.

Frywolitka, utkana ze starej nici,
ma nadzieję na dalszy swój żywot,
ale stara nić już się strzępi,
więc trafiła na dno szuflady,
jako pamiątkowy, lecz nie potrzebny
już śmieć.
Tak z kobietą jest podobnie
i nie mówcie, że to kłamstwo
bo tylko młoda nić jest podziwiana,
a kiedy się strzępi
staje się jak ten pamiątkowy
i nie potrzebny śmieć?

Jeannie Ebner
Wiersz o małżeństwie
Z tych wszystkich listów do ciebie —
żadnego nie otrzymałeś,
bo nie wysłałam ich nigdy,
nawet ich nie napisałam,
i tylko moje oczy przyrzekały,
zdradzały miłość,
tylko moja skóra dawała sygnały,
moje włosy wszeptywały tobie w ucho.
I wystarczało nam, co nasze ciała
miały sobie do powiedzenia.
Wypowiadały słowa-zaklęcia:
Ufność.
Połączenie.
Miłość.
A więc czy było trzeba,
Bym listy do ciebie pisała?
tłum. Krystyna Kamińska
A jednak napiszę list do Ciebie Mężu, bo to zdjęcie, do którego mi tak śmiesznie i zabawnie pozowałeś, dało mi wiele do przemyślenia, że wciąż mamy siebie.
Napiszę ten list, choć nie wiem, czy dam Ci go do przeczytania? Wiesz, że piszę bloga i popierasz to moje dziwne hobby, choć kompletnie nie wnikasz w treści tu zamieszczane. Wiesz tylko, że mnie to sprawia przyjemność i w związku z tym pogodziłeś się, że są takie chwile, że myślami jestem gdzie indziej i pochłania mnie klawiatura, przy pomocy, której przelewam swoje myśli. Istnieje jednak możliwość, że dam Ci do przeczytania ten list, którego nigdy nie wyślę, ale będzie on tu zamieszczony na wieki.
Wczoraj się na mnie wkurzyłeś, bo coś wspomniałam o umieraniu i może to ja pierwsza opuszczę ten padół i zostawię Ciebie samego. Zganiłeś mnie, a wieczorem się przytuliłeś i powiedziałeś, że masz mnie teraz tylko jedną. Nasze córki już wiodą swoje życie gdzieś tam w świecie. Pracują i mają swoje obowiązki i rodziny. Ja Ci dziękuję, że dałeś mi tak wspaniałe dzieci, za które ani razu nie musieliśmy się wstydzić. Nasze dzieci, to nasz wielki kapitał i kiedy z domu odchodziły, każde z nas cierpiało na swój sposób.
Nagle w domu zrobiło się tak cholernie cicho. Cisza ta była bardzo nieprzyjemna, bo musieliśmy oboje się pogodzić, że oto nadeszła taka kolej w naszym życiu, że nagle zostajemy tylko we dwoje.
Nie udawało się to na początku. Ja się zamknęłam ze swoją tęsknotą, a Ty uciekłeś w pracę. Widywaliśmy się tylko o poranku i wieczorem, bo praca pomagała Ci uporać się z nieuchronnym i przemijaniem, a ja ze swoim bólem i syndromem pustego gniazda musiałam uporać się sama. Bywały dni, że nie chciało mi się wstawać z łóżka, bo ogarnął mnie bezsens tego wszystkiego, ale mnie motywowałeś i udało się. Obydwoje zrozumieliśmy, że inaczej już nie będzie i musimy wspierać nasze dzieci już na odległość i to przywróciło mi wiarę, że nie zostawiłeś mnie z tym wszystkim samą.
Pamiętasz nasze młode lata, kiedy tuż po ślubie pojechałeś na dwa lata do wojska, a ja zajęłam się wychowaniem naszego pierwszego dziecka? Pisałeś do mnie listy, że tęsknisz, a list wówczas szedł z cztery dni. Ja przyjechałam do Ciebie na przysięgę wojskową i byłeś w tym mundurze taki piękny, bo bardzo Ci on pasował. Byłam dumna z Ciebie, ale liczyłam dni do Twojego powrotu.
A pamiętasz nasze randki, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie przeznaczeni? Ja pamiętam, że chodziliśmy na nie – nad jezioro i tam mieliśmy swoją ławeczkę, której już teraz nie ma. Pamiętam nasz pierwszy, niewinny pocałunek i ja nie zapomnę go do końca życia? Miałam Ciebie i czułam podświadomie, że jesteś tym jedynym i inni chłopcy mnie absolutnie nie interesowali. Zakochałam się szaleńczo w Tobie i tak mnie do dzisiaj trzyma.
Jak każde małżeństwo, mieliśmy swoje wzloty i upadki. Dochodziło czasami do bardzo ostrych spięć. Jak w każdym małżeństwie padało do straszne słowo – rozwód! Jak każde małżeństwo, mieliśmy ciche dni, których ja nie znosiłam, a wiem, że i Ty także, a więc czym szybciej się godziliśmy i dalej pchaliśmy ten wózek pod nazwą – rodzina.
Oj, nasze dzieci z pewnością mają w pamięci te nasze spienione burze i huragany. Wiem, że pamiętają, bo zdarza się w bezpośredniej rozmowie, po latach, że wspominają, iż czasami jako rodzicie przedobrzyliśmy. Jednak w każdej takiej rozmowie wspominkowej, ogromnie je przepraszam, że coś nam w życiu nie wyszło.
Najważniejsze, że przeszliśmy przez to wszyscy razem i wciąż jesteśmy wszyscy razem. Nasze dzieci realizują się zawodowo i są szczęśliwe. Mam nadzieję, że nie popełniają błędów swoich szalonych i ekspresyjnych rodziców. Mam nadzieję, że potrafią nam przebaczyć nasze błędy popełnione i widzę, że Tobie też na tym zależy, bo jesteś na każde ich zawołanie, kiedy proszą o cokolwiek. Potrafisz wszystko rzucić i pędzisz do nich, co mnie wciąż ogromnie cieszy.
Jesteśmy wciąż razem kochany i póki zdrowie jeszcze jako tako nam dopisuje, potrafimy się sobą cieszyć na nowo. Zmądrzeliśmy na starość i oboje wiemy, że będziemy ze sobą do momentu nieuniknionego. Nikt z nas nie wie, jak to się skończy i oboje boimy się, że coś się nam złego wydarzyć może, ale nie rozmawiamy o tym zbyt często, choć wiem, że masz też swoje przemyślenia. Jesteś bardzo skryty ze swoimi myślami i mało wylewny, ale ja Ciebie znam i wiem, kiedy na chwilę się zatrzymujesz i rozmyślasz. Ja to wszystko widzę i po tylu latach rozumiemy się już bez słów.
Chciałabym Ci podziękować, że jesteś dla mnie tak bardzo dobry. Tyle dobrego dla mnie teraz robisz, że nawet wyprzedzasz moje niewypowiedziane prośby, a choćby, że wiesz, że w domu kończy się chleb i trzeba dokupić proszek do prania, czego ja nie zauważyłam. Ile razy mnie prosisz, abyśmy gdzieś dalej sobie pojechali, choćby na zakupy do większego miasta. Ile razy robisz mi drobne prezenty, ot tak bez powodu.
Ja też staram się dbać o Ciebie. Lubię Ci ugotować coś smacznego i lubię patrzeć, kiedy po dobrym obiedzie robisz sobie 15 minutową drzemkę. Cieszę się, kiedy dostrzegasz moje starania, aby w domu było czysto. Pomagasz mi nawet w drobnych pracach domowych, a do tego potrafisz sam wszystko naprawić, że nie musimy wzywać żadnych fachowców.
Cieszę się, że Twoja praca daje Ci satysfakcję i w niej nadal się realizujesz. Pragnę, abyś robił, to co lubisz jak najdłużej, bo praca daje Ci ogromnego kopa do życia. Wiem, że bez pracy szybko byś zwiądł i się załamał, a więc wspieram Cię w tym, najlepiej jak potrafię.
A na koniec kochany mężu muszę Ci napisać, że jestem bardzo z Tobą szczęśliwa, a wiem, że i dla Ciebie ja jestem ważna. Dopiero teraz oboje zdajemy sobie sprawę, że los nie na darmo nas sobie przedstawił 39 lat temu.
Może kiedyś napiszę jeszcze inny list. Może przypomni mi się wiele innych szczegółów i zapragnę o tym napisać, a tymczasem się powtórzę – kocham Cię bardzo, bardzo. 🙂 Wiem, że Ty mnie też, bo nawet dziś mi o tym powiedziałeś. 🙂