Archiwa tagu: pokolenie

Jeszcze trochę o Wigilii

Spójrzcie na poniższe zdjęcia!

Ile ciepła z nich bije, a są to zdjęcia z dawnych, dawnych Wieczerzy Wigilijnych i ich przygotowań.

Widać rodzinne zdjęcia i miłość do tego jakże ważnego Wieczoru.

Widać na nich wielkie przygotowania i powagę, oraz starania, aby ten Wieczór był najpiękniejszy i bardzo, bardzo rodzinny.

A jakie są nasze, teraźniejsze Wigilie i ile komercja zrobiła złego, że zasiadamy do stołu szybko, szybko i czekamy na to, aby jak najszybciej zakończyć tą farsę.

Przed świętami biegamy po Marketach, Galeriach i kupujemy zbyt dużo jedzenia, Coca – Coli, słodyczy, gotowych potraw, bo zatraciła się tradycja wspólnego szykowania, pieczenia, smażenia, gdyż idziemy w ilość, a nie w jakość.

Udajemy, że jesteśmy pobożni, a śmiejemy się do rozpuku, gdy ktoś czyta przy stole ubranym w biały obrus – fragmenty z Biblii. Nudzi nas to, ale inaczej nie wypada przecież. Niektórzy nie rozumieją wcale, co w tej Biblii jest napisane!

Przychodzi czas dzielenia się Opłatkiem i słychać w przestrzeni jedno słowo:

  • zdrowia, zdrowia, zdrowia, zdrowia, bo nie stać jest nas na indywidualne życzenia, bo w zasadzie się nie znamy, bo widzimy się przypadkowo na Wigilii.

Przychodzi czas na degustację i każdy ładuje na talerz ileś tam pierogów, potem jakąś rybę w galarecie, w cebuli itp.

Nie rozmawiamy ze sobą, bo się spieszymy i się nie znamy, a więc nie mamy o czym rozmawiać.

Nagle do kogoś dzwoni telefon komórkowy, choć w tle leci kolęda z telewizora – ful – wypas, której kompletnie nie rozumiemy i nie celebrujemy.

Udajemy, że celebrujemy, a w zasadzie czekamy kiedy ten cyrk się skończy.

Dzieci po degustacji pytają kiedy przyjdzie Mikołaj, a pod choinką umieszczono stosy prezentów.

Po degustacji odchodzimy od stołów, a wielu włącza swoje komputery, tablety, telewizory, z których płynie film na kształt „Gwiezdnych wojen”  i mają w nosie osoby starsze, które nie pojmują zachowania młodych i siedzą przy stole zażenowani.

Co z tego, że jest piękna choinka. Co z tego, że na stole jest tyle jadła, skoro końcem Wigilii jest sterta zmiętego, kolorowego papieru i wstążek z obdartych prezentów, a w duszy nie zostało nic z tej magii!

 

 

Znalezione obrazy dla zapytania stare wigilie

 

Podobny obraz

Znalezione obrazy dla zapytania stare wigilie

Podobny obraz

Podobny obraz

Reklama

Gdzie są dzieci!

Tak mi się włącza nutka wspomnieniowa. Pewnie już za progiem starość, albo tylko melancholia spowodowana deszczową pogodą, która ogarnęła niemal całą Polskę.

Niech sobie idzie już ten deszcz, bo ziemia już jest dość na razie nawilżona, a rośliny strzeliły do samego nieba.  🙂

Przyglądam się dużemu  placowi jaki mam za oknem i tak się zastanawiam, gdzie podziały się polskie dzieci?

Nie ma ich, po prostu jakby zapadły się pod ziemię. Jakby dzietność w Polsce spadła do zera, bo w dzisiejszych czasach już na podwórkach nie rozbrzmiewają dziecięce odgłosy. Cisza! Potworna cisza, a dzieciaki pewnie siedzą w domach przy komputerach, albo telefonach. Jeśli tak jest faktycznie, to jest to edukacyjna katastrofa i wychowawcza też!

Pamiętam, że moje Dzieci buszowały po podwórku i bawiły się z rówieśnikami i często ciężko było je ściągnąć do domu.

Pamiętam swoje dzieciństwo, a było pełne przeróżnych przygód podwórkowych z bliznami na nogach włącznie. 

Pamiętam, że właziłam na drzewa, wisiałam na trzepaku i goniłam za piłką. To był wspaniały czas przyjaźni i koleżeństwa na podwórku właśnie. 

Myślę sobie nie raz, że kiedy nastanie weekend i pogoda dopisuje, to podwórko wypełni się dziećmi, ale srogo się nie raz zawiodłam.

Jeśli są dzieci, to tylko pod opieką mam, czy tatusiów. Upominane bez przerwy, aby tylko nie nabiły sobie guza. Pilnowane i wychowywane pod kloszem, bezstresowo. Smutny to widok, ale widać takie czasy nastały i każdy rodzic z tyłu widzi pedofila i porywacza dzieci.

Ciekawa jestem, co będą miały te dzieci do wspominania, kiedy staną się dorosłymi ludźmi? 

Leopold Staff opisał w wierszu swoje dzieciństwo, bardzo podobne do mojego.

DZIECIŃSTWO – Leopold Staff

Poezja starych studni, zepsutych zegarów,

Strychu i niemych skrzypiec pękniętych bez grajka,

Zżółkła księga, gdzie uschła niezapominajka

Drzemie – były dzieciństwu memu lasem czarów…

Zbierałem zardzewiałe, stare klucze… Bajka

Szeptała mi, że klucz jest dziwnym darem darów,

Ze otworzy mi zamki skryte w tajny parów,

Gdzie wejdę – blady książę z obrazu Van Dycka.

Motyle-m potem zbierał, magicznej latarki

Cuda wywoływałem na ściennej tapecie

I gromadziłem długi czas pocztowe marki…

Bo było to jak podróż szalona po świecie,

Pełne przygód odjazdy w wszystkie świata częście…

Sen słodki, niedorzeczny, jak szczęście… jak szczęście…


Dziś będzie wpis typowo lifestylowy, czyli danie pokoleniowe

Może będziecie się uśmiechać pod nosem na ten mój dzisiejszy wpis, ale coś mi się przypomniało z przed lat i od nowa z mężem wprowadzamy to w czyn.

Pamiętam, że kiedy dzieci były małe, a na rynku wciąż wszystkiego brakowało, to czasami ratowaliśmy się zupą zwaną wodzianką chlebową, a my nazywamy ją „ciuty”

Nikt nie wie dlaczego tak się nazywa ta zupa i wpisałam w przeglądarkę „ciuty”, a tam nie ma takiej nazwy, a więc wpisałam wodzianka i jest!

Zupę taką przekazał na następne pokolenia mój teść, który wychowywał się w klasztorze pod Warszawą i tak zagościła w naszym rodzinnym menu.

Dowiedziałam się, że jest to danie pochodzące ze Śląska i tam często nazywano ją zupą biedy i wiem już, że:

„W wielu śląskich domach wodzianka była zupą na beztydzień – dzień powszedni. W niektórych domach spożywano ją na śniadania a w innych często była posiłkiem spożywanym przez cały dzień. Niekiedy dla urozmaicenia podawano ją z bratkartoflami. Ta proste i postne danie, które kiedyś było synonimem śląskiej biedy dziś jest wizytówką śląskiej kuchni a także tematem piosenek i fraszek, których autorzy przekonują, że wodzionka to „najlepsza z wszystkich śląskich zup i ósmy świata cud”.

Jak dobrze mieć internet i w końcu dowiedzieć się skąd i dlaczego ludzie wymyślili tak proste danie, a ja muszę przyznać , że bardzo smaczne, na które od czasu do czasu mamy z mężem chęć i my gotujemy ją tak:

– z mąki i jajka trzeba zrobić ścisłe ciasto, lekko posolić.

– zagotować wodę, my oczywiście już tylko na dwie osoby i wrzucać na wrzątek takie rwane kluseczki, a jak ciasto jest rzadsze, to też może być.

– na patelni z kiełbasy, albo boczku zrobić skwarki i wlać, kiedy już kluski będą gotowe.

– dodać sporo czosnku, posolić, dodać trochę pieprzu i taką zupę już na talerzu, czy miseczce posypać pokrojonym w kostkę chlebem. Może być czerstwy.

W sieci są różne przepisy, ale nasza jest zmodyfikowana po naszemu i zapewniam, że jest doskonała w smaku. Najbardziej smakuje w długie zimowe wieczory. Dodaje energii i mocno rozgrzewa,  a czosnek sprawia, że wirusy nie mają prawa bytu. 🙂

Ciekawa jestem, czy jesteście w posiadaniu takich przepisów przekazywanych z pokolenia na pokolenie, które na stałe zadomowiły się w Waszej kuchni?